30.09.2021

Nowy Napis Co Tydzień #120 / Pa(nde)miątka ubywania [fragment]

Mam na imię Małgorzata i mam troje dzieci. Od dziesięciu lat podlewam je czule. Podlewanie zajmuje mi połacie czasu. Mój dziennik jest kompromisem między tym, co mogłoby być, a tym, czego nie ma. To, co mogłoby być, to dobry tekst. To, czego nie ma, to czas na pisanie dobrego tekstu. Czasu na pisanie tekstu podczas pandemii nie przybyło. Po prostu ubył gdzie indziej. Ten dziennik jest zatem na temat ubywania.

*

Rekolekcje wielkopostne 2020, 26 lutego–9 kwietnia

Luty 2020 – Planuję udział w rekolekcjach wielkopostnych

Od 8 miesięcy na świecie jest Wincent. Poletko wolnego czasu dramatycznie mi się skurczyło. Czy będę chodzić na Drogę Krzyżową z Wincentem? Czy będę pościć, karmiąc piersią? Pan znalazł sposób na wyjątkowe rekolekcje w roku 2020.

26 lutego 2020, Środa Popielcowa – Moja córka zachorowała

Greta od niedzieli jest chora. Od pierwszej klasy chorowała krótko, zwyczajowo gorączkowała do temperatury 38,5°C i po jednym dniu była już zdrowa. Teraz jednak to co innego – jest w piątej klasie i pierwszy raz od pięciu lat gorączkuje do 40°C. Boli ją biodro. Leży w salonie i głośno cierpi. Doktor Mania przepisała jej Apo-Napro, który uśmierza ból, ale to jest przecież świństwo i leczy doraźnie. Dziś jestem sama, Remi jest do jutra w Warszawie. Wczoraj wziął wolne, żeby zawieźć Gretę do lekarza. Wincent jest ostatnio marudny, bo ząbkuje, mało śpi w dzień, a Greta chce, żeby jej czytać. Ja nie wychodzę z kuchni: albo szykuję coś dla niej, albo dla Wincenta, albo dla siebie. Kiedy już wyjdę z kuchni, zmieniam Grecie piżamę i pościel, bo pot leje się z niej strumieniami.

Całe szczęście mama zawozi Leo na tenis, bo nie dałabym rady. Dziś wpada jednak trochę przed czasem i pyta, czemu Leo nie jest gotowy. Leo tymczasem zabawiał marudnego, ząbkującego Wincenta, żebym mogła zająć się Gretą. Potem sam sobie mierzył temperaturę z nadzieją, że też będzie chory, bo nie chce chodzić do szkoły.

Mama zatem pyta, czemu Leo niegotowy. Ona nie ma czasu tak tu stać i stać. Narzeka.

Niedobrze mi od tego narzekania. Czuję ucisk w brzuchu.

— Dobrze, to umów się z nami następnym razem na konkretną godzinę i Leo będzie gotowy – oświadczam.

Potem zwracam się do Leo:

— Leo, nie będzie ci się kalkulować słuchać narzekań babci. Sam wybierz, co wolisz: być gotowym czy tego słuchać.

Mama patrzy na mnie, jakbym wydziwiała.

To jest ofiara pierwszego dnia Wielkiego Postu: być zmęczonym brakiem czasu i słuchać narzekania, że ktoś inny nie ma czasu.

28 lutego 2020, piątek – Ile kosztują bańki

Mama pyta, ile kosztowały bańki. 200 zł. Uśmiecha się, delikatnie zwracając uwagę:

— Trochę dużo. To nawet nie dniówka Jeremiego.

Przeliczyłam w głowie, czy nie jest. Akurat jest.

Ofiara wielkopostna: Mama wylicza pieniądze, gdy chodzi o zdrowie Grety. Biednych nie stać na wybór. Biednych nie stać na zdrowe metody powrotu do zdrowia. Biednych nie stać na to, by te zdrowe metody zawodziły. Ja jestem biedna. A bańki pomogły na krótko.

Remiego prawie cały dzień nie ma. Chociaż jest już w Poznaniu – jest w pracy, a po pracy zawozi Leo na tenis.

29 lutego 2020, sobota – Mamie brakuje czasu bardziej niż mnie

Jestem zmęczona. Rano Remi wziął Gretę na badania. Potem ją przywiózł i pojechał po zakupy. Winek ucina sobie tylko mikrodrzemki w ciągu dnia, w domu – burdel. Na środku salonu leży materac Remiego, który odkąd jest w domu – śpi przy Grecie. Ten materac mnie wkurza. Kiedy w końcu Wincent zasypia, lecę z materacem na górę, by zniknął mi z oczu, zanim Wincent się obudzi. Tymczasem moja mama wpada jak przeciąg:

— Co z Gretą? Jak wyniki krwi?

— Zaraz ci powiem. Wejdź i poczekaj. Tylko nie wołaj od progu, bo obudzisz Wincenta – targam materac po schodach.

— Nie chcę wchodzić – woła mama. – Przyszłam tylko zapytać o Gretę. Nie możesz zejść do mnie i streścić wszystko w dwóch minutach?

— Nie, bo Wincent śpi jak na szpilkach i za dwie minuty może mi się obudzić. Najpierw odłożę materac. Poczekaj chwilę – prawie wtargałam materac na szczyt.

— To po co ja tu przyszłam? – denerwuje się mama.

Ofiara wielkopostna, kolejna z kolejnych: mama wpada jak przeciąg i dyktuje swoje warunki. Sabotuje mnie brakiem swojego czasu. Mój brak czasu jest jakby mniej ważny. Gretką interesuje się na swoich warunkach. Ja nie mam komfortu interesować się Gretą, tak jak ja chcę. Interesuje się nią tak, jak mi zagra Wincent.

Wieczorem wyrwałam się na 40 minut na basen. Popływałam raptem 20. Nogi miałam jak z ołowiu. Ten ołów w nogach to mój lęk o Gretę. Mam ochotę płakać. Woda wcale nie sprawiła, że poczułam się lżej.

1 marca 2020, niedziela – Greta w szpitalu

Jestem bardzo zmęczona. Boli mnie głowa i chce mi się wymiotować. Ogarniam dzieci na coraz wolniejszych obrotach. Wieczorem Greta jedzie z Remim i moją mamą do szpitala. Tata przychodzi na godzinę, zabawia marudnego Wincenta, Leo robi lekcje.

Mogę w końcu posprzątać w salonie. Zanoszę dwie kołdry – Grety i Remiego – do góry. Kanapa wygląda bez nich dużo lepiej. Kiedy wieczorem Winek i Leo zasypiają, nie mogę uwierzyć – jest cisza. W domu nikt nie jęczy, nie marudzi. Siedzę bez ruchu. Zajmą się Gretką w szpitalu. Niezależnie od tego, czy będzie tam kilka dni, czy kilka tygodni.

Moja Gretka. Mój dar od Pana Boga. Mój największy skarb dla Pana Boga. Zainwestowałam w nią wszystko to, czego nie miałam – mój czas, uwagę i czułość. Zaopiekuj się nią, Boże, kiedy odpocznę.

2 marca 2020, poniedziałek – Lżejszy dzień z rachunkami w tle

Dziś był lżejszy dzień. Był mi bardzo potrzebny po tygodniu bez wytchnienia.

W nocy śniła mi się babcia Bogusia. Odwiedziłam ją w tym śnie, ale była to wizyta po długim okresie niewidzenia się – tak długim jak na jawie. Ostatni raz widziałam się z babcią w Dzień Babci.

Babcia we śnie była zasuszona jak mumia i bardzo chuda. Oglądała swoje ciało z zainteresowaniem dziecka. Piersi miała jak dwie sflaczałe kulki, jak jakieś wysuszone na słońcu grudki błota. Trzymała je w rękach i nawet je podrzucała. Jej twarz wyrażała bezmierne zdziwienie, że coś takiego dzieje się z ciałem.

Rano Greta przesłała ze szpitala zdjęcie „pysznego śniadanka”: dwóch bułek z ziarnami z szynką i pomidorem oraz zupy mlecznej. Remi wziął na Gretę opiekę.

Wincent miał dziś dłuższą drzemkę, więc zdążyłam zrobić dla niego obiad i posprawdzać rachunki. Greta była w szpitalu, Leo – w szkole. Miałam ochotę wykorzystać ten wolny czas na pisanie na jakikolwiek konkurs, bo nie wiadomo, kiedy taki korzystny splot okoliczności i cisza w domu się powtórzą, ale wiem, że zaległe prace domowe się mszczą. Zatem nie napisałam nic.

Kiedy Wincent spał, myślałam w kuchni o Gretce, o jej zachłanności na Wincenta, o tym jak wołała „pobawić”, kiedy była mała, o jej głodzie życia. Chciało mi się płakać.

Diagnozy wciąż nie ma. Jutro zobaczy ją profesor onkologii.

4 marca 2020, środa – Greta ma gronkowca

Z posiewu z nosa wyszło, że Greta ma gronkowca. To dlatego podawany od kilku dni antybiotyk nie działał, a gorączka pomimo podawania leków przeciwbólowych szybowała do 40 stopni. Na antybiotyk przeciw gronkowcowi Greta zareagowała od razu. Spadła gorączka i zelżał ból w mięśniu pośladkowym.

Nie lubię antybiotyków, ale muszę odłożyć na bok własne uprzedzenia. Brakuje mi czasu, zasobów, pieniędzy i tytułu lekarza, by leczyć Gretę niekonwencjonalnie.

Pozostaje tylko modlitwa i wdzięczność, że lekarze w szpitalu przy Szpitalnej poradzili sobie z gronkowcem. 1:0 dla lekarzy.

11 marca 2020, środa – Zamknięte szkoły, operacja Grety

Od dziś zawieszone są lekcje w szkołach. Okazuje się też, że wykłady Remiego z prawa pracy na uczelni – które miały się odbyć za półtora tygodnia – zawieszone są także. Remi oddycha z ulgą. Ciężko przygotowywać wykłady w warunkach szpitalnych.

Greta ma operację wycinania ropnia z mięśnia pośladkowego. Kiedy chirurdzy usuwają ropień, jest już wysuszony, lekarze pobierają próbkę, czy jest w nim coś oprócz gronkowca.

12 marca 2020, czwartek – Prezydent miasta apeluje, a ja uczę i gotuję

Prezydent Miasta Jacek Jaśkowiak apeluje do uczniów, by nie traktowali zawieszenia zajęć jako dodatkowych ferii. Ma to być czas „nauki w warunkach domowych”. Prezydent nie rekomenduje przebywania młodszych dzieci na placach zabaw, a starszych – na obiektach sportowych. Rodzicom dzieci do lat ośmiu przysługuje zasiłek opiekuńczy w wysokości 80% wartości wynagrodzenia. Prezydent przypomina, że rodzice nie powinni delegować opieki nad dziećmi osobom szczególnie zagrożonym zachorowaniem – dziadkom i osobom starszym – ponieważ opieka nad dziećmi to obowiązek rodzica.

Tak, wiem, że opieka nad moimi dziećmi to mój obowiązek. Szkole jestem bardzo wdzięczna za odciążanie mnie w jego wypełnianiu. Teraz muszę liczyć tylko na siebie. Wypełniam jednak obowiązek rodzica wobec dziecka dzień w dzień od ponad dziesięciu lat i jestem już przyzwyczajona, że czasem słońce, czasem deszcz, a czasem koronawirus. Ubolewam, że od wczoraj – odkąd przestanę liczyć na szkolną stołówkę – codziennie muszę dbać o obiad dla dzieci. Nie lubię bowiem gotować. Dodatkowo muszę asystować Leo w nauce, ponieważ nie czyta płynnie (jest w pierwszej klasie) i nie przeczyta sobie sam, co ma zrobić, a przy tym nie lubi rozwiązywania zadań z podręczników, więc potrzebuje ustawicznej mobilizacji. Zdecydowanie wolę uczyć niż gotować, ale jeszcze bardziej niż uczyć – lubię pisać. Ale mojego pisania będzie teraz tyle, co kot napłakał. Nie zaniedbam przecież rozwoju intelektualnego syna. Choć pozornie wydaje się, że oboje czujemy to samo: zaprzęgnięci do nauki po obu końcach liny, wolelibyśmy robić w tym czasie co innego. Nawet jeśli przerabiamy tak uroczy wierszyk jak ten o szpaku, który szedł do szkoły się uczyć i po drodze sobie śpiewał „szpu-szpu, szpa-szpa”:

Szpak

Szedł po drodze szpak

Do szkoły się uczyć,

I tak sobie śpiewał:

szpu-szpu,

szpa-szpa,

szpo-szpo,

szpe-szpe,

szpi-szpi…

Taki śmieszny szpak, co uczyć się chciał.

17 marca 2020, wtorek – Dziś są moje urodziny, a Greta ma zostać wypisana ze szpitala

Dziś są moje urodziny. Mam 38 lat. Mam troje dzieci i męża. Nie pracuję zawodowo i nie mam żadnych oszczędności. Moim kapitałem jest wiara w Boga i wynikające zeń drobne uczynki miłosierdzia wobec bliźnich. Od dziecka marzę o pisaniu. Studiowałam języki obce, bo języki obce to przyszłość. Wyjeżdżałam do krajów, które miały poszerzyć moją znajomość języków i moje horyzonty. Do urodzenia pierwszego dziecka (córki Grety) myślałam, że na pisanie mam jeszcze dużo czasu. Po urodzeniu Grety okazało się, że nie umiem pogodzić bycia dobrą matką z własnymi pasjami. Bycie dobrą matką jest absorbujące, ale chyba nie dla każdej matki tak samo. Zmusiłam się, żeby być dobrą matką. Obecnie nie umiem już robić nic innego.

 

Dzienniki pandemiczne dostępne są w e-sklepie Instytutu Literatury.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Małgorzata Mazana, Pa(nde)miątka ubywania [fragment], „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 120

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...