17.11.2022

Nowy Napis Co Tydzień #178 / Perseusz i Herakles wśród drapaczy chmur

Kulturowe zjawisko i społeczny fenomen komiksowych „bohaterów w rajtuzach” (jak ironicznie nazywali postaci Marvela i DC jeszcze kilkanaście lat temu recenzenci opiniotwórczych nowojorskich gazet) już dawno wykroczył poza granice papierowych, groszowych (a w zasadzie centowych) wydawnictw. Dziś jest dość istotnym elementem nie tylko sztuk plastycznych z kręgu galeryjnego (vide rzeźbiarskie realizacje niezwykle popularnego Jeffa Koonsa), literatury (wydane również u nas Niesamowite przygody Kavaliera i Claya autorstwa cenionego przez uniwersytecką krytykę Michaela Chabona, łączące topos superbohatera z egzystencjalnym przeżyciem Holocaustu), ale przede wszystkim światów filmu i serialu. Hasło „superbohater”, w połączeniu z filmową parą – wschodząca gwiazda i dobry aktor średniego czy starszego pokolenia, wraz z nagradzanym w Europie reżyserem u początków kariery – są popkulturową mieszanką, która zapewnia przychylność wśród odbiorców i gigantyczny sukces w wymiarze finansowym. Idealnym przykładem realizacji tego schematu mógłby być Thor: Ragnarök z Chrisem Hemsworthem i sir Anthonym Hopkinsem, w reżyserii balansującego między patetycznym mitem i swobodnym komizmem jak z lat osiemdziesiątych Taiki Waititi (który u początków kariery nakręcił kilka dość mrocznych obrazów łączących kryminał z zaangażowanym społecznie dramatem). Na marginesie – przykład Hopkinsa i Waititiego ukazuje nam, jak współczesna „Superkultura” skutecznie „zasysa” nurty, gatunki i artystów z niezwykle różnych obszarów i dziedzin.

Instynktownie odnajdujemy we współczesnych bohaterach komiksów korzenie – najbliższych nam – śródziemnomorskich mitów. Hybrydę zwierzęco-ludzką bez trudu identyfikujemy z postacią spidermana, odpowiednikiem półboskiego herosa o proweniencji kosmicznej i nadnaturalnej sile, niczym Herakles, staje się Superman z planety Krypton, zaś wspomaganego „technologicznie” (lub za pomocą magii) człowieka ratującego miasto (ewentualnie księżniczkę, państwo, rodzinę), pokonującego legiony wrogów – jak Perseusz zwyciężający Meduzę dzięki miedzianej tarczy i skrzydlatym butom – symbolizuje Batman, wykreowany przez Boba Kane’a. Rozpoznajemy zatem mitologiczne korzenie i pewną topiczność bohaterskich eposów towarzyszące postaciom komiksowych herosów. Chcąc rozszyfrować kulturowe i socjologiczne konteksty protagonistów obrazkowych narracji, warto sięgnąć po napisaną przez Tomasza Żaglewskiego książkę Superkultura. Geneza fenomenu superbohaterów. Autor, pracownik Instytutu Kulturoznawstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, w 2017 roku wydał monografię Kinowe uniwersum superbohaterów. Analiza współczesnego filmu komiksowego, a jego publikacja może być bardzo interesującym, naukowym uzupełnieniem ogromnej wystawy Sztuka DC. Świt superbohaterów prezentowanej na przełomie lat 2019–2020 w Centrum EC1 w Łodzi, czy kilkugodzinnych blockbusterów produkcji Warner Brothers.

Eksploracja kolejnych obszarów przez Żaglewskiego – w rozdziale o Batmanie poddane zostają analizie kreacje komiksowego bohatera w zabawkach dziecięcych (konkretnie firmy Lego) realizujące postulat „otwartej narracji” oraz gry komputerowe i planszowe – ukazuje super-kulturę, super-narrację i super-bohaterów jako dominujący nurt współczesnej sztuki filmowej, plastycznej, użytkowej, po części również muzycznej i literackiej. To, co wydawało się niewinną i popularną rozrywką jeszcze w latach czterdziestych, dziś – pomimo niewątpliwie popkulturowego charakteru i zakorzenienia w sztuce masowej – pełni paradoksalnie rolę dość podobną do klasycyzmu w oświeceniowej Europie. To stwierdzenie – bynajmniej nie zaczerpnięte z publikacji Tomasza Żaglewskiego – jest w moim przekonaniu dość czytelną konkluzją z jej lektury. Przypatrzmy się więc, jak superkulturowy fenomen ukazuje nam badacz z Poznania. Z zastrzeżeniem, iż autor nie poddał analizie realizacji z kręgu komiksu, filmu, serialu i literatury polskiej, którym – jak deklaruje – poświęci osobną książkęStąd brak wyczekiwanej, jak sądzę, „Hydrozagadki” (1970) w reżyserii Andrzeja Kondratiuka z Asem i superzłoczyńcą doktorem Plamą, czyli rozegranej w poetyce teatru absurdu bodaj najlepszej parodii superbohaterskiego mitu w światowej kinematografii.[1].

Punktem wyjścia okazuje się krytyczna wobec miejsca opowieści superbohaterskich w kulturze wypowiedź Allana Moore’a (scenarzysty między innymi V jak vendetta). Wypowiedź, która była sprzeciwem wobec ignorowania tematyki komiksowej (już nawet nie związanej z postaciami herosów) i sprowadzaniem jej – w rozważaniach krytyków, publicystów, badaczy akademickich – do poziomu rozrywki dla dzieci.

Niniejszą książkę chciałbym potraktować jako rozbudowaną odpowiedź na zarzuty sygnalizowane powyżej, zaś jej centralnym motywem zamierzam uczynić argument, iż ideę superbohaterów powinniśmy rozpatrywać nie jako zalążek antykultury, lecz – być może unikatowe w historycznej skali – źródło pełnoprawnej, uniwersalnej superkultury

pisze Żaglewski. Zacznijmy może od odpowiedzi na pytanie: kim jest superbohater i jaki sprawiał (sprawia) problem akademickim badaczom kultury? Autor Superkultury… – która po lekturze kolejnych części okazuje się w istocie bardzo przydatnym i niezwykle przystępnym wykładem o fenomenie „komiksowych trykociarzy” – dość ironiczne odnosi się do krytyków przedmiotu swoich badań, konstatując:

Przeczytanie „Mistrza i Małgorzaty” Michaiła Bułhakowa nie czyni automatycznie ze swego odbiorcy wysublimowanego inteligenta, tak jak śledzenie komiksowej serii o przygodach Batmana nie skłania bezrefleksyjnie swojego adresata do głosowania na Donalda Trumpa.

Idąc śladem Petera Coogana, autor wskazuje, iż superbohaterów definiują trzy kategorie: Misja, Moce i Tożsamość. Misja jest prospołeczna i altruistyczna. Moce – służyły realizacji Misji, lecz miały również w sposób widowiskowy i nadmiernie przesadny wzmacniać wizualny efekt. Tu natychmiast przypominają mi się filmowe realizacje Davida Lyncha i Quentina Tarantino, w których śmierć „złego” ukazana zostaje często w nieomal operowy, przesadnie makabryczny sposób. Tożsamość ściśle łączy się z atrybutami i kostiumem herosa, a ten wyznacznik „kostiumologiczny”, według autora monografii, stanowi cezurę czasową między superbohaterami a postaciami i figurami proto- (posiadającymi cechy, realizującymi niektóre schematy przygód), istniejącymi już w angielskiej literaturze gotyckiej w początkach XIX wieku (gdy tymczasem Superman pojawia się po raz pierwszy w magazynie z 1938 roku). To już kolejny, bardzo obszerny rozdział pracy – dokładnie ukazujący w perspektywie historycznoliterackiej genezę komiksowych herosów (od wspomnianego już nurtu gotyckiego, poprzez prozę fantastyczną, detektywistyczną, opowieści pulpowe, a nawet radiowe słuchowiska o „tajemniczych mścicielach”). To zaskakujący rodowód, który może być nowinką dla historyków literatury popularnej, którzy niekoniecznie poszukują w niej źródeł cyklu o X-Menach czy blockbusterów o Avengersach.

Przypadkowego, incydentalnego, średnio-zaangażowanego odbiorcę gatunków superbohaterskich (czyli osobę, której uznać raczej nie można za fana) mogą razić nielogiczności w poszczególnych opowieściach, odmienne figury i zachowania bohaterów, powroty i zmartwychwstania postaci. Ta niekonsekwencja (wraz z szeregiem nawiązań w formie parodii, trawestacji, zapożyczeń) jest po prostu dość dowolnym odczytywaniem istniejących wcześniej narracji, posługującym się dość dowolnym kodem estetycznym. Wystarczy spojrzeć na realizacje postaci rycerza z Gotham od połowy lat osiemdziesiątych do dziewięćdziesiątych. Postaci superbohaterów są dość interesującą wariacją na temat „umowy społecznej” dotyczącej de facto pojmowania istoty i powinności kultury. Posłuchajmy autora:

Niedookreśloność i promowana wieloznaczność superbohaterów, jako wzorów postaci, znajduje zatem swoje odzwierciedlenie także w towarzyszących im modelach narracyjnych, sugerujących traktowanie każdego kolejnego wariantu przygód superbohatera (w formie komiksu, filmu czy gry) nie jako ostateczną, ale „uzgodnioną” w danym momencie pomiędzy oczekiwaniami fanów a interesem licencjonobiorców interpretację. Jak dalej objaśnia Żaglewski: W utrzymaniu owej „gotowości do innowacyjności” strategiom rebootu towarzyszy także mechanizm określany jako „retcon” […] W skrócie, odnosi się on do zabiegów wprowadzania alternatywnych lub dodatkowych znaczeń (informacji) do opublikowanych już w przeszłości historii przez współczesnych autorów.

W tej „płynnej rzeczywistości” superbohaterskiej pobrzmiewa wciąż głos i widać cień producentów. Autor w kilkunastu (jeśli nie kilkudziesięciu) miejscach wspomina o kwestiach marketingowych, o oczekiwaniach fanów i sterowaniu ich oczekiwaniami. W nader interesującym rozdziale o ekranizacji Supermana (1978) Richarda Donnera czytamy o zabiegach producenckich, które już w fazie przygotowań miały stworzyć atmosferę wielkiego dzieła artystycznego. Tu superbohaterski fenomen (jak się wydaje będący właściwym początkiem dominacji nurtu we współczesnej kulturze) po raz pierwszy sięga po „gwiazdorski marketing”. Obsadę tworzą Marlon Brando i Gene Hackman, reżyserem jest twórca okrzyknięty „mistrzem atmosfery i tajemnicy” (dzięki realizacji Omenu), scenarzystami zostają Mario Puzo i Tom Mankiewicz (ten sam – bratanek autora Obywatela Kane’a), wreszcie za muzykę odpowiada John Williams (podrozdział analizujący wpływ jego muzyki na recepcję dzieła i rozwój muzyki filmowej, ewenement w książkach literaturoznawczych, uznaję za jeden z najlepszych). Tak oto przez cztery dekady – od przełomowego Supermana, przez przede wszystkim dzieła Tima Burtona (autor monografii ukazuje postać Batmana w pięciu odsłonach – od kampowej do hipercyfrowej, pokazując, jak kulturowe zmiany wpływają na wizerunek i postrzeganie komiksowych herosów) docieramy do Jokera (2019) Todda Phillipsa. Film z postaciami dwóch aktorskich kameleonów: Joaquina Phoenixa i Roberta de Niro wykroczył daleko poza ramy czysto eskapistycznej rozrywki lub miliardowego biznesu. Tytułowa figura pojawia się w poważnych esejach, dyskursie nie tylko o kondycji osób wykluczonych społecznie, ale i w rozważaniach filozoficznych o zmierzchu naszej cywilizacji.

Superbohaterowie to domena amerykańskiej kultury i amerykańskiej legendy – obszerny fragment książki Żaglewskiego jest także analizą procesu kształtowania fenomenu superkulturowego w naszej globalnej wiosce przez mity Dzikiego Zachodu. James Fenimore Cooper ma, jak się okazuje, dość dużo wspólnego z wydawnictwami Marvela. Poszukiwaczy komiksowych ciekawostek z rejonów egzotycznych mogą zafascynować nie tylko informacje o japońskich permutacjach herosów, ale i historia o indonezyjskich superbohaterach. Wszystko wszak się przenika – w niezwykłej kreacji Jokera, w jego klęsce, szaleństwie i samotności odnaleźć przecież możemy nie tylko echo słynnych słów Andy’ego Warhola o pięciu minutach sławy dla każdego, ale i odbicie postaci komika Daniela z Możliwości wyspy Michaela Houellebecqa.

Pozostaje nam jeszcze jedno hasło, kulturowy symbol współczesności, który pojawia się w publikacji – to „chaos”. Cały superbohaterski ethos jest przecież próbą zaprowadzenia porządku, zaś nawet najwięksi pisarze zza oceanu – czynią tak we fragmentach Elizabeth Bishop w North & South czy Robert Coover w Wieczorze w kinie – chcąc zdefiniować chaos wewnętrzny lub nieustanne drżenie metropolii, sięgają po postaci i estetykę superbohaterów.

Tomasz Żaglewski, Superkultura. Geneza fenomenu superbohaterów, Wydawnictwo Universitas, Kraków 2021

Superkultura. Geneza fenomenu superbohaterów, Tomasz Żaglewski,  978-83-242-3696-1

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Paweł Chmielewski, Perseusz i Herakles wśród drapaczy chmur, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 178

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...