27.01.2022

Nowy Napis Co Tydzień #136 / Milicjant jest utrwalonym dziełem sztuki

„Z jakiegoś powodu łatwiej było znaleźć chętnych do rozdawania na ulicach papieru toaletowego niż do rozdawania ulotek z żądaniem wypuszczenia kogoś z więzienia” – wspomina atmosferę końca lat 80. we Wrocławiu Cezary Kasprzak, opozycjonista, działacz między innymi NZS, uczestnik akcji Pomarańczowej Alternatywy. Na początku tamtej dekady miasto nazywane twierdzą „Solidarności” stało się przestrzenią wydarzeń, które przez samych inicjatorów traktowane były głównie jako happeningi, a przez władze peerelowskie jako wroga działalność polityczna. Pomarańczowa Alternatywa na nowo ożywiła wrocławskie ulice i stała się swoistym game changerem – nie tylko dezorganizowała i ośmieszała działania organów bezpieczeństwa, ale też zmusiła do zmiany strategii i form działania środowiska „poważnej”, solidarnościowej opozycji antykomunistycznej.

Od gorącego lata 1980 roku, kiedy to w zajezdni autobusowej przy ulicy Grabiszyńskiej wybuchł strajk solidarnościowy ze strajkującymi stoczniowcami z Wybrzeża, Wrocław stał się jednym z najsilniejszych i najbardziej ożywionych ośrodków oporu wobec peerelowskich władz. Obok prężnie działającej „Solidarności”, najpierw legalnej, potem podziemnej, i pojawiały się nowe organizacje i środowiska, między innymi Niezależne Zrzeszenie Studentów, Solidarność Walcząca, Solidarność Polsko-Czechosłowacka, Międzyszkolny Komitet Oporu, Ruch Wolność i Pokój i inne. Na miano Twierdzy Wrocław (nawiązujące do Festung Breslau z ostatnich miesięcy II wojny światowej) miasto zasłużyło sobie szczególnie podczas największej w stanie wojennym demonstracji 31 sierpnia 1982 roku. W latach 80. stopniowo środowiska opozycyjne coraz bardziej zamykały się w działalności konspiracyjnej, a tak zwani zwykli wrocławianie skoncentrowali się na życiu prywatnym i próbowali przetrwać w uciążliwych warunkach pogłębiającego się kryzysu gospodarczego.

Wydawało się, że „komuna”, choć dogorywa, nigdy do końca nie padnie, a protesty, manifestacje i msze za ojczyznę niewiele tu zmienią. Pewnego wiosennego dnia 1986 roku (między uczestnikami akcji nie ma zgody, czy był to 20 czy 22 maja) miasto z marazmu wyrwał rajd zabytkowego autobusu „Fredruś”, którego pasażerowie, związani ze studenckim środowiskiem tak zwanej Dwunastki, rozwinęli niepokojący baner „Solidność zwycięży”. Wspomina Krzysztof Jakubczak: „Pamiętam, jak milicjant dowodzący akcją pobiegł z wielką wściekłością w stronę transparentu, wyrwał go, przeczytał i ze zdumieniem zapytał: »A dlaczego nie solidarność?«”.

Rajd autobusu, zakończony dla uczestników w komisariacie przy ul. Łąkowej, stał się inspiracją masowych happeningów Pomarańczowej Alternatywy, które opanowały Wrocław w latach 1987–1989.

Początki

W 1980 roku na Uniwersytecie Wrocławskim powstał Ruch Nowej Kultury (RNK), którego członkowie, dystansując się wobec NZS-u i „Solidarności”, opowiadali się po stronie sztuki „zapisującej się wyłącznie w emocjach i świadomości widzów”. Ich twórczość, od początku wykorzystująca konwencję happeningu, czerpała na równi z demagogicznego języka komunistycznych manifestów i z absurdów życia u schyłku PRL – a wszystko to w duchu „surrealizmu socjalistycznego”, którego manifest opublikował późniejszy założyciel Pomarańczowej Alternatywy Waldemar Fydrych. Czytamy w nim między innymi:

Własność jest komfortem. […]

Strajk jest przejawem artystycznego gniewu o skomplikowanej strukturze gramatycznej.

Wolność jest jednostkowa. Masa jest armią jednostkowej wolności. […]

Krótkotrwałe paroksyzmy walki nie mogą zastąpić piękna żywiołowych, batalistycznych obrazów dojmującej nudy, martwej natury spokoju.

Pomiędzy policjantem a rewolucjonistą zachodzą seksualne stosunki równości. […]

Milicjant jest utrwalonym dziełem sztuki. Można go odnaleźć w zatłoczonych pomieszczeniach i tekstach pisanych cyrylicą. […]

Komunizm wyzwala z ubrań, bez użycia wielorazowych liter ułożonych w spontaniczny porządek. Wszystko porusza się w głębokich odczuciach wyobraźni surrealistycznej. Socjalizm jest dobry dla ułamkowych ludzi, którzy osiągają pełną doskonałość w braku całości. Nic nie może tego określić poza magią działań urzędu. To cyrk, kochani, jest zbyt starym środkiem wyrazu. Wolność jest komfortem […].

Manifest Surrealizmu Socjalistycznego opatrzony mottem „wszyscy proletariusze bądźcie piękni” opublikowano w „organie prasowym” RNK „Gazecie A” wychodzącej między innymi podczas strajku studentów w 1981 roku. Wydział Filozoficzno-Historyczny Uniwersytetu Wrocławskiego ogłoszono Fortem nr 1, a Waldemar Fydrych mianował się majorem. Kolejne uchwały powstających na wydziale „rad rewolucyjnych” ogłaszały strajk jako „nową formę kontaktu międzyludzkiego”. W jednej z uchwał, opublikowanej na łamach pisemka „Pomarańczowa Alternatywa”, możemy przeczytać: „Wolna sztuka jest najbardziej niebezpieczną sztuką walki z rzeczywistością rzeczy i rzeczywistość o tym wie”.

Tak wieloznaczne, dalekie od tradycyjnego opozycyjnego dyskursu treści powodowały nieporozumienia i sprzeciw części strajkujących studentów.

Traktowano je jak piasek zakłócający pracę solidnie naoliwionej machiny działalności politycznej. Uczelniany Komitet Strajkowy Uniwersytetu Wrocławskiego zdecydował więc najpierw o ocenzurowaniu, a później w ogóle zakazał druku pisma. Była to sytuacja sama w sobie absurdalna – domagający się wolności studenci ograniczyli swobodę wypowiedzi innych studentów – a wszystko to w imię swoich szlachetnych celów. Cezary Kasprzak wspomina:

Jednym z rysów Pomarańczowej Alternatywy była w mojej świadomości zarówno jej absolutna niecenzuralność, również w opozycyjnych środowiskach, jak i jej własna, instynktowna niechęć do wszystkiego, w czym widziano jakąś politykę.

RNK przeniósł swoją działalność do Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych. Po wprowadzeniu stanu wojennego i zamknięciu uczelni przestał istnieć.

Krasnoludki są na świecie…

W 1982 roku Fydrych powołał do życia Ultraakademię, a w niej Katedrę Malarstwa Taktycznego, gdzie wraz z Wiesławem Cupałą uprawiał „sztukę plam” lub „sztukę wojenną”. Chodziło o swoisty recykling przestrzeni publicznej, a właściwie ścian i murów zawłaszczanych najpierw przez opozycjonistów, piszących hasła typu „precz z komuną” czy „telewizja kłamie”, następnie przez służby porządkowe, które te napisy zamalowywały. Powstawały więc plamy gotowe na przyjęcie nowych treści. Fydrych nie proponował wojny na hasła, ale na miejscu tych plam malował pozbawione jakichkolwiek konotacji krasnoludki i kwiatki, których nie trzeba było zamalowywać.

Krasnale stopniowo zaczęły pojawiać się także na murach innych polskich miast, szczególnie Warszawy, Krakowa, Łodzi i Gdańska. Czasem towarzyszyły im happeningi (jak Tuby, czyli zadymianie miasta, Święto Garnków), które jednak nie miały większego zasięgu. Przełomem okazał się wspomniany już rajd „Fredrusiem”. Dynamika tamtego happeningu zainspirowała podobne akcje, które rozpoczęły się w pierwszych miesiącach 1987 roku. Działania te od razu zostały dostrzeżone przez Służbę Bezpieczeństwa, która potraktowała je niezwykle poważnie, wprowadzając w szeroki kontekst polityczny.

Po pierwszych dostrzeżonych w przestrzeni miejskiej wystąpieniach Pomarańczowej Alternatywy kapitan Andrzej Beksa, zastępca naczelnika Wydziału III WUSW we Wrocławiu, pisze w notatce służbowej:

W miesiącu czerwcu 1987 r., powstała we Wrocławiu nieformalna grupa występująca pod nazwą Pomarańczowa Alternatywa, której aktyw oraz sympatycy to głównie młodzież studencka Uniwersytetu Wrocławskiego i uczniowie szkół średnich Wrocławia. Grupa ta, manipulowana przez działaczy opozycji politycznej (między innymi Józefa Piniora, Władysława Frasyniuka) organizuje tak zwane happeningi uliczne, stwarzające zagrożenie bezpieczeństwa i porządku publicznego. Pod pozorem apolityczności propagowane są treści wrogie naszemu ustrojowi, wyszydzające instytucje i struktury państwowe oraz usankcjonowane formy aktywności społecznej. Z operacyjnego rozpoznania wynika, że nastąpi eskalacja działalności grupy, jak również mogą zostać podjęte próby jej rozszerzenia na inne środowiska.

Cel rozpracowania:

– rozpoznanie powiązań aktywu grupy z opozycją polityczną

– dezintegracja członków

– neutralizacja aktywu grupy

– ograniczenie, a finalnie – przejęcie wrogiej działalności

Przełomowym wydarzeniem, swoistym coming outem Pomarańczowej Alternatywy był happening Krasnoludki na Świdnickiej zorganizowany 1 czerwca 1987 roku. Przez następne miesiące funkcjonariusze będą próbowali pacyfikować akcje sprzeciwiające się ociepleniu klimatu (Precz z u-pałami), czczące święta i rocznice (Dzień Milicjanta, Dzień Wojska czyli Manewry Melon w Majonezie, Wigilia Rewolucji Październikowej). Przeciw sobie będą mieć młodych ludzi w czapkach krasnali i Mikołajów oraz manifestantów owiniętych papierem toaletowym.

1 czerwca 1988 roku odbył się jeden z najliczniejszych happeningów Pomarańczowej Alternatywy – Rewolucja Krasnoludków. O jego przebiegu i próbach „neutralizacji” dowiadujemy się z dokumentów Służby Bezpieczeństwa – w „informacji dziennej dotyczącej sytuacji w województwie wrocławskim w dniu 27 maja 1988 r.” płk mgr. J. Koronowski pisze:

W nawiązaniu do informacji dziennej z 26 bieżącego miesiąca dotyczącej zamiaru Pomarańczowej Alternatywy zorganizowania 1 czerwca bieżącego roku kolejnego happeningu na ul. Świdnickiej we Wrocławiu informujemy, że dla zniweczenia tego zamiaru, z inspiracji KW PZPR i SB tutejszego WUSW [Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych], władze miejskie Wrocławia organizują w rejonie ul. Świdnicka – Rynek imprezę pt. Miasto dzieciom. Przewidziane jest zorganizowanie kiermaszy, występów artystycznych, pokazów sprzętu sportowego, zabaw, konkursów.

W notatce tego samego funkcjonariusza z 1 czerwca czytamy o ulicznym starciu miejskiej imprezy z uczestnikami happeningu PA:

Grupy te usiłowały – włączając się w trwającą imprezę Miasto dzieciom – przejąć inicjatywę. Ponieważ ich zachowanie spotkało się z oburzeniem części uczestników imprezy, zaczęli oddalać się […], skandując okrzyki […] „popierajcie krasnale” […], „precz ze smurfami”.

Wrogie krasnalom smurfy, czyli milicjanci, esbecy i zomowcy, były najważniejszymi, choć mimowolnymi bohaterami happeningów obliczonych na sprowokowanie funkcjonariuszy do impulsywnych reakcji. Jedną z takich rozmów, obnażającą bezradność milicjantów, zarejestrował nasłuch radiowy Solidarności Walczącej: „Obywatelu poruczniku, ale aresztować, k…a, te krasnoludki czy nie? Proszę o jasne instrukcje”.

Krasnale w Twierdzy Wrocław

Chociaż twórcy Pomarańczowej Alternatywy określali się jako apolityczni, wydaje się, że nikt im nie wierzył. Komentowali późnopeerelowską rzeczywistość, a więc byli wpisywani w konflikt ideowy na linii władze – opozycja demokratyczna. Ich akcje traktowano jako nową formę sprzeciwu politycznego, nie zaś jako autonomiczne formy artystyczne. Polacy, przez stulecia cenzury i kontroli przyzwyczajeni do czytania między wierszami i szukania aluzji politycznych choćby nawet w prognozie pogody, działania performatywne PA traktowali jako narzędzie przekazywania treści ideologicznych, odmawiając im wartości samej w sobie. Dlatego zapisały się bardziej jako element historii politycznej niż historii sztuki.

Były to pierwsze imprezy w całej Polsce, które pokazały słaby punkt władzy. My jako podziemie – działacze „Solidarności”, NZS, działacze różnych struktur, i starsi, i młodsi – cały czas poszukiwaliśmy dróg, sposobu walki z systemem komunistycznym. Wyraźnie odczuwaliśmy, że aktywność społeczna maleje, że jest coraz mniejsze zainteresowanie naszymi działaniami stricte politycznymi

– wspomina Krzysztof Jakubczak. Happeningi Pomarańczowej Alternatywy, w których udział brało od kilkunastu do nawet piętnastu tysięcy osób (tyle według organizatorów zgromadziła Rewolucja Krasnoludków) stały się… właśnie alternatywą, szansą na nowe otwarcie także dla opozycji demokratycznej. Ich uczestnikami stali się członkowie NZS, „Solidarności”, duszpasterstw akademickich, Solidarności Walczącej, Ruchu Wolność i Pokój, a także licealiści oraz mieszkańcy niezaangażowani na co dzień w działalność polityczną, którzy niekiedy przychodzili całymi rodzinami, razem z małymi dziećmi.

Z założenia nie były to demonstracje, tylko zwykłe zgromadzenia służące weseleniu się, jednak liczba uczestników sprawiła, że stały się manifestacją wolności. Szybko dołączyły się do tych imprez starsze panie, działaczki duszpasterstw, działaczki kościelne. Sprawdzały się tam idealnie, broniąc nas. One nie bały się uderzyć milicjanta parasolką, natomiast milicjant bał się cokolwiek im zrobić. Te panie, tak zwane ciotki rewolucji, były kapitalnym wsparciem.

Akcje Pomarańczowej Alternatywy przyciągały coraz więcej osób, często w ogóle dotychczas niebiorących udziału w walce opozycyjnej. Większość z nich stanowili ludzie bardzo młodzi, uczniowie szkół średnich, kontestujący rzeczywistość peerelowską, ale równie silnie dystansujący się wobec solidarnościowego etosu starych działaczy i bogoojczyźnianego dyskursu duszpasterstw. W drugiej połowie lat 80. martyrologia obu stron budziła w nich tylko zażenowanie. Cezary Kasprzak wspomina:

Ów nadęty, fałszywy obraz narodu heroicznie zmagającego się z okrutnym reżimem zomowskich gestapowców nie tylko bywał w happeningach wyśmiewany. On się przede wszystkim na oczach wszystkich dezaktualizował i wyczerpywał. Nagle okazywało się, że żyjemy w jakiejś kompletnej iluzji, której znakiem są niebieskie mundury jednych i czerwone czapeczki drugich.

Brak poszanowania dla dysydenckich świętości widać szczególnie w przypadku happeningu Wigilia Wielkiej Rocznicy (12 grudnia 1988), gdzie pojawił się transparent „Pomścimy Wujka… i Ciocię”. Wielu przedstawicieli środowisk opozycyjnych oburzyło, że nieodpowiedzialne dzieciaki wykpiwają tragiczne wydarzenia, które rozegrały się w pierwszych dniach stanu wojennego w Kopalni Węgla Kamiennego Wujek.

Mimo antyheroicznego dyskursu uczestnicy happeningów sami bywali narażeni na zupełnie poważne konsekwencje. Krzysztof Płaska, członek warszawskiej Pomarańczowej Alternatywy, organizator między innymi akcji żądania azylu ekonomicznego w sklepie Pewex, wspomina, że „śmiech był chyba najlepszą bronią przeciwko otaczającemu nas badziewiu, ale trzeba było pamiętać, że ironia stosowana wobec milicji indywidualnie kończyła się znacznie gorzej niż ironia stosowana grupowo”. Alicja Grzymalska, opozycjonistka wrocławska związana nie tylko z PA, ale też między innymi z Solidarnością Walczącą, opisuje konfrontacje z milicją jeszcze bardziej dramatycznie:

Zwykle około 17 następowały aresztowania, około 18 dowożeni byliśmy na Łąkową. Krzyczeli, że specjalnie muszą zostawać po godzinach, żeby nas przesłuchać. Pomarańczowa Alternatywa to nie była tylko zabawa. Byliśmy bici, maltretowani, wyrzucani ze szkół.

Eksport rewolucji

Jak widać, uczestników akcji poddawano poważnym represjom. Informacje o tym docierały do zachodnich mediów początkowo za pośrednictwem rozpoznawalnego wśród dziennikarzy Józefa Piniora. Dzięki niemu ruch zaczął być rozpoznawalny nie tylko w Polsce, ale też za granicą. Najsurowsze konsekwencje działalności poniósł sam „Major” Waldemar Fydrych, aresztowany podczas rozdawania deficytowych podpasek w trakcie happeningu z okazji Dnia Kobiet w 1988 roku. Przywódca został skazany na trzy miesiące pozbawienia wolności, co, rzecz jasna, dało Pomarańczowej Alternatywie pretekst do realizacji kolejnych przedsięwzięć nie tylko we Wrocławiu, ale i w Warszawie, Gdańsku, Poznaniu i Krakowie. Jedną z takich akcji była wizyta przebłagalnych „wdów” po „Majorze” u samego Jerzego Urbana.

W 1988 roku Pomarańczowa Alternatywa lub inicjatywy nią inspirowane pojawiły się więc w całej Polsce. Wspólnymi tematami stały się obchody świąt wojskowych i milicyjnych, Dnia Kobiet, Dnia Dziecka, pierwszego dnia wiosny. Warszawska PA przeprowadziła między innymi akcję Wodniki kontra Smurfy (4 kwietnia 1988) czy Wielkie żarcie (29 września 1988). Pomarańczowa Alternatywa „diecezji łódzkiej” zasłynęła happeningami Galopująca Inflacja (7 listopada 1988), Bicie Piany przy Okrągłym Stole (24 lutego 1989) czy Klepanie biedy(21 kwietnia 1988). Jak wspomina Krzysztof Skiba:

wstrząsnęły one miastem i wywoływały wściekłe ataki w cenzurowanej prasie i zdziwienie w podziemnej prasie solidarnościowej. Dla mnie osobiście happeningi były realizacją moich marzeń o sztuce rewolucyjnej i zaangażowanej. Jako pomysłodawca wszystkich happeningów oraz organizator czułem się człowiekiem niesamowicie wolnym i niezależnym.

Podobne działania performatywne prowadziły Komitet Obrony Czerwonych Kapturków w Poznaniu, Różowa Alternatywa w Gdańsku, Agentura Natręctw Nieformalnych w Olsztynie, happenerzy w Gdańsku, Lublinie, Krakowie, Rzeszowie, Kielcach.

Akcje te były de facto flash mobami. Właściwie każdy przechodzień mógł stać się na jeden dzień, kilka godzin czy minut członkiem Pomarańczowej Alternatywy. Według Krzysztofa Albina, związanego zarówno z PA, jak i z Ruchem Wolność i Pokój, „dynamika działań PA to pulsacja. Między happeningami Pomarańczowa zamierała, a jej animatorzy zajmowali się realną opozycją, nadrabiali zaległości na studiach lub biesiadowali w ukochanej kawiarni Cuba przy ul. Szewskiej lub w barze Barbara”. Alternatywa żyła więc od wydarzenia do wydarzenia, gromadząc podczas akcji ludzi różnych środowisk. „Atmosfera happeningu tworzyła coś w rodzaju nastroju greckiej olimpiady. To było kilkadziesiąt minut święta. Spory zamierały. Nawet milicja robiła się bardziej uprzejma” – podsumowuje Albin.

Coraz mniej agresywne zachowanie funkcjonariuszy stało się jedną z przyczyn wyczerpania się formuły działań Pomarańczowej Alternatywy. Bez zdecydowanej reakcji milicjantów happeningi przestawały mieć rację bytu. Obrady Okrągłego Stołu i przemiany po 4 czerwca 1989 roku w naturalny sposób wygasiły działalność ruchu. Wielu spośród jego uczestników włączyło się zresztą w życie publiczne III RP.

Czy krasnoludek ma poglądy?

Swoją autobiografię Waldemar Fydrych zatytułował Żywoty mężów pomarańczowych. Z kolei Czakram na Świdnickiej Cezarego Kasprzaka przypomina w swej konstrukcji tekst Jaroslava Haška Historia Partii Umiarkowanego Postępu (w Granicach Prawa). O ile Hašek opisuje „heroiczną walkę” swoją i swoich kolegów o kolejny kufel piwa „na zeszyt” w jednej z hospod na ul. Balbina w Pradze (gdzie dziś wisi tabliczka upamiętniająca miejsce powstania Partii), Kasprzak w podobnym duchu wspomina kolejne etapy działalności Pomarańczowej Alternatywy. Poszczególne rozdziały książki tytułuje zatem: Prehistoria, Wieki ciemne, Okres archaiczny, Okres klasyczny i tak dalej. Hiperbola, heroizacja, a niekiedy wręcz semantyczny zwrot w kierunku hagiografii podkreślają, że PA pozostaje przede wszystkim przestrzenią zabawy idiolektami, nowomową i w ogóle symboliką ideologiczną jako formą – w oderwaniu od bieżących treści politycznych.

Czy krasnale „Majora” Fydrycha miały poglądy polityczne czy też nie? Bawiły się tylko, a może walczyły o wolność, prowadząc z władzami wyrafinowaną grę w niepolityczność? I czy to ma dziś jakiekolwiek znaczenie?

Kłopot ze zdefiniowaniem i zaszeregowaniem działań Pomarańczowej Alternatywy jest w rzeczywistości polskim problemem ze śmiechem z samego siebie, autoironią, dystansem wobec własnej wagi i powagi. Z żartem abstrakcyjnym, dla którego realia społeczno-polityczne były tylko narzędziem lub formą, a nie znaczeniem. Z poszanowaniem autonomii kreacji artystycznej, aideologicznej i apolitycznej. Z tego też powodu w Polsce, gdzie nawet satyra kabaretowa była w większości poważna, politycznie dosłowna, pozbawiona umownej klamry, nigdy dobrze nie zakorzenił się surrealizm, dadaizm czy underground.

Pomarańczowa Alternatywa we Wrocławiu związała się z tutejszym środowiskiem undergroundowym, między innymi Grupą Luxus (na jej happeningach grał na przykład zespół Kormorany). Podobnie w innych miastach, szczególnie w Łodzi, gdzie niektóre z happeningów PA nagrywali Józef Robakowski i Maciej Drygas. Film pod tytułem Zabawy Polaków wyświetlano był później w galeriach sztuki, między innymi w USA i Kanadzie. Środkowoeuropejski underground w latach 80. stał się nurtem znaczącym i równoległym do formacji dysydenckiej, jednak w Polsce traktowany bywa jak zjawisko marginalne, bez większego znaczenia kulturotwórczego. W naszym myśleniu o latach 70. i 80. dominuje dualizm obiegu oficjalnego i podziemnego. Kultura opozycyjna to w powszechnej świadomości polskiej Jacek Kaczmarski, Tygodnie Kultury Chrześcijańskiej, nielegalne wydania Miłosza i Herberta, kanapowe dysputy intelektualistów, Kościół, czasopisma na marnym papierze, dylematy moralne i martyrologia.

Brak nam refleksji Wiktora Jerofiejewa, który na przełomie lat 80. i 90. XX wieku wyraźnie dostrzegł, że to underground przetrwa koniec totalitaryzmu – jako apolityczny, odrzucający narzucone odgórnie systemy etyczne, zdystansowany w równym stopniu wobec kultury oficjalnej, jak i dysydenckiej, pozornie opozycyjnych, a w rzeczywistości posiadających wspólny system korzeniowy. Podobnie czeski underground stał się nie tylko fenomenem tamtego czasu, ale wręcz „trzecim obiegiem”, zjawiskiem istotnym, rozpoznawalnym i liczącym się zarówno w latach 80., jak i w dziesięcioleciu późniejszym, a dziś wprowadzonym do podręczników szkolnych obok tekstów Havla czy Kundery.

Tymczasem w polskiej mesjanistycznej wizji kultury programową apolityczność traktuje się nieufnie. Paradoksalnie, skaczący po samochodach krasnal na Świdnickiej był społecznie bardziej akceptowany jako narzędzie walki „z komuną” niż jako forma działań artystycznych. Prowokacja zasługiwała na usprawiedliwienie czy akceptację jako przedsięwzięcie polityczne, podporządkowane wyższemu celowi, ale nie jako performance sensu stricto.

Surrealizm socjalistyczny Waldemara Fydrycha odczytywano politycznie, więc polityczny się stał i motywacje jego twórców nie miały tu nic do rzeczy. Happeningi Pomarańczowej Alternatywy przypominały ultramaraton Forresta Gumpa, do którego kolejni naśladowcy dodawali własne intencje. Okazały się pojemną formą, gotową przyjąć i zaadoptować rozmaite, pozornie wykluczające się, treści. W tym tkwiła siła tego ruchu. Na poziomie ideologicznym był programowo niedopełniony, więc uczestnicy happeningów wypełniali go swoimi treściami niemal bezkolizyjnie. W ten sposób stał się medium nadciągającej zmiany.

***

Post scriptum historii Pomarańczowej Alternatywy także jest znamienne. Happenerzy w latach 80. XX wieku przewidzieli zasady, jakimi rządzić się będzie marketing polityczny i PR w kolejnych dziesięcioleciach. Prowokacja, zabawa, event, przypadkowość i otwartość – wówczas tak szokujące i niezrozumiałe – dominują dziś w przestrzeni publicznej.

A same krasnale?

W XXI wieku władze miejskie doceniły potencjał legendy Pomarańczowej Alternatywy i z krasnala uczyniły jeden z symboli miasta. Wrocław stał się miastem krasnali, stopniowo zgrabnie odrywanych od kontekstu lat 80. ubiegłego stulecia. Dziś, wnosząc stosowną opłatę, każda instytucja, ale też firma, w tym bank czy galeria handlowa, może kupić sobie krasnala, nadać mu imię i postawić na przykład przed wejściem. Mamy więc krasnala Recyklinka i Dialogomira, a także stojących przed hurtownią spożywczą Wratiego i Slawiego. Zdyskontowana i zredukowana do funkcji gadżetu legenda odchodzi powoli w zapomnienie. Podobnie jak pierwotne wersje bajek, których bohaterki trafiły do cukierkowego panteonu księżniczek Disneya, stała się elementem promocyjnej narracji, prezentowanej przez przewodników miejskich, prowadzących znudzone wycieczki szkolne „szlakiem wrocławskich krasnali”.

 

Wykorzystałam fragmenty dokumentów i relacji zgromadzonych w książce Wszyscy proletariusze bądźcie piękni. Pomarańczowa Alternatywa w dokumentach aparatu represji PRL (1987–1989), wstęp, wyb. i oprac. J. Dardzińska, K. Dolata, Wrocław 2011 oraz Republika bananowa. Ekspresja lat 80., red. J. Ciesielska, Wrocław 2008.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Katarzyna Uczkiewicz, Milicjant jest utrwalonym dziełem sztuki, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 136

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...