10.02.2022

Nowy Napis Co Tydzień #138 / Podziemny kwartalnik „Puls” i jego założyciele

O „Pulsie” i jego genezie społeczno-politycznej

„Puls. Nieregularny kwartalnik literacki” powstał w przełomowym dla powojennej kultury literackiej w Polsce okresie, kiedy znaczna część środowisk literackich i artystycznych w otwarty sposób zaczęła wyrażać swój sprzeciw wobec ideologicznych barier i cenzuralnych ograniczeń wolności słowa narzucanych kulturze polskiej przez komunistyczne władze PRL. Pierwszy numer czasopisma ukazał się w październiku 1977 roku. Przez cztery lata – do wprowadzenia 13 grudnia 1981 roku przez rząd generała Jaruzelskiego stanu wojennego – opublikowano jego 12 numerów.

Powstało ono w Łodzi z inicjatywy poetów Jacka Bierezina i Witolda Sułkowskiego oraz ówczesnego studenta polonistyki na UŁ Tomasza Filipczaka. Dołączył do nich absolwent reżyserii w Łódzkiej Szkole Filmowej Tadeusz Walendowski oraz Ewa Sułkowska-Bierezin i Zdzisław Jaskuła, a także mieszkający wówczas w Warszawie pisarze Antoni Pawlak, Leszek Szaruga [Aleksander Wirpsza] i Janusz Anderman (od 6 numeru). W słowie wstępnym redaktorów pisma czytamy:

„Puls” powstał w sytuacji rosnącego zapotrzebowania na niezależną prasę, także literacką. „Puls” powstał:

– ponieważ brak wolności słowa i swobody krytyki paraliżuje rozwój kultury, niszczy jej bogactwo i różnorodność

– ponieważ przymus milczenia bądź przymus mówienia rzeczy niezgodnych z przekonaniami niszczy poczucie godności własnej człowieka i pisarza

– ponieważ gdy znika możliwość publicznego wyrażania myśli i swobody dyskusji, zanikają także skłonności i ochota do myślenia w ogóle.

Dlatego powstał „Puls” […]Od redakcji, „Puls” 1977, nr 1.[1].

Kwartalnik był powielany i kolportowany w sposób konspiracyjny i obok powstałego kilka miesięcy wcześniej w Warszawie „Zapisu” należał do najlepszych pism literackich tego okresu. Ton periodykowi nadawali twórcy pokolenia Nowej Fali, ale pismo miało charakter otwarty i na jego łamach publikowali również autorzy nieco starsi, jak wybitny filozof Leszek Kołakowski, eseista Jacek Woźniakowski, krytyk literacki Tomasz Burek czy pisarze emigracyjni: Czesław Miłosz, Witold Wirpsza, Gustaw Herling-Grudziński i Włodzimierz Odojewski. Pierwszy numer czasopisma otwierał, zdjęty wcześniej przez cenzurę, szkic Stanisława Ossowskiego z 1962 roku Problematyka wolności słowa w dyskusjach naukowych. W „Pulsie” publikowano też wiele przekładów z literatury zachodniej i rosyjskiej, między innymi wiersze Allena Ginsberga, Lawrence’a Ferlinghettiego, Anny Achmatowej, Natalii Gorbaniewskiej, Aleksandra Galicza, prozę Aleksandra Zinowiewa, George’a Orwella, Warłama Szałamowa, Andrieja Amalrika czy Isaaka B. Singera.

„Puls” powstał w pierwszej fazie kształtowania się „drugiego obiegu” wydawniczegoWięcej na ten temat zob. K.W. Tatarowski, Początki niezależnego dziennikarstwa w PRL. Rola „drugiego obiegu wydawniczego, [w:] tegoż, Niezależna literatura i dziennikarstwo przed 1989 rokiem. Idee – ludzie – spory, Łódź 2016, s. 105–112.[2]. Był to szeroko pojęty ruch społeczno-kulturalny, organizowany niezależnie od władz PRL, obejmujący zarówno działalność o charakterze kulturalnym i artystycznym (różnego rodzaju spotkania literackie, spektakle teatralne, wystawy plastyczne organizowane w kościołach lub mieszkaniach prywatnych), jak i działalność naukowo-dydaktyczną (na przykład wykłady Towarzystwa Kursów Naukowych). W czasie stanu wojennego, po 13 grudnia 1981 roku doszła do tego działalność w sferze mediów elektronicznych (audycje Radia Solidarność), a także nagrywanie i kolportowanie kaset dźwiękowych oraz kaset wideo).

Składnikiem tak rozumianego „drugiego obiegu” był również niezależny ruch wydawniczy, działający poza zasięgiem cenzury i w sposób konspiracyjny. Jego początki wiązały się z powstaniem i wyrazistym zaakcentowaniem swojej obecności przez Komitet Obrony Robotników, Konfederację Polski Niepodległej i inne ugrupowania pozostające najczęściej w jawnej (choć nielegalnej) opozycji wobec reżimu komunistycznego w PRL. Za umowną datę początku niezależnego ruchu wydawniczego w Polsce można przyjąć 29 września 1976 roku – dzień wydania pierwszego „Komunikatu” KOR-u, który dał początek „Biuletynowi Informacyjnemu”, pierwszej niezależnej gazecie kolportowanej na znacznym obszarze kraju. Wszystko to trwało aż do odzyskania przez Polskę suwerenności i zniesienia cenzury prewencyjnej (w kwietniu 1990 roku).

Wydarzeniami, które kształtowały postawy młodych twórców Nowej Fali, debiutujących na przełomie lat 60. i 70., był masowy protest studentów w marcu 1968 roku, który kulminował po zakazie wystawiania na deskach Teatru Narodowego w Warszawie spektaklu Dziadów Adama Mickiewicza. Fale manifestacji i strajków studenckich objęły również Łódź, a ich aktywnymi uczestnikami byli również założyciele „Pulsu”. Drugim wydarzeniem, które spowodowało narastającą nieufność społeczeństwa do władz PRL i tym samym naruszyło podstawy „realnego socjalizmu” w Polsce, było krwawe stłumienie robotniczych protestów na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku.

Poezja Nowej Fali – nazywana również poezją pokolenia 1968 – występowała z nadrzędną zasadą mówienia prawdy o otaczającej rzeczywistości, bez uciekania do języka aluzji i kamuflowania własnych odczuć, ocen i opinii. Łączyło się to z postulatem demaskowania propagandowych kłamstw, języka komunistycznej „nowomowy”, a tym samym z obowiązkiem rzetelnego opisu otaczającej rzeczywistości społecznej i politycznej („mówienia wprost”). Było to osiągalne jedynie dla twórców nieskrępowanych barierami ideologicznymi i cenzuralnymi, bo trzeba pamiętać, że w PRL-u twórcy – pisarze i przedstawiciele innych sztuk – takich możliwości swobodnego wyrażania swoich poglądów i odczuć byli pozbawieni. Jacek Bierezin – w formie postulatywnej – pisał o tym już w swoim debiutanc-kim tomie Lekcja liryki w Postscriptum do wiersza Uspokojenie:

Choć będą myśleć starzy redaktorzy
pozłocić nasze wiersze czy posolić
poezja nasza niech ma prawo wątpić
by wątpiąc poznać by poznawszy bronićJ. Bierezin, Uspokojenie, [w:] tegoż, Lekcja liryki, Łódź 1972, s. 38.[3]

Charakterystyczną cechą owego okresu, kiedy tworzyła się opozycja demokratyczna i powstawał „drugi obieg” wydawniczy była – obok rozważań o kondycji literatury polskiej i spraw estetycznych, programowo-warsztatowych – wysoka temperatura sporów i dyskusji o najnowszej historii, dróg i możliwości wyzwolenia się Polski spod sowieckiej dominacji, znalezienia na własny użytek godnego kontynuacji programu ideowo-politycznego. Praca pisarska i wydawnicza łączyła się zatem z zaangażowaniem w bieżące sprawy kraju. O swoistej presji wywołanej sytuacją społeczno-polityczną, w której funkcjonowali zbuntowani twórcy, mówił między wówczas innymi Zdzisław Jaskuła: „W tamtych czasach trudno było postrzegać siebie wyłącznie w kategoriach prywatnych. Nieustannie występowaliśmy w rolach społecznych, politycznych”Cyt. za: K. W. Tatarowski, R. Nolbrzak, Liryka i polityka. Jacek Bierezin, Zbigniew Dominiak, Zdzisław Jaskuła, Witold Sułkowski – o twórczości poetów podziemnego pisma „Puls”, Kraków–Bielsko-Biała 2019, s. 69.[4].

I tak na przykład założyciele „Pulsu” Jacek Bierezin i Witold Sułkowski należeli od 1976 roku do aktywnych współpracowników Komitetu Obrony Robotników, a wcześniej, w 1971 roku przesiedzieli kilka miesięcy w więzieniu za udział w antykomunistycznej, konspiracyjnej organizacji „Ruch”. Później, w okresie „Solidarności”, Sułkowski redagował wraz z Tomaszem Filipczakiem i Wojciechem Słodkowskim opozycyjne wobec Zarządu Regionu „Solidarności” w Łodzi pismo „Solidarność z Gdańskiem” oraz satyryczne pismo „Pomruk”. Po 13 grudnia 1981 roku inicjatorzy „Pulsu” byli internowani. Po zwolnieniu Bierezin i Sułkowski wyjechali z Polski i stali się uchodźcami politycznymi – pierwszy w Paryżu, drugi w Waszyngtonie. Filipczak i Jaskuła pozostali w Polsce. Choć poezja Nowej Fali wyrastała na tym samym podglebiu kulturowym i społeczno-politycznym, to dorobek twórczy każdego autora posiada własną specyfikę, naznaczony jest odrębnym piętnem osobowym. Pisał o tym jeden z redaktorów „Pulsu” Leszek Szaruga:

To, co nas połączyło, to był bunt moralny i program etyczny, a nie poetyka, choć krytyka literacka posługuje się liczmanem – „poetyka nowofalowa”. Co bowiem łączy poetykę Ewy Lipskiej z poetyką Stanisława Barańczaka? Być może – na pewnym poziomie – rekwizyty, czyli reakcja na to, co widzieliśmy. To nie przypadek, że po Nieufnych i zadufanych najważniejszą książką krytyczną tamtego czasu była książka Barańczaka Etyka i poetyka. Ten wybór rzeczywiście istniał – etyka była wspólna, poetyki były różneJeszcze o nowej fali, czyli o pokoleniu 68 (zapis dyskusji, w której uczestniczyli Leszek Szaruga, Joanna Orska, Stanisław Stabro, Julian Kornhauser, Adam Zagajewski, Jerzy Jarzębski, Ryszard Krynicki), „Dekada Literacka” 2005, nr 6.[5].

O poetach – założycielach „Pulsu” i ich twórczościPełniejsze omówienie twórczości i działalności Jacka Bierezina, Witolda Sułkowskiego i Zdzisława Jaskuły [w:] K.W. Tatarowski, R. Nolbrzak, dz. cyt.[6]

Wspomniane odmienności w poetyce autorów nowofalowych można prześledzić na przykładzie twórczości inicjatorów kwartalnika „Puls”: Jacka Bierezina, Witolda Sułkowskiego i Zdzisława Jaskuły. Twórczość Bierezina ma swe korzenie w neoklasycznym nurcie poezji polskiej, sam zresztą często wskazywał na dokonania Zbigniewa Herberta i Czesława Miłosza jako na swoich mistrzów i przewodników artystycznych. Poezja Jaskuły bliższa jest tendencjom awangardowym, twórca poszukiwał również inspiracji w eksperymentach formalnych sztuki nowoczesnej. Witold Sułkowski, ze swoim specyficznym, „gombrowczowskim” dystansem do liryki, sytuował się gdzieś na pograniczu poezji i prozy. Jego oparte na konkrecie, na wiwisekcji widzialnej rzeczywistości utwory ze Szkoły zdobywców można określić mianem „prozy poetyckiej” lub „miniatur prozą”.

I

Jacek Bierezin

Urodził się 13 marca 1947 roku w Łodzi, tam też uczył się i studiował polonistykę i etnografię na Uniwersytecie Łódzkim, dwukrotnie był z uczelni usuwany z powodów politycznych. Tutaj też wydał pierwszy tomik poezji (Lekcja liryki w 1972 roku). Dwa lata później, w Instytucie Literackim w Paryżu ukazał się kolejny tom jego wierszy, zatytułowany Wam (1974). Na łamach „Pulsu” publikował swoje wiersze i felietony, które zostały zebrane w 1981 roku w książce Z pustyni i z puszczy. Felietony sprzed odnowy. Wcześniej, w 1979 roku w wydawnictwie NOWA ukazał się zbiór jego wierszy W połowie życia.

Po wyjeździe z Polski w 1982 roku publikował swe wiersze na łamach „Pulsu”, którym kierował przez jakiś czas, już jako pismem emigracyjnym. Współpracował też później z ukazującym się w Paryżu miesięcznikiem „Kontakt” oraz z „Kulturą” i „Zeszytami Literackimi”. Pod koniec 1990 roku opublikował kolejny zbiór wierszy, Tyle rzeczy, w którym najpełniej – moim zdaniem – zrealizował się jako poeta. Odnajdujemy w nim ślady jego fascynacji Ameryką, a zwłaszcza Australią, kontynentami, które zdążył zobaczyć dzięki stypendium ufundowanemu przez panią Barbarę Piasecką-Johnson w pierwszym okresie jego, trwającej nieco ponad 10 lat, emigracyjnej przygody. W ostatnich latach życia mieszkał pod Paryżem, nękany kłopotami finansowymi, rosnącym – mimo więzi z niewielkim gronem paryskich przyjaciół – poczuciem osamotnienia i związanymi z tym problemami z samym sobą, walką „z upchniętym do wnętrza złem” (z wiersza Wielomiesięczne kryzysyW zbiorze Tyle rzeczy, Paryż 1990, s. 53.[7]). Mówił o tym w wielu wierszach-wyznaniach, opublikowanych w przywołanym zbiorze.

O ile w wydanym w Paryżu tomiku Wam z 1974 roku Bierezin najpełniej wpisał się w nowofalowy nurt poezji obywatelskiej i kierując się etycznym nakazem mówienia prawdy, sięgając często do ironii, odkłamywał zafałszowany przez oficjalną propagandę obraz PRL-owskiej rzeczywistości – wyłamując się w ten sposób z zakazów narzucanych przez cenzuralne ograniczenia:

Milczymy także o codziennym milczeniu
Mój kraj staje się powoli
Eksporterem publicznego milczeniaZ Wiersza odświętnego o codziennym milczeniu, [w:] tegoż, Wam, Paryż 1974, s. 15.[8]

– o tyle w zbiorze Tyle rzeczy na plan pierwszy wybija się – widoczny zresztą już w jego debiutanckim tomie Lekcja liryki – drugi nurt jego poezji: liryka osobista i refleksyjna. Wiersze – które według określenia autora – stanowią „hieroglify mojej krwi serdecznej / owinięte w biały bandaż koperty” (zakończenie poematu Nowy Jork, trzynasty miesiąc roku, godzina dwudziesta piątaW zbiorze Tyle rzeczy..., s. 39.[9]).

Przewija się też w nich i dominuje, jak czarna nić na kolorowym materiale, motyw śmierci:

Przyrzekam Ci,
zaraz znajdę siłę,
żeby dalej żyć.
Ponieważ Cię kocham.
Ponieważ boję się śmierci,
mimo,
że jej stale szukam.

– pisał we wrześniu 1989 roku w wierszu Tak sobie myśląc po nocy.

Wszystkie te wiersze łączy stały, podmiotowy punkt widzenia, który w swoisty sposób porządkuje bodźce płynące z różnych sfer rzeczywistości. Porządkuje w sposób jasny, – i czyni to niezwykle sugestywnie, sięgając do form krótkich, zawsze celnie spointowanych, jak w utworze bez tytułu:

Nie widziałem nigdy tego dnia
Nie zamieszkałem nigdy w tej nocy
Ten brak Ta samotność Ta grań
Oczywiście są jeszcze nieśmiertelnikiTamże, s. 46.[10]

Ale czyni podobnie w wierszach dłuższych, opartych na rozbudowanej frazie zdaniowej, która przypomina czasami melodię bluesa i ewokuje całe ciągi obrazowo-skojarzeniowe, jak w poemacie Nowy Jork, trzynasty miesiąc roku, godzina dwudziesta piąta.

Jacek Bierezin nie był pisarzem płodnym – trzy oryginalne tomy poezji i książka złożona z felietonów to niewiele jak na dwadzieścia lat twórczości. Ale w literaturze nie ciężar wydrukowanych książek się liczy, tylko ich wartość i znaczenie dla czytelników oraz dla kultury. Myślę, że biorąc pod uwagę to drugie kryterium, poezja Bierezina jest elementem istotnym, choć, niestety, niedopełnionym. Jacek Bierezin miał 46 lat, kiedy 26 maja 1993 roku zginął na autostradzie łączącej Paryż z miejscowością Massy, gdzie mieszkał kilka ostatnich lat. W wierszu Motyw przewodni po czterdziestce pisał:

Olkowi Jurewiczowi

Wszystko jeszcze może się zacząć:
miłość i ból, wspólnie nieprzespane noce,
druga młodość i lata klęsk ostatecznych.
Będziemy zdobywali najtrudniejsze góry
i nauczymy się znowu tańczyć nad ranem.
Nauczymy się kochać nasze kobiety
i przynosić im żółte kwiaty.
Uśmiechać się. Rozrywać bandaże kopert
z naszym niespełnionym losem w środku
dnia i nocy, o każdej porze roku.
Będziemy czekać na śmierć cywilną tych,
którzy zawiedli nas najboleśniej,
wracać starą szalupą na pokład „Patny”,
już uratowanej, a dla nas nie utopionej.
Wszystko jeszcze może się zacząć:
armie stoją naprzeciw siebie, rzeki
płyną do źródeł. Jesteśmy bogatsi o stare
fotografie, świeże blizny, znoszone prochowce,
nie wysłane listy i czarne podwiązki,
których właścicielka zamieszkała w innym kraju.
Wszystko jeszcze może się zacząć,
co czeka białe i czyste jak świeży śnieg
na poszarpanej grani Mont Blanc,
podczas gdy języki lodowców na dole wypluwają
śmieci, metalowe puszki i ciała zaginionych
alpinistów sprzed czterdziestu lat.
Wszystko jeszcze może się zacząć,
dopóki nie zdradziliśmy naszej przeszłości.
Książki, których nie doczytaliśmy,
dopiszą swój koniec, losy się spełnią.
Z naszymi zagojonymi ranami, gniewnymi głosami,
z naszymi kobietami, które zawsze będą piękne
i czarno-białe jak jaskółki, jak światło i mrok,
mamy szansę dożyć nawet do śmierci
świata

Paryż, 1992

II

Witold Sułkowski

Urodził się w Warszawie 10 września 1943 roku, niecały rok przed wybuchem powstania warszawskiego. Po zakończeniu wojny rodzina Sułkowskich przeniosła się do Łodzi. Na początku lat 70. debiutował jako krytyk literacki i autor interesujących miniatur prozą, które czasami mają charakter poetycki, czasami krótkich opowiadań, a w każdym razie tekstów narracyjnych. Publikował między innymi w „Więzi”, „Literaturze”, „Poezji”, „Nowym Wyrazie”. Był też współzałożycielem studenckiego teatru Studio Prób UŁ, którym kierował Paweł Nowicki. W 1972 roku stworzył sceniczną adaptację Biesów Fiodora Dostojewskiego, rok później Studio Prób pokazało sztukę Zebraliśmy się według tekstów Sułkowskiego i Bierezina. W 1974 roku – po wystawieniu sztuki Karnawał, opartej na pisarstwie Dostojewskiego i Aleksandra Sołżenicyna – decyzją władz SZSP teatr został rozwiązany.

W 1982 roku Sułkowski wyjechał z kraju i po paru latach rozpoczął pracę dziennikarską w Głosie Ameryki w Waszyngtonie. Do końca 1983 roku należał do redakcji wydawanej w Londynie emigracyjnej kontynuacji „Pulsu”. W latach 1993–2000 współpracował z dwujęzycznym, polsko-angielskim pismem „2B” (To Be), wydawanym w Chicago, gdzie publikował felietony i szkice o różnorodnej tematyce, często nawiązując do spraw polskich. Sułkowski, odkąd to było możliwe, czyli od 1990 roku, regularnie przyjeżdżał do Polski i tutaj spędzał urlopy. Jak pisał Paweł Spodenkiewicz:

Nie oszczędzał się wtedy, a my wraz z nim. Był to jakby powrót do czasów KOR-owskich, gdy siedziało się i piło do późna w noc, słuchając jego opowiastek. Szarżował jednak bardzo – był po operacji kardiochirurgicznej – i zmarł nagle w czasie kolejnych wakacji, 22 kwietnia 2003 roku w ŁodziP. Spodenkiewicz, Mistrz małych form, [w:] W. Sułkowski, Eksperyment wolność. Utwory wybrane, Łódź 2015, s. 218.[11].

Witold Sułkowski jest autorem tomu Szkoła zdobywców wydanego w paryskim Instytucie Literackim w 1976 roku, a zatem w okresie, kiedy dla mieszkańca PRL decyzja o publikacji w emigracyjnym wydawnictwie wymagała dużej odwagi. Książka została wydana i przyjęta jako pozycja poetycka, choć jej autor do poezji miał stosunek gombrowiczowski, myślę tu o słynnym pamflecie Przeciw poetom autora Ferdydurke. Sułkowski mickiewiczowski płaszcz Konrada odrzucał, nie wierzył w kreacyjną siłę słowa, nie próbował wnikać w jego ukryte sensy i znaczenia. Nie znajdziemy w jego tekstach introspekcji, prób sięgania pod powierzchnię zjawisk, psychologizowania, estetyzowania, filozoficznych czy metafizycznych refleksji.

Żywiołem jego miniatur prozą okazuje się opis. Język pojmowany jest w nich jako „przezroczyste” narzędzie komunikacji, słowo pełni tu rolę służebną, wskazując na konkretne elementy rzeczywistości, w której żyje i działa narrator i bohater tych miniatur. Nastawienie na konkret, na prawdziwy i nieupiększony opis obrazu świata, w którym owemu narratorowi przyszło żyć „tu i teraz” – a zatem w realiach gomułkowsko-gierkowskiej rzeczywistości – łączyło pisarstwo autora Szkoły zdobywców z postulatami i realizacjami artystycznymi pokolenia Nowej Fali. Choć unikał on wypowiedzi programowych i nie łączył się z żadną grupą poetycką, był chyba wśród nich – w dążeniu do werystycznego, choć groteskowego i ironicznego opisu otaczającej rzeczywistości – najbardziej ortodoksyjnym „nowofalowcem”. Narrator (i bohater) Sułkowskiego to przeciętny obywatel PRL-u. Podmiot jego prozy (i nielicznych w zbiorze wierszy) poddawany jest procesom społecznej tresury, karności i dyscypliny – ale przecież wierzy w „zmianę regulaminu”. Potrafi się też buntować, ale zawsze, tak jak kafkowski Józef K., w oczach władz i jej funkcjonariuszy jest podejrzany: „Przesłuchujący właśnie wydarł ze mnie ostatnią tajemnicę” (Ciąg dalszy zawieszony). W deformowanym, groteskowo-ironicznym świecie prozo-poezji Sułkowskiego („Jeszcze przed moim urodzeniem przemieniono moje lasy w nadęte dostojeństwo szaf, w pokraczność krzeseł, w nikczemną intymność biurek” (Kosmos) nie ma wolności, miłości, prawdy, piękna. Jednostka poddawana jest ciągłej indoktrynacji i tresurze, jest jedynie trybem w wielkiej maszynerii Systemu. Narrator Sułkowskiego sceptycznie i ironicznie traktuje wielkie hasła ludzkości, pod powierzchnią toczących się spraw nie dostrzega ukrytych znaczeń, symboli, metafizycznych odniesień:

Jak archeolog, górnik lub umarły schodzę w kolejne warstwy gleby. Pokłady grobów na kartoflach. Pokłady kartofli na grobach. Mijam jedną po drugiej cywilizacje grobowo-kartoflane.

W ten krajobraz wewnętrzny wwiercają się szyby moich poprzedników i następców, kapłanów, tajniaków i poetów, wszystkich chcących wiedzieć CO JEST NA SAMYM SPODZIE.

A może to tak cała ziemia na wylot? Kopać dalej? Wyjść? Zacząć w innym miejscu?

(***[Jak archeolog, górni lub umarły…]).

Szkoła zdobywców, czytana dziś, jest artystycznym i intelektualnym zapisem sytuacji dysydenta w realiach komunistycznego państwa. Sytuacji człowieka, którego jedyną winą jest to, że dostrzega absurdy otaczającej go rzeczywistości, który szare chce nazywać szarym, a czarne – czarnym. Człowieka zamkniętego w klatce propagandowych sloganów, skazanego na przebywanie w niej z dożywotnim wyrokiem. Przebywając w Stanach Zjednoczonych, Sułkowski porzucił literaturę na rzecz eseistyki i felietonistyki. Nie dokończył satyrycznej powieści DysiekJej tekst – wraz z felietonistyką zamieszczony w dwujęzycznym czasopiśmie „2B (To Be)” – został opublikowany w tomie: W. Sułkowski, Eksperyment wolność. Utwory wybrane, oprac. E. Sułkowska-Bierezin, Z. Jaskuła, Łódź 2015.[12], którą przed laty czytał we fragmentach przy okazji różnych spotkań towarzyskich. Szkoda – miał wielki prozatorski talent. Aby dać o nim pewne wyobrażenie, przytoczmy w całości utwór Uroczystość:

I ten rzeźnik z przeciwka, i ten chudy, co cały dzień na poczcie stempluje ludzkie wzruszenia i namiętności, także młody, nie ogolony i obdarty ideowiec, i tłusta burdelmama, odkurzona i wyprasowana orkiestra strażacka; cały odświętny tłum znaczących i nieznaczących zebrał się na rynku w oczekiwaniu na uroczystość palenia.

To tylko na pozór wygląda tak ładnie. Ale co z tym mitręgi, co urywania głowy – wiedzą tylko urzędnicy magistra tu. Bo to i żmudna robota selekcjonerów (przecież nie wszystkie książki się pali), i kłopoty z przyjęciem różnych korporacji i zrzeszeń, i wydatki (chorągwie i gorąca zupa dla tłumu), i obawa, że od stosu może zająć się ratusz.

A efekt wątpliwy. Większość zebranych i tak nie pojmie doniosłości zdarzenia. Zjedzą zupę, posłuchają orkiestry, a spodoba im się co najwyżej płomień, który przypomni im skautowską młodość.

Dlatego uroczystość palenia odbędzie się w tym roku ostatni raz. Postanowiono nakłonić autorów, aby palili książki jeszcze przed napisaniem.

III

Zdzisław Jaskuła

Urodził się 27 grudnia 1951 roku w Łasku. Studiował filologię polską na Uniwersytecie Łódzkim. Usunięto go jednak w 1975 roku za podpisanie protestu przeciwko zmianom w konstytucji PRL. Studia ukończył eksternistycznie na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim w 1980 roku. W PRL-u związany był ze środowiskiem opozycji demokratycznej, współpracującej z Komitetem Obrony Robotników. Sam o sobie mówił:

Nigdy nie miałem temperamentu politycznego, działania polityczne sensu stricto nigdy mnie nie pociągały. Jednak przez to, co spotykało moich znajomych, co spotykało mnie samego – ograniczenia, cenzura, kontrole – automatycznie w coraz większym stopniu stawałem się opozycjonistą. Powoli przyswajałem sobie zasady, których wcześniej w ogóle nie znałem. […] Z biegiem czasu zaczął obowiązywać w środowisku kodeks zachowań, który zawsze prowadził do samooceny czy to etycznej, czy politycznejZ. Jaskuła, To był najciekawszy okres naszej opozycji, [w]: Niezależność najwięcej kosztuje. Relacje uczestników opozycji demokratycznej w Łodzi 1976–1980, oprac. L. Próchniak, S.M. Nowinowski, M. Filip, Łódź 2008, s. 95.[13].

Jaskuła debiutował w miesięczniku „Poezja” w 1969 roku. Cztery lata później ukazał się jego pierwszy zbiór wierszy Zbieg okoliczności. Kolejna publikacja, Dwa poematy, została wydana w podziemnej oficynie NOWA w 1977 roku. W 1984 nakładem Wydawnictwa Łódzkiego ukazał się jego tom wierszy Maszyna do pisania, a niedługo po jego publikacji Jaskuła porzucił twórczość poetycką i poświęcił się drugiej wielkiej pasji swego życia – teatrowi. W latach 90. był dyrektorem Teatru Studyjnego i Teatru Nowego w Łodzi. Na stanowisko dyrektora Teatru Nowego w Łodzi ponownie został wybrany w 2010 roku i pełnił je do śmierci w 2015.

Po wielu zawirowaniach w tym teatrze udało mu się scalić zespół, połączyć ludzi i stworzyć pozytywną atmosferę zarówno wewnątrz, jak i wokół niego. Zdzisław Jaskuła wyreżyserował wiele spektakli, otworzył też scenę Teatru Nowego dla znanych reżyserów z Polski i zagranicy, przybliżył widowni kilka głośnych przedstawień współczesnej dramaturgii europejskiej. Zajmował się też przekładami z języka niemieckiego; z żoną Sławą Lisiecką opublikowali nowe tłumaczenie traktatu filozoficznego Friedricha Nietzschego To rzekł Zaratustra (1999), a także tomów poezji Gottfrieda Benna, Thomasa Bernharda oraz wierszy Ingeborg Bachmann i Petera Turriniego. Jaskuła bywał też znakomitym felietonistą – swoistym kronikarzem codzienności splecionej z wydarzeniami z szerokiego świata, oglądanymi z perspektywy ulicy WschodniejJego felietony, publikowane na łamach „Fabryki” – łódzkiego dodatku do „Gazety Wyborczej” w latach 2001–2002, zostały zebrane wraz z wierszami [w:] Z. Jaskuła, Maszyna do pisania. Widziane ze Wschodniej, Łódź 2015.[14], gdzie mieszkał, jak powiadał, „przez całe życie”.

Z „Pulsem” współpracował od samego początku, tam opublikował wiele swoich wierszy i prowadził stały dział „Przegląd kulturalny i niekulturalny”. Warto też zaznaczyć, że kwartalnik swój tytuł zaczerpnął z zakończenia poematu Jaskuły Światowy miesiąc serca 1972:

Puls czasu był gwałtowny
Serce
Czasu przed trzecim zawałem

Jego pierwsze młodzieńcze wiersze opublikowane na łamach „Poezji” w 1969 roku to subtelne erotyki. W miarę mijającego czasu, zapewne również pod wpływem dramatycznych wydarzeń politycznych i narastającej fali społecznych protestów, a także zbliżenia się Jaskuły do środowisk opozycyjnych, zmienia się charakter jego wierszy. Te zmiany w kierunku poezji społecznie zaangażowanej, zbieżnej z postulatami Nowej Fali, widać w tomiku Zbieg okoliczności, z którego pochodzi cytowany utwór. Zdzisław Jaskuła nawiązuje w tym zbiorze do dokonań poezji lingwistycznej, rozbijającej utarte schematy językowe czy konwencje stylistyczne, sięgającej do paradoksów słownych, wykorzystującej kolokwializmy i tkwiący w nich potencjał znaczeniowy. Służy to kompromitacji „drętwej mowy”, krytyce postaw konformistycznych, ironicznemu spojrzeniu na otaczającą rzeczywistość:

[…] Mlaskaniem
mając obrzękły
koniuszek
niech odda swój głos na front
jedności narodu Przemieni się
w język spustowy języczek ognia (wiersz to strzelecki rów)
Mając za sobą
sporty obronne może przejść do ataku
np. kaszlu. Teraz
i tu niech przemawia do rozumu
Chytrze podchodzi serce od tyłu aż do
Ścisku gardła […]

[Poezja lingwistyczna]Z. Jaskuła, Poezja lingwistyczna, [w:] tamże, s. 64.[15]

Charakterystyczne dla poezji Jaskuły jest stopniowe rozwijanie i wydłużanie formy wiersza, posługiwanie się złożonymi okresami zdaniowymi, ułożonymi w „schodkowych” wersach o nierównej długości. Czasami – jak w niektórych fragmentach poematu Wieczór autorski w większym mieście – z podziału na wersy autor niemal rezygnuje.:

Szczęśliwy widzę jej jasne włosy kładące się na secesji,
układające się w obłok na niebie. Zapalają się lampiony,
neony, zimne ognie. Confetti. Ruszają karuzele i sztuczne
światła boisk piłki nożnej. Dygoczące rytmicznie ciała
przemijają w chłód wieczoru […]Z. Jaskuła, Wieczór autorski w większym mieście, [w:] tamże, s. 80.[16]

Cytowany poemat wraz z Odwołanym wieczorem autorskim w większym mieście opublikowany został w 1977 roku w tomiku Dwa poematy. Są to najciekawsze artystycznie dokonania Zdzisława Jaskuły, a Zbigniew Dominiak w posłowiu do przywołanego wydania wierszy zaliczył je do:

wybitnych dokonań współczesnej poezji polskiej. […] Nieczęste są bowiem współcześnie udane próby spojenia epiki z liryką (a nawet dramatem), którego wymaga ten gatunek literacki”Z. Dominiak, Kilka uwag o poezji Zdzisława Jaskuły, [w:] tamże, s. 177.[17].

W poematach tych Jaskuła zdecydowanie wychodzi poza horyzont spraw bieżących i ideowopolitycznych sporów oraz rozrachunków. Przedstawia w nich dramatyczną sytuację poety w świecie, w którym niwelowane są podstawowe wartości, poety, który nie posiada już romantycznej wiary w kreacyjną moc słowa. Bóg, którego bohater Odwołanego wieczoru autorskiego w większym mieście spotyka na swej drodze, okazuje się pacjentem zbiegłym ze szpitala psychiatrycznego, napotykani ludzie oddzieleni są niewidzialną szybą albo ulegają przemianom, które sprowadzają ich egzystencję do poziomu zwierzęcego czy niemalże roślinnego. Kreśli zatem obraz apokaliptyczny:

W górze niewidzialne jak ciemność
obracało się młyńskie koło.
O świcie obudził mnie konduktor.
Opowiedziałem mu o końcu świata.
Opóźnienie pociągu może się zwiększyć albo
zmniejszyć, odpowiedział znudzonym głosem. Miał
przekrwione, czerwone ze zmęczenia oczy.
Jak wy wszyscy, jak my wszyscy,
jak ty, jakZ. Jaskuła, Odwołany wieczór autorski w większym mieście, [w:] tamże, s. 91.[18]

Jak już wspomniałem, kilka lat po opublikowaniu Dwóch poematów, w połowie lat 80. Zdzisław Jaskuła porzucił poezję na rzecz teatru. W wielu wypowiedziach wspomnieniowych podkreślano wielowymiarowość oraz wszechstronność artystyczną tego poety i reżysera. We wspomnieniu pośmiertnym, umieszczonym na stronie internetowej Teatru Nowego, napisano o nim: „niezłomny entuzjasta życia, wielki poeta, kolorowy ptak Łodzi…”. Pozostawił po sobie wymowny utwór Testament mój:

Jeśli byłem skurwysynem wybaczcie to
mojej matce która niczemu nie jest winna
A także mojemu ojcu wybaczcie jeśli
okazałem się niegodnym synem pułku
Składałem fałszywe zeznania ale darujcie
winy tym którzy musieli mnie słuchać
Milicjantom i matematykom odpuśćcie
że nigdy nie policzyli mi żeber
W moim imieniu podziękujcie piosenkarzom
i politykom za piękne imprezy
na wolnym powietrzu i w świetlicach
Powiedzcie im że rozerwałem się skutecznie
Pisemnie podziękujcie robotnikom
chłopom i inteligencji za to że maszyny
nie próżnowały ziemia owocowała a myśl
była pomyślna pod każdym względem
Ci którzy nie pożegnali się ze mną niech
Wpadną do mnie jutro kiedy już trochę ochłonę
Nawiedzajcie mnie zresztą przyjaciele i
– jeśli to możliwe – kupcie mi budzik aby
o świcie nie omijała mnie jasność

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Konrad Witold Tatarowski, Podziemny kwartalnik „Puls” i jego założyciele, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 138

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...