10.03.2022

Nowy Napis Co Tydzień #142 / Kolaps gwiazdy pierwszej jasności. Solidarność i meandry jej filozofii

Rewolucję przygotowują mądrzy, przeprowadzają odważni a korzystają na niej – oportuniści. Z mądrości arabskich

Odwołane święto wolności

Latem 1980 roku, w galaktyce państw „demokracji ludowej” skupionych wokół Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, centralnego obiektu jaśniejącego blaskiem wiecznie żywych idei Marksa, Engelsa i Lenina, rozbłyskuje supernowa – SolidarnośćPisząc o Solidarności, mam na myśli ogólnopolską organizację stworzoną początkowo do obrony praw pracowniczych w wyniku porozumienia lokalnych komitetów strajkowych, które po podpisaniu porozumień sierpniowych w Szczecinie (30 sierpnia 1980), Gdańsku (31 sierpnia 1980), Jastrzębiu-Zdroju (3 września 1980) oraz Dąbrowie Górniczej (11 września 1980) i po przekształceniu się w komisje, stały się organami założycielskimi Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”, formalnie powołanego do istnienia 17 września 1980 roku w Gdańsku i zarejestrowanego przez Sąd Wojewódzki w Warszawie 10 listopada 1980. Z czasem działalność tej organizacji nabrała tempa i rozmachu, skutkując przekształceniem się związku zawodowego w masowy ruch społeczny o charakterze niepodległościowym z licznymi, instytucjonalnymi emanacjami o ambicjach politycznych, w różnym stopniu zasługujących na miano „solidarnościowych”. W tekście piszę więc, podobnie jak wielu badaczy zajmujących się tą problematyką: Solidarność – a nie: „Solidarność” – odwołując się do rodziny znaczeń obejmującej owe pierwotne, konstytutywne sensy wraz z ich satelickimi wariantami, odzwierciedlającymi liczne metamorfozy pierwotnego „projektu solidarnościowego”, w przekonaniu, że czytelnik potrafi rozpoznać, o które z użyć chodzi w każdym z konkretnych przypadków. Zasadniczo tekst dotyczy filozofii Związku i ruchu rozwijanej przez jego działaczy do wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia 1981, choć oczywiście trafiają się uwagi odnoszące się także – w zakresie wyznaczonym charakterem i logiką wywodu – do późniejszych losów „projektu solidarnościowego”.[1] zyskuje byt instytucjonalny, stając się katalizatorem przemian społecznych i fenomenem, o którym jeden z najwnikliwszych badaczy jej socjologicznego wymiaru napisze, iż

wpisuje się [ona] w wielkie ruchy wolnościowe XX wieku: na czele z Gandhim, Mandelą, Martinem Lutherem Kingiem, źródłowo nawiązuje zaś do dziewiętnastowiecznych zrywów społecznych i politycznych, które budowały legitymizację dla idei postępu oraz poprawy warunków pracy i życiaA. Touraine [J. Strzelecki, F. Dubet, M. Wieviorka], Solidarność. Analiza ruchu społecznego 1980– 1981, Gdańsk 2010, s. 24. (Wydanie oryginalne A. Touraine, Solidarité. Analyse d’un mouvement social Pologne 1980–1981, Paris 1982).[2].

Podniosłą, „odświętną” atmosferę „tamtych dni”, dobrze oddaje David Ost, amerykański politolog, autor poczytnych pracZob. D. Ost, Solidarity and the Politics of Anti-Politics: Opposition and Reform in Poland since 1968, Philadelphia 1990 (wyd. polskie: D. Ost, Solidarność a polityka antypolityki, tłum. S. Kowalski, Gdańsk 2014); D. Ost, The Defeat of Solidarity: Anger and Politics in Postcommunist Europe, Ithaca and London 2005 (wyd. polskie: D. Ost, Klęska „Solidarności”. Gniew i polityka w postkomunistycznej Europie, przekład autoryzowany H. Jankowska, Warszawa 2007).[3] na temat Solidarności oraz przemian ustrojowych w Europie Środkowo-Wschodniej i ich skutków:

Otóż w każdej znanej mi relacji z tamtych czasów, a zwłaszcza z pierwszych miesięcy Solidarności, Polska jawi się jako kraj, w którym wybucha i tętni życiem idea partycypacji. Anglicy Neil Ascherson i Timothy Garton Ash, Kanadyjczyk Stan Persky, Amerykanin Lawrence Weschler, Francuz Jean Yves-Potel i Europejczyk Daniel Singer, John Darnton z „New York Times” i Bernard Guetta z „Le Monde”, kapitalistyczny „Wall Street Journal” i socjalistyczny „Labour Focus on Eastern Europe” – wszyscy bez wyjątku opisywali Polskę roku 1980 jako kraj ogarnięty rewolucją, miejsce, gdzie ludzie przebudzili się i zaczęli działać jako wolne jednostki budujące nowe, prawdziwe społeczeństwo obok narzuconego, nieprawdziwego ładu. Polacy chodzili na wiece i czytali gazety, wiedząc, że świat polityki stał się wreszcie ich światem. Tworzyli nowy związek zawodowy świadomi, że będzie on czymś naprawdę istotnym. Jak w każdej rewolucji zyskiwali rzadkie poczucie ważności, świadomość, że to, co myślą i robią, ma rzeczywiście znaczenie w szerszym świecie. Krótko mówiąc, stali się „podmiotami” polityki. Był to świat naznaczony podmiotowością, bliski temu, co stanowiło odwieczne marzenie lewicyD. Ost, Solidarność a polityka antypolityki, tłum. S. Kowalski, Gdańsk 2014, s. 31–32 (wyróżn. zachowane).[4].

Warto przy tym pamiętać, że:

Sierpniowe zwycięstwo było szczytowym osiągnięciem antypolitycznej strategii demokratyzacji społeczeństwa, a nie państwa. Nagle stało się dopuszczalne (choć nie zawsze jeszcze ściśle zgodne z prawem) angażowanie się w różne formy działalności społecznej, które opozycja lat 70. uczyniła osią swojego programu, a w tym – co najważniejsze – zakładanie uznawanych przez dyrekcje niezależnych związków zawodowych. Następne miesiące przerodziły się w emancypacyjne święto obywatelskości – miliony ludzi zaczęły rozmawiać o polityce, uczestniczyć w zgromadzeniach, czytać i drukować pisma i ulotki, zakładać związki, a ich entuzjazm kojarzył się z nastrojem wielkich, historycznych insurekcjiTamże, s. 124.[5].

Udzielająca się miłośnikom wolności euforia Sierpnia 1980 roku – „emancypacyjnego święta obywatelskiej partycypacji” – zyskuje jeszcze mocniejszy wyraz w krajowych, pisanych na gorąco w czasie strajków lub bezpośrednio po nich, reporterskich relacjach sympatyków ruchu. W jednej z najlepszych spośród nich Ryszard Kapuściński pisze o Gdańsku i Szczecinie, iż są to:

Miasta, w których zapanowała nowa moralność. Nikt nie pił, nie robił awantur, nie budził się przywalony ogłupiającym kacem. Przestępczość spadła do zera, wygasła wzajemna agresja, ludzie stali się sobie życzliwi, pomocni i otwarci. Zupełnie obcy ludzie poczuli nagle, że są – jedni drugim – potrzebniR. Kapuściński, Notatki z Wybrzeża, „Kultura” (Warszawa), 14.09.1980 – przedruk [w:] G. Pomian, Polska „Solidarności”, Paryż 1982, s. 76.[6].

W relacji Kapuścińskiego wyraźnie widać, że uczestnikami protestów kierują nie „sprawy płacowo-bytowe”, lecz przede wszystkim imperatyw „godności człowieka”, „dążenie do stworzenia nowych stosunków między ludźmi, w każdym miejscu i na wszystkich szczeblach”, jakby biegiem wydarzeń rządziła „zasada wzajemnego szacunku obowiązująca każdego bez wyjątku, zasada, według której podwładny jest jednocześnie partnerem”Tamże, s. 76–77, i następne.[7]. Pod wpływem takich impulsów – choć trudno rozstrzygnąć, co jest tu skutkiem, a co przyczyną – do głosu dochodzi nowa samoświadomość uczestników wydarzeń:

Na Wybrzeżu robotnicy rozbili pokutujący w oficjalnych gabinetach i elitarnych salonach stereotyp robola. Robol nie dyskutuje – wykonuje plan. Jeśli chce się, żeby robol wydał głos, to tylko po to, aby przyrzekł i zapewnił. Robola obchodzi tylko jedno – ile zarobi. Kiedy wychodzi z zakładu, wynosi w kieszeniach śrubki, linki i narzędzia. Gdyby nie dyrekcja, robole rozkradliby cały zakład. Potem stoją pod budkami z piwem. Potem śpią. Rano jadąc pociągiem do pracy, grają w karty. Po przyjściu na zakład ustawiają się w kolejce do lekarza i biorą zwolnienie. [...] Tymczasem na Wybrzeżu, a potem w całym kraju, spoza tego oparu zadowolonego samouspokojenia wyłoniła się młoda twarz nowego pokolenia robotników – myślących, inteligentnych, świadomych swojego miejsca w społeczeństwie – zdecydowanych wyciągnąć wszystkie konsekwencje z faktu, że w myśl ideowych założeń ustroju ich klasie przyznaje się wiodącą rolę w społeczeństwieTamże, s. 76.[8].

Charakterystyczne, że wspomniana, rodząca się wówczas świadomość własnej podmiotowości i sprawczości znajdująca wyraz w partycypacyjnym etosie działań spod znaku „obywatelskości”, miała proweniencję par excellence lewicowąPor. „W rozmowach między sobą opozycjoniści mówili zawsze o lewicy i prawicy – zarówno przed Solidarnością, jak między Sierpniem a stanem wojennym i po jego wprowadzeniu. W Polsce zgodnie i bez cienia wątpliwości sytuowano Solidarność »na lewicy«. Po 1981 roku słyszało się dość powszechnie zarzuty, że była ona zbyt lewicowa i to właśnie miało stanowić jej problem” – tamże, s. 30.[9]. Na takie właśnie parantele Solidarności zwracano uwagę na tyle często, że nie ma potrzeby ich tu dokumentować – dość przytoczyć choćby poniższy, reprezentatywny wywód:

Dlaczego lewica była w Polsce aż tak silna? Dlaczego zdobyła takie wpływy w Solidarności? Jeden z powodów to niewątpliwie lewicowa legitymizacja panującego reżimu, o której wspomina Kapuściński. Kiedy żądania robotników przekroczyły dopuszczalne granice, sięgnęli oni po skądinąd „własne” zakłady pracy. Mieli ideologiczne uzasadnienie, którego partia nie mogła łatwo odrzucić. Ale to z pewnością nie wszystko. W krajach socjalistycznych robotnicy co pewien czas domagają się w imieniu klasy robotniczej władzy „prawdziwej”, jednak częściej uciekają od wszelkiej polityki lub wyrażają bierny sprzeciw, na przykład pracując byle jak. Co więcej, takie ujęcie traktuje oficjalną ideologię znacznie poważniej niż ogół społeczeństwa, pomija zaś to, jak chętnie, zwłaszcza w Polsce, system państwowego socjalizmu sięga po narzędzie legitymizacji, jakim jest nie marksizm, lecz autorytarny nacjonalizm.

Lewicowe inicjatywy społeczne nie rodzą się w Polsce same, ktoś musi dać im początek. Potrzebna była opozycyjna praca u podstaw, żeby powstał ruch, który wziął się serio do organizowania niezależnych instytucji społecznych i zalążków nowych związków zawodowych. Wymagało to świadomych przygotowań i w tym właśnie momencie swoją przydatność udowodnili uczestnicy radykalnego ruchu lat 60. Kluczową rolę odegrał KOR, który stał się pomostem między nimi a Solidarnością lat 80. Pomysł stworzenia niezależnych związków zawodowych powstał w roku 1970 wśród strajkujących robotników Gdańska i Szczecina, ale to KOR przyczynił się najbardziej do odnowienia tej koncepcji w następnym dziesięcioleciu. Krzewił niestrudzenie ideę niezależnych inicjatyw obywatelskich, co więcej, wraz ze swoimi współpracownikami z niezależnej lewicy zorganizował w 1978 roku w Gdańsku wpływowe Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża, których przywódcy mieli za dwa lata pokierować gdańską SolidarnościąD. Ost, dz. cyt., s. 34–35.[10].

W konkluzji, autor stwierdza:

KOR i Solidarność były lewicowe, bo opowiadały się za demokracją partycypacyjną, wspierały rozwój nowych ruchów i inicjatyw obywatelskich, wierząc, że ludzie są bardziej wolni i czują się bardziej wolni, kiedy włączają się w proces tworzenia otaczającego ich świata. Idee te zawsze uchodziły w Polsce za lewicowe, tak samo jak uchodziły za lewicowe na Zachodzie. Współczesna polska lewica różni się od lewicy tradycyjnej tym, że nie chce sięgnąć po władzę państwową; różni się też od większości zachodniej nowej lewicy tym, że za przeciwnika ma „lewicowe” państwo. Nie utrudniło to jednak powstawania nowej, autentycznej lewicy, wprost przeciwnie, stało się okolicznością sprzyjającą, ponieważ uchroniło Polaków przed dwoma złudzeniami, którym ulegała niekiedy – choć na pewno nie tak często, jak twierdzą neokonserwatywni krytycy – lewica zachodnia: 1) skoro demokracja burżuazyjna nie jest dość demokratyczna, może nie jest demokratyczna w ogóle, oraz 2) skoro socjalizm w radzieckim wydaniu jest wrogiem naszego wroga, może nie jest on aż tak zły. Polscy radykalni działacze nie mieli takich problemów. Ani myśleli gardzić demokratycznymi swobodami, których tak bardzo im brakowało, nie mieli też, rzecz jasna, żadnych złudzeń co do radzieckiego „socjalizmu”. W Polsce wszystko było jakby jaśniejsze. Nic więc dziwnego, że lewicowa teoria i praktyka zyskały tu o wiele lepsze rozwinięcie niż gdziekolwiek indziejTamże, s. 41–42 (wyróżnienia zachowane).[11].

Konstatacje te są ważne, bowiem bez owego rozwinięcia lewicowej teorii i praktyki, (a/anty)polityczna aktywność Solidarności nie przyniosłaby tak spektakularnych efektów lub pojawiłyby się one wiele lat później, jeśli w ogóle miałyby szanse zaistnieć. Kwestia tak otwarcie deklarowanej i swoiście interpretowanej (a)polityczności członków i zwolenników ruchu jest na tyle istotna, że miarodajne wyjaśnienia dotyczące pozornej paradoksalności owej formuły podane przez wybitnego znawcę tego aspektu działania Solidarności warto przytoczyć in extenso:

Solidarność powstała jako ruch apolityczny. „Nie chcemy mieszać się do polityki – w taki sposób strajkujący gdańscy stoczniowcy zapewniali w sierpniu 1980 roku negocjatorów z komisji rządowej. – Nie mamy nic wspólnego z polityką, to wasza, a nie nasza sprawa”. To samo twierdziła poprzedzająca Solidarność KOR-owska opozycja, z której czerpała ona szeroko, wykorzystując zasoby ludzkie i ideowe. Komitet Obrony Robotników nie był ruchem politycznym, tylko społecznym – pisał historyk i współzałożyciel KOR-u Jan Józef Lipski, powtarzając to, co sam KOR chętnie mówił przy różnych okazjach. Po roku 1968 niemal cała demokratyczna opozycja, aż po Solidarność, dowodziła uporczywie, że jej działania miały charakter społeczny, a nie polityczny. Zapewnienia te były niewątpliwie szczere – opozycji rzeczywiście chodziło o odrzucenie polityki – zarazem jednak całkiem nieprawdziwe, bo jasne było, że nie odrzuciła jej hurtem. Wśród założycieli zarówno KOR-u, jak i Solidarności było wielu czołowych opozycjonistów, między innymi działacze studenccy lat 60., którzy za swoją działalność polityczną trafili na miesiące, a nawet lata do więzienia. Publikowali w politycznych periodykach, studiowali historię polityczną, działali na rzecz politycznych przemian i jako polityczna opozycja byli piętnowani przez władze. Innymi słowy, absurdem wydaje się proste przypisanie im antypolityczności. To, co robili, było jawnie polityczne – dla nich i dla wszystkich wokół. Dowodząc swej „apolityczności”, KOR i Solidarność miały na myśli to, że nie zamierzają kwestionować partyjnej kontroli nad państwem. „Polityka” w tym rozumieniu oznaczała rządzenie [i] od początku lat 70. opozycja uznała tak pojmowaną politykę za obszar zakazany. Jednak odcinając się od spraw państwowych, będących w potocznym rozumieniu domeną „polityczności”, nie odrzuciła polityki jako takiej. Rozwinęła raczej inne jej rozumienie, skupiające się nie na politycznych skutkach na poziomie państwa, lecz na działaniach obywatelskich na poziomie społeczeństwaTamże, s. 21–22 (wyróżnienie zachowane).[12].

Jak widać, była to koncepcja polityki alternatywna w stosunku do dominującego nie tylko wówczas, ale i obecnie rozumienia aktywności politycznej. Obrano taką strategię z kilku powodów. O dwóch z nich przekonująco pisze Ost:

Dlaczego bowiem opozycjoniści odrzucili „politykę”? Z jednej strony pomarcowa opozycja unikała państwowej polityki, bo wiedziała, że na tym polu nie ma szans. Wydarzenia roku 1968 – studenckie protesty, surowe represje ze strony władz i radziecka inwazja na Czechosłowację – dowiodły niezbicie, że ani partia, ani Związek Radziecki nie zamierzają tolerować politycznej konkurencji. Skoro więc opozycja nie chciała dać za wygraną i zupełnie odejść od polityki, musiała porzucić próby zmiany polityki władz i zamiast tego postarać się organizować obywateli, skupić ich wokół działalności niezorientowanej wprost na reorganizację państwa. W tym wydaniu „antypolityka” to wyłącznie symulowane niezainteresowanie państwem. Jednak to nie wszystko. Opozycja ignorowała państwo nie tylko dlatego, że musiała – także dlatego, że chciała. Chodzi o to, że po 1968 roku pojawiła się w Polsce opozycja nowego typu, wiele zawdzięczająca tyleż polskiej specyfice, ile ówczesnym wydarzeniom na świecie. Odrzucała ona państwo nie tylko dlatego, że nie mogła z nim wygrać – także dlatego, że na tym polu wygrywać nie chciała. Przyświecała jej ta sama radykalna wizja polityki, która inspirowała zachodnią nową lewicę. Nie tyle pragnęła ona władzy, ile chciała znieść władzę jako taką. Była nade wszystko antyautorytarna. Jej bezpośrednią kontynuacją, dzięki związkom personalnym i ideowym, stały się KOR i Solidarność. Tak więc „antypolityczność” to odrzucenie państwa nie tylko z konieczności, lecz także z wyboru; to przekonanie, że warunkiem sine qua non sprawiedliwego ładu nie są przyjazne rządy i dobrzy ludzie u władzy, tylko prężne, aktywne, samoświadome, samorządne i kreatywne społeczeństwo. Opozycja zwróciła się ku społeczeństwu obywatelskiemu nie tylko dlatego, że nie istniała inna sfera publiczna, w której mogłaby się realizować, ale i z tej przyczyny, że nie było innego miejsca, w którym realizować by się chciałaTamże, s. 22–23 (wyróżnienie zachowane).[13].

Był w tym – jak pisze Ost:

posmak anarchizmu, odrzucenia władzy jako takiej, etos otwartości i poczucie, że celem walki politycznej jest nie tylko zmiana rządów, ale i zmiana własnego życia. Albowiem sfera prywatna też jest polityczna – to hasło zachodniej nowej lewicy polska opozycja lat 70. mogła bez trudu zaadoptowaćTamże, s. 23. Por. także: „Radykałów ze Wschodu i z Zachodu łączyło podobieństwo stylu, ubioru, artystycznych gustów i obyczajów seksualnych. Polscy opozycjoniści końca lat 60. i 70. nosili dżinsy, nie przeszkadzał im niechlujny wygląd, lubili »klasyczny rock« lat 60. (kiedy pewnego ranka odwiedziłem Jana Lityńskiego, słuchał ze starej taśmy Velvet Underground) i teatr awangardowy (między innymi Grotowskiego i Kantora), uwielbiali nocne imprezy z mnóstwem alkoholu, polityki i tańców oraz, co przyzna każdy związany z tym gronem, praktykowali swobodę seksualną, której nie powstydziłoby się pokolenie Woodstock” – tamże, s. 25.[14].

Konsekwentnie więc:

Po roku 1968 „antypolityka” opozycji nie była więc jedynie taktycznym manewrem pozwalającym uniknąć represji państwa. Była również częścią nowego światopoglądu, zakładającego, że państwo nie jest najważniejsze, że nie ono jest kluczem do zbudowania lepszego, bardziej ludzkiego świata, a więc główną przesłanką opozycyjnego zaangażowania. Jak pisał György Konrád: „Kulminacja powolnej rewolucji niezależności nie polega na tym, że nowi ludzie zasiądą w gabinetach władzy”. Nie wystarczy zmiana rządu, trzeba jeszcze zmienić ludzi. Celem antypolitycznej polityki było upodmiotowienie obywateli, obudzenie w nich poczucia własnej wartości, godności tyleż obywatelskiej, ile ludzkiej. W dyskusjach z lat 1980–1981 o świecie, jaki chciałaby stworzyć Solidarność, powracało nieustannie słowo podmiotowość, tłumaczone niezbyt fortunnie na angielski jako subjectivity. Chodziło o proces, w którym ludzie stają się aktywnymi, kreatywnymi „podmiotami” historii, a nie tylko jej biernymi „przedmiotami”. Niech nie będą bezwolnymi trybikami machiny zarządzanej przez wszechwiedzącą partię czy kogokolwiek innego, niech odgrywają czynną, twórczą rolę w kształtowaniu otaczającego świata, a więc i samych siebie. Taka była istota alternatywnej polityki KOR-u i Solidarności. Polityka jest i powinna być aktywnym, powszechnie dostępnym procesem, umożliwiającym ludziom wspólne kształtowanie świata, w którym żyją. Jej istota zasadza się na komunikacji i reprezentacji, upodmiotowieniu obywateli i budowaniu niezależnego społeczeństwa obywatelskiego, nie zaś władzy w państwie i dominacji nad innymi. Kiedy Hannah Arendt mówi, że „wolność stanowi [...] rację bytu polityki”, rozumiejąc władzę nie jako obszar dominacji, tylko komunikacji i zrozumienia, kiedy Bernard Crick przedstawia politykę jako „wspaniałą, cywilizującą aktywność ludzką”, jakże różną od walki o władzę w państwie, i kiedy Jürgen Habermas opisuje ją w kategoriach komunikacji i dowodzi, że dzisiejsza radykalna polityka to odrodzenie obywatelskości, a nie tylko przekazanie władzy innej „awangardzie” – wszyscy oni mówią o polityce w rozumieniu bliskim stylowi myślenia polskiej opozycji pomarcowej. Tę alternatywną wizję nazywano często a- lub antypolityczną, bo w języku potocznym Wschodu i Zachodu „polityka” to niezmiennie sprawy państwowe. Dla solidarnościowej opozycji „polityka” ma więc dwa znaczenia. Z jednej strony dotyczy ona państwa, a więc władzy i kontroli. Z drugiej jest antypaństwową antypolityką – odnosi się do otwartego obszaru publicznej komunikacji, w którym wolni obywatele wchodzą we wzajemne interakcjeTamże, s. 27.[15].

Ten pozornie paradoksalny sposób konceptualizowania aktywności politycznej Solidarności odciskał piętno na jej strategii – mimo że jednym z motywów jej nieustraszonego dążenia do wprowadzenia zmian ustrojowych, niezbędnych do wyłonienia się niezależnego od władzy społeczeństwa obywatelskiego, był silny imperatyw moralny, musiała ona realizować własne plany w państwie niemal całkowicie kontrolowanym przez jej przeciwników, co niejednokrotnie wymagało działań bliższych Realpolitik niż jej własnych standardów etycznych. W rezultacie, choć w początkowym, heroicznym okresie działalności Solidarność dochowywała wierności deklaracjom o apolityczności, stopniowo, pod wpływem zmieniających się okoliczności, została „siłą rzeczy” zmuszona do angażowania się w kwestie związane z walką o władzę, w tym także o jej legitymizację i prawo do egzekwowania decyzji oraz zarządzeń, a więc w sprawy tradycyjnie uchodzące za domenę polityki sensu stricto. Według Osta:

Antypolitykę, rozumianą jako ignorowanie państwa, praktykować mogły nieuznawane przez państwo ugrupowania opozycyjne, takie jak KOR w latach 70., jednak nie Solidarność. [...] Monopol [leninowskiego państwa partyjnego, które dąży do zmonopolizowania nie tylko władzy, lecz także społeczeństwa obywatelskiego] został złamany po zalegalizowaniu Solidarności, z którą partia musiała prowadzić negocjacje. Skoro samo pojawienie się Solidarności zmieniło charakter państwa, Solidarność nie mogła go już ignorować. Próbowała, ale na dłuższą metę okazało się to niemożliwe. Innymi słowy, choć od chwili narodzin Solidarność pojmowała politykę w kategoriach innych niż walka o władzę (jak pisał Bernard Crick: „Dlaczego nazywamy walkę o władzę »polityką«, skoro jest to tylko walka o władzę?”), to już po roku zrozumiała, że nie może pomijać problemu, jakim jest władza w państwieTamże, s. 27–28.[16].

Ostatecznie więc Solidarność, by wyjść zwycięsko z konfrontacji, której warunków nie mogła w pełni kontrolować, musiała – mimo wcześniej wspomnianych inklinacji programowych – wyznaczyć konkretny i wyrazisty cel działania „politycznego”, wokół którego mogliby się zjednoczyć członkowie i sympatycy ruchu. Tym celem stała się, mówiąc najzwięźlej – „otwarta demokracja”, pojęta jako warunek sine qua non radykalnej przemiany społecznej i zarazem jej rezultat. To właśnie dzięki temu – pisze Ost – „doświadczenie Solidarności wydaje się tak fascynujące – to jej trudne, dramatyczne i bolesne, a jednak radosne poszukiwanie nieuchwytnej »trzeciej drogi«”Tamże, s. 40.[17].

Konsekwentnie:

Jej celem był ustrój polityczny, który nie byłby kapitalistyczny ani socjalistyczny, wschodni ani zachodni, który byłby czymś nowym i oryginalnym, czymś, co czerpie z istniejących modeli wszystko, co wartościowe, jednak niczego nie przyjmuje w całości. To dlatego polscy opozycjoniści nie chcieli dać się zaszufladkować w zachodnich kategoriach „prawicy” bądź „lewicy”, dlatego ze wzruszeniem ramion odrzucali naiwne pytania, czy są za „kapitalizmem” czy za „socjalizmem”. Ich celem była niezależność, otwarta demokracja i podmiotowość, a przeciwnikiem niweczący je monopol partii. Celem był ustrój polityczny organizujący się nie wokół państwa czy rynku, lecz wokół sfery publicznej, jaką jest silne, spluralizowane i niezależne społeczeństwo obywatelskie. Marzyła im się przestrzeń publiczna, w której kwitłoby swobodnie życie zbiorowe. Byli „za kapitalizmem” w takim stopniu, w jakim on mógł ją zapewnić. W takim stopniu, w jakim ją ograniczał zgodnie z wymogami rynku, byli „przeciw kapitalizmowi”. To samo dotyczyło „socjalizmu”. Dobrze, kiedy przeciwdziałał rynkowym ograniczeniom wolności, źle, kiedy sam ograniczał demokratyczne swobody. Opozycja chciała wolności w ramach stabilnego, demokratycznego ustroju, w którym liczy się nie cel ostateczny, jakim jest świat doskonały, tylko nieustające dążenie do świata lepszego. Odrzucała tradycyjną lewicę z jej wizją społeczeństwa doskonałego, bo wiedziała, że prowadzi ona do leninowskiego pojmowania polityki wedle zasady „kto kogo” – albo dobrzy, którzy mają na wszystko odpowiedź, odniosą absolutne zwycięstwo, albo zostaną starci w proch przez burżujów, którzy wywiodą społeczeństwo na manowce. Opozycjoniści przyznawali, że na szczęście nie znają wszystkich odpowiedzi. Formuła „otwartej demokracji” była dla nich atrakcyjna i jakże trafna również dzięki swojej niedookreśloności. Nie wiedzieli, czym dokładnie miałaby być, nie znali „odpowiedzi”. Jednak trzydziestopięcioletnie doświadczenie podpowiadało im, że właśnie od wiary w niewątpliwe odpowiedzi zaczynają się problemyTamże, s. 40–41.[18].

Wszystko to sprawiało, że Polska z czasów pierwszej Solidarności jawiła się wielu zachodnim obserwatorom ówczesnych wydarzeń jako kraj niezwykły, w którym opozycja wyrosła ze studenckich protestów lat 60. ubiegłego stulecia dążyła do stworzenia nowego społeczeństwa w procesie demokratycznych przemian mających doprowadzić do powstania systemu zapewniającego obywatelom szerszy udział w życiu publicznym niż większość systemów zachodnich, unikając przy tym znanych już pułapek. Jednym z jej największych atutów był nowy radykalizm, a jego wyznacznikiem – nieufność do radykałów. Opinię o unikatowości polskiego eksperymentu społecznego uzasadnił Ost następująco:

Chodzi nie tylko o bezprecedensowe w skali bloku wschodniego rozmiary opozycji, ogromną rzeszę zaangażowanych działaczy, lecz także o wypracowaną przez ruch opozycyjny koncepcję demokratyzacji społeczeństwa bez bezpośredniego angażowania się w politykę państwową, o rozkwitający w całym kraju ruch obywatelskiego uczestnictwa, który rzucił wyzwanie państwu, nie próbując przejąć w nim władzy. Ówczesna Polska poświęciła się budowaniu czegoś, o czym tak wielu marzyło – niezależnego społeczeństwa aktywnych obywateli, przy względnie słabym i nieistotnym państwie, bez dominującego rynku. Solidarność postępowała tak po części wbrew swojej woli, ponieważ na obalenie władzy państwowej nie pozwalała oczywiście sytuacja geopolityczna. Był to jednak ważny eksperyment, testujący nową formułę demokracji, a jego reperkusje wykraczały daleko poza granice Polski. [...] Nie twierdzę, że „antypolityka” wygrała. Z czasem oddała pole polityce, uwaga skupiła się bowiem nieuchronnie na państwie, a w społeczeństwie osłabła silna dotąd wola uczestnictwa. Władze, nieskłonne do zawarcia długofalowego porozumienia, zdecydowały się na wprowadzenie stanu wojennego. Ich plan jednak zawiódł, bo stan wojenny nie zlikwidował wewnętrznych sprzeczności systemu i wkrótce ustąpił miejsca procesom reform i systemowej decentralizacji, prowadzącym do narodzin demokratycznej go-spodarki rynkowej. Nie było to zgodne z pierwotnym zamysłem, niemniej okazało się osiągnięciem imponującym jak na społeczeństwo i system jeszcze parę lat wcześniej pogrążone w beznadziejnej stagnacjiTamże, s. 7–8.[19].

Kontinuum interpretacji

Próbując pisać w sposób zdyscyplinowany i wolny od koniunkturalnych uroszczeń (i uproszczeń) o zjawisku tak wielowymiarowym i ważnym nie tylko dla Polski, lecz również dla wszystkich, których ów ruch zainspirował do walki o wolność i sprawiedliwość społeczną, natykamy się na embarras de richesse – opracowania dotyczące Solidarności reprezentują kontinuum możliwych opcji interpretacyjnychMiędzy innymi dlatego, wzorem filozofów, politologów i socjologów, skupiam się tu na strukturach, tendencjach i procesach, nie zaś na poczynaniach poszczególnych „aktorów”, których rzeczywisty czy domniemany wpływ na przebieg wydarzeń trudno obecnie jednoznacznie ustalić, nie opowiadając się za którąś z zaangażowanych „narracji”, będących wyrazem takiej czy innej opcji – choćby tylko metodologicznej.[20]: ekonomicznych, filozoficznych, kulturoznawczych, politologicznych, socjologicznych etc. – sytuujących się między dwoma krańcami: unikatowością ruchu i niedostatkiem spójnej wizji programowej. Jednym z owych krańców jest podzielane przez wielu badaczy przekonanie o wyjątkowości wspomnianego fenomenu wymykającego się dotychczas stosowanym kategoriom pojęciowym, któremu dał wyraz Timothy Garton Ash, konstatując:

[…] to co zdarzyło się w Polsce, nie mieści się w żadnej z owych gotowych zachodnich formuł i […] zamiast manipulować polską rewolucją, aż dostosuje się ją do naszych kategorii, powinniśmy dostosować nasze kategorie do polskiej rewolucjiT.G. Ash, Polska rewolucja. Solidarność 1980–1981, tłum. M. Dziewulska, M. Król, Warszawa 1990, s. 197. Cyt. za K. Brzechczyn, O odwadze w czynach i tchórzostwie w myśleniu. Leszek Nowak o prowincjonalizmie solidarnościowej myśli społeczno-politycznej, „Filo-Sofija” 2015, nr 29 (2/I), s. 60.[21].

Zdaniem Asha:

Polacy w gruncie rzeczy stworzyli oryginalną mieszankę idei zaczerpniętych z różnych tradycji. W polityce wierni byli podstawowym zasadom liberalnej demokracji, ale połączyli je z propozycjami radykalnej decentralizacji, społecznej kontroli i lokalnego samorządu. […] W dziedzinie kultury i edukacji ideały ich można najlepiej określić jako konserwatywno-restauracyjne. W sferze gospodarki pragnęli połączyć rynek, samorząd i planowanieTamże, s. 219. Cyt. za K. Brzechczyn, O odwadze w czynach..., s. 60–61.[22].

Drugi kraniec wspomnianego kontinuum to opinie wskazujące na:

1) wtórność myśli politycznej Solidarności w stosunku do wcześniejszych ruchów wolnościowych

2) eklektyczny dobór elementów konstytuujacych jej pozbawiony spójnej perspektywy „projekt polityczny”Por. K. Mazur, Przekroczyć nowoczesność. Projekt polityczny ruchu społecznego Solidarność, Kraków 2017.[23] oraz

3) niezdolność skutecznego wcielenia go w życie, mimo bezprecedensowej mobilizacji członków ruchu i jego zwolenników.

Krzysztof Brzechczyn, obszernie omawiając sformułowaną jeszcze w latach 80. ubiegłego stulecia Leszka NowakaProfesor Leszek Nowak, współtwórca poznańskiej szkoły metodologicznej (z Jerzym Kmitą i Jerzym Topolskim), autor między innymi adaptacyjnej interpretacji materializmu historycznego, idealizacyjnej teorii nauki, kategorialnej interpretacji dialektyki oraz koncepcji nie-Marksowskiego materializmu historycznego, przywoływany jest tu nie tyle ze względu na te i inne osiągnięcia, ile przede wszystkim dlatego, że jako członek Solidarności w latach 1980–1995 (wcześniej – w latach 1962–1980 – w PZPR) współpracował jako ekspert Związku obecny na I Krajowym Zjeździe Delegatów NSZZ „Solidarność” (5–10 września oraz 26 września – 7 października 1980 roku) przy tworzeniu dokumentów programowych, w związku z czym – poza wartością merytoryczną – jego opinie mają także walor świadectwa.[24] krytyczną interpretację solidarnościowej myśli społeczno-politycznej, przywołuje trzy kryteria: 1) formalno-wewnętrzne; 2) poznawcze i 3) programowe, których poważne potraktowanie przez ówczesnych ekspertówPor. opinię Brzechczyna: „Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy był brak rozróżnienia w związku pomiędzy rolą społeczną eksperta a myśliciela. Ten pierwszy jest od wygładzania detali i ustalania szczegółów technicznych, ten drugi od obmyślania idei. Eksperci nie zastąpią zatem myślicieli. Tymczasem w NSZZ »Solidarność« misję opracowania programu powierzono ekspertom, co zaowocowało brakiem społecznych idei potrzebnych ruchowi społecznemu”. Zob. K. Brzechczyn, O odwadze w czynach...., s. 64.[25] Solidarności opracowujących dla Związku i ruchu programy filozoficzno-polityczne mogłoby już wówczas obnażyć słabość owych propozycji, która odsłoniła się w pełni wówczas, gdy koryfeuszom ruchu przyszło realizować owe wizje. Istotę owej krytyki można uprzystępnić w poręcznym aforyzmie parafrazującym konstatację Nowaka – skądinąd podobne sądy pojawiają się w różnych wariantach w licznych opracowaniach dotyczących Solidarności – in illo tempore, robotnicy w sposób niezwykły stanęli na wysokości zadania, natomiast intelektualiści w niezwykły sposób zawiedliZob. przypis 29 i odnośny cytat.[26].

Wracając do wspomnianych kryteriów – w odniesieniu do pierwszego z nich, formalno-wewnętrznego – od poprawnie skonstruowanego programu społeczno-politycznego należałoby oczekiwać czegoś więcej niż eklektycznego połączenia w całość elementów o różnej proweniencji – choćby wzajemnie niesprzecznych. Nowak, a zapewne także i Brzechczyn, widziałby tu wyraźne wskazanie kryteriów wyboru owych elementów w powiązaniu z pragmatycznie ocenianą skutecznością całego projektuPor. „Poważne alternatywy myślowe są wzajemnie zawsze niezgodne. Ale są poważne, to znaczy rozwijają jakiś określony punkt widzenia, eksploatując jego moc wyjaśniającą tak dalece, jak to tylko możliwe, a więc jak dalece ta moc rzeczywiście sięga. Branie trochę z tego, a trochę z tamtego przystoi politykowi, ale nie teoretykowi” – L. Nowak [1985], Od reformistycznej do rewolucyjnej teorii socjalizmu, [w:] tegoż, Polska droga od socjalizmu. Pisma polityczne 1980–1989, red. K. Brzechczyn, Poznań 2011, s. 604. Cyt. za K. Brzechczyn, O odwadze w czynach..., s. 64.[27], będącą warunkiem sine qua non każdego przedsięwzięcia nastawionego na przejęcie władzy. Krytykując w 1981 roku zarys programu Związku za „brak perspektywy”, w szczególności zaś za nieobecność „jasnej i wyraźnej wizji społecznej”, Nowak pisał:

Mamy oto od niemal roku do czynienia z najpotężniejszym ruchem społecznym w dziejach socjalizmu, ruchem, który – co więcej – jest nadzieją dla setek milionów ludzi żyjących stale w pomrokach zniewolenia, a tymczasem ruch ten nie dorósł intelektualnie i ideowo do siebie samego. W „Kierunkach” widoczne jest to natychmiast. Wylicza się na wstępie „Najlepsze tradycje narodu, etyczne zasady chrześcijaństwa, polityczne wezwanie demokracji i socjalistyczną myśl społeczną” jako „cztery główne źródła naszej inspiracji”. Ba, żeby to była inspiracja, która przekształca się w nowy jakościowo stop ideowy, tak jak nowym, całkowicie nowym zjawiskiem historycznym jest ruch „Solidarności”. Tymczasem na owych czterech typach idei zaczyna się i na nich się kończy – są one nie tyle inspiracją, ile wynikiemL. Nowak, Cena braku perspektywy, [w:] tegoż, Polska droga od socjalizmu..., s. 250. Cyt. za K. Brzechczyn, O odwadze w czynach..., s. 63.[28].

Jeszcze dobitniej wyraził ten sąd, komentując stopień rozpoznania sytuacji przez intelektualistów latem 1981 roku:

Zasadniczo nie została zrozumiana sytuacja. Tezy do dyskusji w „Solidarności” są dla mnie tekstem przerażającym. Jest to jajecznica z czterech jaj – patriotyczno- -demokratyczno-chrześcijańsko-socjalistyczna. Doktryna społeczna musi być prosta i opierać się na rozpoznaniu konfliktu i miejsca, które społeczeństwo zajmuje i tak dalej. Otóż tego wszystkiego w tezach nie ma. Mówiąc krótko, jest tak, że masy stanęły na wysokości zadania w sposób niezwykły, natomiast intelektualiści w niezwykły sposób zawiedli. Nie pojawił się ślad żadnego rzeczywiście poważnego programu społecznego dostosowanego do sytuacjiL. Nowak, O fundamentalnym błędzie Marksa, totalitaryzmie, istocie stalinizmu, „trójpanach” w PZPR, tezach „Solidarności” i szansach społeczeństwa bezklasowego, [w:] tegoż, Polska droga od socjalizmu…, s. 273. Cyt. za K. Brzechczyn, O odwadze w czynach..., s. 63–64.[29].

Co się tyczy poznawczych niedostatków przypisywanych solidarnościowej myśli społecznej, ich przyczyny – zdaniem Leszka Nowaka, w interpretacji Brzechczyna – dałoby się sprowadzić do dwóch: 1) ideologicznego wpływu marksizmu na niezależną świadomość społeczną oraz 2) nietrafnego rozpoznania natury socjalizmu w wersji, z jaką ówczesna opozycja miała do czynieniaZob. K. Brzechczyn, O odwadze w czynach..., s. 65.[30]. Konstatując obecność w myśli opozycyjnej między rokiem 1976 a 1980, a następnie w programie Solidarności i politycznej filozofii ruchu w latach 1981–1989 różnych typów myślenia politycznego – chrześcijańskich, narodowych, socjaldemokratycznych, liberalnych i konserwatywnych – obaj badacze zwracają uwagę, że fascynacja owymi doktrynami, wespół z niechęcią do politycznie dominującego wówczas i zideologizowanego, marksistowskiego stylu uprawiania filozofii oraz samego marksizmu, przyczyniła się do przeorientowania solidarnościowej myśli politycznej w sposób, który utrudnił jej, jeśli nie uniemożliwił, znalezienie politycznie skutecznych i filozoficznie wiarygodnych sposobów wpływania na rzeczywistość społeczną w czasie, kiedy były one najbardziej potrzebne. Komentując zależności między „systemem” a ruchem solidarnościowym, Nowak zauważa:

W interesie systemu leży zatem, by marksizm, z jego optyką antagonizmu, walki klasowej, solidarności uciśnionych, zepchnąć jeszcze bardziej z palety ideowej. Toteż zasadniczą rolę w Polsce posierpniowej odgrywać zaczynają hasła solidarystyczne: solidaryzmu narodowego oraz solidaryzmu państwowego. Nagle okazuje się, że marksistowska optyka skłaniająca do poszukiwania sprzeczności i upatrująca w uciśnionych źródło postępu społecznego zostaje zastąpiona przez optykę solidarystyczną, w której państwo jawi się jako organizm scalający wszystkich, a problemy społeczne mieć mają li tylko wymiar moralistyczny i prakseologicznyL. Nowak, Marksizm dzisiaj. Przyczynek do kategorialnej historii marksizmu w systemie trójpanowania klasowego, [w:] tegoż, Polska droga od socjalizmu..., dz. cyt., s. 129. Cyt. za K. Brzechczyn, tamże, s. 65.[31].

Drugim z poznawczych niedostatków przypisywanych przez Nowaka solidarnościowej myśli społecznej miało być nietrafne rozpoznanie natury socjalizmu we współczesnej Solidarności wersjiZob. J. Staniszkis, Ontologia socjalizmu, Kraków–Nowy Sącz 2006.[32]. Według jego rekonstrukcji perspektywy myślowej dominującej w Związku w omawianym tu okresie współtworzyły ją przywołane niżej, powiązane ze sobą tezy dotyczące wzajemnych zależności między kluczowymi dla solidarnościowej wizji kategoriami „państwa”, „społeczeństwa” i „wiarygodności”:

(1) Oba te człony, i państwo, i społeczeństwo, są dla trwania zbiorowości ludzkich niezbędne: rzecz tylko w tym, że niekiedy państwo usiłuje sobie podporządkować społeczeństwo – wtedy staje się totalitarne; a społeczeństwo w oporze przed tym wyłamuje się niekiedy z ram organizacji państwowej, przekształcając się w anarchistyczny tłum.

(2) Dla istnienia narodu, a więc całości złożonej z władzy i społeczeństwa, konieczny jest system obustronnych kompromisów; ład społeczny osiągany jest przez poddanie władczych zapędów państwa obywatelskiej kontroli i poprzez samoograniczenie się mas obywatelskich dla wspólnego dobra.

(3) System kompromisów okaże się trwały pod jednym warunkiem – że władza będzie wiarygodna dla społeczeństwa; tylko jeżeli społeczeństwo będzie miało zaufanie do władzy, konflikty będą mogły być rozwiązywane w toku negocjacji, pełniąc w gruncie rzeczy pożyteczną rolę – rolę sygnału, że dotychczasowy system porozumień wymaga w jakimś punkcie korekty; bez wiarygodnej władzy konflikty pełnić będą rolę destrukcyjną, rujnując państwo konieczne przecież i dla społeczeństwaL. Nowak, Umiarkowanie w myśleniu prowadzi donikąd, [w:] tegoż, Polska droga od socjalizmu..., Poznań 2011, s. 329. Cyt. za K. Brzechczyn, O odwadze w czynach..., s. 67.[33].

Ponieważ zdaniem Nowaka podstawą oryginalnego myślenia politycznego winna była być trafna diagnoza uwarunkowań społeczeństwa polskiego pod koniec XX wieku, uznawał on przytoczone wyżej tezy za anachroniczne. Wykazywał, że jakkolwiek można byłoby je uznać za zasadne w odniesieniu do XIX-wiecznego, wolnokonkurencyjnego kapitalizmu z jego liberalnymi doktrynami akcentującymi wagę instytucjonalnych regulacji życia społecznego, to jednak nie miały one racji bytu w warunkach realnego socjalizmu, w którym terminy takie jak „państwo”, „partia”, „polityka” i „rząd” pełniły rolę przesłon ukrywających przed społeczeństwem prawdę o istnieniu „potrójnej klasy władców, właścicieli i kapłanów”, klasy mającej monopol na dyktowanie „obywatelom” praw zaprojektowanych tak, by chroniły jej własny interes, zapewniając trwanie i rozwójPor. K. Brzechczyn, O odwadze w czynach..., s. 67. Por. także Nowaka diagnozę ówczesnej sytuacji społecznej: „[…] aparat partyjny ustanowił monopol na decyzje we wszystkich sferach życia społecznego, gospodarczego i kulturalnego. Stał się nową klasą panującą, która skupiła w jednych rękach trzy zasadnicze elementy władzy: własność, przymus i propagandę. Zamiast obiecanego społeczeństwa bezklasowego zbudowano najbardziej klasowe społeczeństwo w dziejach, społeczeństwo, na którego jednym biegunie skupiona jest władza polityczna, gospodarcza i doktrynalna, a na drugim – pozbawione wszystkiego masy ludowe” – L. Nowak, Związek a PZPR i władze państwowe. Propozycje do programu Solidarności, [w:] tegoż, Polska droga od socjalizmu…, s. 316. Cyt. za K. Brzechczyn, O odwadze w czynach..., s. 71.[34]. W takim ujęciu zarządzanie „dobrem wspólnym” streszczające się w popularnej wówczas formule „Partia kieruje, a rząd rządzi”, było nie celem samym w sobie działalności obu tych awatarów jednej w istocie kasty realnie wówczas panującej, lecz raczej środkiem do osiągnięcia jej nadrzędnego celu – utrzymania się przy władzy tak długo, jak tylko to będzie możliwePor. „Nowak [...] stosunkowo najwyżej cenił krytykę ortodoksyjnie marksistowską rozwijaną przez Milovana Dżilasa (1958), w której partyjna nomenklatura jest określana mianem zbiorowego właściciela stosującego państwową przemoc w maksymalizacji produktu dodatkowego i stymulacji rozwoju gospodarczego. [...] Marksistowska krytyka realnego socjalizmu nie dostrzega zatem, że aparat partyjny konstytuowany jest przez odrębny typ interesu społecznego (maksymalizację regulacji władczej), który rodzi głębsze sprzeczności społeczne niż maksymalizacja produktu dodatkowego. Warto tutaj postawić hipotezę – opierając się na wspomnianej analizie – że być może jednym z intelektualnych źródeł eklektyzmu ideowego solidarnościowej myśli politycznej były niedostatki poznawcze czy to liberalizmu, katolickiego personalizmu czy ewoluującego w stronę socjaldemokracji – rewizjonizmu. Nieadekwatne rozpoznanie natury realnego socjalizmu przez daną doktrynę powodowało, że te niedostatki poznawcze musiały być sztukowane pojęciami i kategoriami zapożyczonymi z innych orientacji ideowo-teoretycznych” – O odwadze w czynach..., s. 68–69.[35]. Jak pisze Brzechczyn, komentując diagnozę Nowaka:

W świetle sformułowanego przez siebie nie-Marksowskiego materializmu historycznego realny socjalizm jest systemem, w którym jedna i ta sama klasa społeczna kontroluje politykę, gospodarkę i kulturę. Ten ustrój społeczny był w tym ujęciu najbardziej opresyjnym, bo opartym na potrójnym monopolu klasowym systemem społecznym w dziejach. Podstawowy podział społeczny przebiegał w nim pomiędzy klasą ludową a klasą trójpanującą, ukrytą pod terminem „państwa” czy „aparatu partyjnego”. Głównym interesem tej klasy jest maksymalizacja panowania politycznego, które rodzi głębsze sprzeczności niż maksymalizacja zysku, zaś kontrola nad gospodarką i kulturą służyć ma jedynie pogłębianiu dominacji nad resztą społeczeństwa. Nowak zestawiał zatem opartą na założeniach nie-Marksowskiego materializmu historycznego krytykę realnego socjalizmu z krytykami dokonywanymi z innych perspektyw ideowo-teoretycznych: liberalną, rewizjonistyczną i ortodoksyjnie marksistowskąTamże, s. 66–67.[36].

Rezultatem takiej krytyki była konkluzja, że niezbędnym warunkiem zmiany panujących ówcześnie w Polsce stosunków społecznych i ekonomicznych winno było być odebranie owej trójwładzy jej prerogatyw do decydowania o sprawach gospodarczych, duchowych (kulturowych) i politycznych i przekształcenie jej we władzę zwykłą, zarządzającą jedynie powierzonymi jej zasobami dla dobra obywateli i podlegającą pełnej kontroli społecznej w tym zakresie. Konsekwentnie odrzucał Nowak wszelkie formy współuczestnictwa Solidarności w istniejących już strukturach władzy ze względu na niebezpieczeństwo legitymizacji poczynań wspomnianej klasy „trójpanów” i utrwalenia jej hegemonii. W związku z tym przestrzegał:

Jeśliby Związek wszedł – bezpośrednio czy popierając jakieś grupy czy instytucje – w struktury władzy politycznej, stałby się tym samym składnikiem systemu trójpanowania. Bo stale nie jest zlikwidowana władza gospodarcza aparatu partyjnego – komitety partyjne w zakładach tylko czekają, kiedy warunki pozwolą na wznowienie działalności, a wydziały ekonomiczne wyższych ogniw aparatu nie kryją nawet, że chcą ratować gospodarkę po swojemu – kumulując po staremu decyzje w swoich rękach. Stale też nie jest zlikwidowana władza doktrynalna aparatu partyjnego, co łatwo widzieć w telewizji czy prasie, przy każdym podmuchu zimnej wojny z „Solidarnością”. Wejście Związku, nawet pośrednie, w struktury władzy oznaczałoby przyspieszenie procesów degeneracji biurokratycznej (które i bez tego są już widoczne, jak o tym parokrotnie pisałem) i nieuchronne wtopienie się w system trójpanowania. Nie wolno nawet myśleć o udziale we „władzy”, dopóki z państwa-właściciela i państwa-doktrynera nie zrobi się zwykłego państwaL. Nowak, Umiarkowanie w myśleniu prowadzi do nikąd, [w:] tegoż, Polska droga od socjalizmu…, s. 334. Cyt. za K. Brzechczyn, O odwadze w czynach..., s. 69–70.[37].

Jak bowiem zauważał, współwładczy pakt partii opozycyjnej z dotychczasowym przeciwnikiem powoduje, że ta:

[…] natychmiast obrasta ona w masy kandydatów do rządów, nie mówiąc już o tym, iż absorbować musi masy urzędników już te rządy sprawujących. I te rzesze ludzi zaczynają podlegać prawidłowościom, których nie rozumieją tak samo, jak nie rozumieli ich komunistyczni trójpanowie. Drogą selekcji naturalnej wykształcać się zaczyna typ władcy szerzącego władzę dla władzy, a prawdziwi demokraci podzielać zaczynają los niegdysiejszych, prawdziwych komunistów – wypadają z hierarchii władzy. A ponieważ oczywiście władza jest potężniejsza wtedy, kiedy dysponuje środkami produkcji, niż wtedy, kiedy nimi nie dysponuje, a to samo dotyczy środków indoktrynacji, więc koniec końców reprodukuje się to, co mamy, a więc socjalizm, system trójpanowania klasowego. Tyle że nowi trójpanowie najprawdopodobniej użyliby dla osłony swych interesów innych sztandarów ideologicznychL. Nowak, W późnym socjalizmie opozycja ściśle polityczna utrwala system trój-panowania klasowego, [w:] tegoż, Polska droga od socjalizmu..., dz. cyt., s. 255. Cyt. za K. Brzechczyn, O odwadze w czynach..., s. 70.[38]

Uczulając przedstawicieli Solidarności na niebezpieczeństwa związane z pochopnym podejmowaniem współpracy z władzą w sprawach, co do których należałoby zachowywać najdalej posuniętą ostrożność, Nowak wskazywał zarazem na nietrafne rozwiązania programowe wynikające z nierealistycznej oceny uwarunkowań, w jakich przyszło jej działać. Jest to trzecie spośród wcześniej przywołanych kryteriów możliwej oceny wartości myśli społecznej Związku. Jedną z ważniejszych przyczyn owego braku realizmu w ocenie ówczesnej sytuacji społeczno-politycznej była zdaniem badacza fałszywa świadomość, z jej trzema najważniejszymi przejawami:

solidaryzmem – czyli przeświadczeniem, że więzi narodowe są silniejsze od podziałów społecznych (znajdowało to wyraz w popularnej formule rozmów „jak Polak z Polakiem”, a nie – przywołując stylistykę Nowaka – jak przedstawiciel ludu z „trójpanem”);

idealizmem – którego pochodną było przekonanie, że źródłem siły władzy jest wiarygodność społeczna, choć w rzeczywistości – i na oczach wszystkich – aparat partyjny, tracąc swoją legitymizację ideologiczną, nie pozbywał się władzy nad środkami przymusu, oraz

instytucjonalizmem – skutkującym negocjowaniem z rządem kształtu ustaw i szukaniem kompromisu zamiast powszechnie oczekiwanego stwarzania faktów dokonanych i inicjowania przejmowania władzy gospodarczej przez samorządyL. Nowak, Kilka tez o współczesnym społeczeństwie polskim, [w:] tegoż, Polska droga od socjalizmu…, s. 397–411. Cyt. za K. Brzechczyn, O odwadze w czynach..., s. 71–72.[39].

Z perspektywy czasu można ocenić, że to między innymi owa świadomość oraz uwarunkowana przez nią, charakterystyczna dla Solidarności, omówiona wcześniej strategia uprawiania „polityki antypolityki” stały się przeszkodami, które ostatecznie – mimo stopniowego odchodzenia od niej między grudniem 1980 roku i grudniem roku 1981 – uniemożliwiły Związkowi i ruchowi przekształcenie społecznego zaangażowania obywateli w oręż skutecznej walki politycznej. Solidarność wygrała i przegrała – zwyciężyła i poniosła klęskę, dając się prowadzić idealistycznym wyobrażeniom pożądanych rozwiązań ustrojowych, niezdolna zarazem do przeforsowania korzystnych dla ogółu zmian możliwych do wyegzekwowania jedynie środkami politycznymi. Wedle surowego osądu przywoływanych tu badaczy:

Wydaje się, że jednym z intelektualnych źródeł zaniechania realizacji ideowego dziedzictwa Solidarności był charakterystyczny dla niej prowincjonalizm intelektualny, obawiający się wyjścia poza ustalone stereotypy myślenia politycznego. Będący jej przejawem eklektyzm ideowy sprawił, że odwoływanie się do kilku tradycji ideowych naraz spowodowało, że w zmieniających się warunkach społecznych nie wiadomo było, którą z nich należy modyfikować i rozwijać. W rezultacie nie rozwijano żadnego wątku ideowego i dołączono do tego, który nie budził kontrowersji, gdyż był najbardziej upowszechniony w społecznym (zachodnim) sposobie myślenia. Taki był na przełomie lat 80. i 90. ubiegłego wieku neoliberalizm, który zdominował polski dyskurs polityczny. Prowincjonalizm charakterystyczny dla polskiego myślenia spowodował zatem, że nawet te skromne elementy oryginalności tkwiące w solidarnościowym przesłaniu nie znalazły kontynuacji ideowej w transformacji ustrojowej po 1989 r.K. Brzechczyn, O odwadze w czynach..., s. 73.[40]

Pozycjonowanie elementów kontinuum

Między wyodrębnionymi wcześniej, przeciwstawnymi krańcami kontinuum interpretacji Solidarności – unikatowość / wtórność – rozpościera się obszar zapełniany jej konceptualizacjami jako zjawiska określonej kategoriiZob. np. K. Brzechczyn, O ewolucji solidarnościowej myśli społeczno-politycznej w latach 1980–1981. Studium z filozofii społecznej, Poznań 2013; tegoż Od rewolucji proletariackiej do powstania narodowego. Przegląd konceptualizacji „Solidarności” w naukach społecznych i humanistycznych, „Pamięć i Sprawiedliwość” 2013, nr 2 (22), s. 263–290; E. Ciżewska, Filozofia publiczna Solidarności. Solidarność 1980–1981 z perspektywy republikańskiej tradycji politycznej, Warszawa 2010; J. Staniszkis, Samoograniczająca się rewolucja, red. J. T. Gross, tłum. M. Szopski, Gdańsk 2010.[41]. Pośród fenomenów reprezentujących owe kategorie są „przypadki paradygmatyczne” tak istotnie odmienne, jak rewolucja amerykańska, wielka rewolucja francuska, Komuna Paryska, czy wspomniane już ruchy wolnościowe ubiegłego stulecia, którym przewodzili Mahatma Gandhi i Martin Luther King. W polskich opracowaniach z ostatnich lat przewijają się zwykle, w różnych wariantach, nawiązania do zrywu robotniczego, rewolucji, wspólnoty religijnej, powstania narodowego, społeczeństwa obywatelskiego, ruchu społecznego i ruchu republikańskiegoZob. E. Ciżewska, Filozofia publiczna Solidarności...[42] lub też po prostu do ruchu: insurekcyjnego, obywatelskiego, postmodernistycznego, religijno-moralnego, republikańskiego, rewolucyjnego i społecznegoZob. K. Brzechczyn, O ewolucji solidarnościowej myśli…[43].

Kryteria wiązania owych konceptów z odnośnymi aspektami aktywności Związku i ruchu są zmienne i już pobieżne choćby przyjrzenie się sposobowi ich konstruowania pozwala się zorientować, że zależą one nie tylko od mniej czy bardziej trafnego rozpoznania charakterystycznych cech analizowanego zjawiska, lecz również od indywidualnych presumpcji badaczy i reprezentowanej przez nich w ramach uprawianej dyscypliny opcji teoretycznej, metodologicznej bądź aksjologicznej, a niekiedy także – niezależnie od owej dyscypliny – od ich orientacji światopoglądowej, ideologicznej czy – horribile dictu – politycznej. W rezultacie wymienione kategorie nie tyle zdają sprawę z rzeczywistych własności badanych zjawisk, ile raczej projektują dla nich możliwe konteksty i procedury interpretacyjne, uznane przez badaczy za heurystycznie płodne z punktu widzenia standardów ich własnej praktyki badawczej.

Wielość owych propozycji teoretycznych odsłaniających nie zawsze oczywiste aspekty fenomenu Solidarności świadczy o niezwykłym potencjale omawianego tu ruchu. Ostatecznie więc wypadnie zgodzić się z konstatacją Davida Osta, według którego: „Jednym z wielkich nieszczęść naszych czasów jest to, że kolosalna energia twórcza Solidarności, istny gejzer innowacyjnych idei, w 1981 roku zamarła, aby nigdy już nie odżyć na nowo. Ówczesna ideotwórcza energia jest jednak bogatą skarbnicą – czerpać z niej mogą wszyscy, którzy mają poczucie, że żyjemy w niezadowalającym świecie”D. Ost, dz. cyt., s. 13. [44].

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Krzysztof Korżyk, Kolaps gwiazdy pierwszej jasności. Solidarność i meandry jej filozofii, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 142

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...