Nowy Napis Co Tydzień #088 / Sztuczna inteligencja – ludzka, arcyludzka?
O ambiwalentnej naturze układów zaprojektowanychPor. „Dyskusje dotyczące sztucznej inteligencji (SI) przywodzą na myśl lata 50. i najwyższy czas, abyśmy ostatecznie zrezygnowali z posługiwania się słowem »sztuczna« w tym kontekście. Tak naprawdę chodzi nam o »zaprojektowaną inteligencję« (designed intelligence, DI). W języku potocznym słowa takie jak sztuczny i maszyna są przeciwieństwem tego, co naturalne i przywołują skojarzenia z połyskującymi metalicznie robotami, obwodami elektronicznymi i komputerami w odróżnieniu od żywych, pulsujących i myślących organizmów żywych. Wyobrażenie wykonanej z metalu maszyny z wnętrzem wypełnionym plątaniną przewodów, posiadającej swoje przywileje lub występującej przeciwko ludzkim prawom, jest nie tylko niepokojące – jest całkowicie absurdalne. To jednak zdecydowanie nie jest kierunek rozwoju DI. Już wkrótce granica między tym, co sztuczne, a tym, co naturalne, całkowicie się zatrze”. P. Davies, „Zaprojektowana inteligencja” [w:] „A ty co sądzisz o myślących maszynach? Wizje przyszłości wybitnych umysłów ery sztucznej inteligencji”, red. J. Brockman, tłum. K. Kubala, Warszawa 2020, s. 46. Uznając trafność konstatacji Daviesa, posługuję się tradycyjnym terminem ze względu na jego powszechność i poręczność. [1]
Nie wierzę w to, że myślące maszyny istnieją albo że jest szansa na to,
by zaczęły istnieć w przewidywalnej przyszłości. Jeśli się mylę, co często się zdarza,
wszelkie moje refleksje na ten temat stają się nieistotne.
Jeżeli zaś mam rację, to nieistotne jest pytanie o te maszynyF. Dyson, „Mogę się mylić” [w:] tamże, s. 96. [2].Freeman Dyson
Wszyscy jesteśmy myślącymi maszynami –
a dokonywanie rozróżnień na różne ich typy zubaża [dyskusję]S. Carroll, „Wszyscy jesteśmy maszynami myślącymi” [w:] tamże, s. 73. [3].Sean Carroll
Jeśli ego nie uobecnia się w naszej percepcji
W związku z tym, czy „sztuczna inteligencja"
By nie szukać daleko, przyjmijmy na użytek tego opracowania, że najbardziej naturalnym układem odniesienia jest współcześnie sztuczność rozumiana zwykle jako nie-naturalność czy po prostu – nienaturalność. Przy takim postawieniu kwestii badanie ewentualnej „sztuczności” owego tworu – bynajmniej nieoczywistej, jak się dalej wyjaśni – wypadnie zacząć od bliższego przyjrzenia się jej antonimicznemu korelatowi – „naturalności”. Leksykalnie czy semantycznie – „naturalny” – to niewiele więcej niż „zgodny z naturą” – niewiele więcej, bo w grę wchodzą tu również konotacje związane z uwarunkowanymi kontekstowo i sytuacyjnie użyciami tego wyrażenia. Kontrowersje zaczynają się przy ustalaniu, czym miałaby być owa „natura” uprawomocniająca mówienie o „naturalności”.
Nie/naturalnie
Przyjrzawszy się różnym definicjom kultury, natury i człowieczeństwa proponowanym przez filozofów, antropologów, psychologów, socjologów i kulturoznawców, nietrudno zauważyć, że nie są one samodzielnymi wyjaśnieniami dotyczącymi owych zjawisk, lecz elementami konkretnych paradygmatów naukowych oraz teorii i programów badawczych będących częścią różnorodnych nurtów uwikłanych w zależności historyczne, kulturowe i społeczne. Posługując się owymi wyjaśnieniami i definicjami, warto zatem pamiętać, że są one nie tylko przejawem rozumienia konkretnych zjawisk przez badacza wspartego siłą naukowego instrumentarium, lecz również konsekwencją licznych wyborów dotyczących ważnych dla niego samego wartości, którymi kierował się, konstruując owe wyjaśnienia. Wyborów tych zaś dokonuje się w sposób tyleż konwencjonalny – w sensie, jaki nadaje temu pojęciu nauka – ileż wartościujący, a ich skutkiem bywa zwykle normalizacja, jeśli nie normatywizacja odnośnych dyskursów. Ponadto wspomniane uwarunkowania sprawiają, że decyzje dotyczące już nie tylko prawdziwości konkurencyjnych koncepcji, lecz również ich ewentualnej przydatności jako oręża w którejś z obecnie toczonych „wojen kulturowych” są często obciążone – jeśli nie skażone – pierwotnym zaangażowaniem o charakterze ideologicznym, co dyskwalifikuje podmioty szermujące stworzonymi przez siebie „prawdami” jako uczestników racjonalnej debaty naukowej.
Zróżnicowanego historycznie i kulturowo materiału do studiów porównawczych dostarcza antropologia badająca zależności między szeroko pojętą naturą, kulturą, cywilizacją i społeczeństwem oraz uwikłanym w nie człowiekiem. Jej interdyscyplinarny charakter, empiryczna orientacja oraz nieufne podejście do apriorycznego wyrokowania o tak zwanej „naturze” człowieczeństwa
Zarazem, jako swoiście pojęta „wiedza” o przedstawicielach różnych ras, epok, kultur i społeczeństw – „archiwum przejawów natury ludzkiej, zbiór przykładów, z którego człowiek poszukujący mądrości, a nie tylko samozadowolenia, mógłby dopiero sam wyciągnąć naukę”
Wspomniane zależności dogodnie będzie pokazać, przywołując E.T. Halla koncepcję ekstensji. Według badacza:
Człowiek to twór z zadziwiającą i niezwykłą przeszłością. Od innych zwierząt oddzielił się, wypracowując to, co nazywam ekstensjami (przedłużeniami, odnogami) organizmu. Wciąż rozwijając owe ekstensje, zdołał udoskonalić i wyspecjalizować rozmaite swoje funkcje. Komputer jest ekstensją pewnego fragmentu mózgu, telefon – głosu, a koło zwiększa zasięg ludzkich rąk i nóg. Język rozszerza doświadczenia w czasie i przestrzeni, a pismo z kolei rozszerza język. Owe ekstensje wykształciliśmy w sobie do tego stopnia, że często zapominamy o tym, iż w naszym człowieczeństwie głęboko tkwi natura zwierzęca
E.T. Hall, „Ukryty wymiar”, tłum. T. Hołówka, Warszawa 2001, s. 12. [11].
W interpretacji Halla owe ekstensje bądź przedłużenia dotyczą tyleż konkretów funkcjonowania ludzkiego organizmu i jego zmysłów, ileż abstrakcyjnie pojmowanych ludzkich zdolności poznawczych i działaniowych wraz z ich kulturowymi i społecznymi przedłużeniami w postaci odnośnych instytucji
Między „naturą” ludzką i jej kulturowymi oraz cywilizacyjnymi ekstensjami, a niekiedy także i protezami, zachodzi sprzężenie zwrotne
Wydaje się, że w takiej sytuacji najbardziej obiecującą opcją jest przesunięcie akcentów – z „tradycyjnego” podkreślania różnic między tym, co w człowieku naturalne, i tym, co kulturowe – na dowartościowywanie wzajemnej zależności między obiema sferami. Opcją – bowiem wybór między traktowaniem natury i kultury bądź jako wzajemnie się wykluczających realności bądź też jako wzajemnie się dopełniających kategorii jest nie tyle rezultatem odkrycia jakichś rzeczywistych, empirycznie uchwytnych różnic między nimi, ile raczej kwestią decyzji, by wspomnianą zależność interpretować w któryś ze wskazanych sposobów.
Jeśli więc w dyskusjach nad „naturą” człowieczeństwa zaniechałoby się wprowadzania radykalnych podziałów na „dane” czy „zastane” (natura) oraz na „wytworzone” bądź „wynalezione” (kultura), łatwiej byłoby dostrzec, że w wypadku człowieka – ujętego gatunkowo – częścią jego natury jest bycie istotą kulturową i kulturotwórczą, rozwijającą się dzięki inicjowanym przez siebie zmianom. Konsekwentnie – człowiek widziany z takiej perspektywy jest współtwórcą siebie, w jednej z wersji człowieczeństwa możliwych do urzeczywistnienia na danym etapie rozwoju kulturowego i cywilizacyjnego
Wracając do interesującego nas tu zagadnienia „sztuczności” sztucznej inteligencji – jest ona ekstensją w rozumieniu koncepcji Halla, w związku z czym można do niej odnieść przywołane wcześniej uwagi badacza dotyczące tego fenomenu ewolucyjno-kulturowego. Jako algorytmiczno- -maszynowe zwielokrotnienie możliwości ludzkiego intelektu, ludzkiej inteligencji oraz po ludzku interpretowanych zdolności twórczych, tyleż wzmacnia ona możliwości człowieka w tych sferach, ileż wyznacza nowe standardy w tym zakresie, redefiniując zarazem człowieczeństwo i przesuwając jego granice poza współczesne aktualizacje jego potencjału
Sztuczna inteligencja jest więc zarazem „sztuczna” i „naturalna” – w rozszerzonym sensie „naturalności” uwzględniającym przeniesienie procesów ewolucyjnych z ich „podłoża” czy „substratu” na ekstensje, czego skutkiem początkowo nie-naturalne, „sztuczne” innowacje symboliczne, technologiczne i instytucjonalne zwielokrotniające możliwości ludzkiego ciała oraz umysłu i będące jego „przedłużeniami” czy „protezami” stają się tak „poręczne”, że ostatecznie przestaje się o nich myśleć jako o czymś obcym i zaczyna je traktować jak naturalny i niezbywalny składnik prawdziwie ludzkiej „natury”.
Jeśli więc abstrahować od wiązania owej „natury” z DNA, świadomością oraz przeżyciami „duchowymi” i uznać za wyznaczniki człowieczeństwa: 1) swobodne kierowanie uwagi ku wybranym obiektom konkretnym i abstrakcyjnym; 2) myślenie symboliczne wykorzystujące różnorodne kody i języki; 3) inwencję i wytwarzanie narzędzi zwielokrotniających możliwości ludzkiego ciała i umysłu oraz 4) posługiwanie się wyobraźnią kulminujące w twórczości artystycznej, okaże się, że rezultaty aktywności współczesnych układów „sztucznointeligentnych”, 1) rozwiązujących skomplikowane problemy poznawcze; 2) projektujących zaawansowane technologicznie obiekty i urządzenia lub 3) generujących dzieła sztuki o wysokiej jakości estetycznej, mogłyby przemawiać na rzecz tezy, że we wspomnianych przypadkach mamy do czynienia z aktywnością będącą przejawem inteligencji bliskiej ludzkiej lub co najmniej spójnej z ludzkim doświadczeniem.
Bez/wiednie
Rozważając kwestię podobieństwa czy ewentualnej tożsamości dwóch typów inteligencji i myślenia – ludzkiego oraz algorytmiczno-maszynowego – warto pamiętać, że w pracach nad układami pojętnymi, których urzeczywistnieniem jest sztuczna inteligencja, „myślenie” będące formą aktywności owych układów jest traktowane jak fenomen niekoniecznie związany z jaźnią i dość odległy od tego, co tradycyjnie uchodzi za wyznacznik człowieczeństwa rozumianego jako istnienie urzeczywistniające się w myśleniu i poprzez nie.
Funkcjonalne modelowanie czynności i procesów poznawczych, z jakim mamy do czynienia w pracach nad owymi systemami, dotyczy bowiem nie ogółu uznawanych za przejawy „myślenia” fenomenów psychicznych składających się na „życie umysłu” ludzkiego, lecz stosunkowo wąskiej klasy zjawisk i zdarzeń najczęściej konceptualizowanych jako wykonywanie operacji poznawczych towarzyszących rozwiązywaniu konkretnych problemów, jakie stawia się przed projektowanymi i doskonalonymi układami.
Ze względu na ich specyfikę oraz zainteresowania samych badaczy są to przede wszystkim:
– zadania wymagające rozpoznawania wzorców;
– rozwiązywanie problemów logicznych i matematycznych;
– automatyczne dowodzenie twierdzeń logicznych i matematycznych;
– gra w szachy, warcaby oraz go;
– maszynowy przekład wypowiedzi i tekstów pisanych;
– rozpoznawanie żywej mowy i generowanie jej;
– analizowanie danych ekonomicznych, finansowych, medycznych etc.;
– doradztwo eksperckie w powyższym zakresie;
– analizowanie bardzo dużych zbiorów danych (big data);
– indeksowanie stron www i wyszukiwanie informacji w sieci Internet etc.
Jak widać, symulowane są tu głównie operacje, czynności i procesy poznawcze, które da się zalgorytmizować czy zautomatyzować i których wykonanie zajęłoby ludziom zbyt wiele czasu, by było to opłacalne. Szybkość i efektywność działania maszyn w tym zakresie wielokrotnie przekraczają możliwości ludzkiego mózgu i systemu nerwowego. Współczesne, działające „inteligentnie” układy rejestrują w bankach pamięci o współdzielonym dostępie miliardy danych i odnajdują je niemal natychmiast, poddając odpowiednie ich „porcje” wymaganej „obróbce” z dokładnością równą tej, z jaką są one przywoływane. Ponadto, raz opanowawszy wzorce owych działań, maszyny mogą je wielokrotnie powtarzać, wymieniając się przy tym uzyskaną informacją z innymi układami, z prędkością przewyższającą komunikację za pomocą dostępnych człowiekowi kodów i języków, co znacznie zwiększa ich możliwości operacyjne.
Osobną kwestią jest, czy rezultaty uzyskane w badaniach nad funkcjonowaniem takich systemów, rzeczywiście dają wgląd w myślenie w jego wzorcowej dla nas, ludzkiej postaci, obejmującej nie tylko różnorodne procesy „obliczalne”, lecz także kontemplację, medytację i modlitwę, by wspomnieć choćby o nich. Abstrahujące od złożoności, subtelności i głębi ludzkiego myślenia, stechnicyzowane ujęcie tego fenomenu czyni wprawdzie zadość standardom racjonalności spragmatyzowanej, z trudnością jednak radzi sobie z takimi choćby przejawami ludzkiej inteligencji i ludzkiego myślenia, jak: 1) wykorzystywanie twórczej mocy wyobraźni do tworzenia mentalnych modeli rzeczywistości; 2) przeprowadzanie eksperymentów myślowych uwzględniających możliwy rozwój wydarzeń; 3) podtrzymywanie paradoksalnych przekonań do czasu znalezienia rozwiązania godzącego pozorne sprzeczności czy też 4) snucie wielowątkowych opowieści i rozumienie ich sensu, zwłaszcza alegorycznego. Nadal też nie widać – przynajmniej w aktywnych obecnie programach badań nad układami pojętnymi – możliwości wymodelowania dotychczas dostępnymi metodami i technikami kluczowej dla ludzkiego umysłu zdolności inteligentnego radzenia sobie z moralnymi i emocjonalnymi aspektami egzystencji.
Zasadnicza trudność z jednoznacznym rozstrzygnięciem kwestii odpowiedniości myślenia maszynowego i ludzkiego – z czym wiąże się także problematyczność wyjaśnień dotyczących „natury” człowieczeństwa, którego wyznacznikiem miałoby być właśnie owo „myślenie” – jest pochodną funkcjonalnego
Czym innym jest bowiem stworzenie na uprzednio przyjętej podstawie teoretycznej modelu symulującego działanie obiektu niedostępnego bezpośredniej obserwacji oraz postawienie tezy o wzajemnej odpowiedniości wewnętrznych mechanizmów modelu i tego, czego jest on odpowiednikiem, czym innym zaś przedstawienie opisu budowy i działania obiektu wyjściowego wolne od teoretycznomodelowych zapośredniczeń. W związku z tym należy stwierdzić, że w odniesieniu do prac nad sztuczną inteligencją standardowo posługujących się modelami wskazanego typu, skuteczność symulowania relatywnie niewielkiej klasy wyspecjalizowanych operacji poznawczych nie przekłada się, jak dotąd, na wiedzę dotyczącą rzeczywistych procesów myślowych ludzi w stopniu umożliwiającym przełom w tym zakresie.
Jest tak zwłaszcza w wypadku zaawansowanych technik modelowania korzystających z sieci neuronowych i algorytmów głębokiego uczenia się
Ostatecznie więc – tak, jak znak nie stanie się przedmiotem oznaczanym, tak też reprezentacja nie urzeczywistni tego, co reprezentowane. W odniesieniu do interesującej nas tu kwestii – reprezentacja myślenia nie jest myśleniem, lecz co najwyżej jego arcydzielnym naśladowaniem bądź odwzorowaniem
Nie/estetycznie
Zagadnieniem równie interesującym jak poprzednie jest, czy rezultaty aktywności współczesnych algorytmów, generujących twory o dużych walorach estetycznych, które ze względu na odnośne standardy bylibyśmy skłonni uznać – choćby na próbę – za dzieła sztuki, są rzeczywiście godne tego miana? Nie wikłając się w kontrowersje dotyczące „natury” czy „istoty” twórczości artystycznej, od których wcześniejszego rozstrzygnięcia będzie zależała odpowiedź na to pytanie, można wszakże przyjrzeć się bliżej kwestii ogólniejszej – możliwościom zautomatyzowania twórczości artystycznej oraz wyborów estetycznych dzięki zastosowaniu „sztucznointeligentnych” programów komputerowych.
W jednej ze swoich ostatnich publikacji
- Dobór treści z obszernych kolekcji: wyszukiwanie, odkrywanie, przechowywanie, opracowywanie, rekomendowanie i filtrowanie.
- Kierowanie treści do określonego odbiorcy (na przykład personalizacja, targetowanie behawioralne i segmentowanie rynku).
- Wspomaganie w tworzeniu / edytowaniu nowych treści. (Jeśli pomyśleć o SI jako inteligentnej w sensie biologicznym, możemy to nazwać „uczestnictwem” w tworzeniu treści).
- W pełni autonomiczne tworzenie (na przykład SI komponująca utwory muzyczne w określonym stylu, pisanie artykułów biznesowych i redagowanie wiadomości sportowych, tworzenie wizualizacji na podstawie danych z określonego zestawu, projektowanie stron internetowych, generowanie odpowiedzi mailowych etc.)
Tamże. [26].
Manovich, komentując wymienione zjawiska, uznaje je za przejaw trendu – stopniowej automatyzacji aktywności estetycznej oraz decyzji mających konsekwencje w tej sferze – zwracając przy tym uwagę, iż na ową automatyzację podatny jest każdy obszar produkcji kulturalnej rządzącej się wyraźnymi zasadami odnoszącymi się do systematycznego stosowania wzorców. W związku z tym aktualne stają się pytania o możliwe konsekwencje i zasięg takiej „sztucznointeligentnej” automatyzacji. Manovich stawia kwestię tak:
Czy sztuczna inteligencja zastąpi profesjonalnych twórców kultury – projektantów mediów, przemysłu i mody, fotografów i filmowców, architektów, urbanistów etc? […] Już dzisiaj SI daje nam możliwość zautomatyzowania (dzięki silnikom rekomendacyjnym) naszych wyborów estetycznych, pomaga w niektórych obszarach produkcji estetycznej, takich jak fotografia konsumencka, i automatyzuje inne jeszcze doświadczenia kulturowe […]. Ale w przyszłości będzie odgrywać jeszcze większą rolę w dziedzinie profesjonalnej produkcji kulturalnej. Jej wykorzystanie w projektowaniu mody, znaków firmowych, muzyki, reklam telewizyjnych i prac w innych obszarach kultury upowszechnia się już teraz. Nadal jednak to ludzie w roli ekspertów podejmują zwykle ostateczne decyzje i na podstawie pomysłów i z użyciem środków wyrazu generowanych przez SI zajmują się faktycznym ich wykonaniem. […] Tworzenie zadowalających estetycznie i semantycznie wiarygodnych artefaktów medialnych o ludziach i ich świecie może stać się możliwe dopiero po osiągnięciu wystarczającego postępu w dziedzinie „ogólnej sztucznej inteligencji” (OSI, zwanej również „silną sztuczną inteligencją”, SSI). Innymi słowy, komputer musiałby zostać wyposażony w przybliżeniu w taką samą wiedzę o świecie, jaką dysponuje dorosły człowiek
Tamże, s. 59–61. [27].
Istotnie, wydaje się, że tworzenie artefaktów wyposażonych w wartości estetycznie doniosłe jest i nadal będzie dla sztucznej inteligencji jednym z najtrudniejszych sprawdzianów. W wypadku takich tworów chodzi bowiem nie tylko o ich zgodność z odnośnymi kanonami estetycznymi pozwalającą uznać owe dzieła za obiekty artystyczne, lecz również o domniemanie – i oczekiwanie, któremu sztuczna inteligencja musiałaby sprostać – że są one wyrazem ludzkich doświadczeń, z którymi obcowanie za pośrednictwem wytworów owej twórczości jest dla innych ludzi wartościowe poznawczo i emocjonalnie. Przeżycia towarzyszące takiemu obcowaniu znoszą bowiem lub zawieszają czasowo odczucie obojętności nie-ludzkiego świata, projektując zamiast niego mityczną wspólnotę związków osobowych, w której uczestnictwo umożliwia usensownienie rzeczywistości i indywidualnej egzystencji podmiotu. Jak zauważa Leszek Kołakowski:
W spotkaniach z ludźmi, gdzie udaje się nam rozluźnić reguły rzeczowej wymiany i dopuścić do głosu obustronnie pulsującą spontaniczność, wartością swoiście ludzką jest dla nas niemożność przewidywania, a także jego niepotrzebność; przewidywalność innego człowieka jest cechą rzeczowych między nami więzi; wszelka spontaniczność jest twórcza, wybiega więc poza oczekiwane jakości ludzkich związków. Dlatego zastraszeni zrazu nieprzewidywalnością fizycznego bytu, w której doświadczamy jego obojętności, odkrywamy później, w miarę zwycięstw nad jego kaprysami, tę samą albo bardziej dotkliwą obojętność w świecie sprowadzonym do przewidywalności doskonałej, w świecie rzeczy ujarzmionych, lecz nieoswojonych nigdy. Świat nieznajomy może być źródłem trwogi, ale również świat ponad miarę znajomy, o dobrze wiadomym, bo przez nas samych zaplanowanym biegu. Nasze lamenty nad „zdehumanizowaną” planetą wypełnioną przez maszyny, nasze żałosne ucieczki w malejące schroniska dzikości są wyrazem porażki, którą ponosi projekt metafizyczny, utajony w technologicznej ekspansji ludzkości – projekt oswojenia materii
L. Kołakowski, „Obecność mitu”, Warszawa 2003, s. 79–80. [28].
Trans/humanistycznie
Obecnie jedną z najbardziej zaawansowanych form już nie tylko oswajania materii, lecz także ostatecznego zapanowania nad nią, są próby poddania owej materii władzy niebiologicznej, technologicznie standaryzowanej inteligencji, która miałaby w przyszłości kształtować wspomnianą materię w sposób trudno dziś wyobrażalny. Ów metafizyczny z ducha projekt – gdyby przyjąć optykę Kołakowskiego – odwołuje się do pojęć i kategorii funkcjonujących na prawach mitycznych
Próbujemy pokonać obojętność świata przez technologiczne przywłaszczanie rzeczy, dzięki czemu rzeczy stają się nam posłuszne. Satysfakcja doświadczana z tego posłuszeństwa polega na tym, iż w coraz większym stopniu obracamy się w środowisku przez nas samych urządzonym, w coraz większym stopniu tedy wolno nam sobie przypisywać bogopodobne uzdolnienia twórcze. Świat przestał być nie obrobioną naturą, przygniatającą swoją nieczułością; stał się niemal emanacją naszych projektów, ogromne jego obszary, coraz bardziej rozległe, słuchają naszego głosu; stał się wrażliwy na nasze pragnienia. Mamy nadzieję, że uwrażliwienie to będzie się doskonalić, snujemy zawrotne plany mocarstwa technologicznego, zdanego na nasze rozkazy. […] Tryumfy technologiczne oddają nam byt fizyczny w pełni upokorzony. Ale oto spoza sukcesów władzy nad rzeczami wyziera nieustannie zgryzota niezaspokojenia. Kultura technologiczna pozwala nam świat zagarniać w formie łupu, nie znosi jednak prawdziwie jego obojętności; oswojenie rzeczy jest pozorne, poczucie spotkania z naturą we wzajemności jest iluzoryczne niczym miłość nekrofilityka. Natura jest posłuszna nie we wzajemności, lecz właśnie przez obojętność. Świat całkowicie wypełniony śladami naszych zabiegów technologicznych, a więc świat pozornie uczłowieczony, naznaczony we wszystkich szczegółach intensywnością naszych interwencji, znów zaczyna zdawać się koszmarem. […] W istocie, próba technologicznego przymusu, który by wydarł świat fizyczny z jego obojętności, kończy się porażką; nie z tej racji, iż niepodobieństwem jest absolutne władanie naturą nie skończoną, ale z tej, że na każdym poziomie technologicznego sukcesu rzeczy są naszym łupem, nie zaś owocem przyjacielskiego spoufalenia; przywłaszczamy je sobie wiedząc, że są nam posłuszne dzięki temu, iż nic nie znaczą, nie mają żadnego sensu zastanego, wcześniejszego od naszych projektów
Tamże, s. 77–79. [31].
Zgodnie z diagnozą Kołakowskiego, „próba technologicznego przymusu, który by wydarł świat fizyczny z jego obojętności, kończy się porażką […] z tej [racji], że na każdym poziomie technologicznego sukcesu rzeczy są naszym łupem, nie zaś owocem przyjacielskiego spoufalenia”
Jednak przywołane w tym tekście dane otwierają możliwość odmiennej interpretacji wspomnianych zależności. Można z nich bowiem wywnioskować, iż pojmowany gatunkowo człowiek jest istotą ewoluującą, zatem transgresyjną, przekraczającą ograniczenia własnych, kolejno przez siebie odkrywanych „natur”. Przyjęcie takiego punktu widzenia odsłania ograniczony charakter „tradycyjnych” koncepcji człowieczeństwa, z ich esencjalistycznym i uniwersalistycznym antropocentryzmem podporządkowującym człowiekowi inne formy istnienia oraz skłania do zgodnego ze współczesnym stanem wiedzy rozpoznania człowieczeństwa jako punktu przecięcia sił biologiczno-kulturowo-technologicznych.
Ujęty z takiej perspektywy człowiek jawi się jako istota inherentnie czy nieusuwalnie relacyjna, której charakterystyka zależy od związków i zależności z innymi ludzkimi i nie-ludzkimi podmiotami towarzyszącymi jej w rozwoju. Jeśli to rozpoznanie jest trafne, los takiej hybrydycznej, a ostatecznie także transludzkiej istoty, zależy więc nie tyle od tego, czy będzie ona panować nad innymi formami istnienia, czy też będzie zmuszona sama poddać się ich władzy, ile raczej od tego, czy zdoła ułożyć sobie stosunki z innymi podmiotami – „naturalnymi” bądź „zaprojektowanymi” – tak, by potrafiły one i zechciały się rozpoznać jako jej równorzędni partnerzy