24.03.2022

Nowy Napis Co Tydzień #144 / Ocalona z maleńkiego poddasza

Pytanie o rozpoznawalność twórczości jak i postaci Nelly Sachs wśród polskich (a szerzej: europejskich) czytelników jest zarazem pytaniem o pamięć. Ta poetka żydowskiej narodowości, urodzona w Niemczech, obywatelka Szwecji, wreszcie laureatka Literackiej Nagrody Nobla w 1966 roku dla Izraela, jest znana dość wąskiemu gronu literaturoznawców. Jak pisze Joanna Roszak we wstępie do zbioru esejów, referatów i analiz Kartki o Nelly Sachs: „W Niemczech dziś zdaje się już nieco zapomniana, w Polsce jej głos nie został jeszcze prawdziwie odkryty”.

Głos Nelly Sachs i uznanie dla jej niezwykłego talentu przypada na początek lat sześćdziesiątych. To wtedy – co chyba najbardziej paradoksalne – wraz z procesem Adolfa Eichmanna rodzi się w Zachodniej Europie, Stanach Zjednoczonych, Izraelu refleksja nad istotą Shoah, do głosu dochodzą ocaleni. Ich świadectwo nie budzi już wyłącznie lęku i wyparcia czy nawet oskarżeń (zwłaszcza w młodym państwie izraelskim, wśród pokolenia powojennego wychowanego w Palestynie), zaś pamięć o Holocauście zaczyna być ważnym elementem kulturowego dziedzictwa Europy. W tej mozaice wspomnień, naznaczonych słynnym cytatem z pism Theodora Adorno: „Pisanie wierszy po Oświęcimiu jest barbarzyństwem”, Nelly Sachs jest bardzo odległa od behawiorystycznej, okrutnej – w najlepszym amerykańskim stylu – prozy Tadeusza Borowskiego czy chagallowskiej, sięgającej do mitów i pamięci o świecie zaginionym, frazy Isaaca Bashevisa Singera, wreszcie pełnej obyczajowych smaków prozy Juliana Stryjkowskiego. Sachs jest liryczna, ale jest to pełna metafor poezja braku, nieistnienia, poczucia „życia bez życia”. Prawdopodobnie dlatego tak bliska przyjaźń połączyła ją z innym poetyckim kronikarzem rozpaczy – Paulem Celanem. Omawiany zbiór esejów rozpoczyna fragment przemówienia Mariana Turskiego, sytuujący pisarkę w historycznym kontekście narodzin III Rzeszy, w naszym, współczesnym krajobrazie pamięci:

Była to dzielnica zamieszkała przez inteligencję niemiecką pochodzenia żydowskiego, mieszkali tam Albert Einstein, noblistka Nelly Sachs, przemysłowiec, polityk, minister spraw zagranicznych Walter Altenau. Potem w pływalni pojawił się napis: „Żydom zabroniony wstęp do tej pływalni”. Można znów powiedzieć: nie jest to przyjemne, ale Berlin ma tyle miejsc, gdzie można się kąpać, tyle jezior, kanałów, prawie Wenecja, więc można gdzie indziej. Uwaga, uwaga, zaczynamy się oswajać z myślą, że można kogoś wykluczyć, że można kogoś stygmatyzować, że można kogoś wyalienować. I tak powolutku, stopniowo, dzień za dniem ludzie zaczynają się z tym oswajać – i ofiary, i oprawcy, i świadkowie, ci, których nazywamy bystanders, zaczynają przywykać do myśli i do idei, że ta mniejszość, która wydała Einsteina, Nelly Sachs, Heinricha Heinego […] jest inna, że może być wypchnięta ze społeczeństwa, że to są ludzie obcy.

Nelly Sachs urodziła się w Berlinie w 1891 roku jako jedyne dziecko Georga Wilhelma Sachsa, niezwykle zamożnego właściciela fabryki wyrobów gumowych, posiadającego szerokie znajomości wśród berlińskiej society, środowisk naukowych i artystycznych. Nelly od najmłodszych lat interesowała się muzyką, literaturą i sztukami plastycznymi, pierwsze próby pisarskie podjęła w wieku piętnastu lat. Wtedy również rozpoczęła wieloletnią korespondencję z Selmą Lagerlöf i trochę później – Hermanem Hesse. Debiutowała w 1921 roku tomem prozy Legendy i opowiadania. Młodość (jak również wiek dojrzały) przyszłej Noblistki naznaczone zostały ostrymi atakami nerwicy i pobytami w klinikach psychiatrycznych. O ile pierwsze związane były z doświadczeniami nieszczęśliwej i nieodwzajemnionej miłości, o tyle te najcięższe przyszły wraz ze śmiercią ojca (1930) i dojściem nazistów do władzy. Przesłuchiwana przez gestapo po splądrowaniu rodzinnej willi, Sachs traci nawet na pewien czas mowę. Dzięki rekomendacji Lagerlöf, pisarka, wraz ze schorowaną matką, uzyskuje szwedzką wizę i ostatnim samolotem ucieka do Sztokholmu w maju 1940 roku. Tam obie kobiety pomieszkiwały w nędznym pokoiku, utrzymując się dzięki niewielkiej rencie przyznanej przez gminę żydowską. Nelly Sachs zmarła w 1970 roku.

Ten ostatni etap, etap wspomnień, sukcesu, ale i dojmującej pamięci o stracie, nazwałbym – odwołując się do klasyki – „walką o oddech”. Tak zresztą, w duchu genezyjskim, od „nic” do „wszechświata”, do pragnienia powietrza interpretuje wiersz Łabędź Piotr Matywiecki w szkicu Symbol i oddech otwierającym tom jedenastu szkiców o Nelly Sachs:

„Miarę z wszechświata” można zdejmować tylko czymś tak ulotnym jak nic: powietrzem. To zarazem znaczy, że nicość jest istnieniem! Powietrze jest bezmierne, a więc miara wszechświata jest paradoksem, bezmiernością.

Gdzieś pomiędzy nicością a wszechświatem – jak sadzę – kryją się nasze najistotniejsze doznania. Dla poetki – jak dowodzi Joanna Roszak w domykającym publikację eseju Refreny uchodźcze w poezji Nelly Sachs – jest nim, przede wszystkim, tożsamość wygnańca. Badaczka – odwołując się do wielu interpretacji tej liryki – rekonstruuje sam moment ucieczki, strategie przetrwania na emigracji, odkrywanie nowego lądu czy wreszcie (traumatycznie wręcz niemożliwe) sposoby koegzystencji niemieckiej tradycji (Sachsowie byli wszak zasymilowani od wieków) z żydowską (wywodzącą się z biblijnej i kultury religijnej) tożsamością. Tak ów konflikt, owo pęknięcie dotykające każdego nieomal uchodźcy relacjonuje Roszak:

Zwykle odczytuje się jej poezję w kontekście (nie)możliwości pisania po Auschwitz i stworzenia nowego języka, zwiększania ekspresji poetyckiej i budowania światowej solidarności. Jej gorzkie i zmetaforyzowane wiersze, wykarmione drogą i obcym miejscem, mają związek z językiem Biblii Hebrajskiej, mistyką chrześcijańską i tradycją żydowską. […] Sama tworzona po niemiecku poezja autorki Rozżarzonych zagadek także była uchdźczynią, cieniem ojczyzny, ale jednocześnie – azylem. Odpryski skażonej niemczyzny Sachs kompulsywnie wypierała w poezji. […] Nie znała nowego języka, nie znała Szwedów. Cudowna podróż (książka Selmy Lagerlöf) w pokrętny sposób stała się dla niej – jak mówiła podczas uroczystości noblowskiej – rzeczywistością. W Szwecji Sachs na nowo zajęła się chasydyzmem.

Chasydyzm zaś oznacza taniec. Tu przechodzimy do tekstu Chasydzi tańczą (Chassidim tanzen) Nelly Sachs – wiersz/taniec, ciemne rozświetlenie Katarzyny Kuczyńskiej-Koschany.

Chasydzi ratują Nelly Sachs. Ratują ją ich historie i historie o nich. Podobno wchodzili z tańcem i śpiewem do komór gazowych, do ostatecznej granicy nie pozwalając na poniżenie. Tak może – według badaczki z IFP UAM – brzmieć interpretacja końcówki, tego zawieszenia z myślnikiem w liryku nikt nie wie co dalej:

[…]
Na języku
pozostaje smak świata
kt
óry wyśpiewany
oddycha płucami zaświat
ów
Na siedmioramiennym świeczniku
modlą się Plejady –

Nelly podobno w młodości chciała być tancerką. Pojawiające się w utworze „piorunochrony Boga” to kapelusze chasydów, kolejny znak wkraczających do piekła – do gazowych komór. Nelly Sachs w radości chasydów – jak w przypowieści o rabinie, który mimo strasznego bólu nie przestał tańczyć – odnalazła remedium na grozę krematoriów, na grozę zagłady.

Gdy Nelly Sachs otrzymuje (ubrana w aksamitną suknię o barwie granatu nocy), wraz z Samuelem Josephem Agnonem, literacką Nagrodę Nobla w roku 1966, jest poetką niemieckojęzyczną i obywatelką szwedzką. Na dyplomie noblowskim, którego niemieckojęzyczną podobiznę mam właśnie przed oczyma, napisano jednak: Nobelpreis 1966 Israel. Rozpoznano w tym zapisie tragiczną tożsamość, która nie zawsze mieści się w języku, i jak hebrajska litera „lamed” wystaje ponad zapis.

Z pamięcią języka, z pamięcią o zagładzie, z pamięcią, którą nosi w sobie każdy z ocalonych związana jest również pamięć rzeczy. To o niej czytamy w szkicu Któż wie, gdzie jeszcze mieszka ostatnie żywe tchnienie? O pamięci dotyku Izoldy Kiec. Oto analiza tekstu Sachs *** (Także tobie, o mój ukochany) poprzez dzieje jednego przedmiotu (lub raczej rzeczy jak sugeruje autorka) – żołnierskich butów, tych butów Van Gogha, tej jednej części garderoby, wokół której krąży przynajmniej połowa literackich, filmowych i teatralnych obrazów wojny. Tych najczęściej zrywanych poległym. W eseju Izoldy Kiec są one niczym figura z barokowego malarstwa. Niczym element Okropności wojny Jacquesa Callota. Posłuchajmy:

Cierpienie dyktuje słowa poetki. Cierpienie fizyczne, bo odczuwalne dokładnie tak jak ból ciała przeszywanego ordynarnym szewskim szydłem. I trochę wcześniej: Nelly Sachs z czułością pochyla się nad parą zniszczonych żołnierskich butów. Ich sieroctwa – utraty właściciela – dowodzi za sprawą rekonstrukcji gestu rozdzielenia, zdzierania butów przez obce ręce.

Rzeczy też mogą stracić swe korzenie. Ten zbiór esejów przywraca polskiemu czytelnikowi choć fragment pamięci o jednej z najważniejszych poetek czasu Zagłady. Zaś samej Nelly Sachs spodobałby się z pewnością ten taneczny, skąpany w wodzie i krwi chasydów wizyjny finał Austerii Jerzego Kawalerowicza.

Kartki o Nelly Sachs, red. Joanna Roszak, Instytut Kultury Popularnej, Poznań 2021.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Paweł Chmielewski, Ocalona z maleńkiego poddasza, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 144

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...