Nowy Napis Co Tydzień #146 / Ty jesteś Salem
Gdy tylko Paul Ingram, zastępca szeryfa w stanie Waszyngton, pojawił się w pracy, natychmiast odebrano mu broń. Przełożony poinformował go, że jego dwie pełnoletnie córki wniosły oskarżenie o przemoc seksualną. „Niczego nie pamiętam” – odpowiadał zdezorientowany Ingram i dodawał, że jego dzieci nie potrafią kłamać, więc zapewne muszą mówić prawdę. Z każdym dniem przypominały sobie więcej i więcej. Oskarżenie przeciwko ojcu przybrało w końcu formę oskarżenia przeciwko matce, braciom, a nawet współpracującym z ojcem policjantom. Wystarczyło sobie przypomnieć…
Nie pamiętam, ale zaraz sobie przypomnę
W Szatanie w naszym domu Lawrence Wright przeprowadził dziennikarskie śledztwo w jednej z głośnych spraw sądowych z lat 80. w USA. Szczegóły po dziś dzień mrożą krew w żyłach. Według oskarżeń wniesionych przez córki, Paul Ingram miał je wielokrotnie gwałcić. Na pytanie śledczych, dlaczego tak późno zgłaszają się z tym na policję (w chwili zawiadomienia organów ścigania jedna z nich miała dwadzieścia dwa lata, druga osiemnaście), odpowiadały, że dopiero zaczęły odzyskiwać wspomnienia. Wyparcie traumatycznych wspomnień jest częstym mechanizmem obronnym stosowanym przez ofiary przemocy seksualnej, śledczy więc zamienili się w słuch. Znajdując w funkcjonariuszach wiernych słuchaczy, siostry niemal z dnia na dzień odzyskiwały coraz więcej wspomnień. Ujawnienie przemocy seksualnej ze strony ojca uwolniło w nich blokadę i wracająca pamięć zaczęła podsuwać kolejne wspomnienia. Wkrótce okazało się, że nie były gwałcone wyłącznie przez ojca, ale również przez jego kolegów z posterunku. Policjanci byli zszokowani tymi relacjami, zaczęli dzielić się w pracy na nieufne wobec siebie grupy. Następnie we wspomnieniach pojawiła się matka, która najpierw miała o wszystkim wiedzieć, ale pozostawać bierna, jednak z czasem jej rola urosła do czynnej uczestniczki nocnych gwałtów. Później w odzyskanych wspomnieniach zaczęli pojawiać się bracia, którzy – podobnie jak matka – zaczęli otrzymywać role coraz bardziej rozwojowe: od ofiar gwałtów do ich sprawców. A gdy w zeznaniach pojawiły się ogniska, śpiewy w lesie, dziwnie ubrane postacie, składanie ofiar z ludzi, seks ze zwierzętami, to opinia publiczna w USA niemal oszalała na punkcie rodziny Ingramów. Czy można prowadzić aż tak podwójne życie – jednocześnie być ważną częścią życia społecznego (policjant, głęboko wierząca osoba) i uczestniczyć w przerażających rytuałach? Atmosferę niesamowitości podsycało to, że Paul Ingram niczego nie pamiętał. Z czasem jednak wspomnienia zaczęły powracać i do niego. Przyznał się do wszystkiego. Później także on przypomniał sobie, że był ofiarą przemocy seksualnej. W podobny sposób odzyskała wspomnienia jego żona (też jako ofiara), a później ich synowie. Na małe miasteczko padł strach: kto jeszcze był wykorzystywany, ale tego nie pamięta? Komu można zaufać, a kto jest członkiem satanistycznej sekty?
Lawrence Wright nie skupia się zanadto na strachu obecnym w miasteczku Olimpia (trochę szkoda), ale łatwo wyobrazić sobie tę atmosferę. Autor znacznie więcej miejsca poświęca oskarżeniu rozrastającemu się do niebotycznych rozmiarów. A ono staje się coraz bardziej odrażające i przerażające. Ale nawet w strachu jest jakiś umiar: im bardziej przerażające są odzyskane wspomnienia, tym bardziej stają się groteskowe. Zwracają na to uwagę śledczy spoza Olimpii. „Dlaczego nie wyprowadziłaś się lub nie uciekłaś z domu, jeśli rodzice byli tak brutalni?” – pyta przesłuchujący policjant. Odpowiedź jednej z córek jest zaskakująca: „nie chciałam obniżać swojej stopy życiowej”. Podobnie nieprzekonująco brzmią odpowiedzi Paula Ingrama. Przez siedemnaście lat miał gwałcić (sam, a potem z całą grupą osób) całą swoją rodzinę i nic z tego nie pamiętać? Biegli sądowi wykluczyli u oskarżonego osobowość mnogą oraz inne zaburzenia psychiczne. Czyżby zatem całe miasteczko było pod władaniem jakiejś mrocznej, diabelskiej siły? Amerykanie z pewnością kochają takie nadnaturalne wyjaśnienia, ale ta historia mogła się przecież wydarzyć wszędzie. Prowincjonalne miasteczko, mała społeczność, gdzie każdy wie o każdym wszystko, a jednak nikt nie jest tym, za kogo się go powszechnie uważa… Wright przypatruje się historii z Olimpii za pomocą szkiełka i oka, rozkłada historię domniemanego kultu satanistycznego metodycznie, naukowo oraz podsuwa niewygodne odpowiedzi.
Wyparcie i zaufanie
Oryginalny tytuł książki Wrighta to Remembering Satan, co można przetłumaczyć jako „Wspominając Szatana”. W kontekście całej historii z Olimpii tytuł nabiera jeszcze więcej wieloznaczności. Może to być odwołanie do odzyskiwania wspomnień przez rodzinę Ingramów, ale też przywoływanie czyjejś obecności, zatrzymanie procesu zapominania (analogicznie do obchodzenia kolejnych rocznic historycznych wydarzeń). Polski wydawca zdecydował się na tytuł Szatan w naszym domu. Wybór jak najbardziej dla rodzimego czytelnika lepszy, bo odwołuje się do historii, które częściej pojawiają się w przestrzeni publicznej (przemoc seksualna) niż kulty satanistyczne. Lawrence Wright bardziej skupia się na tym, co interesuje amerykańskiego czytelnika i co rozbudzało umysły w latach 80. W Stanach przetoczyła się wtedy fala procesów sądowych wywołana oskarżeniami złożonymi przez osoby, które miały odzyskać swoje wspomnienia. Autor przygląda się temu zjawisku, rozmawia z psychologami i stara się przedstawić wyczerpujące wyjaśnienie. Kluczowy moment jest zarysowany w tym fragmencie:
Kwestia autentyczności doniesień o aktach satanistycznej przemocy mocno podzieliła środowisko specjalistów zajmujących się zdrowiem psychicznym. Po jednej stronie znalazły się osoby porównujące rzekome ofiary do ludzi twierdzących, że pamiętają swoje wcześniejsze wcielenia lub że porwali ich kosmici – we wszystkich przypadkach dowody na poparcie głoszonych tez są równie nikłe. Głosy drugiej strony porównują ofiary rytualnej przemocy do ofiar mniej spektakularnych form krzywdzenia dzieci i wskazują, że niejednokrotnie wspomnienia całkiem zwyczajnych nadużyć także są zapominane i można je odzyskać tylko dzięki terapii, w ramach dokładnie tego samego procesu, z którego wypływają wspomnienia przemocy rytualnej. Powstaje więc pytanie: skoro część odzyskanych wspomnień uznajemy za autentyczne, dlaczego innych nie? W którym momencie wspomnienia stają się niewiarygodne?
Proces dotyczący Paula Ingrama został wyznaczony przez dwie ramy podejścia do zeznań córek: wyparcia i zaufania. Z jednej stronny, gdy nie zgadzały się fakty, daty, osoby lub po prostu oskarżenie stawało się coraz bardziej fantastyczne, składano to na fakt wyparcia wspomnień i ich nieregularnych powrotów. Z drugiej zaś strony, opisywana przemoc rytualna była tak brutalna, że śledczy nie naciskali na doprecyzowanie zeznań. Jak stwierdził jeden z nich: „To osoby o głębokich urazach psychicznych. Kwestionowanie ich wiarygodności byłoby dla nich kolejną traumą, a ich psychika i tak jest już bardzo krucha”.
Salem raz jeszcze?
Ponieważ Szatana w naszym domu czyta się niemal jak powieść kryminalną z elementami horroru, nie będę tu zdradzał, co wreszcie przypomniał sobie Paul Ingram oraz jak zakończyła się batalia sądowa. Książka dostarcza sporo różnorakich wrażeń: od wstrętu i obrzydzenia, poprzez niedowierzanie oraz gniew, aż wreszcie po groteskę i smutek. Ale jest jeszcze jeden wątek, który Lawrence Wright wskazuje. Przypadek procesu w Olimpii jako żywo przypomina zupełnie inny proces – ten z 1692 roku w Salem, a u jego podstaw legł strach. Mało kto pamięta jednak, że w rok po wydaniu wyroku sędziowie zrewidowali swoje zdanie i wyrazili swoiste mea culpa:
Wyznajemy, że sami nie potrafiliśmy zrozumieć ani się oprzeć tajemnym ułudom ciemnych mocy i księcia powietrza, lecz z braku własnej wiedzy oraz lepszych informacji od innych daliśmy się przekonać, aby użyć przeciwko oskarżonym takich dowodów, które po dłuższym namyśle i uzyskaniu dalszych informacji słusznie uważamy za niewystarczające, by odebrać któremukolwiek z nich życie
R. Thurston, Polowania na czarownice. Dzieje prześladowań czarownic w Europie i Ameryce Północnej, tłum. J. Kierul, Warszawa 2008, s. 169. [1].
Historia przedstawiana przez Wrighta zawiera również podobne wyrażenie skruchy autorstwa swoistych sędziów współczesności – psychologów. Psychiatra, doktor George K. Ganaway pisał już na początku lat 90.:
Być może ze zbytnią wyrozumiałością lub nawet przesadną troską starałem się chronić psychoterapeutów twierdzących, że pomagają pacjentom spontanicznie odkrywać rzekomo autentyczne wspomnienia związane z satanistycznymi praktykami. Od tamtej pory miałem okazję się przekonać, że choć w niewielkiej liczbie przypadków hipoteza wspomnień osłonowych odpowiada rzeczywistości, to niestety najbardziej prawdopodobnym podłożem większości wspomnień związanych z przemocą rytualną jest złudzenie podtrzymywane przez pacjenta i terapeutę.
Jeśli wczytamy się raz po raz w obydwa głosy refleksji – wyrażone niestety po czasie – okaże się, jak wielką siłą jest strach i kryjące się za nim utajone fantazje, frustracje oraz osobiste lęki. Każdy z nas nosi w sobie swoje własne Salem. A ono dochodzi do głosu wtedy, gdy ujawnia się moc literatury – czarowanie słowem. I również o tym jest książka Lawrence’a Wrighta.
L. Wright, Szatan w naszym domu. Kulisy śledztwa w sprawie przemocy rytualnej, tłum. A. Wilga, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2021.