Nowy Napis Co Tydzień #149 / Wzdłuż, wszerz i wokół języka
Mogłabym rozpocząć od cytatu: „ja też bym chciała, by było jaśniej / w tych wierszach”
a fe kysz! afekt krzyk to abiektalna
maź w której dziś walczą przysłane
z babskiego getta pragma kontra hista
gardłuje jej asysta a w drugiej rundzie
w kisiel z głosu piskiem wjeżdża
barwna becia do pary z sis perturbacją
turbują oczy panom do kogo jest ta
zmowa gardłowa zmaza podchodzi
tęchnie chętnie wyskoczę z niej
na jednego w kolejny wiersz
(wzwód bez rodo zgód
Słowa płynnie przechodzą jedno w drugie. Nawet jeśli Mueller szokuje, to wprawia również w zachwyt (zestawienie „tęchnie chętnie” każe się na chwile czytelnikowi zatrzymać i podziwiać lingwistyczną biegłość – albo przebiegłość – poetki). Budzi czujność odbiorcy oraz mami go rytmem. Jej wiersze są wypowiedziane jakby na jednym oddechu.
Wszystkie utwory wchodzące w skład tomu Hista & her sista mają podobny stopień trudności. Czytelnik balansuje zatem na granicy zrozumiałości. W trakcie lektury nieustannie odczuwa skrajne emocje: zupełnie niespodziewanie przechodzi od frustracji do fascynacji. Od nagłego interpretacyjnego olśnienia do niemocy i kapitulacji.
Co niezwykle istotne, tym razem Mueller podkreśla, że udając się w drogę meandrami wykreowanego przez nią języka poetyckiego, decydujemy się na spotkanie samych siebie, poszukiwanie odpowiedzi na pytanie o nasz obraz odbijający się w lustrze literatury. Znaczący jest w tym kontekście fragment utworu szczodrak otwierającego tomik, w którym dowiadujemy się, że to nie czytelnik decyduje o interpretacji, ale wiersz „odczytuje człowieka”:
wierszu wierszu szczodry wierszu
przejrzystego w męt nie fałszuj
nie zatrzaskuj w słusznym gniewie
jak odczytasz mnie niech nie wiem
głos mi z szumu wynegocjuj
ogołacaj i owocujTamże, s. 8. [3]
Odnalezienie choćby cienia sensu jest równoznaczne z podjęciem próby poznania nie tyle poezji, ile samego siebie. Wiersz okazuje się tylko trudnym pośrednikiem w tej rozmowie, a lepiej rzec: w tym dziwnym solilokwium.
Ale w tomie Hista & her sista mamy do czynienia także z wielogłosowością, aluzyjnością, szeroko pojętą intertekstualnością. Mueller miesza rejestr wysoki z niskim, rozszerza granice języka, rozbija stałe struktury składniowe i semantyczne, wykorzystuje (do granic możliwości) podobieństwa brzmieniowe słów. Wszystkie te lingwistyczne zabiegi to jedne z najbardziej charakterystycznych cech idiomu poetyckiego poetki, jej znaki rozpoznawcze. Joanny Mueller nie można pomylić z nikim innym, bo nikt inny z taką swobodą i ogromnym wyczuciem, z takim dystansem oraz poczuciem humoru nie babrze się w polszczyźnie pisanej. Co jednak bardzo istotne, ten poetycki tygiel jest niezwykle spójny zarówno tematycznie, jak i rytmicznie.
Odpowiedź na pytanie o temat odnajdujemy już na samym początku. Hista, pojawiająca się w tytule, w połączeniu z mottem: „Nic tak nie kochamy, jak młode histeryczki”
moja czaszka campowa jak puszka campbella
od dna do szumowin wyżarł zupę drella
draczny wampir lubrykalna cinderella
przejął lękopis roztoczył kontrolę
on mi pożałował on mi życie
wyżył fabrykant furiiTamże, s. 16. [9]
Jedną z podstawowych „figur słów” (by użyć tu sformułowania Jerzego Ziomka
Jednym ze skutków ubocznych tej specyficznej zabawy z językiem jest to, że redefinicji ulega pojęcie piękna, dobrego smaku. Spójrzmy na fragment wiersza waruj wariuj zawierz, w którym poetka nie przebierając w słowach, buduje mocny i niezwykle sugestywny obraz osoby chorej psychicznie:
[…] podpuszczona przez siostry z oddziału
wypisałam się na wspólne żądanie
teraz znowu popadnę w kuratelę dam wiarę
ten dół mam w sobie i kiwa mną słabość
taka karma że przyszła kara za sucze ujadanie
zrywanie słów ze smyczy odwijki z kaftana
przetoczcie się po mnie trwogi widzenia najazdyTamże, s. 9. [12]
Mueller nieustannie dowodzi, że utrwalone przez tradycję kanony literackiego piękna nie są dla niej punktem odniesienia. Próżno szukać w tomie Hista & her sista klasycznych form. W zamian mamy projekt innej estetyki, dowartościowującej to, co marginalne, błahe, banalne, a czasem także obrzydliwe.
Należałoby jeszcze zapytać o to, czy można czerpać przyjemność z obcowania z jej poezją? Sądzę, że tak, choć tę przyjemność trzeba dokładnie określić. Satysfakcję odczuwamy, gdy udaje nam się odczytać ukrytą przez poetkę aluzję. Zaskoczenie wzbudza językowa dezynwoltura Mueller – obcowanie z jej tekstami to lektura przerywana, zaczynamy się bowiem zastanawiać nie tyle nad sensem całego wiersza, co nad znaczeniem pojedynczych słów. I od tego lingwistycznego studium przypadku przechodzimy do łańcuchów skojarzeń, nieoczywistych zestawień oraz zderzeń, które nieustannie wprawiają nas w konfuzję. Bo przecież Mueller bombarduje nas słowami, nie dbając ani o spokój, ani o lekturowe przyzwyczajenia czytelnika. Ale kiedy odnalezione zostaje źródło choćby kilku literackich aluzji, nagle zaczyna się robić jaśniej, jak w przypadku wiersza god in gotham betlejem w bedlam, w którym ukryte są biblijne i bożonarodzeniowe tropy:
żebro żłobu na opak grób
mur truchleje odchyl głowy piąstki moro
belki w oczach grot bez klamek
źdźbło obnażone pod obrusem śniegu
rąbek rwany z naszych bandaży
pępowina przesmyk pętlaTamże, s. 10. [13]
W zbiorze Hista & her sista Mueller właściwie nie zmienia dotychczasowego repertuaru poetyckich chwytów. Konsekwentnie snuje wskazaną w tytule nić, którą splata wszystkie wiersze. Ma ona wiele odgałęzień, niedających się rozplątać supłów. Poetka nieustannie poszerza granice polszczyzny, ukazując moc języka, pozwalającego na tworzenie nieograniczonej liczby kombinacji. Dla Mueller język to plastyczna masa, którą można się pobawić, jeśli tylko będzie się miało wystarczająco dużo odwagi, aby porządnie się wybrudzić, a wcześniej jeszcze odszukać w sobie głęboko ukryte „wewnętrzne dziecko”. Bo Hista & her sista to dla mnie poetycka zabawa w podchody. W odnajdywanie tropów, które nie wiadomo dokąd nas zaprowadzą.
Joanna Mueller, Hista & her sista, Stronie Śląskie: Biuro Literackie, 2021.