19.05.2022

Nowy Napis Co Tydzień #152 / Święty szaleniec z Katalonii

Obserwacja rynku wydawnictw poświęconych sztuce jest od kilku lat – w Polsce – zjawiskiem fascynującym. Przestają na nim dominować wyłącznie albumy malarstwa (i grafiki) oraz naukowe i zbeletryzowane biografie ich twórców. Pojawiają się książki o street arcie, komiksie i kształcie urbanistycznym przestrzeni publicznej, ale chyba najciekawsze propozycje związane są z trzema dziedzinami: designem PRL, polską ilustracją (książkową i prasową) oraz architekturą. Do tych ostatnich należą fabularyzowane biografie trzech wielkich apostołów nowoczesnej struktury wielkich metropolii – Anthony'ego Flinta Le Corbusier. Architekt jutra (WAB), Fiony MacCarthy Walter Gropius. Człowiek, który zbudował Bauhaus (Filtry) oraz najbardziej nas interesujące wznowienie książki Gijsa Van Hensbergena Gaudi. Geniusz z Barcelony.

W przypadku malarzy ich pełne energii i pasji życie bywa materiałem najpierw dla pisarzy, a później filmowców – tak stało się z Vincentem van Goghiem, Paulem Gauguinem, Pablem Picassem, Jacksonem Pollockiem czy Michelangelo Merisim (znanym bardziej jako Caravaggio), aby wymienić tylko największych mistrzów pędzla i bohaterów zbiorowej wyobraźni. Inaczej ma się sprawa z architektami, których dzieło bywa potężne, ale codzienna praca i życie mało efektowne, pogrążone w ciągach liczb, wykresów, technicznych rozważań bardzo bliskich nudnej inżynierii. Chyba że ów architekt burzy i przekształca całe miasta, będąc najważniejszą postacią nowego ruchu artystycznego albo jest postrzegany jako szaleniec. Dlatego w powszechnej pamięci czytelników pozostają w zasadzie tylko obszerne fragmenty drugiego tomu Udręki i ekstazy Irvinga Stone'a o budowie rzymskiej katedry przez Michała Anioła i dlatego właśnie wydrukowane ostatnio biografie trzech wielkich architektów stanowią tak ważny moment w polskim dyskursie o sztuce. Z tej trójki tylko Gaudi nie stworzył własnej szkoły ani ruchu artystycznego, choć zainspirował współczesność w stopniu być może największym. I to właśnie z tej trójki do Gaudiego przylgnęła etykieta szaleńca.

Patrząc na jedno z kilku najbardziej fascynujących europejskich miast, stolicę Katalonii, nie można się oprzeć wrażeniu, iż Barcelona to Gaudi, a Gaudi znaczy Barcelona. Nie bez powodu książkę holenderskiego iberysty, historyka sztuki (autora również biografii Picassa) rozpoczyna plan historycznego centrum miasta z zaznaczonymi jedenastoma budowlami Antonia Gaudiego (1852–1926), w tym Casa Calvet, Casa Vincens, Finca Miralles i najsłynniejszą, nieukończoną świątynią Sagrada Familia. Szukałem na stronach zapełnionych przez Van Hensbergena szczegółami życiorysu, anegdotami, społecznym tłem i klimatem artystycznym epoki przede wszystkim odpowiedzi na pytanie, dlaczego Gaudi jest tak niejednoznaczny (stosując terminologię literacką – polifoniczny), dlaczego wyprzedził swoje czasy i jest postacią tak ważną dla współczesnych urbanistów, architektów i działaczy miejskich. Parę zwięzłych linijek, dlaczego pomysł miasta-ogrodu realizowany w Singapurze i park stworzony przez nowojorskich aktywistów wokół nieczynnej kolejki na Bronksie są z ducha i litery Gaudiego. Oto wydaje mi się najodpowiedniejszy fragment:

Gaudi to postać niezwykle współczesna; charakteryzowały go holistyczne podejście do świata, głęboka duchowość i niezwykła oryginalność. Był ekologiem: do tworzenia swych budowli wykorzystywał potłuczone kafle, porcelanę, zabawki dziecięce, stare nici z fabryk tekstylnych, metalowe obręcze z bel bawełny, sprężyny z łóżek i zwęglone resztki z pieców fabrycznych. Gaudi – niczym Leonardo dwudziestego wieku – jest idealnym artystą-wynalazcą. Jego fantastycznie płodna wyobraźnia wypaliła dziury w pokrytych kurzem podręcznikach. […] Niektórzy uważają, że dzieło Gaudiego jest trudne do zrozumienia i nie chcą uznać hojności jego stylu. Dla nich jego wieże są oznaką nadciągającego rozpadu. Jednak Gaudi zawsze będzie przemawiał do rzeszy różnorodnych odbiorców. Jego stosunek do szczegółu jest bardzo japoński, głęboka religijność silnie katolicka – lecz strukturalna świetność białych pokojów na poddaszu to czystość kalwinizmu.

Zmarł jak żebrak, lecz urządzono mu balsamowanie i państwowy pogrzeb, dziś katalońscy biskupi chcą złożyć wniosek do watykańskiej kongregacji o uznanie go za świętego, a wśród bohemy na piątej alei portret jego pośmiertnej maski wisiał obok zdjęcia zamordowanego Che Guevary. Nawet śmierć przybrała postać paradoksalnego symbolu – apostoł nowoczesności, tak przywiązany do gotyckiej tradycji, ginie pod kołami tramwaju, znaku postępu i techniki, którego tak nie znosił. Sagrada Familia wzbudza zachwyt lub pogardę. George OrwellGeorge Orwell nazywa świątynię „katedrą”. Jest to jednak określenie zwyczajowe. Sagrada Familia ma status bazyliki mniejszej.[1] pisał:

Poszedłem spojrzeć na katedrę (sic!), nowoczesną katedrę, jeden z najbardziej szkaradnych budynków na świecie. […] Uważam, że anarchiści wykazali się złym gustem, skoro nie zniszczyli jej, gdy była do tego stosowna okazja.

Zaś Hermann Finsterlin twierdził: „Sagrada Familia jest dla mnie jednym z budynków-cudów świata”.

Artystyczną biografię i życiorys Gaudiego można odtworzyć (a zarazem odczytać), posługując się trzema tropami – lekturą opinii (prasowych notatek, pamiętnikarskich wspomnień, wtrąceń w relacjach i esejach) jego wielbicieli i wrogów. Albowiem Gaudi – odwołując się (w zasadzie trawestując) do bardzo mu bliskiego toposu biblijnego – nie pozostawiał swych widzów letnimi, lecz każdy z nich był zimny lub gorący. Tropem drugim będzie zestaw punktów zwrotnych, wydarzeń (osobistych lub politycznych) kształtujących światopogląd artysty. Wreszcie (i to wydaje się ślad najistotniejszy) – zgodnie z jedną z istotnych teorii krytycznoliterackich ostatnich lat – odczytywać można jego biografię za pomocą geopoetyki, budując topografię miejsc, które odwiedził i ukształtował w zgodzie z własną filozofią przestrzeni.

Gaudi jest przede wszystkim kataloński, tak kataloński jak mogą być tylko… jego budowle. Region ze stolicą w Barcelonie ukształtował go na tyle mocno, że całe życie zawodowe poświęcił odrodzeniu i odrębności katalońskiej tradycji. Jak pisze Hensbergen, stał się w ludowych mitach kimś na kształt zakonnika, który ostatnie dwadzieścia lat przeżył w podziemiach świątyni Sagrada Familia („Poza granicami Katalonii ten mit dobrze służy pamięci Gaudiego, jednak w kraju jego imię jest albo sławione, albo profanowane”).Charakter Gaudiego kształtować się zaczął w niewielkim Reus, prowincjonalnym miasteczku, gdzie jego ojciec – kontynuując długą tradycję – prowadził warsztat kotlarski. To stąd wywodzi się kult pracy i żarliwy katolicyzm przyszłego mistrza architektury, zachwyt nad pierwotną materią (gliną, kamieniem) i naturą. To ta szczególna „katalońska wrażliwość”, którą autor biografii znajduje w dziełach artystów tak różnych jak Pablo Picasso, Joan Miró i Antonio Gaudi. Punktem istotnym na mapie życia Gaudiego jest odkrycie zrujnowanego opactwa cystersów w Pablot. Wzniesiona w XII wieku budowla pobudza wyobraźnię młodego Antonia. Wraz z kolegami odwiedza ją wielokrotnie, snuje plany odbudowy, wskrzeszenia centrum dawnej kultury, publicznych zbiórek na rzecz klasztoru, stworzenia turystycznych szlaków, a nawet ośrodka nauki i medytacji. W swych planach jest Gaudi już od najmłodszych lat totalny. Wiele lat później – planując enklawę mieszkalną (ośmieliłbym się stwierdzić, że protoplastę dzisiejszych strzeżonych osiedli dla bogaczy) Park Grülla – zaproponuje nie tylko określoną wysokość i typ ogrodzeń oraz sadzonek drzew, lecz nawet rozwiązanie określające zasadę wykorzystania wody deszczowej spływającej z dachów. Filtrowana przez specjalny zestaw kamieni, pumeksów i gąbek służyła nie tylko mieszkańcom, ale butelkowana i sprzedawana miała stać się elementem dochodu społeczności. Dziś to osiedle idealne, „Eden”, wśród barcelońskiej metropolii służy jako miejski park rozrywki. To jednak zderzenie z gotycką, monumentalną architekturą wzmacnia „katalońskość” Gaudiego.

Następny punkt zwrotny w jego życiu to udział – już w trakcie studiów – w wędrówkach niezwykle popularnego klubu turystycznego. Jedyny wyjazd z kontynentalnej Hiszpanii na Maderę prowokuje naszego bohatera do stwierdzenia, że nigdy więcej nie opuści granic kraju. To tu odnajdzie (w przeszłości i metamorfozie czasów współczesnych) ideę pracy i inspirację płynącą z zapomnianych gmachów przeszłości:

Santa Maria del Mar (gotycki kościół zwiedzany przez Antonia w czasach gimnazjum) została zbudowana przez społeczność. Ufundowana przez kupców z Ribery, wspomożona pracą i darami wielu gildii […] połączyła obcych i stała się dla nich bezpiecznym schronieniem. Było to przykładowe studium tworzenia wspólnoty chrześcijańskiej. Stanie się ono następnie podbudową dla architektonicznej filozofii Gaudiego w przypadku Sagrada Familia.

Tych punktów zwrotnych na mapie życia architekta odnajdujemy wiele, dwa z nich uznałbym za szczególnie istotne – zamówienie budowy monumentalnej świątyni w Barcelonie i tygodniową rewoltę anarchistów, która poza setkami ofiar przynosi zburzenie ponad trzydziestu zabytków sakralnych w stolicy Katalonii. Każdy z nich – na swój sposób – kształtuje osobowość i legendę Gaudiego. Pierwszy czyni go najsłynniejszym architektem (a pewnie i artystą) modernizmu eklektycznego w Hiszpanii. Drugi wpycha w nieomal mistyczną ascezę (podbitą przez długotrwałe cierpienie spowodowane zakażeniem bakterią brucelozy) i tworzy ów mit świętego zakonnika, który towarzyszy Gaudiemu aż do śmierci.

Twórca świątyni Sagrada Familia – na kształt placu budowy, który z biegiem lat zaczyna przypominać miejsce pikników niedzielnych, wesoły lunapark i wesołe miasteczko dla małych mieszkańców katalońskiej stolicy – też pełen jest sprzeczności. Już w latach studenckich swobodnie łączy katolicką żarliwość z postawą dandysa a'la moderne. W okresie świetności (trzy dekady od lat XIX wieku) – głosząc jedność, ascezę, wspólnotę działań „ze skrzywdzonymi i poniżonymi – przebywa nieomal wyłącznie z najbogatszymi przemysłowcami regionu i „swój Eden” (zamkniętą enklawę) projektuje dla kilkudziesięciu zamożnych rodzin. Elicie, tym „najbogatszym z najbogatszych burżujów” (jak mówią o nich anarchiści) i samemu Gaudiemu zaczyna przyświecać motto: „Ludzie, którzy wierzą w inteligentne zarządzaną ciężką pracę i są oszczędni, tworzą kapitał i zwiększają bogactwo”.Tu wciąż trafiamy na paradoksy – jak ten „zakonnik cyrkla”, zapatrzony w świetlisty gotyk, może mieć w latach 80. dziewiętnastego stulecia (u początków popularności) opinię radykała? Od mniej więcej 1894 roku architekt staje się częstym „gościem” satyrycznych rubryk; publikują one karykatury Gaudiego, który – wychudzony długim postem – w grubych płaszczach przemierza puste ulice Barcelony. Od 1905 roku płachty gazet zalewa lawina satyr i rysunków wyśmiewających nieukończoną świątynię i jej twórcę. Zapalczywy i nerwowy w dyskusjach Gaudi oraz jego weganizm często stają się obiektem nieustannych żartów. Czy jego szaleństwo i determinacja nie przywołują bohatera Wieży Williama Goldinga, czy nie zaczyna przypominać postaci z kart powieści Dostojewskiego? Gaudi – opanowany idee fix – jest czasem brany na ulicach za żebraka i wspomagany jałmużną. Ten mistyk, który dzięki hojności prywatnych mecenasów i zleceniodawców zaprzeczał stereotypom biednego artysty.

Gdy został śmiertelnie ranny, nikt w tym obdartym włóczędze z garścią suszonych winogron i ziaren w kieszeni nie rozpoznaje największego architekta przełomu wieków. Triumfy święcą konstruktywiści (choć żaden z ich utopijnych projektów nie został zrealizowany), stal i beton, podziwia się Bauhaus i Franka Lloyda Wrighta, ale czy to nie Gaudi ostatecznie zwyciężył? Bez jego na wskroś rewolucyjnej teorii ekologicznej, pierwotnej, nieokiełznanie falistej, nieomal recyclingowej architektury, nie byłoby przecież nowojorskiego Muzeum Guggenheima i Opery w Sydney, którymi zachwyca się świat. Sagrada Familia, dzięki darowiznom, podatkowym odpisom i dobroczynnym loteriom ma zostać ukończona około 2030 roku. Tylko biograf katalońskiego architekta Gijs Van Hensbergen zdaje się nie podzielać tego entuzjazmu.

 

Gijs Van Hensbergen, Gaudi. Geniusz z Barcelony, Warszawa: Wydawnictwo Marginesy, 2015.

Okładka

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Paweł Chmielewski, Święty szaleniec z Katalonii, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 152

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...