26.05.2022

Nowy Napis Co Tydzień #153 / Mozaika ludzkich losów. O wybranych opowiadaniach z „Raportu o stanie wojennym” Marka Nowakowskiego

Zmienność tonacji uczuciowej to charakterystyczna cecha opowiadań z Raportu o stanie wojennym – w jednych dominuje konwencja dramatyczna i poważna, w innych – niemal komediowa. Uwagę zwracają również przenikanie się doświadczeń jednostki z losem bohatera zbiorowego (narodu w sytuacji zagrożenia) oraz wysiłek pisarza, by opisać te zwyczajne sytuacje, które w szczególnym momencie dziejowym nabierają niecodziennego, niemal parabolicznego wymiaru.

Przyjrzyjmy się przedrukowanym w niniejszym numerze utworom. Opowieść taksówkarza traktuje o pierwszych chwilach stanu wojennego w mroźnym grudniu pamiętnego 1981 roku:

Jeżeli zamek zamarznie, to najlepszy jest płyn hamulcowy. Kilka kropel wlać do środka i kręcić kluczykiem. Można też podgrzać. Dziś rano miałem takie ćwiczenie z zamkiem. Ale silnik zapalił od razu.

Zimowa atmosfera w innych okolicznościach nie miałaby tak wielkiego znaczenia, jednak w kontekście tematu przewodniego zbioru stanowi jasny sygnał, że akcja rozgrywa się w przededniu narodowej tragedii. Głównym bohaterem, a w tym przypadku również narratorem, jest prosty mężczyzna. Opisuje on otaczający go świat i wydarzenia z perspektywy swego taksówkarskiego fachu, nie sili się na historiozoficzne dywagacje. Wspomina zatem o niedoborach benzyny czy oddziałach żołnierzy stacjonujących na ulicach. Zasadniczym tematem relacji są jednak opowieści o pasażerach. Przestrzeń taksówki, w której siłą rzeczy pojawiają się każdego dnia bardzo różni ludzie, staje się dla Nowakowskiego miniaturą całej Warszawy, a może nawet Polski – zaskoczonej brutalnością władzy decydującej się na zastosowanie opresji militarnej wobec własnych obywateli:

Pasażerowie małomówni raczej. Boi się człowiek człowieka. Kapusie wyjdą na wierzch. Zaczną węszyć i premię za czujność pobierać. Wiozłem jednego takiego. Futrzana czapa, morda czerwona, nabita. Mongoł. W lusterku go widziałem. Sprawdzić mnie chciał taki syn.

– Wreszcie – powiada – będzie spokój i porządek.

– Co, proszę? – ja mu na to.

– No jak to? – pyta. – Pan jest odmiennego zdania?

– Co, proszę? – powtarzam. – Słabo słyszę, bębenki w uszach mi popękały.

Nowakowski zastosował w opowiadaniu szczególną perspektywę narracyjną. Stanowi ono bowiem jedyny w swoim rodzaju opis stanu wojennego oglądanego oczyma taksówkarza. Można by pomyśleć, że to perspektywa mocno zawężona, ograniczona wymogami zawodu i przeciętnym wykształceniem, w istocie jednak mamy do czynienia z postacią, która tylko z pozoru wydaje się naiwnym obserwatorem. Taksówkarz niezwykle trafnie ocenia ówczesne realia. Bohater-narrator dostrzega nie tylko oddające ducha epoki detale, lecz także za pomocą humoru i gorzkiej ironii obnaża grozę oraz absurdalność systemu.

Przewożąc różnych pasażerów, kierowca udaje się w rozmaite rejony Warszawy, a tak pojęta konwencja opowieści drogi pozwala autorowi w syntetyczny sposób przedstawić panoramę ówczesnego miasta oraz oddać panującą w nim atmosferę. Taksówkarz dostrzega biedę, brak podstawowych towarów i lęgnący się w ludziach strach. Informuje czytelnika o czołgach przetaczających się ulicami czy kordonach milicjantów, ale zarazem o problemach palaczy – muszą walczyć z nałogiem, bo brakuje kartek na papierosy. Zamiast tworzyć jednoznacznie ponury obraz apokalipsy albo banalizować zdarzenia przez parodię, Nowakowski umiejętnie łączy tonację dramatyczną i komediową. Decydując się na taką strategię, w której realizacji pomogła dobrze skonstruowana postać narratora, oddał charakter pierwszych dni rządów junty wojskowej w Polsce.

Jednak w niektórych opowiadaniach autor zupełnie rezygnuje z groteski. Tak dzieje się w utworze Nowe życie, w którym ukazano historię młodego małżeństwa próbującego dostać się do szpitala, gdy rozpoczyna się poród ich dziecka:

Stał na poboczu pustej, wiejskiej drogi i podtrzymywał kobietę. Ona wyła przeraźliwie. Psy z najbliższych zagród zaczęły odpowiadać na ten przenikliwy, nabrzmiały bólem głos. Był bezradny. Ból chwycił ją o północy i trzymał uparcie. Wzmagał się nawet. Patrzył na nią z niepokojem. Jej oczy zabłysnęły wilgotnie. Płakała.

W kilku prostych zdaniach autor przedstawia bohaterów, kreśli otaczającą ich przestrzeń, opisuje sytuację, w jakiej się znajdują, i oddaje atmosferę cierpienia i strachu. Ogrom bólu kobiety podkreślony zostaje przez przywołanie reakcji okolicznych psów odpowiadających na jej krzyk. Obraz ów znajduje zresztą w opowiadaniu symboliczną kontynuację. Ujadające psy pseudonimują nie tylko sytuację bohaterów, rozpaczliwie szukających środka transportu, aby dostać się do szpitala, ale także stają się metaforą postawy napotkanych na drodze funkcjonariuszy. Przyszli rodzice szczęśliwie natrafiają na ciężarówkę, której kierowca, spostrzegłszy, jak poważna jest sytuacja, pędzi do szpitala. Szybko jednak zatrzymuje go milicja.

Padają słowa, że oto na horyzoncie pojawiły się „wilki”. Istotnie, zachowanie funkcjonariuszy ma niewiele wspólnego z ludzką solidarnością. Dwaj mężczyźni mechanicznie wykonują swoje obowiązki, zachowując się bezdusznie i nie przejmując się losem kobiety:

Milicjant począł obmacywać worki. Czynił to powoli i starannie. Ten pierwszy oddał dokumenty kierowcy. Zatrzymał dowód mężczyzny.

– A ona? – wskazał na kobietę.

Mężczyzna gładził machinalnym ruchem dłoń kobiety. Poprawił delikatnie jej opadającą głowę.

– Ona może umrzeć za chwilę – po raz drugi odpowiedział za niego kierowca. Milicjant mruknął coś niezrozumiale. Nie ponowił pytania. Oddał dowód mężczyźnie. Tamten zadygotał cały i z jego ust wydobył się dziwny, chrapliwy dźwięk.

Prosta zwierzęca metafora znajduje więc swoją przejmującą realizację w tej, wydawałoby się, codziennej scenie zatrzymania na drodze samochodu do kontroli. Autor umiejętnie stopniuje napięcie, ukazując strach ojca lękającego się o swoją żonę i przyszłe dziecko. Doprowadza to napięcie do maksimum, pozostawiając opowiadanie bez jednoznacznego zakończenia:

Ogarnął go strach. Nie będą mieli dziecka. Poroni. Urodzi się martwe. Modlić się zaczął. Przypominał sobie słowa dawno zapomnianej modlitwy.

Niepewność losów bohaterów tylko wzmaga negatywny obraz przedstawionych w utworze milicjantów. Nowakowski przez tę prostą scenę dokonuje analizy wpływu systemu totalitarnego na ludzkie zachowania i odkrywa procesy dehumanizacji typowej dla komunistycznego ucisku. Jego opowiadanie, jak często u tego twórcy, ma więc zarówno wymiar historycznego świadectwa, jak i uniwersalnej humanistycznej refleksji.

Raport o stanie wojennym wypełniają rozmaite scenki rodzajowe, takie jak Wśród nocnej ciszy. Tytuł, nawiązujący do słów znanej kolędy, ma ironiczny wydźwięk – motyw bożonarodzeniowy zostaje zderzony z brutalną realnością wojskowego reżimu. Pierwsze akapity nie pozostawiają co do tego wątpliwości. Wypełnia je sugestywny obraz nocnego miasta, w którym pozorny spokój godziny milicyjnej tak naprawdę skrywa grozę nieustannie czyhającego niebezpieczeństwa:

Miasto zamiera już wczesnym wieczorem. Autobusy pędzą jak widma, a ostatni pasażerowie kulą się w nich straszliwie. Latarń pali się niewiele. Ciemną pustką zieją ulice. Tu i ówdzie widać żałobne okna kawiarni i restauracji. Są zamknięte. Sterczą nogi krzeseł ustawionych na stolikach. Niklowy błysk ekspresu. Puste półki.

Oto miasto śmierci, miasto widmo, opisywane za pomocą funeralnych metafor. Autobusy nie jadą, lecz pędzą jak duchy. Ulice nie są puste, lecz zieją pustką. Żałoba zamkniętych okien kawiarni i restauracji wskazuje, że w innym świecie początek wieczoru mógłby być początkiem nocnego życia miasta. Tu jednak o tej straconej szansie przypomina tylko błysk nieużywanego ekspresu do kawy.

Atmosfera smutku i śmierci to jednak tylko część obrazu, do którego chwilę później narrator wprowadza aktorów. Jeśli tytuł sugerował klimat świąteczny, niemal sakralny, to sugestia ta zostanie teraz gwałtownie przełamana. Na scenę opowiadania bezwzględnie wdziera się profanum – wraz z krzykiem idących przez miasto pijanych żołnierzy. Daleko im do obrazu stróżów porządku, wolności ojczyzny i bezpieczeństwa obywateli. Ci ostatni uciekają przed nimi, starając się zbiec do domu, zanim nieuchronnie wybije godzina milicyjna i każdy, kto wtedy zostanie złapany na ulicy, będzie musiał ponieść poważne konsekwencje. Żołnierze brną przez ulice, a ich pochód stanowi w istocie demonstrację brutalnej siły i władzy wybranych jednostek nad ogółem:

Ludzie z okien zobaczyli żołnierzy podążających jezdnią. To nie był patrol. Czterech i szli gromadką. Zdjęli swoje wojskowe pasy i pomachiwali nimi z rozmachem. Pasy uderzały sprzączkami w kamienie bruku. Wzbijały się iskry. Żołnierze zataczali się i potrącali. Przystanęli i wsłuchali się w kocią muzykę miłosną z parku.

– Kici, kici – wołali.

Koty darły się ludzkimi, strasznymi głosami.

Dostrzegli ludzi w oknach. Zerwali z głów czapki. Podrzucali je w górę. Czapki spadały na bruk. Chwiejąc się i padając na kolana podnosili czapki z jezdni.

Po raz kolejny obserwujemy tu zwierzęcą metaforę, przy której użyciu komentowane jest zachowanie funkcjonariuszy systemu. Żołnierze suną niczym pędzone dzikim instynktem koty i w barbarzyński sposób zaznaczają swoją wyższość, zachłystują się władzą, faktem, że całe miasto „należy do nich”. Zwykli ludzie – skuleni w swoich domach – mogą tylko patrzeć na ten spektakl pierwotnych instynktów.

Ton sprzeciwu wobec świata totalitarnego ucisku powraca w Raporcie... na różne sposoby. W Wiosennym spacerze bywa zabarwiony gorzkim humorem. Bohaterem opowiadania jest mężczyzna, który ma ochotę wypocząć po pracy. Przypomnijmy, co mówi sam o sobie:

Wymięty jak szmata wróciłem do domu. Marynia w lot chwyta moje nastroje i o nic nie pytała. Tylko szybko podała kolację. Udało jej się zdobyć podroby. Z tych podrobów ugotowała gulasz na wzór węgierski. Zacząłem jeść. Niby smaczne, pikantne, a śmierdzi. Wściekłem się. […] Odstawiłem talerz. Z hałasem, owszem. Marynia patrzy na mnie wystraszona. Opanowałem się ostatkiem sił.

Obrazek z życia wzięty – chciałoby się powiedzieć. Nie jest to jednak życie zupełnie normalne, skoro bohaterka nie tyle kupuje, ile raczej „zdobywa” mięso, i to w dodatku niepełnowartościowe, najgorszej jakości. A jej mąż? Czy jego frustracja wynika tylko z fizycznego zmęczenia? Do pewnego stopnia tak, jednak już w tym krótkim fragmencie widzimy, że to tylko część problemu. Jak dowiemy się później, mężczyzna odczuwa przede wszystkim zmęczenie psychiczne i duchowe wywołane przez stan wojenny, związany z nim ideowy rygor w zakładzie pracy, atmosferę ucisku i braku wolności, a także marną jakość życia wynikającą z fatalnej sytuacji gospodarczej kraju. To ostatnie odczucie, jakże typowe dla Polaków w tamtym okresie, zawarł Nowakowski w uwadze bohatera dotyczącej gulaszu, który – jak jesiotr drugiej świeżości w Mistrzu i Małgorzacie Michaiła Bułhakowa – niespodziewanie staje się metaforą egzystencji w systemie totalitarnym. Z kolei fatalna jakość papierosów przywodzi mężczyźnie na myśl wizytę specjalnej komisji badającej pracowników pod kątem zgodności ich postawy z linią ideową partii. Robotnik chciałby odpocząć od codziennego znoju, jednak nawet w domowym zaciszu nie jest to możliwe, bo mierzy się z wszechogarniającą nędzą. Pocieszeniem staje się herbata, którą, jak zauważa, jego żona „kupiła jeszcze przed wojną”. Okazuje się, że z perspektywy zwykłego człowieka to, co eufemistycznie nazywano stanem wyjątkowym, daje się poznać jako okupacja:

Włączyłem telewizor na dziennik. Tak machinalnie wcisnąłem guzik i dopiero się zaczęło! Te brednie, kłamstwo. Szczególnie stężoną strugą dziś pociekło. Gęby spikerów uroczyste, namaszczone. Słowa pieszczą, z niezwykłą atencją różne kalumnie, obelgi i groźby wypowiadają.

Ostatecznie wzburzony do głębi bohater, postanawia pójść na spacer. Idąc ulicami warszawskiego Starego Miasta, zauważa szczęśliwe pary cieszące się ciepłem wiosennego wieczoru. Jednak nawet tutaj nie można zapomnieć o wszechobecnych patrolach i nieustannej kontroli ze strony władzy:

Pokaz siły. To był nacisk psychologiczny. Jesteśmy. Czuwamy. Wszędzie. Tu w parku, pamiętam, jeszcze tydzień temu, szedłem sobie zamyślony i oni jak spod ziemi wyrośli. Trzech. Dokumenty. Długo sprawdzali. Patrzyli na mnie badawczo. A przecież była dopiero dziewiąta wieczór.

Co prawda przy okazji tego wspomnienia mężczyzna zauważa, że natężenie patroli zmalało, nie zmniejszyło to jednak atmosfery ciągłej inwigilacji. Narrator zadaje sobie retoryczne pytanie, ile warta jest młodość przeżywana pod nadzorem władzy, która w każdej chwili może zaatakować. Dochodzi do wniosku, że choć obecnie patrole są mniej aktywne, w każdej chwili może natknąć się na funkcjonariusza ZOMO. Po chwili mimowolnie przyśpiesza kroku. Zaczyna iść szybciej, wręcz biec, lękając się tego, co może wychynąć z zarośli...

Nowakowski i tym razem nie sili się na moralitet, lecz zabiega o to, by ocena rzeczywistości wypływała w sposób naturalny z kreacji bohatera. Obraz paranoi uniemożliwiającej normalne funkcjonowanie z jednej strony jest wręcz komiczny, ale ostatecznie niesie za sobą powagę świadectwa o całkowitym wyniszczeniu człowieka, do którego doprowadza atmosfera ucisku. Stąd też Raport o stanie wojennym na zawsze pozostanie literackim testamentem tamtej epoki.

 

Tekst na podstawie fragmentu książki Macieja Woźniaka Podróż przez rzeczywistość. O twórczości Marka Nowakowskiego (Kraków 2018).

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Maciej D. Woźniak, Mozaika ludzkich losów. O wybranych opowiadaniach z „Raportu o stanie wojennym” Marka Nowakowskiego, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 153

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...