02.06.2022

Nowy Napis Co Tydzień #154 / Wszyscy możemy być asystentami zdrowienia

Reportaż, który jest gatunkiem z pogranicza literatury i publicystyki, od lat systematycznie rozpycha się na półkach księgarskich i notuje wysokie wyniki sprzedażowe, skutecznie konkurując z literaturą piękną par excellence. Może to tylko wielosezonowa moda, a może świadectwo tego, że dożyliśmy czasów tak ciekawych, iż rzeczywistość, z którą mierzą się zawodowi reportażyści, nie ustępuje najśmielszym fantazjom beletrystów.

Niemal wszystkie ważniejsze oficyny wydawnicze mają swoje – często bardzo rozbudowane – serie reporterskie. W przypadku założonego w roku 1996 w Wołowcu przez Andrzeja Stasiuka i Monikę Sznajderman Wydawnictwa Czarne liczy ona już grubo ponad dwieście pozycji, w tym kilka uhonorowanych Nagrodą im. Ryszarda Kapuścińskiego. Tylko w bieżącym roku na liście jest już osiem książek, w ubiegłym – dwadzieścia dwie. Tematyka oczywiście bardzo różnorodna – od lokalnych skandali obyczajowych i patologii życia społecznego (kulisy funkcjonowania najsłynniejszego w Polsce chóru chłopięcego, zjawisko przemocy domowej), poprzez portrety dużych i mniejszych miast (Łódź. Miasto po przejściach Wojciecha Góreckiego i Bartosza Józefiaka czy Zapaść. Reportaże z mniejszych miast Marka Szymaniaka), po bliższe i dalsze wyprawy zagraniczne (losy kobiet w Czechosłowacji i Korei Południowej, Grenlandia, Australia, Tybet, Izmir). Nic dziwnego, że ta różnorodność nęci nie mniej skutecznie niż kolorowe okładki serii.

Na ich tle butelkowa zieleń oraz zdjęcie metalowego łóżka szpitalnego i zawiniętego w zmiętą pościel ciała na okładce książki Anety Pawłowskiej-Krać mogą się wydawać nieco odpychające – ale też tematyka jej reportażu Głośnik w głowie nie należy z pewnością do ludycznych. Autorka przygląda się w nim systemowi leczenia psychiatrycznego w naszym kraju. Dodajmy – przygląda się bacznie, uczciwie i z troską.

Tabu

Na czwartej stronie okładki czytamy:

Co czwarty Polak w jakimś momencie życia miał kłopoty ze zdrowiem psychicznym – wynika z badania dotyczącego kondycji psychicznej mieszkańców Polski. To znaczy, że ponad osiem milionów osób w naszym kraju doświadczyło lub doświadcza zaburzeń psychicznych.

Mimo skali zjawiska jest ono w świadomości społecznej marginalizowane jako statystycznie nieistotne i często tabuizowane jako wstydliwe lub co najmniej kłopotliwe, chociażby na ścieżce awansu zawodowego. W rezultacie osoby chore i cierpiące muszą się mierzyć dodatkowo z problemem wykluczenia społecznego, stygmatyzacją, drwiną lub upokorzeniem. Wciąż będące w codziennym obiegu frazeologizmy „mieć coś z głową”, „nierówno pod sufitem” czy „żółte papiery” od lat utrwalają stereotypowy obraz osób z zaburzeniami psychicznymi i relację wyższościową wobec nich. Nic więc dziwnego, że sami pacjenci i ich rodziny starają się ukrywać swoje problemy, pogłębiając tym samym izolację, a podsycając niezdrową ciekawość. Książka reporterki Informacyjnej Agencji Radiowej Polskiego Radia jest szansą na przełamanie tego błędnego koła.

Aneta Pawłowska-Krać stara się w swoim reportażu przywrócić osobom chorującym imię, a co za tym idzie – tożsamość i osobistą godność, choć znamienne, że znaczna część bohaterów występuje tu jednak pod zmienionymi imionami. Autorka, rekonstruując historie sześciorga pacjentów, udowadnia, że choroba naprawdę nie ma względu na osobę i dotknąć może każdego – niezależnie od wieku, środowiska, poziomu intelektualnego, wykształcenia.

I tak: trzydziestodziewięcioletni Witek, z zawodu spawacz, mieszka razem z mamą w sześćdziesięciotysięcznym mieście w południowozachodniej Polsce. Katarzyna ukończyła studia polonistyczne w Warszawie i pracowała w korporacji. Maja i Lena to nastolatki ze Szczecina. Magda pochodzi z Gdańska, obecnie jest dojrzałą kobietą, absolwentką ekonomii (studiowała też psychologię i filologię klasyczną), ale problemy psychiczne pojawiły się u niej już w dzieciństwie. Podobnie jak u trzynastoletniego Kuby ze wsi spod Augustowem.

W epizodach pojawiają się też na przykład siedemdziesięciojednoletni Pan Grzegorz ze wsi na Podlasiu czy ośmioletni Rafałek z Oddziału Psychiatrii Dziecięcej i Młodzieżowej Szpitala Zdroje w Szczecinie. Na oddziale Mazowieckiego Szpitala Wojewódzkiego w Ząbkach są osoby w każdym wieku (dwudziestolatkowie i leciwe panie). Uczestnicy spotkania zorganizowanego przez warszawską Fundację eFkropka przedstawiają się na przykład tak: „Mam na imię Grzegorz […] robię doktorat, interesuję się informatyką, lubię jeździć na rowerze” albo: „Mam na imię Basia, mam siedemdziesiąt lat, jestem na emeryturze, całe życie pracowałam jako profesor, interesuję się ruchem seniorów w Warszawie […]”A. Pawłowska-Krać, Głośnik w głowie. O leczeniu psychiatrycznym w Polsce, Wołowiec 2022, s. 54.[1] Biografie tych osób bardzo się między sobą różnią.

Nie ma jednego scenariusza

Większość bohaterów reportażu urodziła się jako osoby zupełnie zdrowe. Niektórzy wręcz wyróżniali się na tle rówieśników – jak Magda, „ładna i mądra dziewczynka”, która „od wczesnych lat pięknie budowała zdania i miała dużo do powiedzenia na wiele tematów” albo Kuba, któremu ojciec już w dzieciństwie projektował karierę prawnika. Witek nawet podczas epizodów psychotycznych cieszył się powodzeniem u kobiet. Co się zatem stało? Co doprowadziło do załamania nerwowego? Co wywołało pierwszy atak? Tu również nie ma jednego scenariusza, choć w książce wymieniane są najczęstsze przyczyny zaburzeń psychicznych u dzieci i młodzieży, takie jak niepowodzenia szkolne, konflikty rówieśnicze, dysfunkcyjny model rodziny czy wyjazd rodziców za granicę.

W przypadku Witka pierwszy atak psychozy spowodowany był ostrym ciągiem narkotykowym (marihuana i amfetamina). Katarzyna zaczęła słyszeć „głośnik w głowie” prawdopodobnie z powodu przeciążenia korporacyjną „kulturą pracy” i współzawodnictwa. Młodociana Lena w obsesję na punkcie masy ciała wpadła pod wpływem internetowej społeczności pro-ana. Autoagresja Magdy prawdopodobnie była spowodowana molestowaniem seksualnym przez ojca – dziewczyna w ten sposób przesunęła karę ze sprawcy na własne ciało. Mama Kuby – „chłopca, który chodził trochę bokiem” – w trakcie ciąży zaraziła się rotawirusem, syn urodził się okręcony wokół szyi pępowiną i przez chwilę nie oddychał, mimo to w skali Apgar otrzymał dziesięć punktów. Początkowo rozwijał się dobrze. Pierwsze załamanie nastąpiło – zdaniem rodziców – pod wpływem edukacji online podczas pandemii. Chłopiec nie wytrzymał jej szaleńczego tempa, a ciągłe przesiadywanie przed komputerem wyzwoliło u niego objawy autystyczne.

Tak jak nie ma jednej przyczyny wystąpienia dolegliwości psychicznych, tak niejednolity bywa ich przebieg. Od przewlekłych stanów depresyjnych po ostre ataki psychotyczne, kiedy pacjent stanowi poważne zagrożenie dla siebie i otoczenia. Spektrum zaburzeń, z którymi mierzy się personel medyczny na oddziałach psychiatrycznych, jest bardzo szerokie. Kiedyś były to głównie nerwice i depresje, dziś doszły różne formy uzależnień czy zaburzenia odżywiania. Coraz częściej diagnozuje się też autyzm (jedną z jego odmian jest zespół Aspergera), schizofrenię paranoidalną (FZO), osobowość borderline. Wśród zaburzeń okresu dojrzewania pojawiają się anoreksja i rozmaite uzależnienia behawioralne. Osobom w wieku podeszłym zagraża demencja.

Żeby sprostać tym wyzwaniom, potrzebny jest sprawnie działający system, a tego w Polsce wciąż brakuje. To „wciąż” kryje w sobie jednak nadzieję na wyczekiwaną zmianę, ponieważ Aneta Pawłowska-Krać opisuje w swoim reportażu pilotażowy program reformy polskiego systemu opieki zdrowotnej, którego wyniki są doprawdy obiecujące. Do tej pory jednak to wciąż tylko nadzieje, zaś szara codzienność zarówno samych pacjentów, jak i personelu przypomina tę z fotografii Anatola Chomicza zamieszczonej na okładce książki.

Zapach uryny, kału i cierpienia

Fundamentem każdego systemu są ludzie, którzy go tworzą – to na ich barkach wspierać się przecież będzie jego misterna, teoretyczna konstrukcja i to oni nadadzą jej (lub nie nadadzą) ludzkie oblicze. Tymczasem polski system opieki zdrowia psychicznego cierpi na ogromne niedobory kadrowe. Brakuje przede wszystkim lekarzy – według danych Naczelnej Izby Lekarskiej w Polsce jest na przykład pięciuset dwudziestu sześciu psychiatrów dziecięcych, z czego zawód wykonuje czterystu dziewięćdziesięciu trzechZestawienie liczbowe lekarzy i lekarzy dentystów według dziedziny i stopnia specjalizacji z dnia 30.09.2021, http://www.nil.org.pl, bit.ly/3CRvPlS [dostęp: 05.05.2022].[2]; tymczasem zgodnie ze standardami Światowej Organizacji Zdrowia jeden lekarz powinien przypadać na dziesięć tysięcy dzieci (u nas to niemal o połowę mniej). Brakuje też personelu pomocniczego – pielęgniarek i pielęgniarzy, terapeutów, salowych.

Na oddziale Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Opolu, w którym przebywał Witek, na czterdziestu–pięćdziesięciu pacjentów przypadały dwie pielęgniarki (lekarz kończył dyżur o godzinie piętnastej). Pracownicy służby zdrowia, którym autorka udziela głosu w swojej książce, skarżą się, że w takich warunkach trudno wyobrazić sobie sumienne wykonywanie obowiązków, ponieważ nie sposób choćby na chwilę usiąść przy łóżku pacjenta, gdy w tym samym czasie czeka kilkudziesięciu innych potrzebujących. To naturalnie wywołuje frustracje i skutecznie zniechęca młodych do wchodzenia do tego niełatwego zawodu. Pielęgniarz Romek, który cztery lata przepracował na oddziale psychiatrycznym dla dorosłych, wspomina jak jeszcze podczas studiów jedna z wykładowczyń przestrzegała go, że to nie jest dobry zawód, że tu są tylko „uryna, kał i cierpienie pacjentów, ale też brak respektu dla tego zawodu. Zarówno ze strony pacjentów, jak i lekarzy. I finanse”. Pielęgniarki i pielęgniarze narażeni są też na ataki fizyczne, na co dzień spotykają się z agresją werbalną, bywają pobici lub pogryzieni. Nic dziwnego, że średnia wieku personelu medycznego w polskich szpitalach rośnie w zastraszającym tempie – w roku 2020 wynosiła już pięćdziesiąt trzy lata.

Katarzyna – bohaterka tytułowego reportażu Głośnik w głowie – ze swojego dwumiesięcznego pobytu w Mazowieckim Szpitalu Wojewódzkim Drewnica w Ząbkach zapamiętała przede wszystkim potworną nudę. Sala terapeutyczna była przez większość czasu zamknięta, bo terapeutka była akurat na urlopie, rytm dobowy wyznaczały posiłki, a pomiędzy nimi pacjenci próbowali robić cokolwiek, aby nie oszaleć z bezczynności. Atrakcją były więc najprostsze zajęcia, takie jak podlewanie kwiatów czy nakrywanie do stołu, a wymarsz na mszę do przyszpitalnej kaplicy traktowano w kategoriach rozrywki. Tę uciążliwość hospitalizacji potwierdzają również inni pacjenci.

Terapia zajęciowa w polskich szpitalach – o ile w ogóle jest prowadzona – odbywa się w godzinach pracy terapeuty, czyli do godziny piętnastej, później pozostaje leżakowanie i rozmowy z innymi pacjentami. Chorym oferuje się na przykład arteterapię (ceramika, inne formy rękodzieła), czasem pogadanki na temat higieny czy zasad farmakoterapii, anorektycy obowiązkowo muszą leżeć, żeby nie spalać cennych kalorii, na oddziałach dla dzieci i młodzieży w czasie roku szkolnego organizowane są zajęcia lekcyjne.

Witek, który jeden z epizodów psychotycznych przeżył podczas pobytu w Szwecji, bardzo dobrze wspomina tamtejszy system opieki. Bardzo ostrożnie stosowana farmakologia, nienadużywanie przymusu bezpośredniego, podmiotowy stosunek do pacjentów, szanowanie ich prywatności (osobne pokoje i łazienki), sale ćwiczeń, pomieszczenia relaksacyjne, wsparcie w postaci różnych form leczenia otwartego. W proces terapeutyczny zaangażowane są tam oprócz samych lekarzy psychiatrów i pielęgniarek również inne osoby – fizjoterapeuci, pracownicy socjalni oraz rodziny. Wszystko po to, aby żaden pacjent nie czuł się osamotniony czy zaniedbywany.

W polskim pilotażowym programie reformy systemu opieki zdrowotnej nad osobami cierpiącymi na zaburzenia psychiczne pojawiła się kategoria „asystenta zdrowienia”. Są to zazwyczaj osoby, które w przeszłości same przechodziły proces terapeutyczny i teraz mogą podzielić się swoim doświadczeniem z chorymi, udzielając im praktycznego wsparcia. Ich status formalno-prawny nie jest uregulowany – nie wiadomo na przykład, czy obowiązuje ich dochowanie tajemnicy lekarskiej – ale włączenie w proces rehabilitacji szerszego grona osób wydaje się szansą na wyprowadzenie chorych z psychiatrycznego getta i przywrócenie ich w miarę możliwości do życia społecznego.

Mimo że kontrowersyjna materia książki stwarzałaby takie możliwości, Aneta Pawłowska-Karć bynajmniej nie szuka w swoim reportażu taniej sensacji. Słabości systemu punktuje sprawiedliwie, ale bez satysfakcji; pozytywy wymienia ochoczo, z nadzieją, że są zwiastunem rychłych zmian na lepsze. To dojrzała i cenna postawa. Ponieważ zaburzenia psychiczne – jak mało które – mają wymiar społeczny i nigdy nie dotyczą wyłącznie samego chorującego, uporać się z nimi możemy skutecznie również tylko wspólnymi siłami – wyciągając rękę do tych, których jakiś wir tajemniczy usiłuje wciągnąć na dno, i stając się dla nich w ten sposób nieformalnymi asystentami zdrowienia.

Aneta Pawłowska-Krać, Głośnik w głowie. O leczeniu psychiatrycznym w Polsce, Wołowiec: Wydawnictwo Czarne, 2022.

okładka

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Tomasz Chlewiński, Wszyscy możemy być asystentami zdrowienia, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 154

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...