29.09.2022

Nowy Napis Co Tydzień #171 / Unicestwić! Terminator Houellebecq is back

Już niebawem, po dziewięciu miesiącach od francuskiej premiery, pojawi się w Polsce na półkach księgarskich najnowsza, ósma powieść Michela Houellebecqa, w oryginale nazwana Anéantir. Ten tytuł brzmi mocno, jak wydany groźny rozkaz – chodzi bowiem o bezokolicznik „unicestwić” (w polskim przekładzie przerobiono go na rzeczownik odsłowny, i to w aspekcie niedokonanym – „unicestwianie”). Cóż zatem mistrz pióra znad Sekwany chce w powieści (albo powieścią) unicestwić?

Zanim jednak przyjrzymy się jej samej i spróbujemy odpowiedzieć na powyższe pytanie, zastanówmy się najpierw, o co właściwie cały ten zgiełk wokół Houellebecqa i jego książek. Niewątpliwie jest to pisarz uważany, niemal zgodnie, za jednego z największych, najlepiej się sprzedających i najczęściej tłumaczonych, ale i najbardziej kontrowersyjnych współczesnych żyjących autorów francuskich. Jego pisarstwo nie przypomina ani stylistycznie, ani tematycznie opowieści typowych dla innych popularnych pisarzy znad Sekwany. W świecie przedstawionym Houellebecqa, jak pamiętamy, historie miłosne nie kończą się happy endem, a stale powracające wątki – samotność, depresja, seksualne niepowodzenia, zmierzch zachodniej cywilizacji – przynajmniej teoretycznie wydają się „nie na sprzedaż”. Skąd więc taki sukces byłego agronoma i informatyka? Co stanowi o sile jego pisarstwa? Dlaczego tyle szumu medialnego wokół niego i tyle wyróżnień, z Nagrodą Goncourtów i odznaczeniem Legii Honorowej włącznie? Jaki jest przepis na sukces, zarówno u wyrafinowanych krytyków literackich, jak i u szerokiej publiczności?

Kolejne powieści Houellebecqa zawierają niemal zawsze kilka tych samych składników; można więc założyć, że to one stanowią o atrakcyjności pisarstwa autora Cząstek elementarnych. Jakie to składniki? Przede wszystkim bohaterem jest zwykle mężczyzna w średnim wieku, żyjący raczej na społecznym obrzeżu. O ile jego praca daje mu jakiś dochód, nie ma ona dlań większego znaczenia i nie przynosi satysfakcji; zresztą on sam nie wydaje się zbyt ambitny. Jeśli chodzi o życie prywatne, protagonista Houellebecqa to zwykle mizantrop, zachowujący bardzo szczątkowe relacje rodzinne i powściągliwe kontakty przyjacielskie. Największym i nierozwiązywalnym problemem są jego problemy natury miłosnej; po wcześniejszych, nieudanych doświadczeniach tłumi on w sobie rozczarowania i urazy, ostatecznie dochodząc do wniosku, że nie jest w stanie kochać i być kochanym. Jedynymi przyjemnościami stają się doznania fizyczne: alkohol, papierosy, sporadyczne spotkania z kobietami, najczęściej prostytutkami. Nie ma co ukrywać: męscy bohaterowie Houellebecqa sprawiają mało sympatyczne wrażenie. Dlaczego więc interesują czytelników?

Zapewne jedną z „atrakcji” jest zderzenie tego z pozoru negatywnego studium nieciekawego człowieka z osobliwie potraktowaną kwestią seksualności. W każdej powieści sceny miłosne są pokazywane w sposób dość bezpośredni, często okrutny; wydaje się przy tym, że ich realistyczne, pikantne opisy nie zawierają żadnych emocji. Ten bezuczuciowy, beznamiętny styl wyróżnia pisarstwo Houellebecqa. Francuzi nazywają go zimnym, klinicznym czy minimalistycznym; niektórzy krytycy właśnie z tego powodu deprecjonują pisarza, nie uważając jego twórczości za wielką literaturę. Czytelnikom to jednak, jak widać, nie przeszkadza: każda jego książka staje się wydarzeniem, i to już nie tylko księgarskim. A jest tak również dlatego – i to kolejny składnik popularności autora – że docenia się go za bezkompromisowe diagnozy stawiane francuskiemu społeczeństwu i, szerzej, światu zachodniej kultury. Za losami pojedynczych bohaterów kryje się świadectwo przemian społecznych; przemian – w mniemaniu autora – fatalnych, do czego przyczyniają się między innymi liberalna gospodarka i rozluźnienie obyczajowe. To właśnie one powodują, że jednostki muszą wciąż ze sobą konkurować, by gromadzić kapitał; prowadzi to do ostrych podziałów klasowo-finansowych, w efekcie których pojawiają się między innymi takie indywidua jak bohaterowie Houellebecqa.

W jego książkach powracają regularnie wielkie tematy, dotyczące na przykład Unii Europejskiej, rolnictwa czy miejsca muzułmanów we Francji – ten ostatni wywołał zresztą niegdyś ogromne polemiki nad Sekwaną, wzbudzając szczególny rezonans wśród prawicowych organizacji i partii. Gdy więc jedni oskarżali autora o wywoływanie islamofobii, inni popierali jego poglądy, na co wpływ miał też fakt, że we Francji powieść Uległość wyszła w 2015 roku dokładnie (i oczywiście zupełnie przypadkowo) w dniu ataku terrorystycznego islamistów na redakcję tygodnika „Charlie Hebdo”. Stąd już tylko krok do uznania Houellebecqa za proroka, który jest w stanie przewidzieć przyszłość swojego kraju, zwłaszcza że lubi umieszczać akcję w niedalekiej przyszłości. No cóż, chyba jednak bezpieczniej poprzestać na stwierdzeniu, że jest on po prostu dobrym obserwatorem i polemistą, który świetnie potrafi zgrać swoje literackie historie z aktualnymi tematami wywołującymi duże emocje we Francji.

Tym sposobem dochodzimy do kwestii charakteru i osobowości samego pisarza. We względnie krótkim czasie potrafił stać się on bardzo medialną osobą, świetnie umiejącą „sprzedać” na zewnątrz pewien obraz samego siebie: mruczącego niedbale pod nosem faceta trzymającego nonszalancko nieodłącznego peta w ręce; cynika, który pod pozorem nieśmiałości czy zblazowania bez pardonu wygłasza opinie niepoprawne politycznie. W jego wywiadach trudno jednak czasami oddzielić prawdziwe poglądy od publicznych prowokacji, dla których nakłada różne maski; również inne autorskie pomysły Houellebecqa dowodzą upodobania do pozaliterackiej gry z odbiorcami (dość przypomnieć umieszczenie siebie samego jako jednej z postaci – niezbyt przyjemnej zresztą – w powieści Mapa i terytorium czy rzekome „porwanie” go w trakcie promocji tegoż tytułu, dyskutowane ówcześnie we wszystkich środkach przekazu). Jedno jest pewne: Houellebecq nikogo nie pozostawia obojętnym, a media uwielbiają przecież właśnie takie osobowości. Tym bardziej, gdy artysta na pewnym etapie swojej kariery po prostu zaczyna milczeć, konsekwentnie odmawiając wywiadów – zapewne świadomy, iż milczenie też jest jednym ze sposobów na promowanie swoich książek i samego siebie…

Takie właśnie uparte milczenie poprzedziło też premierę powieści Anéantir, która pojawiła się na półkach francuskojęzycznych księgarń w piątek 7 stycznia bieżącego roku. Warto przy tym uświadomić sobie skalę zjawiska handlowego: pierwszy nakład wynosił trzysta tysięcy, a tylko w jeden weekend sprzedano ponad siedemdziesiąt pięć tysięcy egzemplarzy w samej Francji, odnosząc natychmiastowy sukces (i to mimo ceny: 26 euro za książkę beletrystyczną to już we Francji wyższa – nomen omen – półka).

Czy warto wydać takie pieniądze? I czy warto poświęcić sporo czasu na ten pokaźny (w wersji oryginalnej ponad siedemset trzydzieści stron) tom? Owszem, został on przygotowany przez wydawnictwo Flammarion bardzo starannie, spełniając wszystkie życzenia autora; tenże pragnął bowiem zrealizować swoje „marzenia zwykłego czytelnika” o obcowaniu z „pięknym przedmiotem”, który „dobrze trzyma się w rękach”. Wymiary książki zachowują więc złotą proporcję, całość jest zszywana, w twardej oprawie, ze śnieżnobiałą okładką, na której widnieje tylko czarna, lekko wklęsła, satynowa minuskuła z nazwiskiem autora oraz podobnie złożony krwistoczerwoną czcionką tytuł. Ta luksusowa, a zarazem minimalistyczna edycja miała ponoć w zamierzeniu przypominać okładkę słynnego „Białego Albumu” Beatlesów (wobec czego portal Mediapart zauważył ironicznie: „Logiczne w przypadku pisarza, który jest – prawie – jednogłośnie uznany za gwiazdę literatury francuskiej”).

A co mamy w środku? Ano, mówiąc kolokwialnie: to wciąż Houellebecq pełną gębą. I ponownie (po Uległości) wizja literacka lekko antycypująca wydarzenia. Akcja powieści zaczyna się bowiem w listopadzie 2026 roku, na kilka miesięcy przed kolejnymi wyborami prezydenckimi. Rzecz dzieje się w Bercy, jednej z paryskich dzielnic – tam właśnie mieszka główny bohater Paul Raison (nazwisko znaczące: „Rozum” albo „Racja”; podobną wartość semantyczną ma tu kilka innych imion bądź nazwisk). To czterdziestokilkuletni urzędnik państwowy zatrudniony w Ministerstwie Gospodarki, Finansów i Budżetu. Pracuje w gabinecie ministra, którym jest Bruno Juge („Sędzia”; postać nawiązuje do Bruno Le Maire’a, jednego ze znajomych pisarza i ministra faktycznie sprawującego podobny urząd w momencie premiery książki). Paul utrzymuje z szefem przyjacielskie relacje, w odróżnieniu od tych z żoną Prudence („Ostrożność”), również pracującą na etacie państwowym. Wobec swojej partnerki bohater pozostaje bowiem raczej wycofany, właściwie żyją oni „obok” (osobne łóżka, osobne półki w lodówce). Podobnie bierna jest jego postawa zawodowa (narrator pisze gdzieś o nim: „zwierzę oswojone i tchórzliwe”), co prawdopodobnie zresztą zdecydowało o tym, że znalazł się w takim miejscu i na takim stanowisku. To, po raz kolejny u Houellebcqa, istny „człowiek bez właściwości”, z poczuciem niskiej samooceny:

Czuł się jak puszka po piwie przygnieciona butem angielskiego chuligana albo jak porzucony stek w przegródce z warzywami w lodówce niskiej klasy

– przeczytamy w innej narratorskiej charakterystyce.

Nie inaczej z pozostałymi postaciami – ta galeria również jest nam już dobrze znana z wcześniejszych produkcji autora. Jest zatem na przykład ojciec Paula, Eduard, były pracownik DGSI (Generalnej Dyrekcji Informacji Wewnętrznej), który przechodzi udar i wszelki kontakt z nim jest niemal niemożliwy. To skłania Paula do odnowienia kontaktów rodzinnych, a ma dwoje rodzeństwa. Jego siostra Cécile, zagorzała katoliczka, wyszła za bezrobotnego notariusza – mieszkają na prowincji i nie ukrywają swoich sympatii dla partii Zgromadzenie Narodowe. Natomiast młodszy brat Aurélien zajmuje się renowacją dzieł sztuki w Ministerstwie Kultury, a prywatnie cierpi, żyjąc w związku z Indy, dziennikarką, feministką i psychopatką, która na prawo i lewo rozpowiada o jego sterylności – narrator w jej przypadku nie szczędzi słów krytyki i pogardy dla takich kobiet, które „same sobie robią dziecko” (kryptocytat z tytułu dawnego przeboju Jeana-Jacques’a Goldmanna), „należą do „podejrzanego światka” i żyją „w bezpośrednim sąsiedztwie z kłamstwem”, nie poświęcając się „jakiejkolwiek formie pracy”.

W trakcie lektury poznamy pośród znajomych Paula głównie jego rówieśników zatrudnionych jako informatycy w DGSI czy jego byłą dziewczynę Véronique. Na drugim planie pojawia się jeszcze kilka kobiet, w tym Madeleine, obecna partnerka życiowa ojca, która ofiarnie zajmuje się starcem (ta postać wygląda na reminiscencję figury matki z Cząstek elementarnych). A w tle – jak zwykle cały worek tematów społeczno-politycznych i liczne odniesienia (pop)kulturowe: między innymi powieść Władca pierścieni, ruch deep ecology, internetowi sataniści, hinduizm, nowe technologie, Arthur Conan Doyle, fellatio, „Unabomber”, migranci, standard sieci komórkowej 5G, Pascal, numerologia, eutanazja czy Nietzsche. I może tylko religii tu jakby mniej niż poprzednio, chociaż niektórzy krytycy podkreślają: „pisarz pokazuje, że świat bez Boga jest podstępny i brutalny, a – co gorsza – absurdalny” („Actualitté”). No i mamy tu znowu całkiem udany pastisz literatury gatunkowej, bo Anéantir zaczyna się jak dobra powieść szpiegowska: jakieś tajemnicze zamachy terrorystyczne z okultystycznym przesłaniem, jakiś klip wideo w sieci, w którym francuski minister gospodarki Bruno Juge zostaje ścięty (co okazuje się zresztą zręcznym montażem, bo minister ma na głowie ważniejsze sprawy – przygotowuje kampanię prezydencką 2027).

Wydaje się więc, że Michel Houellebecq posługuje się starą, sprawdzoną zasadą: „znacie – to posłuchajcie”… Tyle że, jak dotąd, żadna z jego powieści nie była tak obszerna i tak pieczołowicie wydana; żadna też nie wznieciła tyle sensacji jeszcze przed oficjalną premierą. Owszem, zdarzało się już wcześniej, że przedwcześnie „wyciekały” jakieś fragmenty jego nowych literackich opowieści; jednak w przypadku Anéantir przybrało to już formę szaleństwa. Oto niecałe trzy tygodnie przed oficjalną publikacją powieści pierwsze jej strony zostały nielegalnie rozpowszechnione na portalach społecznościowych (i dopiero wtedy poznano jej tytuł, tak dotąd skrzętnie skrywany przez autora); zaś jeszcze przed Bożym Narodzeniem 2021 roku w sieci internetowej zaczął krążyć pełny tekst książki w wersji cyfrowej – była to prawdopodobnie zdigitalizowana wersja wydania drukowanego, którego sześćset egzemplarzy wysłano wcześniej do wybranych dziennikarzy literackich z prośbą o lekturę i zachowanie dyskrecji. Ba, mało tego: jeszcze dwa miesiące wcześniej nie kto inny, a sam minister, wspomniany tu już Le Maire, podekscytował publikę spoilerem, gdy „przypadkowo” pochwalił się znajomością treści nowej książki Houellebecqa przy okazji spotkania z przemysłowcami w Bercy. Swoją drogą, cóż to za kraj, gdzie polityk chwali się znajomością z pisarzem, a nie odwrotnie…!

Sam Houellebecq konsekwentnie odmawiał wywiadów i komentarzy na temat nowej powieści: po pierwsze, jak twierdził, z powodu jego esprit d’escalier, czyli przekonania, że najważniejsze i najciekawsze rzeczy przychodzą mu zwykle do głowy już po zakończeniu wywiadu; po drugie zaś, jak zauważył uszczypliwie, dziennikarze często „nie są na odpowiednim poziomie”. Oczywiście te opinie można włożyć pomiędzy jego inne prowokacje czy marketingowe sztuczki, podobnie jak i kilka innych uwag, którymi jednak w końcu podzielił się w jednym jedynym wywiadzie, udzielonym na wyłączność dziennikowi „Le Monde”. Niczym konwertyta, stwierdzał w nim między innymi, że „nie trzeba celebrować Zła, aby być dobrym pisarzem”; mało tego: „tylko dobre uczucia mogą zrodzić dobrą literaturę”. I już odnosząc się konkretnie do najnowszej powieści, dodawał: „to, że jest tak niewiele złych postaci w Anéantir, napawa mnie dumą”. Czy zatem jego nowa proza faktycznie stanowi jakiś przełom?

Komentarze dziennikarzy i krytyków literackich nie są jednoznaczne. Z jednej strony podkreśla się, że pojawiła się kolejna „diabelska opowieść Houellebecqa” („L’Express”), że to ciągle „Houellebecq wierny Houellebecqowi” („Le Télégramme”), bo Anéantir, jak poprzednie powieści, „krąży między tragedią i ironią” („Libération”), a „Houellebecq odmalowuje kondycję człowieka z melancholią i ironią, tak jak tylko on potrafi to robić” („Version Femina”). Niektóre z tych opinii mogłyby zresztą pasować do niejednej książki niejednego autora; można by nawet ogłosić konkurs z pytaniem: „o czym/kim mowa?”, cytując wypowiedzi typu: „prawdziwe zwierciadło naszych czasów” („Le Figaro”), „wywołuje tyleż śmiech, co i płacz” („Point de Vue”) czy wreszcie „błyskotliwa powieść o pożądaniu, miłości i śmierci” („Madame Figaro”).

Są też środowiska dziennikarskie, które od lat traktują pisarza z dystansem, a powtarzane dotąd wielokrotnie argumenty sprawdzają się im także w odniesieniu do Anéantir. Niektórzy poprzestają na ironizowaniu:

Houellebecq cieszy się w Francji statusem gwiazdy rocka, pisarza narodowego, ale zarazem przystępnego i zabawnego, którego należy przeczytać, żeby móc o nim rozmawiać podczas kolacji albo przy automacie z kawą („Les Insrockuptibles”).

Inni już otwarcie sobie zeń dworują:

Pisarstwo o kresie życia, ględzenie pisarza, ohydne wypowiedzi […], ale zarazem pełna entuzjazmu krytyka, jak gdyby Houellebecq był w naszych reakcyjnych czasach dumą Francji porównywalną z tym, czym broń nuklearna była dla krajów prężnie rozwijających się w pierwszych dekadach po wojnie.

Jeszcze inni piszą już serio i bez ogródek:

powieść nieudana, okraszona retoryką rodem ze środowisk skrajnej prawicy („Le Nouvel Observateur”).

Ale, rzecz jasna, wśród głosów krytyki pojawiają się też inne, „jaśniejsze” tony. Wiele redakcji, portali czy programów radiowych i telewizyjnych podkreśla nowe, jak na autora, podejście do drążonych przez niego od niemal trzech dziesięcioleci tematów. Dziennikarze stacji Europe 1 mówią zatem na antenie:

Można by przypuszczać, że znowu będzie to Houellebecq posępny i pesymistyczny… Ale nie. Wiele postaci poszukuje tu dobra, a przesłanie książki można by streścić hasłem: miłość ocala.

Na rolę tegoż właśnie uczucia w ostatniej powieści pisarza (jakby trochę zapominając, że odgrywało ono pozytywną rolę już wcześniej w Serotoninie) wskazuje też France TV Info, podkreślając, iż Houellebecq

[…] opisuje świat w upadku, bez nadziei, ponury i melancholijny, w którym jednak pojawiają się na drodze życia niektórych postaci chwile łaski i szczęścia; na ogół przybierają one cechy miłości.

Miłość, wedle autorów komentarza, jest tu wszechobecna, chociaż ciągle splata się ze śmiercią – ale tę ostatnią Houellebecq „traktuje bez swego zwyczajowego cynizmu”. Potwierdza to portal „Marianne”, wskazując, że, owszem, Anéantir to „głęboka powieść o chorobie, cierpieniu, agonii i śmierci”, ale autor temat śmierci sublimuje. Nawet satyryczny tygodnik stwierdza, że oto pojawiła się „najdelikatniejsza, najbardziej melancholijna i najczulsza powieść Michela Houellebecqa” („Charlie Hebdo”). Najnowsza książka, mimo jej wciąż pesymistycznej dominanty, to mimo wszystko „długa medytacja na temat wielu powodów, aby żyć”, a wśród nich najważniejszy jest dezyderat: „poświęcić się dla innych – tych, których kochamy”; Houellebecq postrzegany jest więc po tej powieści jako „mądrzejszy, niż moglibyśmy sądzić” („ActuaLitté”).

Drugim, równolegle pojawiającym się głosem w tej polifonii krytyki literackiej jest wskazywanie na „wielkość” powieści i samego pisarza, który na naszych oczach staje się – jeszcze za życia – klasykiem. To już zatem nie tylko „najbardziej znany pisarz francuski na świecie” („Le Figaro”), a jego powieść to nie tylko „prawdziwe wydarzenie nowego sezonu literackiego”, lecz wręcz „arcydzieło” („La Libre Belgique”), „saga społeczno-rodzinna”, która stara się ogarnąć całą epokę („La Provence”), a może nawet w ogóle – antycypując – „jedna z największych francuskich powieści XXI wieku”, która powstała „na obraz i podobieństwo naszych największych dziewiętnastowiecznych powieści”; i, jako taka, „z czasem będzie już tylko coraz lepsza” („ActuaLitté”).

Zdecydowanie nowym wątkiem w komentarzach są coraz bardziej śmielsze próby uplasowania Houellebecqa pośród największych pisarzy literackiej historii Francji. Zdaniem niektórych, osiągnął on „pewien poziom klasycyzmu, który – jak często sądzimy – jest punktem wyjścia, podczas gdy jest to właśnie punkt docelowy” (ActuaLitté). I nie wystarczy ogólnikowe stwierdzenie, że Anéantir to „powieść godna wielkich pisarzy XIX wieku” (La Semaine); już bardzo konkretnie wskazuje się na przykład, iż „Houellebecq to rozmach na miarę Balzaka” (Le Journal du Dimanche) – nazwisko zwłaszcza autora Komedii ludzkiej pojawia się zresztą wielokrotnie we francuskich opiniach o lekturze.

Czy trzeba zatem tyle „unicestwić”, aby tyle zyskać? To niezwykły paradoks, że właśnie ta najnowsza opowieść o zmierzchu cywilizacji, z tak obcesowo i groźnie brzmiącym tytułem, wynosi Houellebecqa na wyżyny sztuki, wprowadzając go do Panteonu największych i najbardziej zasłużonych twórców francuskich. Tylko co dalej? Czy nie „unicestwia” ona samego pisarza? I czy może być coś po „unicestwieniu”? Wydaje się, że – konsekwentnie – po tej powieści Houellebecq powinien już naprawdę zamilknąć. Chyba że… przeważy u niego instynkt samozachowawczy. Twierdził przecież, że książki ocalają, bo wyrywają człowieka z nieznośnej rzeczywistości. Literatura to, jego zdaniem, „alternatywa dla świata”. „Póki mamy książkę”, twierdził, „jest dobrze – jesteśmy uratowani”.

Pisać, aby zniszczyć… Zniszczyć, aby… (znowu) pisać? Przewrotność na miarę Michela Houellebecqa.

M. Houellebecq, Anéantir, Flammarion 2022.

okładka

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Tomasz Chomiszczak, Unicestwić! Terminator Houellebecq is back, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 171

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...