24.11.2022

Nowy Napis Co Tydzień #179 / Domek dla dudków

Wstęp

Was Twin Peaks a soap parody? „No, no, no, no, no. It is a soap opera. Soap operas grow out of life and because they’re continuing stories you get to go deeper into the characters’ lives… It just triggers more and more and more – and happy accidents come” D. Lynch: I’ve always loved Laura Palmer, https://www.theguardian.com/film/2014/jul/24/-sp-david-lynch-laura-palmer-twin-peaks-unseen-fire-walk-with-me[1].

Gniazdko dudków nie jest jakimś znakomitym literackim dziełem, nie ma w nim za dużo głębi, ale za to można o nim ciekawie pisać. Ponieważ mamy do czynienia z przekładem przygotowanym przez wyjątkowo ciekawych tłumaczy, możemy napisać jeszcze więcej: i o dziele, i o przekładzie.

*

Proponuję nie czytać Gniazdka… jak powieści, ponieważ w takim przypadku lektura minie się z celem – w takiej optyce mielibyśmy do czynienia z nudnym, nieprzyjaznym czytelnikowi tworem. Jako utwór eksperymentalny też nie powala, ponieważ zawarty jest w klasycznej, powieściowej formie. Camp też nie jest tu przydatnym wytrychem – na pewno Gniazdko… wpisuję się w tę estetykę, ale – w tym przypadku – nie daje ona nic odbiorcy.

W takim razie po co to czytać? Ani to ciekawe, czasami zabawne, praktycznie nie ma fabuły, bohaterowie właściwie nie różnią się od siebie. Możemy na tym etapie stwierdzić, że mamy do czynienia z ramotą interesującą wyłącznie badaczy Ashbery’ego i Schuylera, którymi zresztą są Tadeusz Pióro i Andrzej Sosnowski – ale oni nie przetłumaczyliby czegoś nieciekawego.

Nie powieść, nie eksperyment, nie camp… W takim razie co? Rozgrywka!

Gniazdko dudków a bycie kibicem

Gniazdko dudków to gra towarzyska, a jego czytelnik to kibic. To powieść wyłącznie dla tych, którzy „wiedzą co i jak”. Kiedy oglądam mecze piłki nożnej z kolegami, to cieszy mnie sytuacja towarzyska, ale nie umiem się skupić na rozgrywce, ponieważ praktycznie nic z niej nie rozumiem. Znam – względnie– zasady, wiem komu kibicować, ale niczego nie wiem o klubach i zawodnikach, a widzę po rozmowach kolegów, że największą rozrywkę czerpie się z tych wszystkich niuansów i skomplikowanych zależności.

Wyobrażam sobie siebie czytającego Gniazdko… bez znajomości Ashbery’ego i Schuylera – sytuacja byłaby podobna. Wiedziałbym, że znajomi bardzo lubią tych poetów, rozumiałbym, że przed moimi oczami dzieje się coś ciekawego, ale byłoby to dla mnie chaotyczną gmatwaniną (tak jak wtedy, kiedy oglądam jakieś finały piłki nożnej). A tak, jako wprawny kibic A&S (oraz tłumaczy P&S), dobrze się bawiłem i żywo uczestniczyłem w odbiorze.

Dlatego moja recenzja dalej będzie nie tyle opisem i oceną utworu, a raczej pewnego rodzaju relacją z rozgrywki, a do tego instrukcją dla potencjalnych kibiców partyjki zwanej Gniazdkiem dudków.

Wprowadzenie dla potencjalnych kibiców rozgrywki między Ashbery’ym a Schuylerem (w przekładzie Pióry i Sosnowskiego)

To rozgrywka na dwóch pisarzy, dwóch tłumaczy i jednego czytelnika. We wstępie jeden z zawodników, John Ashbery, opisuje, jak doszło do współzawodnictwa. Był lipiec roku 1952. W samochodzie, znudzeni jazdą z East Hampton do Nowego Jorku, autorzy postanowili zacząć razem pisać powieść. Ashbery miał rozpocząć partię. Żeby „nie dać wystrychnąć się na dudka”, zaczął cwanym otwarciem, lapidarnym: „Alice was tired”. Rozgrywka miała trwać ponad trzynaście lat. „Ale mieliście świetną zabawę, mnożąc postaci i zdarzenia, na ogół wypijając kilka drinków dla kurażu”J. Ashbery, J. Schuyler, Gniazdko dudków, Warszawa 2022, s. 6.[2].

Jeden zawodnik pisze jedno zdanie, a drugi kolejne – odpowiadające. Co jakiś czas podstawiają sobie nogi, podsuwają interesujące tropy (mogą je podjąć albo nie), a czasem współpracują.

W lipcu 1992 roku do stolika dosiedli się Pióro i Sosnowski. Dla nich rozgrywka trwała ponad dwadzieścia osiem lat. Podobno pierwszy przekładał zdania Schuylera, a drugi Ashbery’egohttps://m.facebook.com/story.php?story_fbid=364816608713286&id=204598809578847[3]. W posłowiu opisują dość „przyjemnościowy” model pracy nad przekładem. Na wyjeździe, na hamakach, z drinkami, z wodą Kampinos, a później podczas pandemii wspólnie, w swoich mieszkaniach. Niczym prowadzenie partii szachów z przyjacielem.

*

A jak potencjalny uczestnik może wziąć udział?

Przebieg i ślad rozgrywki

Ashbery sprytnie zaczyna od wyłącznie trzech słów, „Alice was tired”J. Ashbery, J. Schuyler, Gniazdko…, s. 11.[4], co Sosnowski z Piórą nie mniej sprytnie tłumaczą na „Alicja była zmęczona”Tamże, s. 11.[5]. Dlatego w następnym ruchu Schuyler musi się postarać albo zbudować tak samo krótką wypowiedź, by postawić inicjatora w podobnej sytuacji. Jednak postanawia nie trzymać przeciwnika w szachu i konstruuje złożone zdanie opisujące stan psychofizyczny bohaterki i jej gest. Na ten ruch Ashbery odpowiada dość osobliwie: „Nie cierpię mieszkać pięćdziesiąt mil od wielkiego miasta”Tamże.[6]. Ale już dosyć. W ten sposób mógłbym opisać całe Gniazdko…, a to z perspektywy recenzji nie miałoby sensu; dlatego powyższa próbka analizy to tylko propozycja metody czytania.

Tekst pozostawiony przez tę grę posiada cechy brytyjskiej powieści spod znaku Ivy Compton-Burnett czy Rolanda Firbanka – mamy przed sobą powieść w przytłaczającej większości zbudowaną z dialogów. Gracze najbardziej zapożyczyli się u tego drugiego, autora Zdeptanego kwiatuszka. Tak, mamy przed sobą powieść o gadających wyłącznie błahe rzeczy bogatych ludziach, których nijak nie możemy scharakteryzować czy zapamiętać. Firbank miał się zaśmiewać w trakcie pisania swoich dialogówR. Fribank, Studium temperamentu, s. 70.[7], czyli musiał się świetnie bawić. Nie wątpię, że Ashbery i Schuyler też mieli radochę w trakcie tworzenia Gniazdka dudków.

Jeśli ktoś chce czytać to jak klasyczną powieść, to zawiedzie się nudną operą mydlaną o snobistycznych Amerykanach. Mnie zapadła w pamięć jedynie postać Nadii, ale to dlatego, że jest ewidentnym nawiązaniem do powieści André Bretona.

Od czasu do czasu możemy zaobserwować, jak jeden z graczy „podstawia nogę” drugiemu albo, przeciwnie, proponuje interesujący wątek. Na stronie pięćdziesiątej szóstej ktoś – poprzez usta postaci barmana – zaczyna fantazjować o staroświeckich balach koktajlowych (niestety nie umiem stwierdzić, kto podsunął ten wątek), na co drugi gracz musiał sensownie odpowiedzieć. Na takie zagrywki częstą reakcją jest zmiana tematu, ale nie tu. Alicja zyskuje jasną odpowiedź, że taka inwestycja byłaby niemożliwa, ponieważ nie produkuje się już konkretnych bań i nikt nie importuje kontuarów z marmuru kanaryjskiego – przez co dalej podejmowany jest temat marmuru: wstrząśnięty Wiktor zdumiał się, że marmur nie jest wyłącznie biały, na co zyskuje odpowiedź, że „Dostępny jest we wszystkich kolorach tęczy”J. Ashbery, J. Schuyler, Gniazdko…, s. 56.[8]. Któryś z graczy podejmuje próbę podtrzymania tej dyskusji, ale najwyraźniej temu drugiemu znudził się temat i za pomocą słów zgryźliwej Alicji ucina dyskusję pytaniem, czy ktoś jeszcze produkuje wiatraki (chyba niespodziewanie pierwszy gracz odpowiada – ustami mężczyzny zza kontuaru – że ich fabryka mieści się na końcu ulicy).

Czasami wydawało mi się, że podczas rozgrywki gracze próbowali prowadzić własne dyskusje i żartować z siebie nawzajem, co było szybko urywane w ferworze gry. Raz (ewidentnie pisał to Schuyler) pani Bridge pyta: „Czy we Francji macie takie rzeczy?”Tamże, s. 80.[9] (chodziło o osoby bezrobotne), na co Ashbery ustami Claire’a żartobliwie odpowiada, że tak, choć chyba jednak nie. Innym razem przez powieść przemyka postać Prousta. Raz baronowa pyta Fabię o to, jak jej się czyta Narzeczonych Manzoniego, na co odpowiada po włosku, że tak sobie i stwierdza, że nie rozumie dlaczego jego znajomy Memmo widzi w tym podobieństwa do ProustaTamże, s. 127.[10]. Wątek szybko zostaje przerwany tematem malarstwa (podejrzewam, że Schuyler chciał zagaić o autora W stronę Swanna, ale Ashbery szybko się z tego wymigał).

Czego uczy nas ta gra?

Nie wszystko musi mieć głębię. Camp niektórym służy jako wytrych, który miałby ją zapewnić, ale Gniazdko dudków to po prostu zabawa – przyjemna i pożyteczna (co jest akurat dosyć campowe).

Zabawa, według Johana Huizingi, dużego gracza, miałaby tworzyć kultury („kultura jest początkowo zabawą, czynnością o charakterze ludycznym”J. Huizinga, Homo Ludens, Warszawa 2007, s. 79.[11]); inny zawodnik Walter Benjamin zauważał, jak odjechane wyrażenia i sytuacje powstają przy dziecinnych zabawach słówkami czy w udawanieW. Benjamin, Precel, pióro, pauza, skarga, fidrygałki, „Literatura na Świecie” 2011, nr 5–6, s. 5–6.[12]. A w sumie Gniazdko dudków jest swoistą zabawą w głuchy telefon, domkiem dla lalek – jedną lalką manipuluje Ashbery/Sosnowski, drugą Schuyler/Pióro, ale co jakiś czas jedno drugiemu chce zrobić na złość; żaden uczestnik się nie obraża, ponieważ wszyscy są tu dorosłymi, wykształconymi ludźmi. Zabawę niestety przerywa proces wydawniczy.

Moglibyśmy się pewnie niejednego nauczyć o Prouście. Wydaje mi się, że to Schuyler nie raz próbował zagadać Ashbery’ego o wcześniej wspomnianego w tym tekście Prousta, ale ten – w imię dobrego smaku – pytania zbywał, żeby nie psuć zabawy. Może byśmy się wiele o nim nauczyli, gdyby pytania doczekały się odpowiedzi; ale nie wiem, czy bawilibyśmy się wtedy równie dobrze. W poszukiwaniu utraconego czasu jest bardziej katedrą dla lalek – nie byłoby miejsca na derywacje na jej temat w uroczym, małym domku dla snobistycznych, bogatych kukiełek, jakim jest Gniazdko dudków, ponieważ absolutnie zaburzałoby to kompozycję i pierwotny plan twórców, jakim jest powieść-zabawa, powieść rozgrywka.

*

Jeszcze na koniec kwestia trzynastego rozdziału. W posłowiu tłumacze twierdzą, że zrezygnowali z niego, ponieważ obecne tam gry słowne były zbyt skomplikowane. Jestem w stanie uwierzyć, że to mógł być ich ukłon wobec niezgłębionej natury nicości, ponieważ w oryginale też nie ma trzynastego rozdziału. Podejrzewam, że to dlatego, iż trzynastka to pechowa liczba.

J. Ashbery, J. Schuyler, Gniazdko dudków, Warszawa 2022.

okladka ksiązki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Filip Matwiejczuk, Domek dla dudków, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 179

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...