30.03.2023

Nowy Napis Co Tydzień #196 / Bez znieczulenia

Kiedy czeka się długo na książkę kogoś, kogo cenimy, apetyt na nią wzrasta. Wzrastają też oczekiwania wobec niej, szczególnie, gdy ma być kontynuacją opowieści, która wcześniej nas zachwyciła. Finalistka Anny Janko to taki właśnie przypadek. Trudny przypadek, z którym do końca nie wiedziałam co zrobić po zakończonej lekturze. Zbyt szanuję autorkę za jej twórczość i osobowość, żeby podsumować jej nową książkę jakimś lakonicznym komentarzem lub przejść obok niej bez słowa. Tym bardziej, że najlepsze, co może dać autorowi czytelnik, to podzielenie się z nim szczerze swoim odbiorem. Nawet jeśli sama Janko w Finalistce dziwi się, dlaczego szczerość jest nazywana cnotą, skoro często komplikuje sprawy, a nie je rozwiązuje. Paradoksalnie to właśnie szczerość autorki jest największym argumentem na obronę jej książki.

Twórczość Anny Janko zawsze była autobiograficzna w ścisłym tego słowa znaczeniu. Są zwolennicy i przeciwnicy uprawiania tego rodzaju literatury. Jeżeli tylko pisarz potrafi przekazać swoje doświadczenia intrygującym językiem, należę do tych pierwszych. Finalistka, która ewidentnie nawiązuje do poprzednich dwóch powieści Janko – Dziewczyna z zapałkami (2007) i Pasja według św. Hanki (2012) – wydaje się być jeszcze bardziej odarta z kostiumów. Autorka w którymś momencie wchodzi wręcz w bezpośredni dialog ze swoją główną bohaterką Hanną M., pytając: „(Haniu, dziecko, co z tobą?)”A. Janko, Finalistka, Kraków 2021, s. 287.[1]. Niestety są to momenty rzadkie, choć budujące zdrowy dystans między autorką a bohaterką. Tworzące inną perspektywę, której mi zabrakło. W trakcie lektury pogłębiało się we mnie pytanie: czy ja na pewno czytam powieść, czy może dziennik?

Ta opowieść – w przeciwieństwie do poprzednich – jest naszpikowana takimi jedno- lub kilkuzdaniowymi wtrętami, które często są cytatami. Przypominają zapisane w dzienniku myśli czy notki. Ich wyodrębnienie z treści podkreśla pogrubiona czcionka początkowych części zdań, jak w poniższym przykładzie:

Miliony spojrzeń w górę stworzyły niebo. Kto to powiedział? Może ja? Ach, żebym to była ja...Tamże, s. 294.[2] 

Ktoś z recenzentów nazwał Finalistkę traktatem o przemijaniu. Trudno mi jednak zgodzić się z taką klasyfikacją gatunkową. Traktat jest dla mnie próbą uniwersalnego, szerszego spojrzenia na dane zagadnienie. Być może przywoływane cytaty z dzieł filozofów, pisarzy czy psychoterapeutów na temat starości oraz upływu czasu mają nadać opowieści Janko tę szerszą perspektywę. To jednak nie wystarcza, opowieść pozostaje bardzo subiektywna oraz zindywidualizowana. Dlatego właśnie najbliżej mi do nazwania Finalistki dziennikiem. Taki punkt wyjścia stawia tę książkę w zupełnie innym świetle, niż gdy podchodzimy do niej jako do powieści. Sama Janko podsuwa nam jeszcze inną propozycję klasyfikacji książek – na „objawowe” i „przyczynowe”.

Objawowe to te opisujące zdarzenia, fakty drobniejsze i grubsze, pokazujące ludzi w ruchu fizycznym […] i psychicznym […] Emocje i myśli są opisywane, bo to należy do biegu życia. Te narracje pozwalają uciec od siebie, są odpoczynkiem od uporczywego bycia sobą […] A książki „przyczynowe”? To te, które się zrastają z nami głęboko, każą myśleć o źródłach istnienia i zasadach działania świata aż po ostateczne wyjście. To te, które nie dają ukojenia i czynią nas dorosłymi ludźmiTamże, s. 287–288.[3].

Mam problem z zakwalifikowaniem Finalistki do jednego z tych rodzajów. Myślę, że jest mieszaniną ich dwóch. Najbardziej wyrazistymi cechami jej narracji są ironia i autoironia. Być może to one miały zbudować ów zdrowy dystans między autorką a bohaterką. Czarny humor nie daje jednak poczucia lekkości, przeciwnie – daje odczucie pikowania w dół.

Za to opisy miejsc czy sytuacji, w których ktoś inny lub coś innego (niż myśli Hanny) staje się pierwszym planem, są kreślone przez autorkę zupełnie inaczej – o wiele bardziej malowniczo, skupiając się na detalach, wspaniale oddając klimat i zapach. Takim przykładem jest opis odwiedzin dwunastoletniej harcerki Hanny w domu Niemki we Wrocławiu.

[…] w każdy wtorek i każdy czwartek o piątej po południu wspinałam się po wysokich schodach starej poniemieckiej kamienicy przy Traugutta do tej jej klitki w na czwartym piętrze. Kocie szczyny śmierdziały wniebogłosy od piwnic po dach, a cementowe stopnie były zdeptane tak, że aż przeświecało zatopione w nich stalowe zbrojenie. Po ścianach szły razem ze mną niebieskie kafelki, poobtłukiwane, szczerbate, gdzieniegdzie łatane brązowymi plombami, albo i nie łatane, tylko samą zaprawą przetarte. Chwytałam się drewnianej, wyślizganej poręczy i wciągałam się, krok za krokiem, niespiesznie, bo wcale nie pędziłam radośnie ku temu czwartemu piętru, żaden harcerski entuzjazm mnie do pani Hedwig nie gnał. Coś innego mnie tam pchało, coś czego nie pojmowałam: atmosfera jakiejś bezcelowości, która panowała w jej mieszkaniu, nastrój cierpliwego czekania nie wiadomo na co, jak na nieczynnej stacji kolejowej, woń rozpadu pogłębiana optycznie przez jednostajną niemoc czterdziestowatowej żarówkiTamże, s. 71.[4].

Jak widać, jest personifikacja, jest i porównanie, które nadają tekstowi zupełnie innego wymiaru, chciałoby się powiedzieć – trójwymiaru. Cenię je najbardziej ze wszystkiego, co znalazłam w Finalistce. Jednak większość narracji jest prowadzona „dośrodkowo” i jednokierunkowo, czyli do wnętrza bohaterki. Jest to właściwie monolog, który Hanna prowadzi sama ze sobą. Czy jest w tym coś złego? Oczywiście nie, jeżeli przyjmiemy, że mamy do czynienia jednak z dziennikiem Anny Janko – to byłoby uczciwe postawienie sprawy. Podobnie jak uczciwie wyznała Monika Sznajderman w rozmowie na temat swojej książki Pusty las: „ja nie jestem znawczynią Łemków, trochę jestem znawczynią siebie w sytuacji osoby wrzuconej i stanowiącej w jakimś sensie kontynuację rusińskiej historii tej wsi”https://www.facebook.com/granatowegory/videos/435348218413883 [dostęp: 10.12.2022].[5]. Myślę, że coś podobnego mogłaby powiedzieć Anna Janko o sobie i swoim pisaniu. I właściwie mówi, tyle że brzmi to gorzko: „Jestem już taka zmęczona sobą. Wciąż ja i ja, ta sama przez kilkadziesiąt lat! Znam już chyba wszystko we mnie”A. Janko, Finalistka…, s. 88.[6]. Zaskoczyło mnie jeszcze bardziej to, że słowa te padają na początku książki, a mimo to autorka kontynuuje swoją wewnętrzną wiwisekcję aż do końca.

Niestety, to zmęczenie zajmowania się sobą udziela się czytelnikowi. Bez wątpienia miało na nie wpływ zgorzknienie, które towarzyszy starzejącej się bohaterce od początku do końca jej opowieści. „Starość nie udała się Panu Bogu” – mówią nawet wierzący w Niego, a cóż dopiero ma powiedzieć osoba, która nie wierzy w żaden dalszy ciąg po śmierci jako możliwą „rekompensatę” za wszelkie dolegliwości tego ostatniego okresu życia? Hanna jest agnostyczką niewierzącą w żadną siłę wyższą, ale jednocześnie niezamykającą się na jej istnienie. Nie ma więc pretensji do nikogo za upływ czasu czy choroby, co najwyżej ma pretensję do samej siebie za uzależnianie się od bliskości mężczyzny.

Nie trzeźwiałam latami. Tęsknota za kochankiem zżerała mi wątrobę, nie mogłam go nie dotykać, w tramwaju, w kinie, na spotkaniu towarzyskim […] Cały czas czułam alkoholową słodycz […] Oszołomiona, szczęśliwa, znieczulona […] Cóż to był za czas, przerażający, zamykam oczy, by zapomnieć, zapomnieć siebie w tamtym stanie…Tamże, s. 183.[7].

Tak więc Hanna, którą znamy z poprzednich powieści Janko, wciąż walczy o siebie, o swoją wolność, pogłębioną o niezależność od jakiegokolwiek mężczyzny (nawet tak kochanego i wspierającego jak jej obecny mąż). Przy końcu wyznaje:

Koniec udawania, dość zabiegania o względy, mizdrzenia się do instancji, do przedstawicieli, do opiekunów, rywali, wyrafinowanych koneserów, prostych myśliwych, koniec stawania na palcach, na wysokości zadania, u szczytu możliwości, dość obracania się lepszym profilem, malowania na sobie znaków, dość uciekania donikąd w panicznym strachu przed utratą niczegoTamże, s. 345.[8].

Finalistka jest opowieścią bez znieczulenia. Jest lustrem, w którym odbija się twarz starzejącej się kobiety, bez żadnego filtra. Czasami przed tym lustrem przemknie jakaś inna postać, której chciałoby się przyjrzeć bliżej (taką na pewno jest Jaga, walcząca z kilkoma nowotworami). Może w swojej następnej książce Janko da więcej głosu tym innym postaciom. Tego Pani Ani i sobie – jako jej czytelniczce – najżyczliwiej życzę.

A. Janko, Finalistka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Agnieszka Kostuch, Bez znieczulenia, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 196

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...