30.03.2023

Nowy Napis Co Tydzień #196 / Dlaczego piszę?

Piszę, bo wierzę w poznanie, które jest ocaleniem. Wierzę więc w poezję swoją własną i każdą inną, która wpatruje się w Absolut. Wierzę, że myśl i wyobraźnia mają moc przenikania ciemności. Ciemność jest niewiedzą, brakiem wiary, nadziei i miłości. Światło poznania, przenikając mroki zła, cierpienia, uskrzydla umysł, umożliwia mu lot nad niepojętością istnienia, nad otchłanią śmierci. Brzemię losu, nie omijając nikogo, każdego doświadcza w inny sposób. Umieć, będąc pod ciśnieniem życiowych determinacji, odnaleźć cel dla tęsknot o wolności to zadanie na ludzką miarę.

Louis-Ferdinand Céline w Podróży do kresu nocy tak lapidarnie określa presję egzystencji w formowaniu się jednostkowej tożsamości: „Może tego właśnie szuka się w życiu, tylko tego, największego zmartwienia, jakie może istnieć, żeby stać się sobą, zanim się umrze”. Może więc poezja, za pomocą której próbuję wyrażać i szaleństwo miłości, i udrękę przemijania, i terror pamięci, pełni w moim doświadczeniu wewnętrznym, obok funkcji kompensacyjnych, rolę gwiazdy przewodniej po manowcach doczesności. Staje się nie tyle ucieczką przed wyrokami losu, ile poszukiwaniem uzasadnień cierpienia. Czy znalazłam już swoje „największe cierpienie”? Czy istnieje w ogóle skala odporności na metafizyczny niepokój i egzystencjalny bol rozłąki, utraty? Wiem jedynie, że nie ma lepszej niż poezja szczepionki przeciw życiowym nieuchronnościom. Żyję, więc piszę wiersze. Nie potrafię dokładniej wytłumaczyć się z tej przypadłości.

Wierzę w miłość, która jest królową wszystkich cnót. Wierzę, że jeszcze tu, żyjąc, dowiem się, czym ona jest naprawdę, bo już prawie wiem. Wierzę, że umierając, będę czuła się wolna od tego, co było tu moją winą, uchybieniem wobec siebie i innych. Bo powiedział św. Jan: „A jeśli nasze serce oskarża nas, to Bóg jest większy od naszego serca i zna wszystko” (1J 3, 20). Piszę, bo wierzę w boskie źródło poezji. Wierzę w mądrość jej intencji, w tę ocalającą, odradzającą energię Słowa, które zostało nam dane, abyśmy się (nim) wzajemnie miłowali. Piszę więc wiersze, bo w nich mogę najskuteczniej wyrazić swoją akceptację świata. Moje wiersze są, jak sądzę, przede wszystkim aktami miłości w stosunku do bliskich mi ludzi, zwierząt, roślin, do całej natury, kosmosu, do materii i przenikającego ją ducha Stwórcy. Napisałam kiedyś we wstępie do Poezji wybranych (1987):

Mój pierwszy wiersz był modlitwą, także drugi, trzeci, dziesiąty. Działo się to w dzieciństwie, kiedy granice między prawdą a wyobrażeniem są płynne, kiedy wiary i przedmiotu ubóstwienia nie rozdziela ostrze racjonalizmu. Mój Bóg istniał wtedy dla mnie naprawdę jako miara najwyższa, Istota wszechmocna, wszechwiedząca i wspaniałomyślna. Mój dziecięcy, wyobrażony Bóg był tym idealnym, znalezionym raz na zawsze partnerem, zaspokajającym nadrzędny instynkt współobcowania.

To od Simone Weil nauczyłam się, że uważność okazuje się synonimem miłości. Wtedy, kiedy jestem uważna, staję się poetką. Wierzę bowiem w poznanie, które ocalając, jest także rodzajem miłosnej ugody ze światem. Poznanie, traktowane wyłącznie jak próba przeniknięcia umysłem tajemnicy istnienia, nieraz przysparzało udręki filozofom. I w tym właśnie miejscu rację mają ci, którzy rozpoznaniom poezji przyznają wyższość nad hipotezami filozofii. Bo poeta – nawet trudząc się w dochodzeniu do własnej wizji świata – przynajmniej czasami doznaje pociechy w rozbłyskującej nagle przed nim epifanii: odkrywa samego siebie jako niezbywalny element kosmosu i czuje się tak samo piękny jak każde inne stworzenie. Filozof może najwyżej wyznać:

Oto tragizm: największe łaski życia stają się źródłem cierpienia przez osamotnienie, na które skazują. Bo ogół ludzki nie chce ich znać, a czasem wprost je potępia. Największe odmiany szczęścia niosą ten smutek, że nie można się nimi podzielić: nikt ich nie chce, choćby dlatego że przeważnie ich sobie nie wyobraża. Jest się z nimi sam, i nie po prostu sam: odtrącony (Henryk Elzenberg, Kłopot z istnieniem).

Poeta czując się często także osamotniony w swoim świętowaniu radości pisania, ma wszakże nadzieję, że uda mu się nawiązać dialog z niektórymi chociażby czytelnikami jego wierszy. Pisze, bo liczy na odbiór własnych poznawczych peregrynacji. Liczy na porozumienie, jeśli nawet nie bezpośrednie, to przez sekretne łącza duchowe. Jednym z nich staje się wspólne dla wszystkich poczucie więzi spowodowane tym, że wszyscy byliśmy kiedyś dziećmi. Dzieciństwo, a ściślej dziecięctwo, dla każdego z nas powinno być ideałem istnienia. Myślę, że całe nasze życie staje się instynktownym powracaniem naszej duszy do tego pierwotnego stanu niewinności, ufności, zachwycenia światem, staje się powracaniem do Raju, do utraconej wówczas wolności. Przez całe swoje życie, obcując z ludźmi sztuki, wracając do ulubionych lektur, cieszę się wszelkimi znakami powiązań z nimi, poddaję się tej cudownej fali Jedynego, która przepływa przez ludzkie serca i umysły. To przecież nie przypadek, że w rożnym czasie i w rożnych miejscach na świecie powstawały dzieła, które potrafimy zrozumieć i pokochać. Autorzy tych dzieł stają się naszymi mistrzami duchowymi, sprzymierzeńcami naszych serc, przyjaciółmi naszych myśli, inspiratorami naszej własnej twórczości. Takie pobratymstwo zawsze było dla mnie największą wartością poznawczą i egzystencjalną. Moja poezja wypływa właśnie z tego źródła.

Pierwszymi moimi mistrzami byli Przyboś i Leśmian, kolejnymi – Emily Dickinson, Rainer M. Rilke, Zbigniew Herbert. Przyboś nauczył mnie funkcjonalnego gospodarowania słowem, Leśmian dostrzegania „innej jawy” oprócz „jawy istnienia”, inni poeci też pomogli mi zajrzeć w te rejony świata, wobec których pobieżne, zmysłowe poznanie pozostaje bezradne. Sięganie słowem w głąb rzeczy i zjawisk to przygoda na miarę objawienia w sferze realnej i w wymiarze metafizycznym. Kiedy piszę wiersz, otwierają się przede mną jakieś tajemne drzwi, prowadzące w przestrzeń bez początku i końca. Muszę zapełnić tę przestrzeń swoją ulotną wiedzą, przeczuciami serca, umysłu i duszy. Pomagają mi w tej drodze nie tylko ukochani poeci, ale też wszyscy ci mędrcy i święci, których wybrałam na swoich przewodników. Od dawna towarzyszy mi przesłanie z Wyznań św. Augustyna, w taki sposób określające heroizm ludzkich dążeń: „Będziemy więc szukać tak, jakbyśmy mogli znaleźć, lecz nie znajdziemy nigdy tak, żebyśmy mogli przestać szukać”.

Istota poezji tkwi, jak przypuszczam, w tym ponawianym nieustannie ontologicznym zdziwieniu: czy to możliwe, że pośród atakujących mnie zewsząd sprzeczności spełniam się ja – sprzeczność największa, pyłek i demiurg w mikro- i makroskali? Czy to możliwe, że żyję i umieram jednocześnie, w tej samej chwili? Wiersz nie rozwiązuje sprzeczności, lecz skupia je i wyświetla w nowej jakości jak oko wyimaginowanej soczewki. Pisząc, jestem kłębkiem porywów i intuicji, które stanowią wyraz niepoddającego się werbalizacji dążenia. Pojawia się potrzeba wysłania sygnału, nadania bezpośredniego komunikatu o sobie, o stanie swoich myśli i uczuć. Mam intencję nawiązania kontaktu z tą stroną świata, w którą zwraca się mój wewnętrzny wzrok. Może to być osoba, inna żywa istota, zwyczajny przedmiot, dzieło sztuki, idea: adresat funkcjonuje jako immanentny partner. Sens wiersza mieści się we wspomnianym dążeniu. Nieokreślony i niepojęty. Wybłyska na zaledwie mgnienie spomiędzy pośpiesznie notowanych zdań. Kształt słowa, forma wersu, wszelka ornamentyka i warsztatowa cyzelacja to sprawy wtórne. Liczy się przede wszystkim ów stan „nagłej wieczności”, wewnętrzne skupienie, z którego rodzi się pomysł na wiersz. I ta właśnie niematerialna, wymykająca się precyzyjnym definicjom wartość pobudza mnie do podejmowania coraz to nowych prób poezjowania. Pisząc, wierzę, że doznaję olśnienia najwyższym, metafizycznym światłem. Pragnęłabym, żeby promień tego światła uskrzydlał moje pisanie, tak jak biały gołąb dzięki magicznej iluzji przenika i uskrzydla kapelusz prestidigitatora. Stanowiłoby to rodzaj dowodu na owocowanie dziecięcych inicjacji w dokonaniach dojrzałości.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Adriana Szymańska, Dlaczego piszę?, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 196

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...