27.04.2023

Nowy Napis Co Tydzień #200 / „Jeśli przecięto cię na pół”. Upiorne tropy resentymentu

Pisanie o drugiej powieści Łukasza Barysa przyszło mi z zaskakującym trudem. Zajęcie krytyka wymaga igrania z chwiejną granicą między subiektywnością a obiektywnością, próbą rzetelnego zbadania zachodzących w utworze zjawisk a świadomością własnych uwarunkowań, antypatii i uprzedzeń. I podczas gdy o debiucie prozatorskim autora – podejmującym próbę uchwycenia kobiecego doświadczenia – łatwiej było mi wyrobić sobie opinię, to Jeśli przecięto cię na pół, poruszające przede wszystkim problem podziałów klasowych, stało się dużo większym wyzwaniem. Bo jak z czystym sumieniem komentować opowieść o trwających całe wieki cierpieniach chłopów z taką burżujską, inteligencką gębą? Zwłaszcza że narrator grubą krechą oddziela Polskę A od „Polski Be”, nie pozostawiając między nimi żadnej możliwości wzajemnej komunikacji czy zrozumienia. Podejmuję się więc dekonstrukcji tego tekstu z całą świadomością własnych zbrodniczych popędów, wystukując kolejne literki z mieszaniną strachu, ale i pierwiastkiem perwersyjnej przyjemności.

Fabuła powieści przedstawia historię nastoletniego Marcela, mieszkańca wsi Sromutka, którego matka ginie niespodziewanie w wypadku; ciężarówka – dosłownie – przecina ją na pół. Od tego inicjacyjnego momentu w życiu bohatera stajemy się świadkami toczonych przez niego rozpaczliwych poszukiwań własnej tożsamości, nieuchronnie naznaczonych piętnem traumy. Dotyczą one najbardziej podstawowych sfer ludzkiego życia: od tożsamości seksualnej, płciowej, po rodzinną, klasową czy, idąc jeszcze dalej, narodową. Większość istotnych fabularnie wątków powieści dysponuje dużym potencjałem literackim, a naznaczona poetycką wrażliwością, jakby zapowietrzona fraza autora – nienadążająca za potokiem słów i wyrażeń, które chce w sobie pomieścić – potrafi być naprawdę porywająca. Inspiracje ludowością i paraboliczna konstrukcja określonych epizodów sprawiają, że powieść Barysa ma w sobie coś z pogańskiego rytuału, ucieleśnionego w powtarzalnym rytmie pośpiesznie budowanych zdań. Śledzenie zanurzonych w doświadczeniu śmierci inicjacji głównego bohatera oraz mozolnie budowanej na tych przeżyciach tożsamości – równie niejednoznacznej, co fascynującej – koniec końców rodzi zarówno satysfakcję, jak i niedosyt. Podobnie jest zresztą w przypadku nawiedzającego Sromutkę świata duchów (czy może precyzyjniej byłoby powiedzieć – żywych trupów), na czele z nieustraszoną i majestatyczną, dosiadającą krowy Leokadią Be, wokół której autor, na przestrzeni prawie całej powieści, skrupulatnie i konsekwentnie buduje aurę tajemnicy.

Ostatecznie świat umarłych, razem z upiorną szkołą urządzoną w opuszczonym dworku, wypada dużo bardziej „ludzko” niż rzeczywistość żywego człowieka. Jest to pod wieloma względami świadomy zabieg, który staje się przyczynkiem do (o dziwo) wciąż aktualnego dialogu polskiej literatury współczesnej z pośmiertnym trwaniem paradygmatu romantycznego. Barys zdaje się przyłączać do grona zwolenników postulowanej przez Marię Janion egzystencjalnej formy romantyzmu – stawiając ją w zdecydowanej opozycji do jego narodowo-ojczyźnianej postaci. Stanowczo podkreśla też nieprzystawalność wynikającej z tego typu tradycji narodowej tożsamości, która pozostaje w sprzeczności ze współczesną panoramą społeczną. Ucieleśnieniem rozdarcia między mesjanistyczną ideą a rzeczywistością staje się ojciec głównego bohatera, który, choć wciąż wierzy w zbawczy aspekt nieuprawianej już ziemi, ponosi porażkę w bezskutecznie ponawianych próbach zapuszczenia szlacheckiego wąsa. Granica życia i śmierci stanowi jedną z wielu wprowadzanych przez autora linii podziału przepoławiających świat przedstawiony powieści. W Jeśli przecięto cię… pośmiertne życie umarłych pełni rolę namacalnej wyrwy w narracji, umożliwiającej uobecnienie się tego, co wciąż przemilczane – w dyskursie historycznym, kulturalnym oraz społecznym.

W ten sposób sprawnie zarysowany szkielet fabularny obrastają tkanki wszelkiego rodzaju kompleksów i nie do końca skrywanych resentymentów. Zostajemy obarczeni wybuchową mieszaniną negatywnych emocji: od lęku czy rozpaczy po zawiść, gniew i agresję, a wszystkim tym afektywnym odcieniom doświadczenia króluje paraliżujące poczucie wstydu. I to chyba właśnie wstyd, odczuwany przez narratora oraz wszystkie towarzyszące mu na co dzień postaci, a w pewien sposób narzucany również czytelnikowi (mnie przynajmniej udzielił się na pewno), stanowczo komplikuje wymowę całej książki. Zwłaszcza że zestawiony zostaje z niezwykle dezorientującymi elementami literackiej „czułości”, która ujawnia się w tekście przede wszystkim pod postacią różnego rodzaju zdrobnień. Ten prosty zabieg stylistyczny w większości spełnia wyznaczoną mu funkcję, jednak z czasem traci pozory autentyczności, redukując się do strukturalno-mechanicznej postaci wytartego chwytu retorycznego. Fragmenty, które w pierwszym momencie zdają się opisywać losy poszczególnych bohaterów z empatią, prędzej czy później okazują się podszyte niepokojącym pierwiastkiem ironii splecionej z pogardą w stosunku do stylu życia, upodobań i gustów mieszkańców Sromutki, a obsesyjne powroty do najbardziej bolesnych czy wstydliwych aspektów ich istnienia graniczą z sadyzmem. W efekcie perwersyjna przyjemność, jaką autor zdaje się czerpać z opisywania okropności świata przedstawionego, funkcjonuje w tekście już nie pod postacią „czułej estetyzacji polskiej biedy”, jak to trafnie określił w jednym z wywiadów Mateusz GórniakM. Górniak, Stałem się lżejszy o trzęsiawę nad własnym ego, rozmowę przeprowadził K. Janczura, „Popmoderna”, https://popmoderna.pl/stalem-sie-lzejszy-o-trzesiawe-nad-wlasnym-ego-wywiad-z-mateuszem-gorniakiem/# [dostęp: 03.05.2022].[1], a staje się wręcz formą jej fetyszyzacji. Za dość bezpośredni przykład tego zjawiska można uznać fascynację głównego bohatera pełną tragizmu postacią Dawida, którego bieda jest obsesyjnie podkreślana – do chwili śmierci tego bohatera stanowiąc jego jedyną charakterystykę. Kiedy Marcel zdobywa się na odwagę, by dotknąć kolegę z ławki – w geście o niewątpliwym zabarwieniu erotycznym – zaraża się w konsekwencji wszawicą. Dopiero jako upiór Dawid jest w stanie nawiązać głębszą relację z głównym bohaterem, jednak transformujący potencjał śmierci żadnego z nich nie wyzwala, a staje się jedynie bolesnym przypomnieniem niepokojących obsesji biedy i rozkładu stanowiących sekretny budulec tej książki.

Oczywiście wszystkie omawiane zjawiska można usprawiedliwiać postawą wierności wobec realizmu, pewnego rodzaju manierą na naturalizm, która ze zdwojoną siłą kontrastuje z liryczno-fantastycznymi wątkami powieści. Jednak obraz codzienności, w którym mieszkańcy wsi jawią się jako przepełnieni tęsknotą melancholicy, ma swoje źródło przede wszystkim w przeżyciach bohatera. Perspektywa narratora, który niewątpliwie cierpi na depresję po śmierci matki – doświadczeniu skazującym jego samego na trwanie na pograniczu dwóch wymiarów istnienia: świata żywych i umarłych – odbiera jego opowieści wszelkie znamiona niezapośredniczonego subiektywnym doświadczeniem realizmu.

Jeśli więc powieść Barysa nie przedstawia doświadczenia przeciętnego mieszkańca, jak to określa autor, Polski A czy „Polski Be” – to właściwie jakiego rodzaju perspektywą rzeczywistości się zajmuje? Tu dochodzimy do dość niepokojącej potencjalnej odpowiedzi. Być może Jeśli przecięto cię na pół nie opowiada wcale o trudnej historii polskiego chłopa i jego równie trudnej współczesności ani o zaślepionej przywilejami kapitalizmu, biernej klasie średniej. Być może jedynym, na czym naprawdę skupia się ta powieść, jest doświadczenie uciekających z prowincji poetów, podejmujących próbę rozliczenia się ze ścigającymi ich kompleksami. Samo w sobie takie stwierdzenie nie jest jeszcze zarzutem, jeśli jednak uznamy je za prawdziwe, rodzi pytanie: czy rzeczywiście literatura zaangażowana powinna skupiać się na doświadczeniu tej właśnie grupy? A idąc dalej tym tropem – jeśli powieść Barysa nie jest przykładem literatury zaangażowanej, to właściwie czym może być dla swojego czytelnika? Co mu daje i czemu ma służyć? Przy najszczerszych chęciach trudno znaleźć proste wyjaśnienie dla zagadkowej postawy autora względem tworzonego przez niego świata i jego bohaterów. Zwłaszcza że poszczególnym postaciom w ich zawiłych relacjach, mimo pozorów czułości czy współczucia, brakuje (przy paru drobnych wyjątkach – tu na uznanie zasługuje zwłaszcza przedstawienie trudnej więzi ojca Marcela z babcią chłopca czy stosunek samego bohatera do zmarłej matki) prostych gestów miłości, nieopartych na jednostkowych pragnieniach czy współzależnościach.

Ciągła świadomość wszelkiego rodzaju bliskich lewicowej wrażliwości dyskursów, pozbawiona ich ideologicznego ukierunkowania, okazuje się niekonsekwencją decydującą o niespełnionym potencjale tej książki. Autor – przy dużym uproszczeniu z mojej strony, czynionym w geście krytycznej i kulturalnej syntezy – zdaje się być, podobnie jak jego bohater, rozdarty. Nie potrafi zdecydować, czy chce pisać jak Tokarczuk czy Masłowska, jednocześnie jakby nie dostrzegając fundamentalnych dla obu tych nurtów, dzielących je sprzeczności. Stwierdzenie to jest dla mnie o tyle przykre, że uznaję Łukasza Barysa za twórcę o niewątpliwym talencie, a poruszane przez niego wątki za inspirujące i ciekawe. Jeśli przecięto cię na pół z pewnością jest powieścią wywołującą różnego rodzaju skrajne emocje – co samo w sobie świadczy o literackiej sprawności jej autora. Nie wątpię też, że losy opisywanych przez niego postaci nie są mu obojętne. Niestety, trudno nie odnieść wrażenia, że książka powstawała przynajmniej pod pewnymi względami wbrew osobistej potrzebie ekspresji piszącego, co odbija się piętnem również na poziomie czytelniczego odbioru.

Łukasz Barys, Jeśli przecięto cię na pół, Warszawa 2022

Jeśli przecięto cię na pół - Łukasz Barys

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Jadwiga Piskorska, „Jeśli przecięto cię na pół”. Upiorne tropy resentymentu, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 200

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...