Nowy Napis Co Tydzień #201 / Obecność
Kobieta? Od wieków oznajmiają, poeci: obecna.
Wskazują staniczki, majteczki, ramiączka, gumeczki,
tasiemeczki.
Lubią, gdy ona jest tym, co można zdejmować.
Płoszyć. Aż wypłoszą cebulę z cebuli.
Podróżować dłońmi przez zwariowane zakręty,
po jej ostatniej, dogonionej skórze,
gładko zawirowanej, koniecznie, bez znaków obcych noży,
jakby ją wygładzały całodobowe całoroczne jaskółki
z dopiętymi do łapek małymi żelazkami.
Kobieta? Obecna, wezwana przez generała, ale czy ten generał,
jej generał, jej szef, wymyślił dla niej, specjalnie dla niej,
damski karabin? Ale po co?
Dla swego poety, generała, bez damskiego karabinu, goła,
gotowa zrzucić bombę i potwierdzić każdy cel.
Przebrała się w męski, aby wyścielić, rozjaśnić.
Polulać, uśpić. Naprawdę uśpi i będzie lekki,
nie cięższy niż uśpione lub martwe niemowlę.
Ona członki zamotane w prześcieradła rzek
i we wszystko, co płynie dla oczu, boku, u stóp.
Ona stiuki o tradycyjnie zwichniętych szyjach,
co się nachylą w ramię idących,
urwą się, a musną.
Rozkochuje, łamie. Słodka, gorzka, zawsze jest.
W nadmiarze. Na zapas. Upodobana i uporządkowana
jak weki w spiżarni.
Nadbiegająca wielość, już po dotknięciu klamek.
Heloiza, Persefona, Helena. Maria.
Jedno mityczne imię wciąż porusza lawinę,
jakby to były terminy medyczne,
za którymi skrywa się ogromna liczba pacjentek,
trudnych do zapamiętania.
Jednak polakierowane. Lakierem długim jak historia
przylepione do drzwi od wewnątrz.
Od wieków nic nie jadły.
Ich głowy są odchudzone, że nie poruszą językiem.
Przy żadnej nie ma miejsca dla siostry
Wiersz pochodzi z tomu Rozdziały, z cyklu „Cisza”. Tekst został zakupiony w ramach programu Tarcza dla Literatów.