Nowy Napis Co Tydzień #202 / Mierzenie się z Wojciechem
W tej postaci mieści się o kilka życiorysów za dużo. Jest w niej miejsce zarówno dla biskupa i kontestatora społecznego, jak i człowieka uciekającego od tłumów oraz nieustannie palącego za sobą mosty. Jakby tego było mało, to postać mocno naznaczona przez politykę, choć dyskusyjne pozostaje, czy Wojciech chciał w niej pełnić rolę reżysera dziejów, a może jedynie podjął się odegrania wyznaczonej mu kreacji. Nawet jeśli pierwotnie miała to być rola jedynie epizodyczna i mocno drugoplanowa, szybko stała się główną. Nie dziwi zatem, że znany będzie w historii pod kilkoma imionami – Adalbert z Pragi, Wojciech Słavnikowic OSB, św. Wojciech.
Ich trzech i ten czwarty
Niezmiennie będę powtarzał, że Przemysław Urbańczyk to najlepsze pióro wśród archeologów i najlepszy archeolog wśród piszących historyków. Zamiast oczekiwanego drugiego tomu Trudnej historii zwłok, autor przedstawia pierwszy tom zupełnie nowego cyklu. Podziwiać można eksplozyjną twórczość Urbańczyka i trzymać czytelnicze kciuki, aby ambitne plany udało się zrealizować. Publikacja Niezwykli goście Bolesława Chrobrego przedstawia ciekawy projekt historyczny: ukazać trylogię poświęconą trzem osobom pojawiającym się na dworze Bolesława Chrobrego. Wprowadzając w ogólny zamysł swojego przedsięwzięcia, Przemysław Urbańczyk pisze:
Wojciech, Otto i Bruno – dwóch biskupów i cesarz; dwóch misjonarzy uwikłanych w politykę i polityk z ambicjami misyjnymi; dwóch moralnych rygorystów i pragmatyk władzy; dwóch wizjonerów męczeństwa i wizjoner polityczny. Ich zazębiające się ze sobą życiorysy stanowią typowy dla wczesnośredniowiecznych elit splot uwarunkowań wynikających ze zderzenia religijnej ortodoksji z brutalnością codziennego życia, wzniosłych ideałów z realami politycznymi oraz strategicznego wizjonerstwa z pragmatyką doraźnych działań.
Biskup Wojciech-Adalbert, cesarz Otton III i biskup Bruno-Bonifacy przybyli na dwór Bolesława Chrobrego w różnych odstępach czasu (w sumie rozciągniętych na dwanaście lat), a każdy z nich był, jak zaznacza Urbańczyk, ogniwem „jednego łańcucha wzajemnie powiązanych ze sobą wydarzeń”. Cesarz i dwaj biskupi wzajemnie się inspirowali, podążali swoimi śladami. Można powiedzieć, że ten temat był od zawsze na naszych oczach, ale nigdy dotąd samodzielnie niewyodrębniony. Czytamy – pewnie nazbyt pobieżnie – o śmierci Wojciecha z rąk Prusów, o zjeździe gnieźnieńskim i kolejnej męczeńskiej śmierci: Brunona – nie dostrzegając nieścisłości za powtarzanymi informacji. Przemysław Urbańczyk przyzwyczaił już czytelników i zarazem zjednał ich sobie tym, że potrafi odczytać źródła w sposób nieszablonowy, zupełnie nowatorski. Tego też przedsmak otrzymujemy w pierwszym tomie trylogii Niezwykłych gości Bolesława Chrobrego poświęconym postaci Wojciecha-Adalberta.
Przemysław Urbańczyk na wstępie Św. Wojciecha i jego braci uprzedza, że jego książka nie będzie pretendować do miana nowej i przełomowej biografii praskiego biskupa. Jak sam zaznacza, trudno zachować mu „beznamiętny chłód należny badaczowi”, ponieważ dostępne teksty dotyczące Wojciecha są z reguły tekstami nasyconymi emocjami. Wojciech jest wyrazisty: wzbudza zachwyt lub oburzenie. Trudno przejść obok niego obojętnie, co nie znaczy, że wszystkie jego decyzje są zrozumiałe. Na tym też polega atrakcyjność Św. Wojciecha i jego braci. Urbańczyk próbuje przedrzeć się przez zasłonę udokumentowanych opinii i dotrzeć do samej postaci praskiego biskupa. Stąd dużo u autora prób emocjonalnego i psychologicznego wyjaśnienia podjętych przez Słavnikowica decyzji. Narracja Urbańczyka jest taktowna, w tym sensie, że nie narzuca czytelnikowi swoich sądów. Zazwyczaj podaje kilka możliwych interpretacji, wskazuje, która przemawia do niego najbardziej, daleki jest jednak od narzucania swojego zdania. To niewątpliwie duży atut autora, ponieważ czytelnik może stać się pomocnikiem historyka-detektywa. Wielokrotnie podkreślałem w poprzednich recenzjach książek Urbańczyka, i tym razem pozostaję przy swoim stanowisku, że autor św. Wojciecha… potrafi pisać. Książkę czyta się po prostu dobrze, choć przecież omawianych jest wiele trudnych zagadnień. Z pewnością ma na to wpływ osobliwe potraktowanie źródeł. Autor łączy w całość, niejako sklejając, dwa najważniejsze życiorysy Wojciecha (Żywot pierwszy św. Wojciecha i Żywot drugi św. Wojciecha) w jeden tekst. Mając tak ukształtowaną biografię (z elementami hagiografii), może stawiać tekstowi pytania, uzupełniać go o najnowsze wyniki badań historycznych, a przede wszystkim pytać i wskazywać te miejsca, które nazbyt pospiesznie przeczytaliśmy.
Kim jesteś, Wojciechu?
Chciałoby się napisać, że Wojciech pod piórem Przemysława Urbańczyka staje się postacią pełną sprzeczności. Ale zamiast pójść tą oczywistą drogą, można zastanowić się, czy zamiast o sprzeczności nie mówimy przypadkiem o radykalności życia? Radykalności, którą nie zachwycił się świat, a której chcąc pozostać wiernym, doprowadzała Wojciecha do decyzji nie zawsze oczywistych. Jest w tym rysie postaci świętego coś ponadreligijnego; jeśli zdejmiemy z Wojciecha-Alberta szaty biskupie i zakonne, zobaczymy nas samych uwikłanych w swoje marzenia, prywatne przysięgi, obietnice złożone w newralgicznych momentach życia.
Wojciech zostaje biskupem w momencie historii, gdy nie nastąpił jeszcze spór o inwestyturę (Dictatus papae Grzegorza VII zostaje ogłoszone w 1075 roku), który finalnie doprowadził do uznania wyższości papieża nad świeckim władcą, a biskupów podporządkował władzy papieskiej, a nie monarszej. Biskup praski zdaje się wyprzedzać swoje czasy o niemal stulecie, ponieważ przeciwstawił się (zamiast być posłusznym) swojemu królowi Boleslavowi II, zarzucając mu nieobyczajne życie, nazbyt powierzchowne przyjęcie chrześcijaństwa i handel niewolnikami. Współpraca między biskupem a królem, ale chyba także – jak sugerują kroniki – z jakąś częścią czeskiego duchowieństwa nie układała się najlepiej. Jak było źle, może świadczyć fragment z kroniki Thietmara: „Gdy nakłaniając swoje owieczki do posłuszeństwa wobec przykazań Bożych, nie mógł odwieść ich od błędów zadawnionej bezbożności, wyklął je wszystkie”. Urbańczyk zatrzymuje się nad tym tekstem i stawia frapujące pytania: czy ekskomunika dotyczyła wszystkich Czechów? Czyżby to był jedyny sposób, aby sięgnąć do samego monarchy? Jeśli bowiem ekskomunika miała sięgnąć wszystkich Czechów, to król, wciąż pomazaniec boży, nie mógł się od niej uchylić. Ale z drugiej strony: co to za biskup, który wyklucza wszystkich, nie znajdując przysłowiowych dziesięciu sprawiedliwych z Sodomy? Jakby tego było mało, po rzuconej klątwie Wojciech ucieka z Pragi. Biskup, który porzuca swoje owieczki? Raczej powinien umrzeć za nie, niż od nich uciekać. Frapująca jest ta ucieczka Wojciecha, która kończy się przyjęciem w Rzymie zakonnego habitu. I znów decyzja ta pokazuje jakiś niezwykły dramat, w którym tkwił Wojciech. W jego przypadku dokonuje się ewenement: biskup zostaje zakonnikiem. Zazwyczaj spotykana jest odwrotna droga, to mnich otrzymuje święcenia biskupie. Tu mamy sytuację na opak, na którą zgodzono się z całą świadomością jej wyjątkowości. „Sprawa Wojciecha” musiała zatem być znana w odpowiednich kręgach kościelnych. Jednocześnie przyjęcie habitu benedyktyńskiego było niewerbalną deklaracją życia zgodnie ze ślubem stałości miejsca, stabilitas loci. Wydaje się, że biskup Pragi zrobił wszystko, co mógł, aby do swoich owieczek nie wracać. Nie będzie spojlerem wzmianka, że ostatecznie do Pragi wrócił, aby uciec z niej ponownie.
W cieniu brata
Autor wczytuje się w żywot Wojciecha i próbuje za nazbyt okrągłymi, wygodnymi zdaniami dostrzec człowieka goniącego swoją wizję. Radykał? Z pewnością. Rozumiany w Rzymie, a więc światowy intelektualista, a nierozumiany i nieakceptowany w prowincjonalnej Pradze – być może. Emocje, mylenie radykalizmu Ewangelii ze zwykłym ludzkim dogadywaniem się, własne ambicje – kto wie? Ale też człowiek rzutki, skłonny do dramatycznych wyborów, nazbyt czarno-biały, aby pociągała go szarość.
Przemysław Urbańczyk, poprzez swoje odczytanie źródeł, pokazał Wojciecha jako postać barwną i pełną życia. Nie mniej ciekawe są losy ludzi tkwiących w cieniu praskiego biskupa. To tytułowi „bracia”. Najbardziej znanym jest Radim-Gaudenty, ale był przecież jeszcze wiernie towarzyszący mu Radla. Co się tak naprawdę wydarzyło w trakcie zabójstwa Wojciecha z rąk Prusów, że Radim-Gaudenty uszedł cało? Był przecież naocznym świadkiem zdarzenia. Przyznaję, że w tej kwestii Przemysław Urbańczyk milczy, a z chęcią zapoznałbym się z jego hipotezami. Być może milczące wyjaśnienie tkwi w dalszym życiorysie Radima. Zostaje on błyskawicznie mianowany arcybiskupem gnieźnieńskim, jest obecny (niemal w tle) podczas Zjazdu gnieźnieńskiego w tysięcznym roku, ale potem znika z kart historii. Radim-Gaudenty, jak pisze Urbańczyk, stał się „arcybiskupem zapomnianym”. Nie sposób tej „amnezji” dzisiaj sensownie wytłumaczyć. Jedynym śladem pozostaje jego tytulatura biskupia: Gaudentius archiepiscopus sancti Adalberti martyris. Dziwna to tytulatura, która nie zawiera żadnej docelowej miejscowości, obszaru, nawet ludu, do którego Radim zostaje posłany. Został zatem, jak wynika z tytulatury, arcybiskupem świętego Wojciecha męczennika. Na zawsze w cieniu swojego brata.
Tom pierwszy przygotowywanej trylogii Niezwykłych gości Bolesława Chrobrego zaostrza czytelniczy apetyt. Można ją potraktować jako śmiały i ciekawy projekt osobny, a także jako swoiste dopowiedzenie do biografii Bolesław Chrobry – lew ryczący Przemysława Urbańczyka. W ten sposób, poprzez osoby biskupa Wojciecha-Adalberta, cesarza Ottona III i biskupa Brunona-Bonifacego, można spojrzeć na pierwszego z koronowanych Piastów z zupełnie innej strony.
Przemysław Urbańczyk, Niezwykli goście Bolesława Chrobrego, tom 1: Św. Wojciech i jego bracia, Wydawnictwo Naukowe Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, Toruń 2021