08.06.2023

Nowy Napis Co Tydzień #206 / Poczta poetycka (8)

Hubert Cz.

Zatrzymałem się dłużej przy wierszu Dziewięć zdań na wypadek śmierci, znakomicie i dość zaskakująco pomyślanym, w którym na samym początku pojawiają się dwaj nieoczekiwani goście – „dwa wiatry zabłąkane w wielkim domu”. Zatrzymałem się więc z przyjemnością i postanowiłem: warto dać się im porwać. Obydwa mają wspólne pochodzenie, ponieważ „Od jednego ojca wiatrów pochodzą” i – jak zaraz później zapisuje autor – „z tej samej wiatrowej krwi są”, co jeszcze bardziej wzmaga żywotność i dynamiczność tego utworu, wielce poważnego, choć nie nadętego (obydwa wiatry „Milczą do siebie przez ściany z powietrza”), a równocześnie odrobinę krotochwilnego, gdyż obydwaj przedstawiciele powietrznego żywiołu „Z uporem próbują wynaleźć lustro”. Wiele tutaj urokliwego zamieszania, wiele krwi, nawet jeśli okazuje się, że ma to być „wiatrowa krew”.

Zatrzymałem się także przy wierszu Święte światło, chociaż – może to mnie zatrzymał i zastanowił ów osamotniony człowiek, („żadna gra nie / była dla niego”), tak przejmująco wynurzający się ze strof nadesłanego utworu – ta zamyślona istota „z mgłą w oczach”. Autor zapisał:

Przyjmijmy, że był ślepy,
a o świętym świetle
chwilowo nie wiedział nic.
Może stał cały w jego blasku.

Może więc właśnie tak: coś trzeba przyjąć, coś ustalić, ponieważ chwilowo się nie wie. Może: nigdy nie będzie się wiedzieć. Może pozostanie wyłącznie „opowieść o wiecznym falowaniu, drżeniu”, jak zapisał poeta. Ta niepewność w jego wierszach przemówiła do mnie najgłębiej. I zatrzymała: najdłużej, najpiękniej.

 

Mateusz G.

Zaprosił mnie autor do świata bachicznych okrzyków i napuszonych nawoływań i deklaracji, do świata, gdzie upojenie poezją trwa wiecznie. Może prościej: gdzie poetycka impreza nigdy się nie kończy. Jak we fragmencie wiersza *** [Słuchaj! Czujesz? To wiatr się rozchodzi], dedykowanego Kazimierzowi Wierzyńskiemu:

Zagubieni w polach wyruszymy w dal
W butelce niosąc cząstkę prastarych Dionizji
Przemierzymy świat mocą naszych ciał!
Przeszyjemy świt strzałą młodych wizji!

Chciałem wstąpić do tego świata, chciałem dać się zaprosić, niemniej ów – zdawałoby się – pozornie żywiołowy świat, gdzie „Mesjasz niezauważony schodzi na świat / I pije dzień niebieskim oddechem”, a „Mój wielki przyjaciel Księżyc […] Zdmuchiwał z ciemnych łodyg / Gwiazd wspaniałe dmuchawce” i „Miał srebrne, podkręcane wąsy” okazał się dla mnie światem martwym i abstrakcyjnym. Zamkniętym. Światem, w którym byłem wiele razy, ale byłem dawno temu, gdy czytałem choćby młodzieńcze wiersze przywołanego Wierzyńskiego. Byłem, ale wyprowadziłem się i dziś tam nie mieszkam. Dlatego dziś zadaję sobie pytania: czy to rzeczywiście jest świat autora nadesłanych wierszy? Na pewno? Czy „szały uniesień”, „Dzbanki wina grzane magmą wulkanów”, „Oczy czarne jak satyrowie Pana / Z fioletowym przedsmakiem wina” czy „Dziwny obłęd / W mocnym karku i ramionach / W letnich dziewczyn kapeluszach” to zakresy, w którym miałbym się z autorem spotkać? Naprawdę? Może, przypominam sobie, to wszystko było już kiedyś. Dawno temu i wiele razy. Więc może ta melodia i ekstatyczne zaśpiewy dzisiaj wydają się powtarzalne. Sztuczne. Może dlatego – z tym pytaniem zostawiam autora – warto spróbować inaczej?

 

Andrzej Mariusz Ł.

Autor zrezygnował z tytułów, zrezygnował z point, a w samych wierszach zdał się na automatyczną „enterozę”, czyli kreślenie na kartce jedno- lub dwuwyrazowych wersów w liczbie nie większej niż pięć, sześć lub siedem. Dlatego po lekturze doświadczyłem niezbyt fortunnego dla czytelnika uczucia, doświadczyłem wrażenia całkowitej obojętności. Ale może niedobrze czytałem. Więc czytam raz jeszcze:

sługa nadziei
czekał
w pokorze
aż otworzą
drzwi

Czytam:

Czas
jakby
przestał chodzić
nieruchomy wehikuł
po horyzont
zakrył
wszystko

Czytam raz jeszcze i myślę: trochę szkoda. Szkoda, że autor tak szybko, tak definitywnie zrezygnował z tytułów i point, które także mogłyby stać się ważną częścią rozmowy z czytelnikiem, mogłyby stać się dodatkową i pojemną strefą znaczeń. Szkoda, że w wierszach nie pojawiły się partie dialogowe, wypowiedzi, nie pojawiła się mowa żywa – że w wierszach nikt nie mówi, nie mruczy, nie szepcze, nie gada, nie przeklina, nie zwraca się do kogoś. Myślę: wiersz nie musi być konfesją, nie musi być kostycznym zapisem zza biurka, nie musi być kazaniem wygłaszanym z wysokości jakiejś tam poetyckiej katedry, rzeczywistej czy urojonej, mniejsza o to.

Myślę także: poza wierszem istnieje świat. Istnieje świat wokół autora. Może więc warto, aby autor – zamiast stawać na poetyckiej trybunie – zaprosił ów świat do swoich wierszy?

 

Roman Honet

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Roman Honet, Poczta poetycka (8), „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 206

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...