06.07.2023

Nowy Napis Co Tydzień #210 / Bogowie, groby i dziennikarz…

Kolejna, trzecia już książka Wojciecha Koronkiewicza jest osobistym reportażem z rodzinnych stron pisarza – z Podlasia. Autor sam o sobie mówi, że „jest kolekcjonerem spotkań, rozmów ludzkich” i (jak dopowiedziała rozmawiająca z nim dziennikarka) „przedziwnych miejsc”. Tytuł publikacji Nie zbiera się jabłek z tego sadu. Podróż do grobów, duchów i ukrytych skarbów Podlasia wprowadza konotacje biblijne. Możemy się domyślać, czytając między wierszami, że nawiązuje do zakazu zrywania owoców z drzewa poznania dobra i zła, a odnosi się do wypartej, zapomnianej przeszłości, o której nawet dziś mieszkańcy Podlasia boją się mówić. Autor już na pierwszych stronach swojego reportażu konfrontuje czytelnika ze scenami, które przywodzą na myśl kolejną biblijną opowieść – o Kainie i Ablu. Mieszkańcy Podlasia byli bowiem świadkami i uczestnikami krwawych rozliczeń między zwolennikami Polski Ludowej i zwykłymi, niezaangażowanymi politycznie ludźmi.

Być może symbolem traum po tych wydarzeniach jest podlaski zwyczaj solidnego zamykania drzwi po zmroku, a także łomotanie kolbami do tych zamkniętych drzwi, które w przeszłości mogło się skończyć spaleniem chaty w razie niewpuszczenia agresorów. Czytelnik uświadamia sobie, że mieszkańcy Podlasia nie chodzą dziś po zmroku bez potrzeby, ponieważ lękają się widm przeszłości.

Interesującym motywem reportażu Koronkiewicza jest pokazanie wielokulturowości Podlasia, krainy, w której ścierały się i współistniały katolicyzm, luteranizm i prawosławie, a także judaizm oraz arianizm czy pozostałości obrzędów pogańskich. Podróżni napotkają obok siebie stojące cerkwie, kościoły katolickie i kapliczki, jest nawet posąg Światowida. Z nim właśnie związana jest historia, którą cała Polska poznała dzięki przekazom medialnym.

Rzeźba Światowida, będąca kopią posągu znalezionego w Zbruczu na Ukrainie (oryginał znajduje się w Muzeum Archeologicznym w Krakowie), została ustawiona na Babiej Górze w 1998 roku. Według autora Podróży do grobów, burmistrz Choroszczy ustawił ją po przeczytaniu opowiadania Koronkiewicza seniora jako atrakcję turystyczną, która miała promować region. Światowid stał przez kilka lat, aż nagle posąg stracił głowę, a w 2018 roku zniknął, o czym pisały media, a przedstawiciele Rodzimego Kościoła Polskiego protestowali w Chroszczy, domagając się wszczęcia śledztwa. Ze względu na to, że posąg ważył niemal trzysta kilogramów i był przymocowany do szczytu stromej góry, nie wierzą oni w oficjalną wersję, według której był to chuligański wybryk.

Tymczasem Koronkiewcz dotarł do mieszkańca Gajowników, niejakiego pana Liberta, który przedstawił swoją wersję wydarzeń. Według niego komuś ten pomnik przeszkadzał i pewien radny lub grupa radnych postanowiła zrobić księdzu przysługę. Sam Libert zainteresował się wiarą Słowian i został rodzimowiercą, a następnie zgodził się postawić na swoim terenie nowy pomnik Światowida. 

*

O wielokulturowości Podlasia można się przekonać, oglądając nagrobki i cmentarze, na których nazwiska napisane cyrylicą znajdują się obok zapisanych alfabetem łacińskim. Cmentarz w Łomży należy do jednych z najstarszych nekropolii w Polsce: został założony w 1801 roku. Znajdują się tam groby katolików, prawosławnych i ewangelików. W sumie pięćset sześćdziesiąt zabytkowych pomników nagrobnych.

Jadący rowerem po wsiach i miasteczkach reporter ze zdziwieniem odkrywa, że niektóre nazwiska fundatorów i przemysłowców, którzy w okresie międzywojennym zapisali się złotymi zgłoskami w historii regionu, dziś już uległy całkowitemu zapomnieniu. Zmieniają się ustroje, przetaczają się wojny, ludzie nie chcą pamiętać tego, co złe, ale i tego co dobre, bo jedno nierozerwalnie łączy się tu z drugim. Na tym tle autor wydaje się ostatnim sprawiedliwym, który przywraca należne miejsce w historii wybitnym ludziom minionych epok i nie boi się odwiedzać kurhanów. Wydobywa na światło dziennie życiorys rówieśnika Mickiewicza – Karola Brzostowskiego – młodego szlachcica, który studiował w Paryżu, władał czterema językami, a kariera wojskowa stała przed nim otworem. Ten młody człowiek rzuca nagle karierę i z niewiadomych przyczyn wraca do zrujnowanego dworu pod Sztabinem, gdzie odkrywa w sobie duszę konstruktora i wynalazcy. Buduje hutę szkła, uwłaszcza chłopów, zakłada linię telegrafu i tworzy Rzeczpospolitą Sztabińską. Być może robi to pod wpływem wcześniejszych podróży po Europie. Wprowadza liczne reformy, potem buduje port na Biebrzy, z którego berlinkami rozwożone są szklane wyroby z jego huty.

Po stu pięćdziesięciu latach wszystko rozsypało się w pył – nie ma zakładów i magazynów. Pod kościołem w Sztabińsku stoi popiersie Brzostowskiego. „Przyjaciel i obrońca ludu, wynalazca, reformator, uczestnik powstania listopadowego, twórca Rzeczypospolitej Sztabińskiej”.

Misją autora jako reportera, człowieka i Podlasianina jest dotarcie do prawdy, nawet tej obarczonej tabu, i opisać ją, ponieważ żyją jeszcze ostatni świadkowie, jak na przykład ojciec autora, który bał się dotąd nie tylko mówić, co pamięta, ale i pisać o tym w swoich książkach.

Czytelnik może chwilami zapomnieć, że czyta reportaż, gdyż – w niemal każdym rozdziale – styka się z opisami zjawisk nadprzyrodzonych, ikonami świętych i obrazami Matki Boskiej obdarzających wiernych łaskami, opowieściami o duchach i zjawach. I tylko momentami ironiczne komentarze autora przypominają nam, że to XXI wiek.

W tym sensie jest to coś więcej niż dziennikarski reportaż: jest to literatura na pograniczu realizmu magicznego obdarzona słowiańskim pierwiastkiem romantyzmu spod znaku Mickiewicza. Reporter podąża śladami mrocznej przeszłości niczym Konrad-Gustaw w Dziadach, to znowu jak Guślarz rozmawia z duchami przodków w swojej wyobraźni.

Szuka w lasach i ustroniach kwiatu paproci, a w czasie przesilenia letniego czeka na górze zamkowej, aż góra odda mu swoje zakopane skarby. Wszystkie te inicjacyjne archetypy czynią z reportażu również symboliczną podróż w głąb siebie w poszukiwaniu prawdy, przebaczenia i oczyszczenia.

Opowieść o Podlasiu nie byłaby kompletna, gdyby autor nie odwiedził miejsc, w których zamordowano polskich obywateli narodowości żydowskiej. Rozdziały na ten temat wybrzmiewają szczególnie mocno w zestawieniu z tytułem książki. Koronkiewicz odwiedził między innymi Jedwabne, Szczuczyn, Wąsocz, Radziłów i Bzury, wszędzie szukając miejsc pamięci i pomników, rozmawiając z mieszkańcami i spotykając się z różnymi reakcjami. Jako rzetelny dziennikarz i Podlasianin nie staje po żadnej ze stron, co nie przeszkadza mu w solidaryzowaniu się z ofiarami. W książce cytuje dokumenty z okresu dwudziestolecia międzywojennego – raporty policji o zajściach antyżydowskich z lat 1932–1938, a także artykuły z miejscowej i warszawskiej prasy.

Czy Czart, którego mieszkańcy Podlasia boją się spotkać na kurhanach w lesie, to nierozliczone, wyparte ze świadomości zbrodnie przeszłości? Duchy przodków, jak w rytuale dziadów, dają o sobie znać po zmroku, czekają na wysłuchanie. Słucha ich autor wypytujący swojego ojca o przeszłość.

Reportaż obejmuje także okres, kiedy na granicy polsko-białoruskiej pojawili się uchodźcy z Iraku, Syrii i innych odległych krajów. Autor rozmawia bezpośrednio z ludźmi, którzy pomagają uchodźcom.

Wszyscy jesteśmy uzależnieni – mówi Rafał. Każda, ale to absolutnie każda rozmowa w Białowieży po kilkunastu minutach schodzi na ten właśnie temat. I gadamy o tym godzinami. Bo każdy ma swoje opowieści. Potrzebujemy pomocy psychologa.

[…] – Nigdy tego nie zrozumiem – mówi Eliza. – Że człowiek, który wywozi kobiety i dzieci do lasu, może potem spokojnie wrócić do domu. Do swojej żony. Do swoich dzieci. Nie rozumiem tego. 

Książka Koronkiewicza nie jest lekturą łatwą i przyjemną, ponieważ dotyka wielu tematów, o których wolelibyśmy nie wiedzieć. Jednak wrażliwość i dociekliwość autora sprawiają, że początkowy szok i niedowierzanie, jakiemu ulega czytelnik, ustępują miejsca zaciekawieniu – mimowolnie pojawia się pytanie: „a jak ja zachowałbym się w takiej sytuacji?”. Czy wolno mi osądzać tamtych ludzi? Wojciech Koronkiewicz tego nie robi, po prostu pozwala mówić historii.

 

Wojciech Koronkiewicz, Nie zbiera się jabłek z tego sadu. Podróż do grobów, duchów i ukrytych skarbów Podlasia, Wydawnictwo Paśny Buriat, Kielce 2022.

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Maciej Milach, Bogowie, groby i dziennikarz…, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 210

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...