06.07.2023

Nowy Napis Co Tydzień #210 / Wołanie o ład w chaosie

O baroku można pisać na wiele sposobów. Z jednej strony sarmackie kobierce, rozmiłowane w skłębionej, giętkiej i błyszczącej mowie, z drugiej – trwoga Pascala, chorowitego i drżącego, który wpatruje się w przeraźliwą otchłań wszechświata, aby zaraz potem zdać sobie sprawę z własnej nieskończonej marności.

Odcieni baroku jest zresztą więcej. Można przecież wskazać ten bardziej parafialny i wiejski, jest też dworski, który lubieżnie oblizuje wargi, myśląc o rozkoszy i zbytku na granicy grzechu. Osobiście najbardziej umiłowałem sobie jednak ten, któremu nadano później pogardliwe miano „metafizycznego”. Pogardliwe, ponieważ dla oświeceniowej krytyki literackiej, która ukuła to określenie, egzystencjalne dylematy i ascetyzm wielu filozofujących poetów siedemnastego wieku zasługiwały już tylko na śmiech. Ja jednak uwielbiam to Augustynowe factus eram ipse mihi magna quaestio, „stałem się sam dla siebie problemem”, które znalazło szeroki oddźwięk w twórczości baroku.

Zagadka rozpadu kosmosu to książka, która dotyka tych właśnie kwestii, tych tonów i motywów. Wszechświat, Bóg, świat, a do tego filologia… Taką obietnicę złożył podtytuł oraz ilustracja na okładce: anioł, nad nim czarny bezmiar poprzetykany słabo widocznymi gwiazdami, planeta z wetkniętymi na biegunach świecznikami. Przystąpiłem zatem do lektury w przekonaniu, że znajdę w autorze bratnią duszę i towarzysza. Sytuacja cenna tym bardziej, że we współczesnej kulturze, często zanurzonej w niewrażliwości metafizycznej, niewiele jest, jak się zdaje, osób myślących zgodnie z tą szczególną modalnością. Nieczęsto spotyka się też takich, którzy autentycznie reagują dziś na prawdę, że „nikt z ludzi nie zna tego, co człowiecze, tylko duch” (zob. 1 Kor 2,11).

Mały wykład o wielkich sprawach

Książka Pawła Kuligowskiego nie jest tomem, który imponowałby swoimi rozmiarami. Przeciwnie, mamy tu raczej do czynienia ze skromnym studium, na które składają się trzy stosunkowo niewielkie rozdziały, punktowo naświetlające określone zjawiska kultury baroku. Pomiędzy nimi zionie zaś ciemność. Pierwszy dotyczy Zbigniewa Morsztyna, w moim przekonaniu najwybitniejszego, może obok Stanisława Herakliusza Lubomirskiego, polskiego poety barokowego. Drugi koncentruje się na patrzeniu i światłości jako kategorii egzystencjalnych, kontemplatywnych, a nawet mistycznych. I wreszcie trzeci, tytułowy, którego tematyką jest postępujący rozpad ładu, a przez to również metafizyki. To wszystko, a więc lektura na jeden, góra dwa wieczory.

Kiedy piszę, że Zagadka rozpadu kosmosu jest dziełkiem skromnym, to nie mam, oczywiście, na myśli wartości merytorycznej. Niejednokrotnie ważne książki okazywały się przecież publikacjami małego formatu. Mnie osobiście – chętnie to przyznam – odpowiada miniaturowa forma. Zwracam jednak na nią uwagę dlatego, że narracja Kuligowskiego sprawia dzięki temu wrażenie skoncentrowanej wokół swoistego filozoficznego jądra. Przybiera strukturę atomu albo ziarnka gorczycy, „najmniejszego ze wszystkich nasion”, z którego „wyrasta największy krzew” (zob. Mt 13,31–32), ponieważ ma ono w sobie potencjał oraz odpowiednią koncentrację siły.

Skojarzenie tego rodzaju narzucało mi się podczas lektury Zagadki rozpadu kosmosu, tym bardziej, że znałem wcześniej twórczość Kuligowskiego z dwóch innych książek. Pierwszą było wyraźnie bardziej rozbudowane studium teoretyczne Humanistyka jako hermeneutyka, które dokonuje podstawowych fenomenologicznych rozpoznań zasadniczych elementów tego, co nazywamy humanistyką. We wstępie do tej, przynależącej do filozofii kultury, pracy Kuligowski wyznaje:

Pytam o to, czym jest humanistyka i czym jest hermeneutyka. Pytam też, dlaczego warto postawić oba te pytania obok siebie, jedno po drugim bądź jedno przy drugim […]. Humanistyka, jak hermeneutyka, jest byciem stale in progress – a spójność ewentualnego tekstu może tę niekonkluzywność jedynie wyeksponować.

Nie sposób omówić Humanistyki jako hermeneutyki w ramach jednej recenzji, w dodatku poświęconej zgoła innej publikacji. Książka ta szkicuje bowiem pewnego rodzaju całościową wizję literatury, sztuki i kultury, do której warto się odnieść w odrębnym studium. A może nawet lepiej – w cyklu rozmów? Tym, co pozostaje ważne dla tej recenzji, jest przede wszystkim fakt, iż autor Humanistyki jako hermeneutyki ma na myśli pewien holistyczny projekt kultury, a przy tym rozumie humanistykę jako zjawisko będące w ruchu ku urzeczywistnieniu; zupełnie jak sam człowiek, stworzenie in statu viae.

Drugim przeczytanym przeze mnie dziełem Kuligowskiego była niewielka i zwięzła jak Zagadka rozpadu kosmosu praca analityczna Epaenus sive aenigma na temat poezji Pindara. Kiedy czytałem tę książkę, miałem nieodparte skojarzenie ze szkołą Wernera Jaegera czy Ernsta Roberta Curtiusa. Kuligowski dał się wtedy poznać jako filolog typu erazmiańskiego. Epaenus sive aenigma to spokojna, przejrzysta, a zarazem wnikliwa i klasyczna w przyjętej metodologii praca.

Uznanie wzbudza, bez wątpienia, sam wybór dzieła, które autor poddał wnikliwej analizie filologicznej, szukając w niuansach i zakamarkach języka świadectw spraw wielkich. Ody pytyjskie Pindara są bowiem utworami programowo hermetycznymi, przypominającymi twierdzę o wielu komnatach, w których natrafiamy na tajemne przejścia do bardziej wewnętrznych poziomów kondygnacji. Zresztą samo to podejście, czytanie sensów egzystencjalnych i duchowych drogą czujnego badania znaków, form gramatycznych, fleksji oraz rozwoju pojęć – wydało mi się nie tylko bliskie, ale również wsparte na solidnych podstawach.

Zagadka rozpadu kosmosu ma coś z obu wspomnianych wyżej wcześniejszych prac autora. Jest w niej niemal renesansowe przejęcie się wagą filologii tekstu, jak również zmysł hermeneuty, który abstrahuje od konkretu, aby dotrzeć do rozumienia utworu jako urzeczywistnienia szerszego zjawiska kulturowego. Co równie istotne, przystąpiłem do lektury jako czytelnik przekonany o tym, że autor nie jest kimś, kto ulegałby domniemaniom i arbitralnym sądom. Ale nie jest też chłodnym analitykiem, archiwistą ani pozytywistycznym naukowcem, który zamknąłby się w wieży z kości słoniowej, w gabinecie, gdzie jest tylko on sam i tekst poddawany wielorakim badaniom bez związku z egzystencjalną drogą człowieka.

Postmodernizm przed barokowym lustrem

Książeczka ta jest pokłosiem nieoczekiwanego détour w moim intelektualnym i duchowym życiu. Odkryłem, że poezja polskiego baroku jest mi bliższa, niż przez lata przypuszczałem (s. 7)

– tymi słowami Kuligowski otwiera swój tom. Jest w nim zatem coś głęboko osobistego. Autor jest tu nie tylko filologiem i filozofem kultury, ale także pielgrzymem w peregrynacji przez duchowy wymiar interpretowanych tekstów.

Powstaje wobec tego pytanie: jaki jest więc główny zamysł Zagadki rozpadu kosmosu? Moim zdaniem odpowiedź powinna wyglądać następująco: ukazać egzystencjalne podobieństwo łączące człowieka baroku i człowieka doby postmodernizmu. Jest to, przyznam, myślenie zarazem budzące liczne kontrowersje, jak również bardzo mi bliskie. To właśnie zauważenie pewnych „ponowoczesnych” rysów w twórczości poetów z początków nowoczesnego kryzysu metafizyki stało się iskrą, która rozpaliła trwającą po dziś dzień miłość do Setnika Sebastiana Grabowieckiego. O Grabowieckim wprawdzie Kuligowski nie wspomina, lecz dobiera własnych ulubieńców. Tak czy inaczej, Zagadka rozpadu kosmosu mówi tyleż o „głębinowej” poezji baroku, jak również o naszej, ponowoczesnej kondycji.

Pod tym względem znamienny jest już sam tytuł. „Rozpad kosmosu” to oksymoron. Rozpad oznacza przecież chaos, χάος, czyli nieład, względnie także siłę nieracjonalną. Kosmos to, sięgając do greki, κόσμος, czyli ład i rozumny porządek. Jeżeli zatem kosmos się rozpada, to w istocie przestaje nim być. A jeśli rozpad pozostaje kosmosem, to znaczy, że dochodzi do jego scalenia. Mając to na uwadze, Kuligowski przygląda się zapisanej przez poetów barokowych sytuacji „przejścia”, bycia in the middle albo in the process. Nie wiemy, jaki kształt ostatecznie przybierze ich transformacja duchowa, ale obserwujemy dramat i rozdarcie wewnętrzne wynikające z usytuowania w świecie metafizycznych zapewnień, a zarazem ich kruszenie się i drganie w ciemnej materii coraz bardziej nieznanego wszechświata. Czy nie tak właśnie przeżywa rzeczywistość człowiek ponowoczesności?

Kuligowski sięga po narzędzia właściwe filologowi (narzędzia, dodajmy, sprawdzone i precyzyjne), aby ukazać dynamikę percepcji rzeczywistości właściwą zarówno św. Augustynowi, Zbigniewowi Morsztynowi, Blaise’owi Pascalowi, jak również Jamesowi Joyce’owi. Nieufność, jaką Lubomirski żywi do poznania zmysłowego, wygląda w drugim rozdziale Zagadki rozpadu kosmosu na kartezjanizm głęboko przemyślany i przeżyty. To zaś przywodzi na myśl ponowoczesny relatywizm, dla którego ratunkiem byłby apofatyczny mistycyzm Mariona czy Derridy. Kuligowski również nie ukrywa swoich intuicji i skojarzeń idących zasadniczo w tę właśnie stronę.

Nie są to jednak, jak już wspomniałem, zestawienia arbitralne. Mogą zaskakiwać, a nawet budzić sprzeciw, to prawda. Być może nie przekonają one kogoś, kto ogranicza swoją metodologię czytania do neopozytywizmu: sens tekstu nie może być duchowy, gdyż wyczerpuje się w kontekście kulturowym, w jakim powstał, a jego precyzyjnie zarysowanymi granicami są wyrażone intencje autora. Osobiście uważam jednak, że interpretacje Kuligowskiego przesiąknięte są duchem prawdziwej humanistyki i hermeneutyki. Nawet jeśli autor chętnie odwołuje się do intuicji, to nie ma w nich jednak dowolności opartej wyłącznie na domniemaniach. Wręcz przeciwnie, stanowią one efekt oraz punkt dojścia analizy struktur językowych dzieł oddzielonych od siebie czasowo.

Interpretacja z wnętrza tekstu

Za co najbardziej cenię Zagadkę rozpadu kosmosu? Wydaje mi się, że za postawę autora, który nie usiłuje niczego dowieść ani przeforsować, lecz zanurza się w barokowy tekst, zgłębia go (a więc idzie w głąb), aby snuć refleksję z samego serca utworu. Interpretacja Kuligowskiego rozrasta się na kształt drzewa. Jest wiele gałęzi skierowanych w różne strony, lecz jeden pień. Mamy więc wrażenie pewnej polifonii, a zarazem spójności treści w ramach jednego wywodu (aczkolwiek podzielonego, rzecz jasna, na trzy odrębne studia).

Zagadka rozpadu kosmosu to książka refleksyjna. Jest to coś więcej aniżeli praca interpretacyjna na temat poezji dawnej, a więc paradoksalnie niewielki rozmiar książki jest tym bardziej uzasadniony. Nie chodzi w niej bowiem o rozległy wykład. Refleksyjność nie powinna też zbytnio obciążać nadmiarem wątków. Książka Kuligowskiego pozostawia nas zatem z pewnym wglądem w istotę rzeczy. Nie są to wnioski o znaczeniu praktycznym. Nie uzyskujemy definitywnych odpowiedzi, lecz raczej coś, co można by określić za pomocą angielskiego terminu insight. Ten szczególny wgląd, który łączy wnikliwość w szczegół z szerokością spojrzenia, znajduje u Kuligowskiego kilka pięknych literacko wyrazów:

Czytelnikom i autorom chodzi o Mądrość. To słowo bardzo piękne, lecz nie mniej przez to niebezpieczne. Hybrydowe, proteuszowe, niewątpliwie samosprzeczne. Ukorzenione w transcendencji, do której nie daje się przecież sprowadzić. Słowo-drzewo, słowo-labirynt, słowo-kosmos […]. Mądrość, jak miłość, nie szuka swego, a mimo to swoje znajduje, tak iż jej adepci dziwnie często czują się zwiedzeni (s. 91).

Wskazawszy zasługujące na uznanie aspekty pracy Kuligowskiego, wtrąciłbym jednocześnie kilka zdań na temat niespełnionych oczekiwań. Osobiście brakowało mi uwzględnienia w analizie poezji barokowej takich wymiarów ówczesnej literackości, jak zależność liryki od liturgicznej i modlitewnej actio, organicznego wyrastania wyobraźni poetyckiej z codziennej pobożności, także tej brewiarzowej czy wręcz ludowej. Kuligowski ogranicza się do usytuowanego na wysokim diapazonie związku literatury z filozofią. Warto byłoby chyba sięgnąć po te mniej wysublimowane rejestry, związane bardziej z tym, co nazwalibyśmy „piśmiennictwem” (na przykład twórczością dewocyjną czy modlitewną) w odróżnieniu od literatury pięknej w klasycznym rozumieniu tego słowa.

W moim przekonaniu w Zagadce rozpadu kosmosu zabrakło także uwzględnienia przestrzeni meta-literackiej. Kuligowski, już jako autor pracy poświęconej odom Pindara, przyjął zasadniczo pozycję klasycznego filologa, który bada tajniki tekstu. Jest też, oczywiście, wędrowcem poszukującym w literze znamion ducha, a więc sensu, może nawet tego ostatecznego i eschatologicznego. W świecie dzieł o tematyce religijnej, częstokroć przynależącej do pogranicza literatury i piśmiennictwa, nie zawsze jesteśmy jednak zdolni do dokonania interpretacji samego tekstu (czasem funkcjonującego wręcz na prawdach pre-tekstu) poza dynamiką rytuału, modlitwy bądź spotkania liturgicznego. Litanie, modlitwy albo inskrypcje nagrobne – to także literatura, taka jednak, która stanowi całość z pobożną czynnością. Ona z kolei miała znaczący, choć nie zawsze jawny, wpływ na wyobraźnię poetycką twórców z najwyższej półki.

Nie jest to jednak brak dojmujący, taki, który obniżyłby wartość książki Kuligowskiego. Ostatecznie bowiem jej żywiołem jest zwrot w „intelektualnym i duchowym życiu” autora, filologa, filozofa kultury i, najpewniej, człowieka baroku żyjącego w płynnej nowoczesności. Kuligowski po prostu sięga po te dzieła i fenomeny, które najmocniej rezonują z nim samym. Jego książka nie została zamierzona jako holistyczny czy wyczerpujący opis funkcjonowania wczesnonowożytnej literatury o charakterze religijnym. Jest to raczej rzucenie snopów światła, punktowo odsłaniających byty wirujące w przestrzeni, a jednocześnie ukryte w przerażających ciemnościach serca i kosmosu.

 

Paweł Kuligowski, Zagadka rozpadu kosmosu. Eseje o Bogu, śmierci, barokowej poezji oraz filologii, Oficyna Wydawnicza ATUT, Wrocław 2023.

okładka

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Michał Gołębiowski, Wołanie o ład w chaosie, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 210

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...