27.10.2022

Nowy Napis Co Tydzień #175 / Rzym jest wieczny

Zacznę od jednego z sonetów José-Maríi de Heredia ze zbioru Les Trophées:

Mchy zbożne – oczy wreszcie przymknęły mu smętne;
Bo w tej puszczy zapadłej szukałby na próżno
Dziew, co z mlek, win ofiarę lały ongi dłużną
Na ziemię, której znaczył granice pamiętne.

Dziś chmielów, bluszczów, kalin gałęzie pokrętne
Gęstwą złomek ów boski oplatają drużną;
Nie wiedząc, Pan czy Faun to, z ochotą usłużną
W rogi skroń potrzaskaną stroją mu odświętne.

Patrz. Skośny promień słońca, pieszcząc go łagodnie,
W twarz spłaszczoną ócz złote wstawił mu pochodnie;
Dzikie wino się śmieje krasą ust czerwoną;

I – czarodziejstwo ruchu! – szmer wiatru, dreszcz liści,
Cienie błędne, skry słońca, co drgają i płoną,
Wszystko – boga żywego w złomie głazu iści.

Utwór francusko-kubańskiego poety tchnie melancholią. Jego przekaz jest jasny: cały nasz ziemski dorobek, jakkolwiek by nie był potężny w czasie rozkwitu, prędzej czy później obraca się w pył, tak że ledwie pamiętają o nim nawet następne pokolenia (zostawmy tym razem na boku odniesienia do idei „śmierci Boga”). Pomnik poetyckiej sławy wcale nie jest trwalszy od spiżu. A jeśli nawet by taki był, to nadal okazuje się niczym. Można byłoby zresztą sprowadzić te myśli do słynnej Pawłowej frazy: „Przemija postać tego świata” (1 Kor 7,31), tyle że w tym przypadku nie możemy rościć sobie nadziei na trwanie i oczekiwanie na zmartwychwstanie. Ruiny starożytnego miasta dają nam do zrozumienia, że ziemskie potęgi nieuchronnie zmierzają do końca, a po nich pozostaje nicość. Wszystko, co czynimy, jest więc w gruncie rzeczy „po nic”.

Tutaj docieramy do zbioru szkiców Miniatury rzymskie, który stanowi książkowy debiut Juliusza Gałkowskiego. Publikacja dość zaskakująca, niemająca chyba odpowiedników w 2022 roku. Autor, będąc z wykształcenia historykiem sztuki, filozofem i teologiem, nie zgadza się na „nicość”, nawet wtedy, gdy staje nad gruzami dawnego cesarstwa. O ile bowiem José-María de Heredia wyrażał żal za upadającą cywilizacją, która jawi się jako emblemat widmowości naszego własnego istnienia, to Gałkowski wyraźnie stara się zachować w nas to, co śmiało można nazwać „rzymskością”. Wbrew przekonaniu dekadenckiego poety, owa „rzymskość” nadal żyje w nas, mieszkańcach Europy. Takie miałem wrażenie i o tym dowiadywałem się już wtedy, gdy Gałkowski regularnie publikował swoje szkice na łamach „Teologii Politycznej”. W słuszności tej obserwacji utwierdziła mnie lektura Miniatur rzymskich jako całości.

Gałkowski zdecydowanie pokazuje nam to, co z łacińskości w nas pozostaje. Nasze pojęcie odpowiedzialności społecznej, etos poświęcenia, wyczucie godności, bohaterstwa i równowagi… Jest w tym jakiś posmak metafizyczny. Oto bowiem Gałkowski opowiada o rzymskiej cnocie, o istocie polityki, następnie przypomina dawne historie, anegdoty i mity, a wreszcie pokazuje nam dzieła sztuki, które odnoszą się do wielkich kart historii Cesarstwa. A wszystko po to, aby uświadomić nam jakieś trwanie, które wykracza poza fizyczny żywot, a dotyka sfer naszej pamięci i tożsamości. Skoro, jak przekonuje Gałkowski, postać Eneasza stała się wzorem Rzymianina, to wzór ten wyznaczył jednocześnie miarę człowieczeństwa. Wyczytujemy to, nawet nieświadomie, u Szekspira, Racine’a czy Herberta.

Obcując z Miniaturami rzymskimi, zdałem sobie sprawę, że nie wszystko staje się, jak chcieli dekadenci, zapomnianą, przykrytą przez roślinność ruiną. Książka ta mówi w gruncie rzeczy o tym, jak kultura łacińska zbudowała nasze pojmowanie podstawowych spraw. Gałkowski czyni to, posługując się siłą anegdoty, która w sposób „miniaturowy” mówi o zasadach – to istotne novum. W jednym miejscu autor zastrzega wprawdzie, że choć dla Rzymian „posłuszeństwo prawom czyni nas wolnymi”, a „jest to teza dla wielu współczesnych równie niezrozumiała, jak koncept uczenia się prawa na pamięć”, ale ostateczne wnioski są przekornie optymistyczne. Non omnis moriar. A raczej: Roma aeterna est.

Rzym widziany przez Gałkowskiego jest więc miastem wiecznym. Wiecznym, a więc ponadczasowym i nigdy się właściwie niekończącym. To pewna reguła postępowania, która nie jest jednocześnie abstrakcyjną ideą, skoro znalazła swoje dziejowe ukonkretnienie. To coś wielkiego i nobliwego, a zarazem dającego się sprowadzić do pozornie niewiele znaczącego epizodu w ramach monumentalnej opowieści.

Ale jest też druga strona tej rzeczywistości. Autor pisze bowiem, że Rzym to nade wszystko mit, zaś jego

[…] mityczność umykała naszej uwadze przez całe pokolenia właśnie z tego powodu, że był on zbyt realny, że jego zabytki, zarówno te materialne, jak i niematerialne, aż do naszych czasów określają kulturę europejską i tę, która z Europy rozlała się po całym świecie.

Może więc jest w tym jakaś opatrznościowa mądrość, że – cytując raz jeszcze sonet José-Maríi de Heredia – „mchy zbożne – oczy wreszcie przymknęły mu smętne”…

Mówiąc bardziej czytelnie: być może koniecznie potrzeba było, aby upadł Rzym, uprzednio dojrzawszy w swojej kulturowej i dziejowej wspaniałości, ponieważ bez tego nie udałoby się zachować ducha łacińskości. Jest to, jak sądzę, ważne przesłanie książki Gałkowskiego. Dlatego też wyraźnie postuluje on, aby nie mniemać o Rzymie jako o przestrzeni nieco gorszej kultury, takiej, która była jedynie bierną spadkobierczynią filozofii i literatury Grecji, dając w zamian prawo i praktykę. Zdaniem Gałkowskiego mity Cesarstwa były czymś równie swoistym i wartościowym. Nie były wtórne. Przejęły być może pewne podstawowe struktury opowieści greckich, ale tchnęły w nie nowego ducha. O niego chodziło przede wszystkim. Duch ten ukonstytuował to, czym jesteśmy jako mieszkańcy Europy. A jednak, zastrzega Gałkowski, musimy tego ducha dopiero odkrywać, dokopując się do sedna sprawy przez gruzy fałszywych przekonań. Innymi słowy, musimy zrozumieć wyjątkowość Rzymu, aby zrozumieć samych siebie.

Można zapytać, czym właściwie są Miniatury rzymskie jako książka literacka? Czy są one tekstem o zamiarach edukacyjnych, a więc takim, który popularyzuje i uprzystępnia wiedzę na temat kultury łacińskiej? Można oczywiście czytać tę książkę tak, jak czytało się chociażby eseje Aleksandra Krawczuka. Ale w ostatecznym rozrachunku Gałkowski daje nam coś jeszcze innego. Po pierwsze, są to „miniatury”, a więc niewielkie formy, z jednej strony skondensowane, a z drugiej celowo fragmentaryczne. Wszystko po to, abyśmy uchwycili raczej esencję rzymskości, aniżeli jej pełen obraz. Nade wszystko jednak autor celuje w styl gawędy. Potoczyście prowadzone krótkie opowieści, często zakończone wymowną puentą, a czasem zawieszające ostatnie słowo, składają się na drobną prozę moralistyczną, której motywem przewodnim jest łacińskość jako stan ducha.

Juliusz Gałkowski, Miniatury rzymskie. Krótkie opowieści o rzymskim micie, Pewne Wydawnictwo, Kielce 2022.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Michał Gołębiowski, Rzym jest wieczny, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 175

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...