13.07.2023

Nowy Napis Co Tydzień #211 / To mnie szukacie

Wpisuje: trzydzieści siedem, kluczyk, jeden, dwa, dwa, dziewięć, ulica Długa osiem przez czternaście, mieszkania trzydzieści siedem, zero, zero, dwa, trzy, osiem, Warszawa, Warszawa Śródmieście oraz składa czytelny podpis wraz z dzisiejszą datą. Słyszy dwóch mężczyzn stojących po drugiej stronie drzwi. Śmieją się, mówiąc, że jak mogli się tak pomylić, na to nie wpadliby nigdy. Nie pomyśleliby, że to mogłaby być kobieta, a co dopiero taka, dopowiada jeden z nich. Nie, no ja to bym nigdy nawet nie wylegitymował, mówi tamten, a drugi odpowiada, że nawet gdyby mu się bardzo chciało, wiesz, o co chodzi, to by mu nawet przez myśl nie chciało przejść, i śmieje się rechotliwie. Słuchaj, ja to bym nawet nie, podłapać chce ten pierwszy, ale ręka prześlizguje się między ich głowami, otwierając szerzej drzwi. Do środka wchodzi nieumundurowana kobieta i siada naprzeciwko.

Ona mówi, że, słuchaj, sytuacja wygląda kiepsko. Dramaturgii dodaje trzaśnięcie drzwi, spowodowane uchylonym oknem, zza którego słychać krzyki osób z solidemo. Liczna grupa odłączyła się od czoła przemarszu i stoi pod komendą, skandując hasła pełne wsparcia – można odnieść jednoznaczne wrażenie, że bardzo chcieliby pomóc w natychmiastowym zwolnieniu zatrzymanej aresztantki. Ona zdenerwowana wstaje i zamyka okno, krzycząc do stojących po drugiej stronie drzwi mężczyzn, że dopiero co udało im się dokonać zatrzymania, a już popełniają takie błędy jak otwarte okno. Stłumiona odpowiedź, że w futrynach są grube kraty, nie wybrzmiewa, ponieważ ona wraca do rozpoczętego wcześniej wątku.

Od ścian pokoju przesłuchań odbija się treść formułki wyrecytowanej przez śledczą dla protokolantki znajdującej się po drugiej stronie weneckiego lustra. W tym czasie na stole pojawiają się teczka za teczką, a następnie notatnik oraz ołówek. Ona mówi, że teraz sytuacja będzie wyglądała następująco, pójdzie do socjalnego zjeść obiad, a tu trzeba wypisać zeznanie własnymi słowami.

Zaczyna zapisywać.

Jestem w sytuacji w momencie

Wyrywa kartkę z notatnika. Orientuje się, że do zapisywania otrzymała ołówek, więc wystarczyłoby, gdyby wygumowała. Myśli, że znów zrobiła coś jak nieudacznica. Zastanawia się, czy ktoś będzie mógł wygumować jej słowa. Rozumie, że musi mocniej przyciskać ołówek, i wtedy na pewno nikomu nie uda się niczego niepostrzeżenie wymazać. Zaczyna jeszcze raz. Jestem w tym momencie w tej sytuacji

Przerywa. Uświadamia sobie, że nie może przycisnąć czubka ołówka zbyt mocno do kartki papieru – jeśli nie będzie precyzyjna, to główka pęknie, a w sali nie ma żadnej temperówki. Jest sparaliżowana tą myślą. Odkłada ołówek, jakby widząc w nim na chwilę coś takiego, jak że to ostatnia szansa, a ta sytuacja czy też moment stał się dla niej tym ołówkiem. Przechodzi do przeglądania zgromadzonych teczek, żeby dowiedzieć się, co właściwie tutaj robi. Otwiera pierwszą z nich. Widzi, że na samej górze jest karteczka, którą zostawiła w Komendzie Stołecznej Policji w pałacu Mostowskich nie dawniej niż przed trzydziestoma godzinami.

grafika

Trzyma w ręku swój skromny list. Nie zwraca uwagi na pozostałe dokumenty. Przypomina sobie, co chce zapisać, i wie już, z jaką siłą dociskać ołówek do papieru.

Zaczyna.

Jestem. Tą osobą, która zostawia ślady z potu na poręczy w tramwaju niezależnie od pory roku. Tą osobą, która gdy uśmiecha się serdecznie, to mimowolnie kieruje kąciki ust w dół, tak żeby nie było widać brakującej szóstki. Tą osobą, która przy pochylaniu się po zakupy ma wystający pasek od bielizny z dziurką w materiale, a w niej pojawia się kilkucentymetrowy fragment pleców niechlujnie zasłaniany podczas prostowania. Tą osobą, która nie wie, dlaczego ma przetłuszczone włosy, mimo że myła je rano, a jest dopiero południe. Tą osobą, która wychodząc z Pepco, zawsze aktywuje czujki, nawet jeśli poprawnie skasowała wszystkie swoje produkty, korzystając z kasy samoobsługowej.

Teraz, kiedy już trochę mnie znacie, chciałabym zostawić część siebie na tym dokumencie państwowym, który zostanie ostemplowany, zarchiwizowany oraz zdigitalizowany i stanie się częścią domeny publicznej, jaką stanowią pisemne materiały procesowe w sprawach karnych prowadzonych przez prokuraturę Rzeczypospolitej Polskiej.

Próbuję sobie przypomnieć, kiedy pierwszy raz zauważyłam, że się rozpływam. Jest taki moment pomiędzy szkołą podstawową a średnią – wspomina się o nim podczas spotkań klasowych, na które takie osoby jak ja nie są zapraszane. Podczas tych spotkań jest ten moment, w którym podczas rozmowy grupa przypomina sobie, że o kimś zapomniała. Ale to jeszcze nie o mnie. Dopiero po tych spotkaniach są takie sytuacje, gdzie ktoś, będąc już sam, pomyśli: ciekawe, dlaczego jej nie było. Mniej więcej wtedy ktoś przypomina sobie o tej osobie, jak siedzi w ławce lub jest przy tablicy. Natomiast jeśli o mnie chodzi, to w tym wspomnieniu siedzę obok tej osoby, o której się zapomniało, lub zmywałam tablicę przed lekcjami. Mniej więcej tak daleko jestem od przyjścia komuś do głowy w tej jednej sytuacji, która wprost opiera się na wspomnieniach i wspominaniu – bez tego nie mam co liczyć na przyjście komuś do głowy.

Tak czy inaczej, trafia się taka właśnie chwila, po której jest już tylko moment zauważenia, że już się rozpłynęło. Pierwsze symptomy są najtrudniejsze do rozpoznania, właściwie nieuchwytne w chwili, gdy się wydarzają. To są momenty, gdy stoisz w kolejce przy kasie, a ktoś po prostu wchodzi przed ciebie i nikt nie zwraca na to uwagi. Przytrafiało mi się to tak często, że zaczęłam korzystać wyłącznie z miejsc ze stanowiskami samoobsługowymi. Wydaje mi się, że w następnej kolejności zauważyłam, jak często ktoś mnie szturcha, popycha lub potrąca – niby mimochodem i przez przypadek – ale nikt nie zwraca na to uwagi, a osoba po prostu odchodzi, nie przepraszając. Jak teraz o tym pomyślę, to pierwsze spostrzeżone siniaki na ramionach i barkach powinnam odebrać jako alarmujące. Później zaczęłam zauważać, że nie jestem w zasięgu niczyjego wzroku. I to nie jest tak, że czułam się samotna i teraz to wyolbrzymiam. Mam tutaj na myśli poczucie, które zrozumie tylko ktoś, kto je przeżył. Niebycie w niczyim polu widzenia na zatłoczonej ulicy lub przepełnionym tramwaju – na samo wspomnienie czuję, że się skurczam. Kierowcy autobusów zatrzaskujący drzwi na moim plecaku lub łydce, ponieważ nie zauważyli, że jeszcze wsiadam, czy też notoryczne upominanie się o odpowiedzi na maile, które rzekomo wpadły do spamu – to stało się po prostu częścią mojej rzeczywistości. Przez długi czas myślałam, że każdy tak ma i generalnie to świat jest w ten sposób urządzony

Pewnego dnia po prostu przestałam schodzić ludziom z drogi. Polecam przejść się chodnikiem i nie ustępować nikomu, i spróbować powtórzyć to dziesięć razy. Jeśli się uda, to znaczy, że jeszcze nie jest się osobą rozpłyniętą. Kiedy leżałam na izbie przyjęć, do której oczywiście musiałam sama dotrzeć tuż po tym, jak ocknęłam się na chodniku ze wstrząśnieniem mózgu – to właśnie wtedy pomyślałam sobie, że teraz to już muszę w to iść. Zorientowałam się, że nie uwolnię się od tego poczucia, że coś jest nie tak, a ja nie chcę się dłużej tak czuć.

Pracowałam wtedy jako sprzątaczka – to było pole mojego pierwszego eksperymentu. Byłam bardzo dobra w swoim zawodzie. Kiedy kończyłam pracę, mieszkania wyglądały tak, jakby nikogo wcześniej w nich nie było. Dzięki temu miałam pewność, że moje małe sabotaże powinny zostać zauważone. W różnych losowo wybranych miejscach codziennego użytku zostawiałam swój jeden włos łonowy. Nie rozumiem dlaczego. Po prostu. Tak poczułam. Może chciałam w jakiś sposób zaznaczyć swoją obecność. Nie wiedziałam jeszcze, co to do końca znaczy, ale robiłam to. Nie widząc większych skutków, postanowiłam pójść krok dalej.

Nie potrafię dokładnie określić, jak często płakałam w transporcie publicznym – zawsze mniej więcej w godzinach szczytu. Kompletnie nikogo nie obchodziło, co się ze mną dzieje. Czasami wykorzystywałam to na swoją korzyść i po prostu, gdy czułam się źle, to zaczynałam łkać i wyrzucać z siebie tyle łez, ile tylko potrzebowałam, ponieważ byłam pewna, że nikt mi w tym nie przeszkodzi i nikogo tym nie obciążę. Czasami wygadywałam się ludziom, którzy mieli założone słuchawki. Opowiadałam im, jak minął mi dzień, czym planuję się dzisiaj zająć, co akurat czytam albo jak planuję wydać zaoszczędzone pieniądze.

Od pewnego momentu nie miałam już żadnych innych pomysłów, które nie byłyby związane ze złamaniem prawa. Rozumiem seryjnych morderców i dokładnie wiem, co to znaczy, że tak naprawdę podświadomie mordują po to, żeby zostać złapani. Wiem też, co bezpośrednio skłoniło ich do tak generalnie nieakceptowanej społecznie ostateczności. Teraz myślę, że w zasadzie to jestem seryjną morderczynią, tylko bez ofiar śmiertelnych – chociaż takie zeznanie pewnie mi nie pomoże w tym, czymkolwiek jest to, za co mnie tutaj trzymają. Mam tylko nadzieję, że nie będą mnie oceniać z literackiej perspektywy.

Nieważne. Ważne, że mój liścik zadziałał. Chociaż to miał być żart. W chwili bezwzględnej bezradności, które przytrafiały mi się od czasu do czasu, starałam się zwizualizować możliwie najbardziej absurdalną sytuację, w jakiej może znaleźć się człowiek. Poza moją oczywiście. I wyobraziłam sobie seryjnego mordercę, który jest tak dobry w tym, co robi, że nikt nie może go złapać. Ostatecznie podłamany złoczyńca przychodzi na posterunek i zostawia na nim informację o adresie, pod którym można go znaleźć. Wyciągnęłam wtedy karteczkę i napisałam na niej następujące słowa – „to mnie szukacie”.

I to nie jest tak, że jestem osobą niedoreprezentowaną. Gdybym tylko mogła, chciałabym być osobą nieheteronormatywną czy też trans albo po prostu niebinarną, nieuprzywilejowaną, nieneurotypową albo ciałopozytywną z aspiracjami do wyższej społecznej klasy.

Natomiast jestem po prostu osobą niewidzialną.

Teraz, kiedy już każdy będzie mógł to przeczytać i nikt nigdy nie będzie mógł zaprzeczyć albo zapomnieć, że byłam, ponieważ dostałam numer sprawy, pieczątkę oraz pokwitowanie do rejestru spraw, mogę wreszcie

Ona wchodzi do sali przesłuchań i siada naprzeciwko. Zauważa zapisaną kartkę, po czym zabiera ją i przegląda pobieżnie. Mówi: to nie może być jakaś historia życia, to ma być zeznanie, dlaczego to, co się stało, miało miejsce. Dodaje, że chyba nie zdaję sobie sprawy, jak poważne brzmią skierowane zarzuty. Kontynuuje, bo teraz, kiedy daliśmy mediom fotografię, z zasłoniętymi oczami oczywiście, okazuje się, jak naprawdę daleko sięgały macki. Za oknem można dostrzec delikatne smugi dymu, które po chwili zmieniają się w czerwone łuny rac. Dźwięki skandujących uczestników zgromadzenia usiłują przebić szyby okna z coraz lepszym skutkiem. Ona mówi, że nie pomoże potajemne organizowanie grup wsparcia z Ordo Iuris, którego rzecznicy zidentyfikowali – ze zdjęcia w mediach – swoją członkinię. Nie pomoże również solidemo Czarnego Protestu, które w ten sam sposób rozpoznało w aresztantce aktywistkę wspierającą kobiety w poszukiwaniu osób wykonujących zabieg przerwania ciąży. Zwołani w szybkim tempie mieszkańcy dzielnicy Śródmieście, których uczestnicy zebrani w pochody wierzą w niewinność oskarżonej, również będą zawiedzeni wynikami naszego postępowania – mówi. Wróciłam właśnie, dodaje, ponieważ dostałam informację, że mamy twardy i definitywny dowód spajający sprawy wszystkich dwunastu morderstw, dokonanych na białych mężczyznach po czterdziestce aspirujących do klasy średniej. Czarne tenisówki New Balance, rozmiar buta trzydzieści osiem, znalezione w mieszkaniu przy ulicy Długiej, potwierdzają nasze ustalenia. Odcisk podeszwy i wielkość stopy są zgodne i łączą ze sobą wszystkie miejsca zbrodni. Ona dodaje, że co prawda nie wiedzieliśmy o flircie z praktycznie wszystkimi od prawa po lewa, zaczynając od lokalnych społecznych organizacji pozarządowych, ale teraz już widzimy pełne spektrum, a przede wszystkim – mamy cię.

Zadziwiające, na ile drobnych fragmentów może pęknąć szyba – one właśnie wplątują się we włosy aresztantki i nieumundurowanej funkcjonariuszki. Ona chwyta przesłuchiwaną, kiedy do pomieszczenia wpadają race, i okręca opaskę zaciskową wokół rąk zatrzymanej.

KARTKA, krzyczy tamta, ale ona odpowiada, rusz się i tak musisz napisać jeszcze raz, rusz się, idziemy, wpada następna raca, prawie uderza ją w głowę, tamci funkcjonariusze otwierają drzwi, pomagają wyjść, starają się wyrzucić te race za okno, są gorące, do budynku wtargnęli jacyś ludzie, idźcie drogą ewakuacyjną, poucza jeden z nich, one już są na schodach, tędy, tędy, krzyczy protokolantka, którą taranują właśnie jacyś łysi mężczyźni trzymani za ramiona przez kobiety z transparentami, dlaczego oni wszyscy tu są, co to za dziwna maź ludzka, ruszcie się, ona spycha oskarżoną gdzieś niżej po schodach, trzeba stąd wyjść jak najszybciej, w końcu są drzwi blaszane, otwierają się, od drugiej strony wchodzą do garażu, tam czeka już radiowóz, ten z tych większych, rozsuwają się drzwiczki, wchodzą do środka, ona pochyla głowę zatrzymanej i wrzuca zatrzymaną do środka, już są wewnątrz, furgonetka rusza, kierowca krzyczy: nie patrzcie za okno teraz i chwyćcie się czegoś, i od razu rusza z piskiem opon, gwałtownie hamuje przed dosłownie morzem ludzkim zalewającym wąską uliczkę wyjazdową z pałacu, teraz musi ruchem przód, hamowanie, przód, hamowanie, przeciskać się przez nich, oni w tym czasie malują farbami w sprayu znaki rozpoznawcze oraz rzucają przedmiotami, które mają pod ręką, również tymi transparentami skrajnie różnymi, wewnątrz pojazdu te syreny są naprawdę bardzo głośne, poza nimi nic nie słychać, metr po metrze pokonują zgromadzenie, słuchajcie, co oni tu robią, co, krzyczy ona, co się dzieje, pyta kierowca, to przez nią, ona odpowiada i mówi: widzisz, to przez ciebie, to ciebie szukają –

Patrzę przez okno furgonetki i widzę tych wszystkich pięknych ludzi.

Opowiadanie pochodzi z Kwartalnika Kulturalnego „Nowy Napis. Liryka, Epika, Dramat” nr 16 (2022). 

 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Paweł Sablik, To mnie szukacie, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 211

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...