17.08.2023

Nowy Napis Co Tydzień #216 / „Polska to Wielka Rzecz”. Zapomniany ojciec niepodległości

Mało jest chyba takich przypadków, by o człowieku, który w historii Polski i dla Polski uczynił tak wiele, będąc przy tym postacią barwną, napisano i opublikowano tak niewiele książkowych biografii. Ta sytuacja dotknęła jednego z ojców polskiej niepodległości, lidera walk i starań o polskość Górnego Śląska – Wojciecha Korfantego. Książka Silna Bestia autorstwa Józefa Krzyka i Barbary Szmatloch, wydana w 2020 roku przez Wydawnictwo Sonia Draga, to wciąż relatywnie nowość na polskim rynku wydawniczym i jest w zasadzie dopiero drugą popularnonaukową biografią dyktatora III powstania śląskiego (po książce Jana F. Lewandowskiego z 2009 roku). Jest jednak zdecydowanie bardziej rozbudowana i kompleksowa od poprzedniczki, a tym samym – przełomowa.

Nie byle „wyjadacz”

Licząca ponad trzysta czterdzieści stron (łącznie z obszerną bibliografią) biografia rozpoczyna się szkicem przedstawiającym dzieje rodziny Korfantych, opierającym się na wywodzie genealogicznym (aczkolwiek niepewnym) autorstwa spokrewnionego z Wojciechem Korfantym Artura Jana Korfantego. Ten początków rodu doszukał się w trzynastowiecznej Wenecji ‒ w rodzinie patrycjuszy Corfanto/Corfanti, której jeden z przedstawicieli, Konstanty Hektor Corfanti-Korfanti, w XVII wieku po perypetiach wojennych miał osiąść jako wolny chłop w rejonie Siemianowic na Górnym Śląsku. Jego potomkowie mieli już używać nazwiska Korfanty. Opisano też rodziców przyszłego dyktatora III powstania śląskiego: Józefa, górnika z kopalni „Fanny”, i Karolinę z domu Klecha. Ojciec w szkole nauczył się jeszcze czytać i pisać po polsku (było to przed Kulturkampfem zarządzonym przez Otto Bismarcka), więc w domu czytano książki i gazety w tym języku. Tam właśnie, w skromnym domu w Sadzawkach pod Siemianowicami, 20 kwietnia 1873 roku na świat przyszedł Albert (Wojciech) Korfanty. Dodajmy, że ochrzczony został 23 kwietnia, we wspomnienie św. Wojciecha, jednego z głównych patronów Polski (o tym w biografii jednak nie wspomniano).

Pierwsze rozdziały książki przedstawiają Korfantego jako młodego człowieka, który odkrywa swoją polską tożsamość i zaczyna nią żyć, ściągając na siebie pierwsze kłopoty, włącznie z wyrzuceniem z gimnazjum w Katowicach na krótko przed maturą. Następnie, związawszy się ze środowiskiem endecji, walczy o sprawy i interesy Polaków na Górnym Śląsku. Jest przy tym prawdziwym „zwierzęciem politycznym”. Książka wyraźnie podkreśla jego przebojowość, bezkompromisowość ‒ cechy charakteru, które w połączeniu ze świetnym rozeznaniem sytuacji społecznej regionu uczyniły z niego głównego lidera polskiego ruchu narodowego na Górnym Śląsku. Dzięki swojej determinacji i zdecydowanej konfrontacji z Partią Centrum oraz środowiskiem gazety „Katolik”, dotąd monopolistami sprawy polskiej na Śląsku i w zaborze pruskim, zostaje w 1905 roku posłem do Reichstagu, a potem do pruskiego Landtagu. Z czasem jednak jego gwiazda blednie. Nie udaje mu się zbudować solidnego zaplecza politycznego, popada w konflikty z dotychczasowymi sojusznikami, musi iść na kompromisy z rywalami, a przed wybuchem pierwszej wojny światowej zostaje zmuszony do opuszczenia Śląska i wyjazdu z rodziną do Berlina.

Ten etap życia Wojciecha Korfantego jest zrelacjonowany bardzo dynamicznie, w opisach zawirowań wyborczych i walki politycznej gubi się jednak coś niezwykle istotnego – a mianowicie motywacja bohatera biografii, wyjaśnienie, skąd czerpał on tyle pasji i energii do działania. Możemy jedynie domyślać się, że chodzi tu o polskie serce Korfantego i dążenie do tego, by najpierw uświadomić Polakom z Górnego Śląska ich tożsamość narodową, potem poprawić ich sytuację społeczno-gospodarczą, a ostatecznie – włączyć w dzieło odzyskania i budowy własnego, niepodległego państwa – Polski (za co zresztą był krytykowany przez umiarkowanych działaczy jako zbytni idealista, a wręcz rewolucjonista). Tymczasem w książce Krzyka i Szmatloch widzimy raczej politycznego wyjadacza, który wydaje się niejednokrotnie działać raczej we własnym interesie za fasadą haseł narodowych. Widać to w rozłożeniu akcentów narracyjnych: autorzy na przykład wiele miejsca poświęcają perypetiom Korfantego, w które niejednokrotnie wpadał z własnej winy, a jednocześnie relatywnie bardzo mało dowiadujemy się o tym, co konkretnie młody poseł robił (i mówił) na forum parlamentarnym. Dowiadujemy się, że jest świetnym mówcą, który nie boi się występować w obronie interesów Polaków-obywateli Rzeszy Niemieckiej, ale zarazem niewiele dowiadujemy się o treści tych wystąpień oraz o samej jego działalności jako polityka. Stąd powstaje wrażenie, że mamy do czynienia z człowiekiem sztucznym i powierzchownym; sprawnym politycznie i retorycznie, ale w istocie bezideowym. Trudno zgodzić się z takim przedstawieniem postaci. 

Przywódca powstań

Wraz z wybuchem pierwszej wojny światowej Korfanty „wraca do gry” i dość szybko staje się jednym z najważniejszych orędowników sprawy polskiej w II Rzeszy. Odnosi wielki sukces wyborczy i powraca jako poseł do Reichstagu, gdzie 25 października 1918 roku wygłasza swoje słynne przemówienie, w którym żąda „polskich powiatów Górnego Śląska, Śląska Średniego, Poznańskiego, polskich Prus Zachodnich i polskich powiatów Prus Wschodnich”. W Berlinie jest świadkiem końca Cesarstwa i początków socjalistycznej rewolucji. Paradoksalnie dzięki temu oraz znajomościom z liderami socjaldemokratów udaje mu się szybko wyjechać do Poznania. Później, jako wysłannik polskiej Naczelnej Rady Ludowej, przybywa do Warszawy, gdzie zostaje entuzjastycznie przyjęty przez sympatyków endecji, a wrogo przez socjalistów i zwolenników Józefa Piłsudskiego. Wbrew nadziejom swoich entuzjastów i ambicjom samego Korfantego, nie udaje mu się stanąć na czele rządu. Plany blokuje Piłsudski, co staje się początkiem wieloletniego konfliktu między Korfantym a obozem piłsudczyków. Po powrocie do Wielkopolski odgrywa jednak kluczową rolę w czasie powstania wielkopolskiego, po czym wraca na Górny Śląsk, gdzie jako komisarz plebiscytowy, a później dyktator III powstania śląskiego, walczy o polskość Górnego Śląska i przyłączenie go do Polski. Jego praca i walka zostają uwieńczone sukcesem, którego jednak Korfanty znów nie jest w stanie odpowiednio wykorzystać politycznie. Po nieudanej próbie sformowania własnego rządu (ponownie zablokowanej przez Piłsudskiego) i krótkim epizodzie w rządzie Wincentego Witosa jako wicepremier, traci nadzieje na wielką karierę polityczną na szczytach władzy w Warszawie i koncentruje się na Śląsku, w tym na zbudowaniu odpowiedniego zaplecza i zabezpieczeniu swojej sytuacji materialnej.

W tej części książki Krzyka i Szmatloch poznajemy liczne, dobrze wkomponowane w tekst relacje świadków wydarzeń z tamtych czasów – zarówno sympatyków polskiego posła ze Śląska, jak i jego adwersarzy. Widzimy tu już rasowego polityka ze świetnie ukształtowanym przez wystąpienia w niemieckim parlamencie warsztatem oratorskim, który dodatkowo umiejętnie potrafi porwać za sobą tłumy zwolenników (wywołując zarazem wściekłość socjalistów). Co więcej, inaczej niż w poprzedniej części biografii, widać też jego ideową motywację do działania. Jest to szczególnie widoczne w rozdziałach dotyczących przygotowania plebiscytu na Górnym Śląsku. Korfantego przedstawiono jako człowieka idealnego do tego zadania, potrafiącego zręcznie wykorzystać znajomość sytuacji w regionie, a także umiejącego wykorzystać wszelkie nowoczesne narzędzia propagandy społecznej – prasę, plakaty, karykaturę. Jednocześnie autorzy biografii dobrze pokazali też jego realizm polityczny. Dotyczy to zwłaszcza III powstania śląskiego, które jest dla niego nie sensem samym w sobie ani aktem mesjanistycznego poświęcenia, lecz skalkulowaną wcześniej manifestacją woli i narzędziem mającym służyć realizacji konkretnego celu politycznego ‒ a tym było dla niego przyłączenie do Polski możliwie największej części Górnego Śląska. Krzyk i Szmatloch świetnie pokazują w tym kontekście dramatyczny konflikt Korfantego z radykalnym skrzydłem strony polskiej, czyli zadeklarowanymi piłsudczykami i „peowiakami” z dowództwa Grupy Wschód. Korfanty wyszedł z tego starcia zwycięsko, ale jednocześnie zyskał sobie zawziętych wrogów, na czele ze swoim przyszłym głównym antagonistą i wojewodą śląskim Michałem Grażyńskim.

W książce pojawiają się jednak pewne zgrzyty. Wyraźnie daje się odczuć niewątpliwą awersję autorów w stosunku do endecji, co znajduje wyraz w opisie sytuacji politycznej omawianego okresu. Raczej krytycznie oceniają też wszystkie trzy powstania śląskie ‒ zarówno pod względem organizacji, jak i stopnia realizacji założonych celów. Trudno nie zgodzić się z takim spojrzeniem w odniesieniu do I powstania śląskiego, ale inaczej ma się sprawa z II powstaniem, które opisują bardzo krótko i określają jako przegrane. Przypomnijmy jednak, że celem II powstania śląskiego było doprowadzenie do zmiany określonych warunków na obszarze plebiscytowym, na czele z likwidacją SIPO (uzbrojonych niemieckich służb porządkowych) i poprawienie pozycji wyjściowych stronnictwa propolskiego w okresie poprzedzającym głosowanie. Cel ten został osiągnięty. Ani Korfantemu, ani dowództwu powstańczemu nie chodziło wówczas o żadną irracjonalną próbę zbrojnego rozwiązania spornej kwestii przynależności Śląska.

Walka o reputację

Lata 20. XX wieku widzimy w omawianej publikacji jako czas dla Korfantego niełatwy. Nie chcąc powtarzać błędów sprzed niespełna dwudziestu lat, buduje on na Śląsku swoje zaplecze: polityczne, czyli śląską frakcję Polskiego Stronnictwa Chrześcijańskiej Demokracji; medialne – w postaci dziennika i wydawnictwa „Polonia” oraz takich przejmowanych tytułów, jak warszawska „Rzeczpospolita”; finansowe – jako członek zarządu spółki Skarboferm zarządzającej ważnymi śląskimi zakładami przemysłowymi czy Banku Polskiego. Z czasem jego sytuacja staje się coraz trudniejsza, a nad nim samym zbierają się ciemne chmury. Jego przeciwnicy polityczni, głównie socjaliści i piłsudczycy z Grażyńskim na czele, bezwzględnie wyciągają na forum publiczne jego dawne błędy, rzeczywiste i domniemane, i formułują coraz nowe oskarżenia. Były dyktator III powstania śląskiego stanowczo walczy o swoją reputację, ale zarazem popełnia nowe błędy – nie wiedząc jeszcze, że wkrótce będą go drogo kosztować.

Rozdziały dotyczące tego etapu życia Korfantego swoją narracją przypominają te, które opisują jego życie i karierę po zdobyciu mandatu do niemieckiego parlamentu. Dużo tu opisów sporów prawnych i prasowych potyczek z przeciwnikami. Pojawia się też ten sam kłopot, który dał znać o sobie wcześniej: trudno dostrzec tu czołowego śląskiego polityka i współtwórcę polskiej chadecji. Aspekt działalności stricte politycznej na tle innych sfer życia Korfantego jest słabo zaznaczony. A należy podkreślić, że były to czasy formowania się Polskiego Stronnictwa Chrześcijańskiej Demokracji (PSChD) jako samodzielnego i oryginalnego bytu politycznego w skali ogólnopolskiej, w czym Korfanty odegrał rolę kluczową. Kwestie te, a nawet burzliwe momenty w historii tej partii, potraktowano jednak jako drugorzędne. Podobnie rzecz ma się z ówczesną publicystyką polityczną i programową Korfantego na łamach „Polonii”, o której ledwie wspomniano.

Więzień Brześcia, który przewidział katastrofę

Osobno należy omówić część książki, która bardzo dobrze opisuje kluczową cezurę w życiu Korfantego – Brześć. Uwięzienie polityka takiego formatu w twierdzy brzeskiej z pobudek wyłącznie politycznych autorzy opisali niezwykle przejmująco. Mamy tu zarówno szczegóły jego sprawy, podane z reporterską dokładnością, jak i opis pobytu Korfantego za kratami, który on sam, niezwykle celnie, nazwał później „rekolekcjami” (dziwi zarazem, dlaczego autorzy biografii traktują to określenie w kategorii żartu).

Książka Krzyka i Szmatloch to pierwsza biografia tego polityka, w której poświęcono temu tragicznemu okresowi jego życia nie tylko odpowiednio dużo miejsca, lecz także należnej uwagi. Był to przełomowy czas w życiu Korfantego. Wyraźnie pokazano tu wiarę katolicką Korfantego, który mimo wielkiego upokorzenia i brutalnego traktowania przez strażników, znajduje prawdziwe oparcie w Bogu. Wymowne znaczenie ma relacja współwięźnia-socjalisty o tym, jak Korfanty klęka w celi do żarliwej modlitwy, wcześniej prosząc go o zrozumienie. Po Brześciu Korfanty był już innym człowiekiem i w książce pokazano to bardzo dobitnie.

W tym miejscu toku narracji powstaje jednak luka, gdyż w zasadzie „przeskoczono” kilka lat, przechodząc do okresu na krótko przed tym, jak Korfanty, realnie zagrożony ponownym aresztowaniem, wiosną 1935 decyduje się na emigrację i wyjeżdża do Czechosłowacji. Interesująco opisano jego emigracyjne relacje z liderem PSL Wincentym Witosem. Zaznaczono, że jako jeden z głównych przeciwników rządów sanacji słusznie przewidywał wówczas nadchodzącą, katastrofalną w skutkach konfrontację z III Rzeszą Niemiecką.

Ostatnie rozdziały to decyzja o powrocie do Polski i uwięzienie w areszcie na Mokotowie, skąd zwolniony zostaje już w stanie daleko posuniętej, śmiertelnej choroby. Umiera w Warszawie 17 sierpnia 1939 roku. Jego pogrzeb w Katowicach, zaledwie tydzień przed wybuchem drugiej wojny światowej, to wielka manifestacja na część pamięci lidera walki o polskość Śląska i jednego z ojców niepodległości Polski.

Jednym z ciekawszych rozdziałów jest zakończenie książki, w którym poznajemy dzieje rodziny Wojciecha Korfantego po jego śmierci: tułaczkę wojenną żony, syna i córek. To też pierwsza publikacja biograficzna, w której syntetycznie ujęto ich historie ‒ w większości trafili za ocean. Okazuje się, że Korfanty często powtarzał im, że „Polska to wielka rzecz”.

Korfanty bez katolicyzmu?

Książkę czyta się bardzo dobrze. Po lekturze całości nie sposób jednak nie zwrócić uwagi na pewne tendencje autorów w sposobie prezentacji postaci Korfantego. Widoczny jest, o czym już wspomniałem, duży dystans autorów względem idei narodowej demokracji i szeroko pojętej endecji. Oczywiście autorzy mają do tego pełne prawo, jednak miejscami powstaje wrażenie, że próbują trochę na siłę odcinać Korfantego od jego endeckich korzeni. Wyraźnie akcentowane są te momenty życiorysu bohatera, gdy jego ścieżki polityczne, a później w istotnych aspektach również ideowe, rozchodzą się z endeckimi ‒ czasami zabiegi te stają się groteskowe. Jednak tym, co musi budzić poważne zastrzeżenia merytoryczne, jest zredukowanie do minimum opisów działalności Korfantego jako publicysty i czołowego myśliciela katolicko-społecznego II RP oraz jako intelektualno-ideowej podpory środowiska chrześcijańskiej demokracji w międzywojennej Polsce. Autorzy poruszają ten wątek bardzo skrótowo, w formie syntezy głównych myśli z kilku ważnych artykułów. Sprawia to nieprawdziwe wrażenie, jakoby działalność publicystyczna Korfantego, w której dał się poznać jako jeden z najważniejszych promotorów katolickiej nauki społecznej, była w jego życiu czymś marginalnym. W książce nie ma żadnej wzmianki o tym, że to na bazie encyklik papieskich, Rerum novarum Leona XIII i Quadragesimo anno Piusa XI, Korfanty oparł program ideowy, polityczno i społeczno-gospodarczy swojego środowiska politycznego. Dotyczy to szczególnie koncepcji korporacjonizmu, w którym widział „trzecią drogę” budowy porządku społecznego i gospodarczego Polski jako państwa opartego na nauczaniu moralnym i społecznym Kościoła.

Z analogicznym przemilczeniem mamy do czynienia w relacji na temat późnej działalności politycznej Korfantego. W zasadzie zostaje ona zredukowana do jednej jedynej wzmianki o kontr-sanacyjnym Froncie Morges, którego był jednym z inicjatorów i liderów, obok Ignacego Jana Paderewskiego, gen. Władysława Sikorskiego, gen. Józefa Hallera i Karola Popiela. Czytelnik, szczególnie nie znający tematu, odniesie wrażenie, że chodzi o efemeryczną, „kanapową” inicjatywę, bez żadnego znaczenia dla historii politycznej II RP. A wiadomo przecież, że Front Morges był wstępem do powstania Stronnictwa Pracy – partii uformowanej dzięki połączeniu PSChD Korfantego, Narodowej Partii Robotniczej Karola Popiela i Związku Hallerczyków. Korfanty został pierwszym prezesem tej chadeckiej partii i był kluczowym autorem jej programu politycznego. Partia ta podczas drugiej wojny światowej współtworzyła rząd w Londynie. W książce Krzyka i Szmatloch nie ma o tym ani słowa; nawet nazwa „Stronnictwo Pracy” w ogóle się tam nie pojawia.

Można też zauważyć, że jej autorzy przywiązują niewielką wagę do roli religii i tożsamości katolickiej w życiu Korfantego. Faktycznie, przy różnych okazjach słusznie „punktują” te jego zachowania, których nie spodziewalibyśmy się po polityku chadeckim i katoliku. Wynikają one jednak, co słusznie zauważają i dokładnie opisują autorzy, z jego trudnego charakteru i pewnych niekorzystnych cech osobowości. Jednocześnie, jak wspomniano wcześniej, książka pełna jest barwnych opisów różnych wydarzeń, w których widzimy „ciemną stronę” dyktatora III powstania śląskiego – i niestety właśnie ta strona osobowości i charakteru postaci, intencjonalnie czy nie, w książce przeważa. Miejscami powstaje nawet wrażenie, że mamy do czynienia ze zwykłym koniunkturalistą, z czym przecież nie sposób się zgodzić.

Czy zatem książka Silna bestia warta jest polecenia? Na pewno tak – to jak dotąd najobszerniejsza biografia Wojciecha Korfantego, którą w dodatku czyta się bardzo przyjemnie. Bez wątpienia wzbudzi zainteresowanie swoim barwnym bohaterem. Jednocześnie jednak z jakichś powodów część „barw” składających się na portret tego polityka została wyraźnie stonowana. Szkoda, bo u czytelnika, który wcześniej o Korfantym wiedział niewiele lub zgoła nic, powstanie niepełny obraz tej postaci, pozbawiony odniesień do określonych wartości czy idei. Tak czy owak książkę warto przeczytać ‒ może to być początek dobrze pojętej fascynacji, która zachęci do sięgnięcia po inne publikacje.

Józef Krzyk, Barbara Szmatloch, Korfanty. Silna bestia, Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2020.

okładka

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marek Trojan, „Polska to Wielka Rzecz”. Zapomniany ojciec niepodległości, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 216

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...