19.10.2023

Nowy Napis Co Tydzień #225 / Nic, co szwedzkie, nie jest nam obce…

Polskiemu czytelnikowi literatura skandynawska może kojarzyć się z mrocznymi kryminałami wykorzystującymi specyfikę tamtejszej kultury i zwyczajów. Tym bardziej ciekawy może być dla niego szwedzki bestseller Pojechałam do brata na południe, pierwszy tom sagi o rodzinie Kippów Kariny Smirnoff. Jest to bowiem książka wymykająca się jednoznacznej klasyfikacji, ale mająca kilka cech wspólnych ze wspomnianymi powieściami sensacyjnymi.

Z pozoru zwykła powieść obyczajowa o Janakippo wracającej do rodzinnej wioski szybko wciąga czytelnika w mroczną historię odkrywania kolejnych warstw wypartej pamięci.

Dlaczego malujesz ten obraz spytałam.

Maluję żeby zrozumieć. Tylko dlatego maluję. Maluję by dotrzeć do najgłębszych pokładów pamięci. I teraz malujesz żeby dotrzeć do moich wspomnień. Do naszych wspomnień ja też tam byłem. Mam nadzieję że masz dużo czerwonej farby na swojej palecie powiedziałamO charakterystycznym dla języka tej powieści braku interpunkcji będzie jeszcze mowa.[1].

Na miejscu okazuje się, że jej Bror(brat bliźniak Jany; w języku szwedzkim słowo „bror” funkcjonuje zarówno jako imię, jak i „brat”) mieszka nadal w domu rodzinnym, takim, jakim go pamiętała. Prawie nic nie je, żyje dzięki alkoholowi i papierosom. Jana wprowadza się, żeby się nim zaopiekować. Opieka jest jednym z głównych wątków powieści Smirnoff. Brak opieki nad dziećmi ze strony rodziców sprawił, że musiały dać ją sobie nawzajem.

Nasuwa się także dość oczywiste skojarzenie ze Szwecją jako państwem opiekuńczym.

Nieprzypadkowo Jana zatrudnia się w opiece społecznej i codziennie jeździ pomagać starym, samotnym ludziom z okolicy. Niektórzy są ciężko chorzy, inni mają demencję. Wielu z nich pamięta jej rodzinę. Są symbolem traum i wspomnień, łącznikiem z dzieciństwem Kippów, być może są także symbolem Szwecji w ogóle.

Nikt go nie będzie wspominał.

Stary kawaler bez żony i dzieci.

Dom bez spadkobierców.

Grób bez opieki.

Wielu było takich jak on w parafii smalanger. Ludzi którzy istnieli bo czasem coś o nich przebąkiwano ale nie widywano ich i nie pamiętano o tym żeby o nich myśleć. W końcu zostawali tylko nazwiskami wspominanymi podczas mszy. Niektórzy tak jak allanberg zasłużyli sobie na samotność ale nie gostagronlund. Był jednym z wielu mężczyzn którzy zostali na ojcowiźnie bo ktoś musiał.

W powieści Smirnoff sylwetki ludzi są realistyczne, a jednocześnie minimalistyczne, bez zbędnych ozdobników i bez tematów tabu. Główna bohaterka nie ma złudzeń, kiedy spogląda na siebie.

Wygodnie jej z tącałąjaną. Rzadko mówi co myśli. Nie zadaje zbędnych pytań. Nie wymaga odpowiedzi. Siedzi na stołku w kuchni i zjada resztki z cudzych talerzy. Tacałaja. Przychodzę kiedy ktoś mnie potrzebuje. Wiem co się dzieje ale mimo to nic nie robię. Patrzę a bror się zapija na śmierć. Nie mam przyjaciół. Bo jedyną prawdziwą przyjaciółkę jaką kiedykolwiek miałam wkrótce pochowam. Zostawiam tych którzy mówią że kochają.

Stopniowo, ze strzępków wspomnień napotkanych ludzi i pojawiających się retrospekcji Jany poznajemy historię jej rodziny. Ojciec (zwany przez bohaterkę oocem) nadużywał alkoholu, bił swoją żonę i znęcał się nad dziećmi. Matka (zwana przez Jane aatką) była religijna, uważała, że rodzina jest święta i nie reagowała na krzywdę dzieci. Przemoc ooca powodowała ucieczkę dzieci w świat wyobraźni.

Zwijaliśmy się w moim łóżku gasiliśmy światło i opowiadaliśmy sobie o swoich prawdziwych rodzicach którzy nas zgubili i wciąż szukają. Mieszkali gdzieś w ume albo może nawet w sztokholmie. W jednym z ich pokoi leżały nieotwarte prezenty gwiazdkowe i urodzinowe z tych wszystkich lat przez które byliśmy kippo. Czekaliśmy na cud.

Dzieciństwo rodzeństwa było naznaczone dramatycznymi przeżyciami. Jana była między innymi świadkiem śmierci, Adama (brata ojca dziecka Jany), który spłonął w stodole. Ojciec kazał jej patrzeć na śmierć jej ulubionego konia i zastrzelił szczeniaka, tylko dlatego, że dzieci wbrew jego zaleceniom rozpieszczały go.

Praca Jany ciągle przypomina jej o przeszłości. W pewnym momencie okazuje się, że jedna z samotnych kobiet, którą Jana się opiekuje, to jej przyjaciółka z dzieciństwa – Katarina. Dialogi, jakie się między nimi wywiązują, są szwedzką mieszanką rezygnacji, depresji i czarnego humoru:

Wiesz chyba niedługo umrę co powiedziała gdy zapinałam taśmę do nowej pieluchy. Zmierzam do tego już od kilku miesięcy. Do dupy umrzeć przed czterdziestką. Zgodziłam się z nią. Było tak jakbyśmy rozmawiały o czymś innym. Że do dupy jest wylądować na bezrobociu przed czterdziestką albo do dupy że zamknięto pocztę.

Poznając kolejna epizody z życia rodzeństwa, coraz trudniej nam się oderwać od dalszego ciągu tej historii. Nawet mimo tego, że kolejne przeżycia, o których Jana sobie przypomina, są coraz bardziej traumatyczne. Tak jakby nasza podświadomość rezonowała z jej bólem. W końcu każdy człowiek nosi ze sobą własny bagaż bolesnych wspomnień i ta książka nam o tym przypomina.

Jednocześnie autorka świadomie odwołuje się do narracji psychologicznej i terapeutycznej, kiedy jej postać analizuje siebie.

Potem zamknęłam się w żółtym pokoju i wkroczyłam do świata glinianych ludzików. Kiedy wreszcie poszłam się położyć ośmiu mężczyzn stało rzędem. Tylu mężczyzn którzy uciekali się do przemocy albo nadużywali alkoholu albo mieli na koncie jedno i drugie przewinęło się przez moje życie. Może nawet było ich więcej. Pod koniec poczułam się zmęczona.

Zawsze myślałem że coś jest ze mną nie tak. Że raz za razem ładuje się w taką sytuację żeby zgodnie z klasyczną terapią odtworzyć sytuację z dzieciństwa.

Jest w powieści Smirnoff także sporo czarnego humoru i tragikomicznych momentów, chociaż, jak wspomniała tłumaczka w posłowiu, nie wszystkie dwuznaczne sytuacje udało się przełożyć na język polski. W języku szwedzkim słowo „bror” (imię brata Jany) funkcjonuje zarówno jako imię, jak i „brat”.

Niedawno przyszłaś spytała. Poprosiłam ją żeby cię sprowadzili. Tę z tatuażami. Człowieka carpe-diem. Angelikę podpowiedziałam.

Tak chyba się nazywa zgodziła się katarina. Tylko pomyśl że ostatnimi słowami które czytasz przed śmiercią jest carpe diem.

Dwubiegunowa napisano w rozpisce. Sam gostagronlund uważał to słowo za śmieszne. Kiedyś mówiło się się na to maniakalno-depresyjna wyjaśnił dwubiegunowa przywodzi na myśl łączenie czerwonego przewodu z czarnym w akumulatorze samochodu tak żeby wywołać krótkie spięcie. Poza tym nie jestem nigdy szczególnie przygnębiony od czasu do czasu ogarnia mnie tylko dobry nastrój.

Ważną funkcję w powieści Smirnoff pełni brak niektórych znaków przestankowych: przecinków, znaków zapytania, wielokropków, dużych liter w przypadku imion i nazw własnych. Z całej interpunkcji obecne są tylko kropki i duże litery na początku zdania. Ten celowy zabieg stylistyczny uwypukla specyfikę emocji bohaterów, a także relacji międzyludzkich. Są one chłodne, bezpośrednie, pozbawione tak bliskiej nam, Słowianom, wylewności. Zastosowany zabieg jest kluczem do powieści, a być może kluczem do szwedzkiej, nordyckiej duszy. Wzmacnia także małomówność bohaterów. Autorka w jednym wywiadów tak o tym mówi: „Całe życie minęło mi na poszukiwaniu własnego języka, który nie będzie zbyt rozwlekły i nadmiernie bogaty”.

Tłumaczka wykonała niezwykła pracę, starając się przybliżyć polskiemu czytelnikowi lingwistyczną warstwę szwedzkiej powieści. Język szwedzki używa mniej przecinków niż polszczyzna, a szyk zdania jest mniej swobodny. Z tej przyczyny brak interpunkcji nie jest w tym języku przeszkodą do zrozumienia zdań z przeczeniem, ale po polsku pojawia się pewna dwuznaczność. Dlatego przynajmniej na początku trzeba czasem przeczytać niektóre zdania dwa razy, żeby upewnić co do ich sensu. Z interpunkcją w języku jest trochę tak, jak z komunikacją niewerbalną. Jeśli jej nie ma (tak jak przy rozmowie telefonicznej), głębsza warstwa znaczeń i emocji tekstu pozostaje ukryta, a intencja niepewna. Tak jakby czytelnik musiał samodzielnie odcyfrować sens poszczególnych fragmentów, żeby odczuć na własnej skórze trudność dotarcia przez bohaterkę do traum z dzieciństwa.

Karen Smirnof po sukcesie pierwszej książki napisała już drugi tom sagi Kippów. Została także zaproszona do napisania kolejnego tomu z serii Millennium Stiega Larssona. Biorąc pod uwagę nietrafione dotychczasowe kontynuacje, łatwo sobie wyobrazić Janę jako bohaterkę Millenium.

Lektura Pojechałam do brata na południe nie jest przyjemna ani lekka, wydobywa z podświadomości niechciane i wyparte treści, które wszyscy w sobie nosimy jako jednostki zanurzone w świecie relacji międzyludzkich. Być może literatura skandynawska nie kojarzy nam się z humanizmem, ale w tym przypadku maksyma nic, co ludzkie, nie jest mi obce wydaje się dobrym podsumowaniem tej książki.

Karin Smirnoff, Pojechałam do brata na południe, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2023.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Maciej Milach, Nic, co szwedzkie, nie jest nam obce…, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 225

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...