Nowy Napis Co Tydzień #229 / Czapeczka Gapiszona
W połowie sierpnia, w epicentrum koszmarnych upałów – gdy, jak się to w reportażach literackich z lat dziewięćdziesiątych mówiło, „mózg nieomal stawał w poprzek” – Telewizja Kultura zaserwowała dość niezwykłą przystawkę: wspomnienie dziesięcioodcinkowego serialu animowanego Przygody Gapiszona. Ten surrealistyczny, niesamowicie absurdalny, śmieszny, a zarazem swoiście filozoficzny oraz pozbawiony dialogów (zgodnie ze specyfiką polskiej animacji) traktat o nastoletnim everymanie, Kandydzie i Sowizdrzale w jednym, ogrywał postać stworzoną przez Bohdana Butenkę (1931–2019), jednego z kilku najbardziej rozpoznawalnych ilustratorów i rysowników komiksowych w powojennej Polsce. Już pierwszy odcinek serialu (w przyszłym roku minie sześćdziesiąt lat od jego powstania), Gapiszon w cyrku, ukazuje nam, dlaczego ów bohater w charakterystycznej czapeczce jest i trochę Łazikiem z Tormesu, i postacią wolterowską, i radosnymi cynikami z Tortilli Flat Steinbecka – nie mogąc dostać się na wymarzony spektakl, omija przeszkody, wprowadza radosny chaos podczas występów tresera, clowna i akrobatów, przyprawia nieomal o palpitację serca konferansjera-dyrektora, by wreszcie, zdobywszy trochę sprytem, a trochę przez przypadek poklask u publiczności, stać się bohaterem i honorowym gościem na widowni. Każdy z kolejnych odcinków prezentuje inteligentną wariację na temat tej przygody, splot pecha, sprytu, przypadku i szczęścia, tak niezwykle „odklejoną” od realiów PRL, w których Gapiszon powstawał, tak dadaistyczną, że można ją postawić w jednym szeregu z takimi arcydziełami absurdu jak Ewa chce spać Tadeusza Chmielewskiego, Hydrozagadka Andrzeja Kondratiuka, książki Edmunda Niziurskiego (które wraz z młodzieżowymi powieściami Wiktora Woroszylskiego Butenko ilustrował) czy skecze Kabaretu Starszych Panów ze scenografią (to informacja mało znana) właśnie ojca Gapiszona. Butenko wreszcie – tu powrócę do tej prążkowanej czapeczki – na stałe utrwalił w polskiej ilustracji zasadę powiązania głównego bohatera z gadżetem (choć trzeba zaznaczyć, że nie był na tym polu pionierem: przed nim zaistniały czerwone spodenki Koziołka Matołka narysowane przez Walentynowicza). Rysownik z Bydgoszczy był również pierwszą rozpoznawalną gwiazdą komiksu i animacji w PRL, jeszcze zanim sławę zdobyli Papcio Chmiel, Bogusław Polch, Grzegorz Rosiński, Szarlota Pawel i Janusz Christa. Nieomal każdy Polak w wieku „czterdzieści plus” rozpoznaje postaci Gapiszona, Kwapiszona, którego ubrane w formę collage’u przygody były artystycznym nowatorstwem w skali polskiej ilustracji i komiksu, czy przeniesionych również na mały ekran Gucia i Cezara. Ale kim był Butenko prywatnie, jak kształtowały się jego relacje z wydawcami, w czym krył się sekret jego metody twórczej? Tu tropy kierują nas ku książce Dariusza Rekosza Bohdan Butenko. Pinxit i cała reszta.
Autor, którego książki dla dzieci ilustrował od lat dwutysięcznych właśnie Butenko, napisał o swoich relacjach z twórcą Kwapiszona książkę migotliwą: to splot wywiadu, wplecionych w narrację wypowiedzi artysty oraz jego bliższych i dalszych znajomych, osobistego pamiętnika oraz eseju z refleksjami o dziele mistrza ilustracji. Nie jest to zatem biografia sensu stricto, publikacja z gruntu zakładająca obiektywizm autora, ujawniająca tajemnice i „trupy ukryte w szafie” swojego bohatera. Oto subiektywna kronika podziwu i przyjaźni.
Po pewnym czasie znajomość ta przerodziła się w przyjazną zażyłość, wynikającą nie tylko ze współpracy przy kolejnych książkach, ale również ze wspólnych „przygód”, o których opowiem już w dalszej części niniejszych zwierzeń. Wiele z nich zasłyszałem przez telefon, inne – przy kawiarnianym stoliku, na którym obowiązkowo musiało się pojawić mocne espresso, a czasami również mniej lub bardziej wykwintne ciasteczko. Chciałbym, aby czytelnicy odczuli bliskość tego wyjątkowego człowieka, który znany był ze swej skrytości i skromności. Nigdy nie zabiegał o to, aby być celebrytą, nie lubił telewizyjnych wystąpień i kolorowych, krzykliwych gazet. Cenił sobie punktualność i grę fair play. A ja ceniłem go za artyzm kreski, bycie dżentelmenem oraz człowieczeństwo. Niniejsza książka zaczęła powstawać w roku 2012, może nawet trochę wcześniej. Jest wynikiem wielu prywatnych rozmów, które przeprowadziłem z panem Bohdanem oraz z kilkunastoma innymi osobami. Zmieniał się jej charakter, treść była modyfikowana, uzupełniana i wzbogacana, ale to, co najistotniejsze, pozostało. Jest to opowieść o życiu nietuzinkowego człowieka.
Spośród opublikowanych w ostatnich kilku latach biografii twórców z kręgu Bohdana Butenki – ilustratorów i komiksiarzy – bliżej jej zatem gatunkowo do książki Grzegorz Rosiński. Monografia Patricka Gaumera i Piotra Rosińskiego czy wspomnieniowych autobiografii Henryka Jerzego Chmielewskiego (Papcia Chmiela) niż do Polcha. Kowala od komiksów Daniela Koziarskiego i Wojciecha Obremskiego oraz Jerzego Wróblewskiego okiem współczesnych artystów Macieja Jasińskiego.
Artysta nigdy nie miał nic przeciwko odmianie swego nazwiska, imię w oficjalnych dokumentach zostało zapisane błędnie – lub raczej wbrew intencji jego matki Anny – a niektórzy mniej zorientowani dziennikarze dawali się nabrać na jego żart, iż znajdujące się na nieomal każdym rysunku „pinxit” (z łaciny „namalował”) to drugie imię. Do rodzinnej Bydgoszczy, skąd wraz z rodziną został wywieziony we wrześniu 1939 roku, Butenko już nigdy nie powrócił. Wojnę przeżył w Komorowie, na tajne komplety dojeżdżał kolejką do Warszawy, pierwszy komiks narysował w podstawówce w szkolnych zeszytach. Największą atrakcją czasu wojny były zakupy w sklepie papierniczym pana Ciszewskiego w Pruszkowie i lądowanie amerykańskiej „fortecy” w podkomorowskich lasach tuż po wycofaniu się Niemców. Krótki pobyt w Radomsku, następnie powrót do Komorowa i Bohdan tuż po wojnie zdaje maturę. W 1955 roku uzyskuje dyplom Akademii Sztuk Plastycznych (nie „Pięknych”, co sam podkreślał) w Warszawie. Promotorem Butenki był Jan Marcin Szancer, a przedmiotem obrony ilustracje i łamanie tekstu Opowieści o tulskim mańkucie Mikołaja Leskowa. Ciekawostka – w marcu teczka artysty była zbyt nowatorska i skreślono go z listy studentów, a w czerwcu tego samego roku uznano ją za najlepszą na roku. I ciekawostka kolejna – Jan Matejko miał ucznia Józefa Mehoffera, Mehoffer uczył Szancera, a Szancer – Bohdana Butenkę. Ze studenckich atrakcji najlepiej zapamiętał obiady w barze mlecznym „Karaluch” i podwójne ciastka w cukierni Pomianowskich, które „ratowały życie”, oraz plener w Sandomierzu z opowieściami o Wąwozie Piszczele i garnkach „rosnących na polu”. Wiele lat później te sandomierskie radosno-upiorne legendy znajdą swój finał na okładkach i w ilustracjach Wakacji z duchami Adama Bahdaja i Ducha Joanny Chmielewskiej. Tuż po studiach twórca otrzymał propozycję posady redaktora artystycznego w Naszej Księgarni.
Z całego – archeologicznego i zarazem arcyciekawego – opisu pracy nad redakcją książek oraz przypadkami drukarzy w latach PRL, czyli erze przedkomputerowej, przywołam jeden fragment. To historyjka o oryginałach prac, które wracały do artystów w stanie „dziwacznym” lub wcale do nich nie wracały. Być może czytelnicy pamiętają długoletnią batalię o oryginały plansz jednej z ksiąg Tytusa, Romka i A’Tomka Papcia Chmiela, które najpierw „zaginęły” w drukarni oficyny Horyzonty, a później, w pierwszej dekadzie XXI wieku, nagle pojawiły się w katalogu aukcyjnym Desy.
Czy drukarnia zwracała oryginały pańskich ilustracji? – Bardzo często nie. Wiązało się to nie tyle z tym, że komuś się one bardzo spodobały i zabierał sobie na własny użytek, bądź z tym, że przesyłano je do jakiegoś archiwum, lecz z tym, że oryginały te bardzo często ulegały zniszczeniu. Otóż na przykład zdarzało się, że drukarz próbował kolor przygotowywanej właśnie farby, rozsmarowując paluchem próbkę na arkuszu z ilustracją. Nagminnie zdarzały się również przypadki, że ilustracja taka traktowana była jako podkładka pod coś tam lub podstawka pod kubek z kawą.
Piętro niżej, w kamienicy pod „Naszą Księgarnią” mieściły się redakcje „Płomyczka”, „Świerszczyka” i „Misia”, gdzie Butenko dość regularnie publikował rysunki i komiksy. Gapiszon stał się ulubieńcem czytelników „Misia”. Ta redakcyjno-wydawnicza „kuchnia” powstawania wspaniałych, dziś niezwykle poszukiwanych przez kolekcjonerów książeczek, opowiedziana przez samego mistrza Bohdana to jeden z największych walorów publikacji.
Sześć lat przed telewizyjną premierą Przygód Gapiszona Butenko stał się jednym z pionierów polskich kreskówek eksperymentalnych, współtworząc Pana Maluśkiewicza i wieloryba, później opracował między innymi rysunkową czołówkę do fabuły filmu I ty zostaniesz Indianinem (1962) Konrada Nałęckiego według prozy Woroszylskiego. Patrząc po latach na koncept polskiego artysty wypada tylko żałować, iż chociażby tak jak w przypadku produkcji czechosłowackiej nie powstał melanż filmowo-rysunkowy, który znamy z niesamowitej komedii Kto chce zabić Jessie? (1966) Václava Vorlíčka w opracowaniu Karela Saudka. Oglądając te graficzne wstępy Butenki, nie można pozbyć się wrażenia, że są one porównywalne, a często nawet bardziej wyrafinowane niż rysunkowe czołówki Różowej Pantery lub Fantomasa, które w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych oznaczały sam „top topów” filmowej popkultury. Niedługo po pierwszych animacjach telewizja zaczyna produkować programy poetyckie z czołówką polskich aktorów i animowaną scenografią Butenki na olbrzymich taflach szklanych. Ten flagowy produkt odwiedza niemal wszystkie demoludy, a sam sprzęt do animacji zajmuje połowę wagonu towarowego. Artysta-eksperymentator staje się freelancerem. Od połowy lat sześćdziesiątych nie musi już zabiegać o zlecenia. Przygoda kropli wody podbija rynek japoński, ma sto trzynaście wznowień i ponad milion sprzedanych egzemplarzy.
Pinxit i cała reszta to również – dzięki osobowości i wspomnieniom tytułowego bohatera – następny z kolorowych klocków w układance o artystycznym (i towarzyskim, nieomal parafrazując Tyrmanda) życiu PRL. O zagranicznych wyjazdach i wystawach, o tym, jak Butenko oraz inni utalentowani twórcy zaistnieli (poniżej miary swych możliwości) i weszli w krwiobieg kultury europejskiej. Z tych obyczajowych anegdot – często dość smutnych – zapada nam w pamięć chociażby jeden z kulturowych obrazków czasów przełomu. Nie górnolotna opowieść o zmianach politycznych, o narodzinach kapitalizmu, demokracji, powstaniu wielkich fortun, ale historia jednej ściany w warszawskiej kawiarni „Lajkonik”, niedaleko redakcji tygodnika „Szpilki”. Przez lata bywalcy pozostawiali tam rysunki i karykatury. Ścienna galeria pomieściła więc Lengrena, Lipińskiego, Ferstera i oczywiście Butenkę, a pewnego dnia nowy właściciel postanowił ją zamalować, tworząc bardziej „współczesny wystrój”. Mamy też szereg wspomnień o współpracy z pisarzami, tym cenniejszych, że większość wywiadów i biografii – pisanych z punktu widzenia prozaików i poetów – pomija aspekt ilustracyjny książek. Artysta wspominał:
Są autorzy, co do których mam problem – co zilustrować? Bo tekst jest, powiedzmy, przeciętny. A u Niziurskiego występuje, czy występował, ten sam problem – co zilustrować? Tylko, że tutaj możliwości było co niemiara. Jedno zdanie, a pomysłów co najmniej na trzy ilustracje.
Butenko spotkał się z pisarzem przy Niewiarygodnych przygodach Marka Piegusa. Był również autorem rysunkowej czołówki serialu z 1967 roku.
Ten butenkowski bedeker uzupełniają krótkie wypowiedzi znanych osób „z kim/czym Butenko mi się kojarzy”, spis utworów ilustrowanych i… alfabet.
F jak fauna domowa. Zapytany o domowe zwierzaki pan Bohdan wyraźnie się rozpromienia. Okazuje się, że zdarzały się okresy w jego życiu, gdy mógł o sobie nawet powiedzieć „hodowca”. Co hodował? Gołębie, chomiki, świnki morskie, króliki, rybki, a nawet traszki.
Jest również „L jak lista” – tym razem chodziło o obowiązkową obecność na pochodzie pierwszomajowym. Bohdan Butenko tłumaczył kadrowej w „Naszej Księgarni”, że mieszkając poza Warszawą, musi zasilać pochód w Komorowie, tam z kolei „wyjeżdżał” do Warszawy. To taki mały, sympatyczny absurd, całkiem z rysunkowego świata artysty. Zacząłem od Przygód Gapiszona i na nich skończę. Dla wszystkich dzieci – od lat dziesięciu do stu dziesięciu, które mogły przegapić powtórkowy seans – internet poleca dziś kompletny zestaw animacji Bohdana Butenki, a zakamarki szaf z literaturą dziecięcą jego niezwykłe ilustracje.
Dariusz Rekosz, Bohdan Butenko. Pinxit i cała reszta, Wydawnictwo Bernardinum, Pelpin 2023