16.11.2023

Nowy Napis Co Tydzień #229 / Czapeczka Gapiszona

W połowie sierpnia, w epicentrum koszmarnych upałów – gdy, jak się to w reportażach literackich z lat dziewięćdziesiątych mówiło, „mózg nieomal stawał w poprzek” – Telewizja Kultura zaserwowała dość niezwykłą przystawkę: wspomnienie dziesięcioodcinkowego serialu animowanego Przygody Gapiszona. Ten surrealistyczny, niesamowicie absurdalny, śmieszny, a zarazem swoiście filozoficzny oraz pozbawiony dialogów (zgodnie ze specyfiką polskiej animacji) traktat o nastoletnim everymanie, Kandydzie i Sowizdrzale w jednym, ogrywał postać stworzoną przez Bohdana Butenkę (1931–2019), jednego z kilku najbardziej rozpoznawalnych ilustratorów i rysowników komiksowych w powojennej Polsce. Już pierwszy odcinek serialu (w przyszłym roku minie sześćdziesiąt lat od jego powstania), Gapiszon w cyrku, ukazuje nam, dlaczego ów bohater w charakterystycznej czapeczce jest i trochę Łazikiem z Tormesu, i postacią wolterowską, i radosnymi cynikami z Tortilli Flat Steinbecka – nie mogąc dostać się na wymarzony spektakl, omija przeszkody, wprowadza radosny chaos podczas występów tresera, clowna i akrobatów, przyprawia nieomal o palpitację serca konferansjera-dyrektora, by wreszcie, zdobywszy trochę sprytem, a trochę przez przypadek poklask u publiczności, stać się bohaterem i honorowym gościem na widowni. Każdy z kolejnych odcinków prezentuje inteligentną wariację na temat tej przygody, splot pecha, sprytu, przypadku i szczęścia, tak niezwykle „odklejoną” od realiów PRL, w których Gapiszon powstawał, tak dadaistyczną, że można ją postawić w jednym szeregu z takimi arcydziełami absurdu jak Ewa chce spać Tadeusza Chmielewskiego, Hydrozagadka Andrzeja Kondratiuka, książki Edmunda Niziurskiego (które wraz z młodzieżowymi powieściami Wiktora Woroszylskiego Butenko ilustrował) czy skecze Kabaretu Starszych Panów ze scenografią (to informacja mało znana) właśnie ojca Gapiszona. Butenko wreszcie – tu powrócę do tej prążkowanej czapeczki – na stałe utrwalił w polskiej ilustracji zasadę powiązania głównego bohatera z gadżetem (choć trzeba zaznaczyć, że nie był na tym polu pionierem: przed nim zaistniały czerwone spodenki Koziołka Matołka narysowane przez Walentynowicza). Rysownik z Bydgoszczy był również pierwszą rozpoznawalną gwiazdą komiksu i animacji w PRL, jeszcze zanim sławę zdobyli Papcio Chmiel, Bogusław Polch, Grzegorz Rosiński, Szarlota Pawel i Janusz Christa. Nieomal każdy Polak w wieku „czterdzieści plus” rozpoznaje postaci Gapiszona, Kwapiszona, którego ubrane w formę collage’u przygody były artystycznym nowatorstwem w skali polskiej ilustracji i komiksu, czy przeniesionych również na mały ekran Gucia i Cezara. Ale kim był Butenko prywatnie, jak kształtowały się jego relacje z wydawcami, w czym krył się sekret jego metody twórczej? Tu tropy kierują nas ku książce Dariusza Rekosza Bohdan Butenko. Pinxit i cała reszta.

Autor, którego książki dla dzieci ilustrował od lat dwutysięcznych właśnie Butenko, napisał o swoich relacjach z twórcą Kwapiszona książkę migotliwą: to splot wywiadu, wplecionych w narrację wypowiedzi artysty oraz jego bliższych i dalszych znajomych, osobistego pamiętnika oraz eseju z refleksjami o dziele mistrza ilustracji. Nie jest to zatem biografia sensu stricto, publikacja z gruntu zakładająca obiektywizm autora, ujawniająca tajemnice i „trupy ukryte w szafie” swojego bohatera. Oto subiektywna kronika podziwu i przyjaźni.

Po pewnym czasie znajomość ta przerodziła się w przyjazną zażyłość, wynikającą nie tylko ze współpracy przy kolejnych książkach, ale również ze wspólnych „przygód”, o których opowiem już w dalszej części niniejszych zwierzeń. Wiele z nich zasłyszałem przez telefon, inne – przy kawiarnianym stoliku, na którym obowiązkowo musiało się pojawić mocne espresso, a czasami również mniej lub bardziej wykwintne ciasteczko. Chciałbym, aby czytelnicy odczuli bliskość tego wyjątkowego człowieka, który znany był ze swej skrytości i skromności. Nigdy nie zabiegał o to, aby być celebrytą, nie lubił telewizyjnych wystąpień i kolorowych, krzykliwych gazet. Cenił sobie punktualność i grę fair play. A ja ceniłem go za artyzm kreski, bycie dżentelmenem oraz człowieczeństwo. Niniejsza książka zaczęła powstawać w roku 2012, może nawet trochę wcześniej. Jest wynikiem wielu prywatnych rozmów, które przeprowadziłem z panem Bohdanem oraz z kilkunastoma innymi osobami. Zmieniał się jej charakter, treść była modyfikowana, uzupełniana i wzbogacana, ale to, co najistotniejsze, pozostało. Jest to opowieść o życiu nietuzinkowego człowieka.

Spośród opublikowanych w ostatnich kilku latach biografii twórców z kręgu Bohdana Butenki – ilustratorów i komiksiarzy – bliżej jej zatem gatunkowo do książki Grzegorz Rosiński. Monografia Patricka Gaumera i Piotra Rosińskiego czy wspomnieniowych autobiografii Henryka Jerzego Chmielewskiego (Papcia Chmiela) niż do Polcha. Kowala od komiksów Daniela Koziarskiego i Wojciecha Obremskiego oraz Jerzego Wróblewskiego okiem współczesnych artystów Macieja Jasińskiego.

Artysta nigdy nie miał nic przeciwko odmianie swego nazwiska, imię w oficjalnych dokumentach zostało zapisane błędnie – lub raczej wbrew intencji jego matki Anny – a niektórzy mniej zorientowani dziennikarze dawali się nabrać na jego żart, iż znajdujące się na nieomal każdym rysunku „pinxit” (z łaciny „namalował”) to drugie imię. Do rodzinnej Bydgoszczy, skąd wraz z rodziną został wywieziony we wrześniu 1939 roku, Butenko już nigdy nie powrócił. Wojnę przeżył w Komorowie, na tajne komplety dojeżdżał kolejką do Warszawy, pierwszy komiks narysował w podstawówce w szkolnych zeszytach. Największą atrakcją czasu wojny były zakupy w sklepie papierniczym pana Ciszewskiego w Pruszkowie i lądowanie amerykańskiej „fortecy” w podkomorowskich lasach tuż po wycofaniu się Niemców. Krótki pobyt w Radomsku, następnie powrót do Komorowa i Bohdan tuż po wojnie zdaje maturę. W 1955 roku uzyskuje dyplom Akademii Sztuk Plastycznych (nie „Pięknych”, co sam podkreślał) w Warszawie. Promotorem Butenki był Jan Marcin Szancer, a przedmiotem obrony ilustracje i łamanie tekstu Opowieści o tulskim mańkucie Mikołaja Leskowa. Ciekawostka – w marcu teczka artysty była zbyt nowatorska i skreślono go z listy studentów, a w czerwcu tego samego roku uznano ją za najlepszą na roku. I ciekawostka kolejna – Jan Matejko miał ucznia Józefa Mehoffera, Mehoffer uczył Szancera, a Szancer – Bohdana Butenkę. Ze studenckich atrakcji najlepiej zapamiętał obiady w barze mlecznym „Karaluch” i podwójne ciastka w cukierni Pomianowskich, które „ratowały życie”, oraz plener w Sandomierzu z opowieściami o Wąwozie Piszczele i garnkach „rosnących na polu”. Wiele lat później te sandomierskie radosno-upiorne legendy znajdą swój finał na okładkach i w ilustracjach Wakacji z duchami Adama Bahdaja i Ducha Joanny Chmielewskiej. Tuż po studiach twórca otrzymał propozycję posady redaktora artystycznego w Naszej Księgarni.

Z całego – archeologicznego i zarazem arcyciekawego – opisu pracy nad redakcją książek oraz przypadkami drukarzy w latach PRL, czyli erze przedkomputerowej, przywołam jeden fragment. To historyjka o oryginałach prac, które wracały do artystów w stanie „dziwacznym” lub wcale do nich nie wracały. Być może czytelnicy pamiętają długoletnią batalię o oryginały plansz jednej z ksiąg Tytusa, Romka i A’Tomka Papcia Chmiela, które najpierw „zaginęły” w drukarni oficyny Horyzonty, a później, w pierwszej dekadzie XXI wieku, nagle pojawiły się w katalogu aukcyjnym Desy.

Czy drukarnia zwracała oryginały pańskich ilustracji? – Bardzo często nie. Wiązało się to nie tyle z tym, że komuś się one bardzo spodobały i zabierał sobie na własny użytek, bądź z tym, że przesyłano je do jakiegoś archiwum, lecz z tym, że oryginały te bardzo często ulegały zniszczeniu. Otóż na przykład zdarzało się, że drukarz próbował kolor przygotowywanej właśnie farby, rozsmarowując paluchem próbkę na arkuszu z ilustracją. Nagminnie zdarzały się również przypadki, że ilustracja taka traktowana była jako podkładka pod coś tam lub podstawka pod kubek z kawą.

Piętro niżej, w kamienicy pod „Naszą Księgarnią” mieściły się redakcje „Płomyczka”, „Świerszczyka” i „Misia”, gdzie Butenko dość regularnie publikował rysunki i komiksy. Gapiszon stał się ulubieńcem czytelników „Misia”. Ta redakcyjno-wydawnicza „kuchnia” powstawania wspaniałych, dziś niezwykle poszukiwanych przez kolekcjonerów książeczek, opowiedziana przez samego mistrza Bohdana to jeden z największych walorów publikacji.

Sześć lat przed telewizyjną premierą Przygód Gapiszona Butenko stał się jednym z pionierów polskich kreskówek eksperymentalnych, współtworząc Pana Maluśkiewicza i wieloryba, później opracował między innymi rysunkową czołówkę do fabuły filmu ty zostaniesz Indianinem (1962) Konrada Nałęckiego według prozy Woroszylskiego. Patrząc po latach na koncept polskiego artysty wypada tylko żałować, iż chociażby tak jak w przypadku produkcji czechosłowackiej nie powstał melanż filmowo-rysunkowy, który znamy z niesamowitej komedii Kto chce zabić Jessie? (1966) Václava Vorlíčka w opracowaniu Karela Saudka. Oglądając te graficzne wstępy Butenki, nie można pozbyć się wrażenia, że są one porównywalne, a często nawet bardziej wyrafinowane niż rysunkowe czołówki Różowej Pantery lub Fantomasa, które w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych oznaczały sam „top topów” filmowej popkultury. Niedługo po pierwszych animacjach telewizja zaczyna produkować programy poetyckie z czołówką polskich aktorów i animowaną scenografią Butenki na olbrzymich taflach szklanych. Ten flagowy produkt odwiedza niemal wszystkie demoludy, a sam sprzęt do animacji zajmuje połowę wagonu towarowego. Artysta-eksperymentator staje się freelancerem. Od połowy lat sześćdziesiątych nie musi już zabiegać o zlecenia. Przygoda kropli wody podbija rynek japoński, ma sto trzynaście wznowień i ponad milion sprzedanych egzemplarzy.

Pinxit i cała reszta to również – dzięki osobowości i wspomnieniom tytułowego bohatera – następny z kolorowych klocków w układance o artystycznym (i towarzyskim, nieomal parafrazując Tyrmanda) życiu PRL. O zagranicznych wyjazdach i wystawach, o tym, jak Butenko oraz inni utalentowani twórcy zaistnieli (poniżej miary swych możliwości) i weszli w krwiobieg kultury europejskiej. Z tych obyczajowych anegdot – często dość smutnych – zapada nam w pamięć chociażby jeden z kulturowych obrazków czasów przełomu. Nie górnolotna opowieść o zmianach politycznych, o narodzinach kapitalizmu, demokracji, powstaniu wielkich fortun, ale historia jednej ściany w warszawskiej kawiarni „Lajkonik”, niedaleko redakcji tygodnika „Szpilki”. Przez lata bywalcy pozostawiali tam rysunki i karykatury. Ścienna galeria pomieściła więc Lengrena, Lipińskiego, Ferstera i oczywiście Butenkę, a pewnego dnia nowy właściciel postanowił ją zamalować, tworząc bardziej „współczesny wystrój”. Mamy też szereg wspomnień o współpracy z pisarzami, tym cenniejszych, że większość wywiadów i biografii – pisanych z punktu widzenia prozaików i poetów – pomija aspekt ilustracyjny książek. Artysta wspominał:

Są autorzy, co do których mam problem – co zilustrować? Bo tekst jest, powiedzmy, przeciętny. A u Niziurskiego występuje, czy występował, ten sam problem – co zilustrować? Tylko, że tutaj możliwości było co niemiara. Jedno zdanie, a pomysłów co najmniej na trzy ilustracje.

Butenko spotkał się z pisarzem przy Niewiarygodnych przygodach Marka Piegusa. Był również autorem rysunkowej czołówki serialu z 1967 roku.

Ten butenkowski bedeker uzupełniają krótkie wypowiedzi znanych osób „z kim/czym Butenko mi się kojarzy”, spis utworów ilustrowanych i… alfabet.

F jak fauna domowa. Zapytany o domowe zwierzaki pan Bohdan wyraźnie się rozpromienia. Okazuje się, że zdarzały się okresy w jego życiu, gdy mógł o sobie nawet powiedzieć „hodowca”. Co hodował? Gołębie, chomiki, świnki morskie, króliki, rybki, a nawet traszki.

Jest również „L jak lista” – tym razem chodziło o obowiązkową obecność na pochodzie pierwszomajowym. Bohdan Butenko tłumaczył kadrowej w „Naszej Księgarni”, że mieszkając poza Warszawą, musi zasilać pochód w Komorowie, tam z kolei „wyjeżdżał” do Warszawy. To taki mały, sympatyczny absurd, całkiem z rysunkowego świata artysty. Zacząłem od Przygód Gapiszona i na nich skończę. Dla wszystkich dzieci – od lat dziesięciu do stu dziesięciu, które mogły przegapić powtórkowy seans – internet poleca dziś kompletny zestaw animacji Bohdana Butenki, a zakamarki szaf z literaturą dziecięcą jego niezwykłe ilustracje.

Dariusz Rekosz, Bohdan Butenko. Pinxit i cała reszta, Wydawnictwo Bernardinum, Pelpin 2023

Bohdan Butenko. Pinxit i cała reszta - Dariusz Rekosz | Książka w  Lubimyczytac.pl - Opinie, oceny, ceny

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Paweł Chmielewski, Czapeczka Gapiszona, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 229

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...