26.10.2023

Nowy Napis Co Tydzień #226 / Dramat zawsze dokonuje się w ciszy

Joanna Pollakówna – gdybym w to wierzył, musiałbym powiedzieć, że poezję otrzymała w genach po rodzicach, poetach – Sewerynie Pollaku i Wandzie Grodzieńskiej. Mimo tego jej liryka najlepszy czas osiągnęła chyba dopiero po śmierci autorki, czego dowodzi Wieczność dopełni – zbiór wydany przez PIW dwadzieścia jeden lat po jej odejściu. Dowodzi tego także ożywiona recepcja tej twórczości ‒ wymieńmy tu tylko monografię Próba bóluW. Kudyba, Próba bólu. O wierszach Joanny Pollakówny, Warszawa 2016.[1] pióra Wojciecha Kudyby.

Recenzowany zbiór obejmuje dwie części – Wieczność dopełni, czyli wybór poezji opublikowanej przez autorkę za życia, oraz Odnalezione, czyli wiersze, które udało się niejako wyrwać szponom czasu. Integralność poszczególnych części zaznaczono już na poziomie podstawowym – każda została wybrana i opatrzona posłowiem przez inną osobę: Wieczność dopełni przez Jana Zielińskiego, Odnalezione natomiast przez Agatę Szulc-Woźniak. To ciekawe rozwiązanie i jednocześnie dobre, gdyż – jak czytamy w Nocie edytorskiej:

[t]eksty pochodzą z różnych etapów twórczości Pollakówny, najwcześniejsze z lat pięćdziesiątych, najpóźniejsze z roku 2001. […] Ich datowanie (poza kilkoma wyjątkami) jest nieznaneA. Szulc-Woźniak, Nota edytorska [w:] J. Pollakówna, Wieczność dopełni, Warszawa 2016, s. 575.[2].

Próby łączenia tego, co poetka przeznaczyła do druku, z tym, co z jakiegoś powodu pozostało w archiwum, byłyby nieuprawnioną ingerencją w projekt poetycki. Ale niech nie zwiedzie nas ta integralność, gdyż w istocie teksty są komplementarne.

Zanim przejdę do omówienia zawartości, chciałbym wyłuskać kilka cennych refleksji z dwóch posłowi. Co ciekawe, mają one klamrowy charakter – tekst Jana Zielińskiego wprowadza nas w lekturę, a wypowiedź Agaty Szulc-Woźniak niejako ją wieńczy. Dzięki temu dopełniają się. Jan Zieliński swoją uwagę poświęca głównie zamykającym tomiki wierszom, gdyż – jak stwierdza: „[p]rawdziwych poetów poznaje się (też) po tym, czym zwieńczają, czym domykają swe tomiki”J. Zieliński, Domykania [w:] J. Pollakówna, Wieczność…, s. 7.[3]. To z pozoru paradoksalna decyzja – pierwszy kontakt czytelnika z Wieczność dopełni rozpoczyna się od zamknięć, od domykań, od klamr. Ale może właśnie dzięki temu udaje się nam wydobywać z tej poezji pełnię. Dodajmy, że omówienia Zielińskiego są po prostu interesujące i (dla mnie jako literaturoznawcy) satysfakcjonujące pod względem interpretacyjnym. Ich atutem jest również osobisty stosunek do omawianych wierszy – autor Domykania nie ukrywa zachwytu poezją Pollakówny, co najklarowniej artykułuje w ostatnim akapicie: „Ten wiersz [*** [Co tu nie ukończone…] – D.Ż.] jest jak kunsztowny węzeł, ostatecznie spinający poezję Joanny Pollakówny. Węzeł przeszyty ognistą strzałą”Tamże, s. 28.[4].

Agata Szulc-Woźniak dokonuje przeglądu wierszy odnalezionych, grupuje je, dzieli, wyodrębnia tematy – i to cenne, choć najcenniejsze zdaje się być to, co mówi o samym procesie twórczym Pollakówny. Mianowicie:

Wśród rękopisów znajdziemy wiele, zawieruszonych między codziennymi notatkami, pospiesznych szkiców, prób i wprawek. Niektóre z tych „wierszy w drodze”, jeszcze zielonych i kwaśnych, zamiast daty powstania zawierają adnotację o okolicznościach pracy. Poetka nie szczędzi sobie złośliwości: „nie do druku”, „pierwsza wersja do niczego, druga nie lepsza”. Rękopisy noszą ślady zmagań z nieposłusznym słowem, obrazem umykającym przed ścigającym go piórem, z doznaniem przekraczającym pojemne granice metafor. Czasem, spośród skreśleń, triumfująco wyłaniają się pojedyncze spostrzeżenia: „Świat jest wielkim ogniskiem w którym z hukiem płoną / gałęzie Drzewa Wiedzy dobrego i złego”. Takich pamiątek po wierszach, które nie powstały („A czuć było, jak boleśnie chcą się stworzyć, chcą się wcielić” [cytat z Ballady bezludnej Leśmiana – D.Ż.], Pollakówna na nie przepisuje w innych utworach. Zostawia je dla siebie. I dla czytelników, którzy podążą za nią do pracowni – bo spodziewa się tu przecież wizytyA. Szulc-Woźniak, Tyle nieśmiertelności. Kronika nienapisanego [w:] J. Pollakówna, Wieczność…, s. 577–578.[5].

Edytorka pozwala nam wejrzeć w głąb procesu twórczego, za kulisy powstania czegoś z niczego. Uczestniczyć w akcie kreacji – to wielka sprawa. Możemy ujrzeć, jak mozolną jest praca poety. Trafnie opisywała to Szymborska w swoim odczycie Noblowskim:

Najgorzej z poetami. Ich praca jest beznadziejnie niefotogeniczna. Człowiek siedzi przy stole albo leży na kanapie, wpatruje się nieruchomym wzrokiem w ścianę albo w sufit, od czasu do czasu napisze siedem wersów, z czego jeden po kwadransie skreśli, i znów upływa godzina, w której nic się nie dzieje… Jaki widz wytrzymałby oglądanie czegoś takiego?W. Szymborska, Odczyt Noblowski, https://www.nobelprize.org/prizes/literature/1996/szymborska/25586-wislawa-szymborska-odczyt-noblowski-1996/ [dostęp: 20.09.2023].[6]

*

Nie zwlekając dłużej, przejdźmy to tego, co najważniejsze – do poezji.

I już u początku nasuwa się konkluzja, że Pollakówna to wielka poetka, jedna z największych w szalonym XX wieku. A oto dowody, czyli wypiski z jej wierszy. Spójrzmy na niezwykle wymowny fragment Apokalipsy:

Nie ma płonących mórz
ani drzewa się krwawo pocą:


święci się nigdy nie bali milczenia
– święci tego nie mogli przeczuć.


A tu tylko cisza, cisza nieprzemówiona,
cisza nieprzenikliwa, że nawet krzyk,
bicie na alarm, nie ukruszy jej, nie nadłamie


(Apokalipsa, s. 77Wszystkie cytowane wiersze podaję za recenzowanym wydaniem (J. Pollakówna, Wieczność dopełni, Warszawa 2023), sygnując je tytułem oraz numerem strony.[7])

Poetka podejmuje polemikę z Ap 8, 8 – ta referencja przychodzi wraz z użytym oksymoronem, jednak koniec widzi zupełnie inaczej niż ukochany uczeń Jezusa. Owszem, dokonuje się dramat, ale to dramat w ciszy, obywający się bez słów. „Cisza” staje się nieomal żywą tkanką, która jest „nieprzenikliwa” – użycie tego słowa sprawia, że następuje niejako ożywienie ciszy, ale jednocześnie udramatycznienie całej scenerii. Aż prosi się o rozszerzenie tego o słowa Kudyby, który na temat poezji autorki stwierdza:

Wydaje mi się, że praca nad wierszem często bywa dla poetki formą pracy duchowej, która umożliwia nie tylko rozpoznanie i opisanie katastrofy choroby, ale także odnalezienie się podmiotu w świecie po katastrofieW. Kudyba, Próba…, s. 22.[8].

Z różnych powodów – głównie osobistych – niezwykle ważny dla mnie stał się jeden z odnalezionych wierszy, Matce. To bardzo intymny utwór, z tego powodu też zapewne niewydany. Powstał, jak dowiadujemy się z dopisku, 3 września 1966 roku, a więc równo w dwa miesiące po śmierci matki poetki – Wandy Grodzieńskiej. Słowa piorunują, toteż przytaczam go w całości:

I oto
dwa miesiące bez ciebie


świat pulsuje
elastycznie skurczliwy
doskonale pełny
jakbyś tylko zmieniła miejsce –


przesuwasz sięsny
zawsze
tej samej sukniczarnej wełny
teraz już pewnie rozczesanej
strzępy

przesuwasz sięsny
i
 nagłe z o b a c z e n i a
dotknięcia słuchania

tak falami nadchodzisz
miłośnie mnie gonisz
w conocnej repetycji umierania


3 września 66

(Matce, s. 549)

Początkowa część wiersza uderza prostotą. Oddaje dramat umierania, pustkę, która nie pozwala krzyczeć. Spokojny ton stanowi największy atut: drugiej osoby już nie ma, ale świat nie zatrzymuje się, nie ustaje, dalej pozostaje z pozoru niezmienny. Niby nic się nie stało, ale jednak słowa „jakbyś tylko” sugerują odmiennie, kontrastują, dowodzą braku. Wtem kolejny cios zadany piękną frazą „przesuwasz się w sny” – obraz sukni matki staje się wspomnieniem, ale bolesnym wspomnieniem. Przypomina, że ciało ulega rozkładowi, że z człowieka zostają jedynie „strzępy”. W tych niuansach odbywa się milczący dramat umierania, odchodzenia bliskich. Umarli nie pozwalają o sobie zapomnieć, nie ma ich, a jednocześnie ciągle objawiają się tak sensualnie, nieomal realnie. Odwiedzają w snach, żeby bez przerwy przeżywać ich odejście, a jednocześnie słyszeć echo wpisane w nasze istnienie w maksymie „memento mori”. Ten wiersz to rzecz wspaniała, dobrze, że została odnaleziona i przywrócona ludzkiej pamięci. Na marginesie dodam, że moim zdaniem odrobinę słabszy, ale o trzy lata późniejszy, dedykowany matce wiersz *** [Czy rzeczywiście ze mną byłaś?] ukazał się w tomiku W cieniu (s. 193). Sądzę więc, że znaczącym kryterium publikacji był po prostu czas.

Przytoczę jeszcze trzeci zachwycający fragment. I – mówię to z całą świadomością – jest to jedna z najpiękniejszych fraz miłosnych w polskiej poezji, również odnaleziona w Muzeum Literatury.

Mój Najbliższy mój Jedyny
jakże mi twa bliskość krzepnie
w
 płacz

(*** [Mój Najbliższy mój Jedyny], s. 555)

Podsumowując, Wieczność dopełni to pozycja niezwykle wartościowa z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze, prezentuje dorobek Joanny Pollakówny, świetnej, choć chyba nadal nienależycie docenianej poetyki. Po drugie, wydobywa na światło wieczności nieznane wiersze, często wcale nie mniej interesujące niż te już wydane. Po trzecie, to po prostu wybór, który warto mieć na półce, by obcować ze Słowem. Jednym słowem: czytajcie Pollakównę!

J. Pollakówna, Wieczność dopełni. Wiersze z lat 1958–2002, wybór, nota edytorska i posłowie do części Wieczność dopełni: J. Zieliński, wybór, nota edytorska i posłowie do Odnalezionych: A. Szulc-Woźniak, Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy, 2023.

Wieczność dopełni. Wiersze z lat 1958-2002 - Joanna Pollakówna | Książka w  Lubimyczytac.pl - Opinie, oceny, ceny
Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Dariusz Żółtowski, Dramat zawsze dokonuje się w ciszy, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 226

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...