26.10.2023

Nowy Napis Co Tydzień #226 / Misia

No ja nie wiem, krzyczał na mię ten człowiek, ten z magazynu. Krzyczał strasznie, bardzo niemiły był, ba-ardzo. Znowu niemiły człowiek na magazynie, ja tak nie lubię. I poszedłem do Janka, coby mię pocieszył, Janek młody jest, bardzo dobry chłopak, ba-ardzo. Tylko już poszedł sobie, Janek. Bez Janka jest okropnie na magazynie i ponuro.

Tak ciemno było, jak ja wychodziłem do domu, teraz to już jest ciemno prawie cały dzień. Zmęczony taki byłem i zły przez tego z magazynu, okrutny człowiek. Bardzo na mię nakrzyczał i niemiłe to było naprawdę. Nie lubię, jak zimno jest i już zęby mię bolały. Bo wiedziałem, że jak wyjdę, to w zimnie będę musiał do domu iść. A jeszcze ten człowiek.

Chciałem już tylko wyprowadzić Misię na spacer i spać. Misia to dla mię wszystko. Misia wdzięczna jest, Misia taka kochana jest. Bardzo taka urocza jest, ba-ardzo. Dużo bardziej ją lubię niż ludzi.

I jeszcze przed wejściem do mieszkania kolejny człowiek mię zdenerwował, ta taka młoda mroczna, co muzykę zawsze głośno puszcza. Powiedziałem dzień dobry, a ona nic. A tak naprawdę to powinienem jej kazać muzykę ciszej puszczać, a tego nie zrobiłem. Chciałem miły być, a ona i tak takie o. No ja nie wiem.

***

Jak wychodziłem do pracy następnego dnia to ten mój współlokator, że się wyprowadza. A to skomplikowane jest. Mamy wspólną umowę jak kumple. Bo właściciel powiedział, że jak podpiszemy wspólnie na całe mieszkanie, to taniej. A to i tak żadna umowa, taki świstek, że w każdej chwili można nas wyrzucić. I on, że przeprasza, ale musi. Pracę w Niemczech dostał. Już nie chce w Polsce. Rząd zamknął mu kiedyś firmę i on już nie chce. No więc chyba całą umowę musimy zerwać i nie wiedziałem, czy właściciel dla mię znajdzie jakiego współlokatora nowego, czy każe mi się wynieść.

W pracy byłem normalnie i pracowałem. Jestem sprawiedliwy człowiek i pracuję jak trzeba. A tutaj podchodzi do mię szef zmiany, że musimy porozmawiać. Bo znowu problemy są, jak przychodzą ci zewnętrzni z dostawą na magazyn. Ze mną są. Więc ja mu, że to niemili ludzie są, a on, że to jest praca i chodzi o zrobienie dobrze inwentaryzacji, nie o bycie miłym. I przeklął. A ja nie lubię, jak ktoś przeklina. Boję się wtedy.

I ja go przeprosiłem, a on, że nie chodzi o przepraszanie, że same problemy ze mną są i ma dość płacenia mi w gotówce. A jak się zatrudniłem, to poprosiłem, żeby w gotówce, bo komornik znał moje konto w banku i musiałem zamknąć je.

Komornik mi zabierał pieniądze, bo tatko miał dług. Za duży kredyt wziął i spłacić nie mógł, i odsetki miał, i jeszcze jakiś fajny bank chciał pomóc i drugi kredyt mu dał, mimo że miał ten pierwszy, ale to też odsetki bardzo długo. I tatko miał to spłacić, ale jakaś firma oszczędnościowa go okradła. No i zmarł mój tatko, bardzo chory był, ba-ardzo. A jeszcze młody był.

No i Misię przygarnąłem, jeszcze taką małą, bo tak samotnie mi bez tatka było. A teraz Misia wszystkim była, co miałem. Bo w pracy kolegów nie mam, nie wiem czemu. Są jak ta moja sąsiadka, ta młoda, jakbym nie istniał. A ja dalej pracowałem, bo trzeba pracować, żeby żyć. No i się stresowałem jeszcze tym szefem zmiany i cały czas się stresowałem, nawet rano jak wychodziłem do pracy.

***

Właściciel dzwoni, że mogę zostać miesiąc, jak zapłacę 3/4 całego czynszu. Czyli za mój pokój i pół drugiego. No a ja nie miałem tyle pieniędzy, bo ja mało zarabiam. Od lat tyle samo. No i on, że muszę się wynieść. Chciałem coś wymyślić, może opłacić to jednak jakoś, ale no jak. Misię musiałem do weterynarza zabrać i całkowicie pieniędzy już nie miałem, ale nie było wyboru, Misia jest dla mnie wszystkim. Słodka taka jest i przywraca mi nadzieję, że jest co dobrego na tym świecie. A ludzie mi ją odbierają.

Sąsiada, co też wychodzi codziennie z psiakiem swoim, zapytałem, czy by mi 50 złotych nie pożyczył. Powiedziałem od razu, że na jedzenie. I że ciężko, bo potrzebuję w ogóle 600 dodatkowo, jeśli chcę zostać kolejny miesiąc w tym mieszkaniu. Pan sąsiad miły bardzo, ba-ardzo. O numer mieszkania tylko zapytał i mi te 50 dał. A tak to chwilówkę mi polecił, to te 600 bym dostał, a coś potem mogę znaleźć dorywczo na spłatę. To ja mu, że chwilówki nie mogę chyba, bo konta w banku nie mam. A on, że może to sprawdzić, że jak zadzwonię jutro i się przypomnę, to sprawdzi. Tylko mam telefon na kartę i nie doładowałem, bo nie miałem jak, więc poprosiłem, żeby sam do mię zadzwonił. A on, że żaden problem. Dobry człowiek, naprawdę.

Coraz zimniej się robiło, gdzie ja teraz miałbym szukać mieszkania. Błoto wszędzie i wieje, i zęby bolą. Nie lubię, jak tak zimno jest, a musiałem jeszcze kupić Misi wdzianko, żeby nie marzła. Cztery lata nosiła poprzednie, ale teraz to już takie stare było po tych czterech latach, że marzła na pewno, wychodzić nie chciała, szkoda mi jej było.

Tego współlokatora chciałem zapytać, czy byśmy się nie dogadali z tymi pieniędzmi jakoś, skoro tak mię załatwił. Ale nie. Rzeczy spakował, wyjechał. Do pracy wyszedłem zmęczony taki, apetytu nie miałem, tam to nikt by mi nie pożyczył pieniędzy, tacy to oni są. Nawet nie pytałem.

A właściciel w ogóle słyszeć o tym nie chciał, nic go nie obchodziło, że drożyzna jest i że musiałem kupić Misi wdzianko. Nie jego problem. Mógłbym zostać tylko, gdybym zapłacił 3/4 czynszu.

***

Mam dwie opcje. Ten fajny sąsiad zadzwonił dzień później, że mogę pożyczkę w gotówce prywatnie wziąć z ogłoszenia, ale to gangsterzy mogą być. Ale z gangsterami to bym nie chciał mieć do czynienia. Druga opcja, że mogę założyć konto w banku i wziąć pieniądze dla właściciela, zanim komornik się dowie. Że nawet z telefonu mogę, ale ja mam za stary ten telefon, to może pójdę do banku, byle z tymi gangsterami nie musieć nic.

To chyba lepsze. Z gangsterami na pewno nie. Jak chodziłem do technikum, tatko oglądał filmy o gangsterach. Zawsze któryś gangster bardzo głośno krzyczał, ba-ardzo. Mój tatko śmiał się często, jak to widział, ale ja się bałem, bo potem kogoś bili, jak bili to się bałem.

Nie wiedziałem, gdzie tu jest bank. Szedłem po ciemku i niedobre to było, tak po ciemku to wciąż nie widziałem banku. No i nie wiedziałem, który jest dobry. Zapytałem młodego człowieka wychodzącego z baru, czy mi doradzi, ale spojrzał na mnie i bez słowa się odwrócił, nie wiem dlaczego. I jeszcze włożył do uszu słuchawki, które wyglądały jak ogromne kleszcze. Tak bardzo rozmawiać ze mną nie chciał. To dalej szedłem. Śmieci rozrzucone na drodze były, całe pokryte czymś lepkim i jakaś fabryka z cegły stała niedaleko, czarny dym jej z kominów leciał. To nie wyglądało, jakby tu zaraz miał być bank. Jak szedłem jeszcze dalej, przez tory, to bardzo śliskie były, ale przeszedłem tamtędy i znalazłem. Szczęście miałem tego dnia, że był tam jakiś.

W banku powiedzieli, że nie mogą założyć mi konta, bo mam popękany dowód osobisty. Popękał, bo kuleję, i jak ciasno było, jak jechałem na magazyn i wysiadałem, przewróciłem się i upadłem. Na pupę upadłem. Nic się mię nie stało, ale dowód miałem w kieszeni i popękał. Taśmą go skleiłem.

To z banku do domu chciałem wrócić, bo długo ba-ardzo szedłem, nie chciałem biletu kupować, bo i tak te 50 od sąsiada prawie się skończyło. Zmarzłem strasznie i pomyślałem, że jakieś cieplejsze ubranie powinienem kupić, bo już takie zdarte mam, ale to kosztuje, a teraz nie mam pieniędzy.

Późno już było, wyprowadziłem Misię i śpiący ba-ardzo byłem. Mogłem coś zjeść albo już spać i zjeść rano. Może spałbym lepiej, jakbym zjadł wtedy, ale za to tak miałem więcej jedzenia na rano. Takie miałem dwie opcje.

***

Najgorzej, że nie wiedziałem, dokąd mógłbym pójść. Z sąsiadem przez telefon rozmawiałem, że nie chcieli mi założyć konta w banku, więc chyba będę musiał się wynieść. Chyba że mi pracę dodatkową znajdzie, ale to przecież zajmuje czas. Bo gdzie tu pracę. Dni mijają, a właściciel krzyczy. Gdyby nie Misia, to dawno bym się załamał chyba. Ona, gdyby mogła, to wszystko by dla mnie zrobiła, naprawdę.

Przyjechałem do magazynu, ciemno jakoś było i pomyślałem, że gdyby było jaśniej, to nie czułbym tak bardzo, że mi tak zimno. Ale trudno. Tylko zrobiłem kilka kroków i usłyszałem, że trzech ludzi zwolniono. Jeden chłopak ze zmiany powiedział, że w takim razie będzie więcej pieniędzy dla nas. Ja go zapytałem ile, a on rozejrzał się po pozostałych i że muszę iść do szefa zmiany i zapytać, bo skąd on ma wiedzieć.

Bardzo spocone ręce miałem i trudno mi się pracowało, ba-ardzo. Ale pod koniec dnia zobaczyłem szefa zmiany, jak wchodził do swojej komórki. Wszedłem za nim, bo już późno się robiło, a on, żebym nie zawracał mu głowy, chyba że to ważne. To ja do niego, że ważne. To znaczy, chciałem zapytać, czy skoro tych trzech chłopaków zwolnili, to będzie więcej pieniędzy dla nas, bo ja to potrzebuję na mieszkanie, a mało dostaję. On wstał z krzesła, oparł się o biurko i do mnie, że chyba żartuję. I dalej, że tamtych wylali, bo tną koszta, a koszta tną, bo brakuje pieniędzy. Więc już na pewno do mnie żadne pieniądze nie trafią, a jeśli dalej będę zadawał głupie pytania, on coraz głośniej, to że będę kolejny do odstrzału. I coś, że czeka na automatyzację, to już nie będzie się musiał z nami użerać, coś o dronach transportowych i smart magazynach, które będą jakiś interfejs miały i święty spokój. I znowu przeklął. A ja nie lubię, jak ktoś przeklina. Boję się wtedy.

No więc z pracy nie mogłem dostać więcej pieniędzy. No i co tu dalej zrobić. Jeszcze gdybym wiedział, że gdzieś jest wolne mieszkanie, to co innego, ale najgorzej, że nie wiedziałem, dokąd mógłbym pójść.

***

Bałem się. O Misię się bałem najbardziej, bo mię to jeszcze aż tak nie zabolałoby, jakbym musiał nie jeść, ale Misię na pewno. Jest delikatna i kochająca, i bardzo lubi jeść. A moje jedzenie nie ma znaczenia. Muszę zjeść tyle, żeby mieć siłę na pracę i to wszystko.

Na magazynie jeden mój kolega bardzo kaszlał. Powiedział, że to jakaś choroba, ale nie może teraz wziąć wolnego, bo za mało ludzi jest do pracy. A potem przyszedł szef zmiany i co on tak kaszle. To on, że go chrypie w gardle, bo ma aninę. To szef zmiany, jak to usłyszał, okropnie przeklął. Nie chcę cytować, bo to nieładnie, ale tak naprzekliknał, że nie wiem, jak to opisać. I groził mu. Taki okropny był szef zmiany.

To ja uznałem, że nie mogę pracować z tym kolegą, jak on tak zaraża. Ale on, że zostało jedno zamówienie z już zapowiedzianych i że idziemy, bo klient się zdenerwuje. Nie chciałem znowu zdenerwowanego człowieka, żeby krzyczał. Bo miałem być kolejny do odstrzału. Czyli jeśli ktoś coś źle zrobi, to nie zwolnią go, ale jak ja zrobię, to zwolnią mię. I dopiero potem kogoś innego, jak zrobi źle. To musiałem uważać.

Poszedłem z nim i we dwóch nosiliśmy z jednej długiej ciężarówki kartony. Takie lekkie były, ale chodzenia dużo i duszno było w środku i się zgrzałem. Do tego ten kolega wziął mój skaner i myślał, że to swój wziął, to jeszcze musiałem iść za nim, żeby go odzyskać. A on mię zignorował, jak mu to powiedziałem i musiałem potem szukać jego skanera, że niby to mój. Bo on oddał mój, jak do domu szedł.

Późno do domu wróciłem, a jeszcze chciałem podpytać tego pana z piętra niżej, czy wie, skąd mogę dostać pożyczkę prywatnie. I przy okazji pożyczyć jeszcze 20 złotych. Ale zadzwonić nie mogłem, bo nie miałem za co telefonu doładować. To poszedłem prosto pod jego drzwi i dzwoniłem dzwonkiem, i znowu. Chyba słyszałem, jak rozmawiał z kimś. I muzykę, ale nie tak głośno, jak u tej mrocznej, co mieszka obok mię. I w końcu drzwi się otwarły i on, jak może mi pomóc. Bardzo głośno i wyraźnie. To ja do niego, czy wie, gdzie dostanę pożyczkę prywatnie. I czy ma póki co jeszcze 20 złotych pożyczyć. To poszedł, a potem te 20 złotych mi dał i że sprawdzi w internecie, czy są gdzieś jakieś bezpieczne pożyczki.

To bardzo dobry człowiek, ba-ardzo, ale nie wiedziałem, czy coś wymyśli. I bałem się.

***

Jak jechałem do pracy, to było mi zimno, a na twarzy miałem mokro, jakbym się pocił. Zobaczyłem na balkonie czyimś żółty taki plakat z napisem „wynajmę”. I pomyślałem, że podejdę i zadzwonię, bo gdzie miałem mieszkania szukać. To wpuściła mnie taka wysoka kobieta, wyższa z pół metra ode mnie i czy byłbym w stanie terminowo płacić, co miesiąc. To ja, że tak, mam pracę. A ona, czy kaucję mogę wpłacić. To ja, że wolałbym bez kaucji, bo chwilowo nie mam pieniędzy. Ale że może dopłacę potem. I ona, że zależy, jak to by miało wyglądać. To ja, jaka stawka. A ona podała tę stawkę, no i to było dużo. Prawie tyle, jak teraz miałem zapłacić właścicielce, czyli za mój pokój i pół drugiego, to tutaj co miesiąc za sam pokój. No to podziękowałem jej.

I do pracy biegłem na autobus potem, bo nie chciałem się spóźnić, a już bardzo spóźniony byłem, ba-ardzo. Jak przyjechałem to szef zmiany do mnie, że ja chyba żartuję, a ja wcale z niczego nie żartowałem, tylko mieszkanie musiałem sprawdzić, ale on tego nie rozumiał. Jako szef zmiany jest pewnie bardzo bogaty i ma dużo mieszkań. Ale kazał mi iść i pracować i już potem siedział w swojej komórce.

Tego dnia, jak szedłem z Misią na spacer, a bardzo chciałem iść z nią już na spacer, tak dużo myślałem o przeprowadzce, że prawie zgubiłem Misię. Odpiąłem jej smycz na chwilę, coby pohasała z innymi pieskami i szedłem wzdłuż skweru, ona hasała na środku i jak potem szedłem z drugiej strony, to jej nie było. To podszedłem do jednej pani, która takiego dużego puchatego białego pieska ma, czy widziała Misię, a ona, że ciemno jest i żebym sam opiekował się moim psem. To ja cały zgrzany się zrobiłem i krzyczę na głos, jak mogę, krzyczę do Misi, a ona nie przybiega, tylko ktoś na trzecim piętrze otwarł okno i krzyczał, bo bardzo mu się nie podobało, że ja krzyczę, ba-ardzo. Nie wiedziałem, czy ten ktoś nie zejdzie i mnie nie pobije.

I biegłem potem wzdłuż skweru, aż tam, gdzie robią się z niego takie patyki wystające z jeziora i błota i znowu biegłem, a Misia była na placu zabaw. Chwyciłem ją i do niej, że ma mi nigdy więcej tak nie robić, bo wiem, że jest dobra i nie chciała źle, ale nie może tak robić.

Jak następnego dnia wstałem, to dalej zgrzany byłem, jakbym wciąż biegł i tak mi zimno było strasznie, i na twarzy miałem mokro, jakbym dalej był spocony taki.

***

Coraz mniej czasu było. Żeby obejrzeć następne mieszkanie, musiałem jechać pod miasto pociągiem szybkiej kolei, a on spóźniony był. Była sobota po południu, a już ciemno było. I peron cały w błocie.

Pojechałem i właścicielka, że ma już dwóch zainteresowanych. Bo mało mieszkań jest, ja rozumiem. I że mogę ich przebić, jeśli zapłacę na przykład za dwa miesiące z góry. To ja do niej, czy jakoś inaczej mogę wygrać z nimi, a ona, że nie ma innego pomysłu. I coś grzebała w torbie. No to wróciłem do domu. Ostatnie osiem złotych na bilety wydałem i nic.

Potem bardzo kaszlałem, ba-ardzo. Miałem jeszcze kilka torebek herbaty, to zaparzyłem herbatę i piłem ciepłą taką, jak tatko radził kiedyś, na gardło. A i tak wszystko mnie bolało, nie tylko gardło, i chciałem spać.

Najpierw obudziłem się, bo ta mroczna grała muzykę, ryki takie i trzaskanie, jak popsuta pralka jakaś i leżałem taki cały w łóżku i całe mokre było. Potem miałem jakieś sny, ale tak jakby na żywo, chyba do końca to nie były sny. A potem właścicielka mię obudziła, przyszła osobiście i w drzwi waliła, to jej otworzyłem. I ona, żebym spojrzał jej w oczy i czy do jutra zapłacę 3/4 całości za ten miesiąc. A ja jej, że się postaram. Okropnie ciemno było za oknem i całe mieszkanie się pomarańczowe zrobiło, jak zaświeciła światło i że błoto jest na podłodze, może raczyłbym czasem umyć. I tak źle mi było i Misia też się obudziła, bo pewnie czuła, że mi źle było.

A potem ona, że chciałaby jutro komuś pokazać to mieszkanie. I że mam być o 18, żeby nie było, że pod moją nieobecność mi coś dotyka. Takie były jej warunki.

I nic nie mogłem zrobić, a coraz mniej było czasu.

***

No i nic. Kaszlałem i ciężko mi się myślało, i wymyśliłem tylko, że pójdę ostatni raz do tego fajnego sąsiada niżej, czy coś wymyślił z pożyczką jakąś od ręki. I może jego jeszcze poproszę. On wyglądał też jak bardzo poważny człowiek i pewnie też był jakimś szefem zmiany i miał duży majątek.

A jak otworzył drzwi, to spojrzał w bok, chyba czegoś szukał, ale nie. Podobno nie znalazł nigdzie nic takiego. Może hostel jakiś. I że mu przykro, ale nie miał za dużo czasu, bo w jego życiu też nie ma róż. Coś, że nie dostał dywidendy w tym roku, wszystkie pieniądze zamroził niepotrzebnie i że jego syn jest transem, że on sam już ma dość, że wszystko to nie jest nic warte, że ta planeta jest piekłem jakiegoś lepszego świata i on jest tego pewien. A ja chciałem szybko, bo kaszlałem i źle mi było. No i nic.

***

To musiało być dziwne dla Misi, że tak bardzo kaszlałem od rana. Ale wyszedłem o czasie i dojechałem do pracy. Myślałem tylko, żeby ci, co przyjdą, nie chcieli brać tego mieszkania, i normalnie pracowałem, chociaż bardzo chory się czułem. Aż Janek zapytał mnie, czy przypadkiem sam nie mam agniny. To dobry, troskliwy chłopak. To ja mu, że musiałem po mieście jeździć i nie miałem wyboru, i że herbatę piłem na gardło. A on, że jeśli to jest z bakterii, to jak nie doleczę dobrze, to będę miał do końca życia takie bóle w gardle.

Jak z Misią wyszedłem, to czułem, że może to być ostatni spacer tu i szedłem z nią, aż mię brzuch rozbolał. Ale chciałem, żeby Misia się dwa razy wysiusiała przed powrotem. Jakaś nieswoja była i nie chciała długo. Ona czuła.

No więc właścicielka kazała mi zmyć tę podłogę, a jak ci państwo przyszli, młodzi tacy, trochę jak Janek, to dużo pytali, chodzili od pokoju do pokoju. Trochę im się łazienka nie podobała i czy można by przemalować na jaśniej i czy przymocowałaby kibelek, bo trochę chwiejny, na co właścicielka, że spróbuje, ale muszą wziąć od ręki, bo ma więcej chętnych. Na co oni, że dobrze, odpowiada im. Tak. To mają jutro o dziesiątej przyjść, podpisać umowę.

Jak wyszli, to ona mi, że mam zabierać swoje rzeczy w tej chwili. Ale jak to tak, w tej chwili. No bo do północy mam umowę, to ona chce, żeby o północy już nic mojego tu nie było. Że ona jutro o siódmej będzie z mężem i jak coś zastanie w środku, to wyrzuci. To ja do niej, czy wie, gdzie tu jest najbliżej jaki hostel. Ale to nie jej problem. Ona chce ode mnie klucze teraz, moje rzeczy mogę zostawić na schodach pod blokiem i wtedy mogę sobie chodzić i szukać.

Wszystko, co miałem wyniosłem na schody, bardzo lepko było tego dnia, bo jakoś tak padało trochę. I na początek wziąłem w torbę z Carefur sweter, i koszulkę, i majtki, i skarpetki, i szedłem tak przed siebie.

Przewróciłem się na śniegu, bo kuleję i wtedy jeszcze bardziej mię rozbolało gardło. Jakbym się uderzył w gardło, mimo że na nogi upadłem. I wtedy przypomniałem sobie Janka, że jak choroby nie wyleczę, to już nie przejdzie ten ból.

Hostel był na drugim końcu miasta, za 40 złotych za noc. I może być zastaw. Czyli że na przykład telefon można dać, jeśli nie może się dzisiaj zapłacić.

W obie strony trzy razy szedłem, bo musiałem jeszcze zabrać resztę skarpetek, książkę kryminalną, krótkie spodnie jedne, co miałem, no i Misię i rzeczy Misi, czyli miskę, smycz, posłanko. I jak ostatni raz przyszedłem, to właściciel do mnie, że już zaraz koniec meldunków na dziś, bo już 23. I żebym był w miarę cicho, jeśli mogę. A ja wcale nie chciałem być głośno, ja tylko kaszlałem i Misia trochę wyła, bo to wszystko musiało być dla niej dziwne, bardzo.

***

Ja już nic nie rozumiałem z tego. Rozumiałem tylko, że nie mogę za zastawienie telefonu zostać w tym hostelu kolejny dzień, bo to stary telefon jest i niedużo warty. I że jak oddam te 40 złotych za noc, to mogę wziąć go z powrotem. Ale nie miałem teraz tych pieniędzy.

A teraz nie wiedziałem dokąd iść. Dostałem duży worek od właściciela, bo w tę torebkę z Carefur to niedużo się mieściło, nie. A we worek mogłem wszystkie moje rzeczy spakować i iść. Tylko nie wiedziałem gdzie pójść, żeby tak nie wiało. A strasznie wiało i błoto było.

I szedłem niedaleko pracy mojej. I widziałem jej drzwi. I nie wiedziałem, czy mogę tam spać, a musiałem gdzieś spać. I widziałem, że zamknięte były te drzwi, bo to dzień bez pracy. I cały mokry byłem na twarzy, kaszlałem okropnie, a Misia bardzo się bała, ba-ardzo. I tak mnie bolało od tego kaszlenia, że już sam nie wiedziałem, co dalej. Czy zemdleć mogę od takiego bólu, czy co. Nigdy tak mię nie bolało, nigdy.

A nawet herbaty nie miałem gdzie dostać. Bo w mieszkaniu zostawiłem herbatę. A zimno było okropnie nawet tam, gdzie nie wiało i byłem sam na ulicy, wszyscy mieli gdzie mieszkać, nawet taka niemiła mroczna dziewczyna, co tak głośno muzykę puszcza, a ja nie, ja i Misia nie, a taka kochana jest. Niesprawiedliwe to. Nic już nie rozumiałem z tego.

***

Ja nie wiem, nie mogłem już tego wytrzymać. Szumiało mi w uszach, od tego bólu chyba, i słabo widziałem. Przywiązałem smycz Misi do mię, żeby nie uciekła. Położyłem się na przystanku niedaleko magazynu i spać próbowałem, ale ciężko było. Jak się obudziłem, to nie wiedziałem nawet, która godzina. A bardzo przez noc zmarzłem, ba-ardzo.

Misi szkoda było najbardziej. Bo skoro ja marzłem, to ona nawet w nowym wdzianku na pewno też marzła. Wyła bardzo, więc ja do niej, że będzie dobrze, że potem będzie słońce, ale dalej wyła, tylko ciszej.

Przyszedłem do pracy z Misią i workiem, ale chłopaki ze zmiany od razu do mnie, że nie mogę pracować w takim stanie. To ja, że chcę tu zostać i nie pracować, skoro mają coś przeciw. Nie, mam iść, bo nie chcą, żebym ich zarażał. I że szefowi zmiany doniosą. To ja, że nie mam gdzie iść. Tak to przecież bym poszedł. Już zmęczony byłem tą rozmową, bo wszystko mnie tak bolało. Chciałem tylko spać gdzieś, nawet w toalecie. Co im przeszkadza. Ale nie.

Naprawdę naskarżyli szefowi zmiany. A on od razu, że nie uzna mi wpisu za dziś. Że mam się wynosić, dopóki tak kaszlę. Zabrałem Misię i worek i poszedłem, a na zewnątrz dalej było tak ohydnie. Pomyślałem, że usiądę na stacji kolejowej, tej, co ją przejeżdżałem kiedyś, tam w tej wiacie takiej z betonu, to przynajmniej nie będzie tak padać na nas.

Tylko wiało dalej, a jak tak siedziałem, to było tylko gorzej. Bardzo chciałem, żeby przeszło, ba-ardzo. Ale tylko jak zasypiałem na chwilę, to było lepiej. A budziłem się po chwili. I patrzyłem na tych ludzi, co wysiadali co godzinę z tych pociągów. Oni dobrze zaopiekowaliby się Misią.

Strasznie już szumiało mi w tej głowie, na pewno od tego bólu, co był nie do zniesienia, a wiedziałem, że dobrze zaopiekowaliby się Misią, bo wdzięczna jest i kochana, i urocza. I jak przywiązałem Misię do ławki tak, żeby na nią nie padało, to wiedziałem, że ktoś się nią zaopiekuje. Inaczej bym tego nie zrobił, inaczej bym nie skoczył. Skoczyłem tylko dlatego, że ktoś się nią zaopiekuje, a ja już nie mogłem z tym bólem. Chociaż do końca nie wiem, to było okropne, kiedy taki wielki metalowy pociąg rozjechał moje kości – i musiałem wyglądać jak to błoto, które już było na torach – i rozsmarował wszystko, co ze mnie wypadło jak wielki glut, rozciągnięty pewnie jak guma do żucia, a ja pozwoliłem mu na to, nie wiem, chyba, bo nie mogłem już wytrzymać.

Opowiadanie wyróżnione w konkursie Snuj Story 2023.

O autorze:

Krzysztof Kwintkiewicz (ur. 1995) – absolwent polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, autor prozy i poezji, laureat i finalista konkursów poetyckich, w tym m.in. Turnieju Jednego Wiersza im. P. B. Greca (2022), OKP im. Władysława Broniewskiego (2021, 2022), czy OKP im. Dionizego Maliszewskiego (2021). Publikował m.in. w „Epei. Piśmie Literackim”, „Helikopterze”, „Stronie Czynnej”, „Tlenie Literackim”, „Zakładzie”, „Trytytce”, „Szortach”, „Składce”, oraz na blogu Wydawnictwa J. Stale wraca do tych samych kilkudziesięciu powieści i tomików, chociaż ciągle czuje, że nie nadąża z czytaniem nowych rzeczy. Mieszka w Warszawie. 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Krzysztof Kwintkiewicz, Misia, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2023, nr 226

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...