Nowy Napis Co Tydzień #237 / „Moim domem jest moja opowieść”. Drugi tomik Alicji Rosé
1.
„Świat, Adamie, jest czasami prześmiewczy, / ma oczy sarny, lustra weneckie, czarne morze” – czytamy w wierszu poświęconym pamięci Adama Zagajewskiego o tytule P.S. To trzeci utwór nowego tomu Alicji Rosé morze nocą jest mięśniem serca
Nowy tom Rosé jest w zasadzie medytacją nad zawiłościami historii. Jej wiersze cierpią na chroniczne melancholie. Przyjemności życia nie łagodzą jego dotkliwości. Człowiek jest sam, czasami przynależy do innych, bywa, że jego lęki łagodzą chwilowe zachwyty. Te wiersze dzielą się na takie, które opiewają straty, próbują zdemaskować zakulisowe działanie bezwzględnej historii oraz te będące przykładami epifanijnych olśnień przyrodą, sztuką, drugim człowiekiem. Przewracamy kolejną kartkę. Czytamy Słuchając na Zoomie, jak Ija Kiwa czyta wiersz o wojnie, gdzie padają słowa: „pamięć nie płonie, ufamy, pamięć jest nierdzewna, / pamięć niczym kret przeczeka, zahibernowana”. Z jednej strony widzimy wojenną pożogę, zdewastowany świat, ludzkie ruiny, a z drugiej zwyczajną kolej rzeczy, wiosnę, czas pierwszych nowalijek. Przede wszystkim zaś siłę ludzkiej pamięci napędzanej w tym wypadku wierszem. Słowa stają się świadectwem, które pozostanie. Dlatego w przeważającej mierze jest to tom o mocy sztuki, o kreacji jako ucieczce przed tępymi trybami historii. Tworzenie jest szansą przekraczania własnych ograniczeń i wyjściem poza doraźną perspektywę czasu. Jest wyjściem ku sobie innemu, ku możliwościom ledwie przeczuwanym, dającym nadzieję na spełnienie w przyszłości. Rosé piszę poezję erudycyjną, w której roi się od nazwisk czytanych autorów, słuchanych muzyków, ulubionych malarzy. Dają oni szansę oderwania się od codziennej rutyny, od kolein znaczonych zniechęceniem i rozpaczą. W jednym z najbardziej przejmujących wierszy tomu (o tytule Ruth) czytamy:
Przez nasze okna nie było widać lasu,
w którym ścieżki przecinały się
niczym narracje, w jednej z nich trwa
wojna i wiedeńscy Żydzi szukają schronienia
w Europie Północnej.
Czytamy o próbach ucieczki przed Zagładą, o niezaspokojonych tęsknotach, o ludziach okaleczonych na zawsze. Przetrąconych historią, próbujących zrozumieć i odwlec odpowiedź na pytanie: skąd zło? Wiedzących przecież, że odpowiedź nie będzie wyczerpywała zagadnienia, że jedynie pozwoli się nieco do niego zbliżyć, ale nigdy objąć go w racjonalnej pełni. Jednym z głównych motywów tomu jest podróż: ucieczka od siebie, odwlekanie momentu zadomowienia. Ruch jest przecież czymś ożywczym, co przynosi czasem radość i spełnienie. Rosé jest cały czas w pędzie, na kilku poziomach: egzystencjalnym, intelektualnym, kreacyjnym. W Dieppe znajdujemy wersy: „Czasem myślę, że zrodził mnie język, tylko / nie wiem który, dlatego ciągle jestem w drodze, między / melancholią a ekstazą”. Bohaterka tej poezji cały czas próbuje przepracować traumatyczne momenty dwudziestowiecznej historii. Czyni z wiersza wehikuł czasu, który zwracać ma naszą uwagę na zakwestionowanie humanistycznych przesłań czasu pohańbionego ludzką zbrodnią. W wierszu Pieśń Iona czytamy: „Tylko kamień może być szczęśliwy, / bo nie ma złudzeń”. A w Krzywej modlitwie ostatnie trzy wersy idą tak:
i dziękuje za ślad na wodzie rzeki, która wyschła
dziękuję za liście pnia drzewa, które nie wyrośnie
dziękuję za melodię imienia, którego nie zawołam
2.
Alicja Rosé garściami czerpie z rezerwuaru kultury. Jej poezja jest zorientowana intelektualnie i stawia na klarowność przekazu wspartego na filarach kultury wysokiej, której poetka jest orędowniczką. Zwłaszcza mitologia wydaje się przestrzenią podlegającą ciągłej aktualizacji w wierszach Rosé, w których pojawia się między innymi Eurypides, Telemach, Orfeusz, Apollo, Prospero, Ion. Testując nośność mitologicznych i kulturowych ewokacji i intertekstualnych nawiązań, poetka pyta o naszą codzienność. Często pod koturnowym firmamentem kryją się palące kwestie i pytania domagające się naszego zaangażowania: o wolność jednostki, granice ludzkiej wyobraźni czy świadomość istnienia piękna jako azylu przed nikczemnością skarlałych czasów. To wiersze opowiadające o zagładzie, o bezsensie wojny, eskalującej przemocy dehumanizującej człowieka. O Holokauście, o niezasklepionych ranach. O miłościach, którym zadała kres wojna. Mocują się z umieraniem. Naznaczone są odchodzeniem bliskich. Nawykłe do wspomnień, często stają się zapisem kolejnych zrywów pamięci. Unoszą się nad nimi cienie Ciorana, Becketta i Terzaniego – duch ich pism na swój sposób przenika omawiane wersy. Omawiając debiutancki tom poetki (Północ. Przypowieści), Stanisław Balbus zwracał uwagę na polifoniczny charakter czytanej poezji, na: „Stały wielogłos, wieloczas, wieloprzestrzenność. Tak może pisać tylko poeta na co dzień obcujący nie tylko z wielką poezją, ale i z wielką muzyką. Przeniknięty nią”
Są drogi bez wyjścia, bez cienia, koniec lata
jest niczym ostatnie momenty pieśni, która nas
uwodzi, trzyma, głos obowiązku z głosem
niewinności przez chwile brzmią tak samo,
unisono.
Wierszom towarzyszą ilustracje poetki. Większość z nich dotyczy zagłady Żydów i historii związanych z II wojną światową. Tylko pamięć może ocalić od zapomnienia. O tym właśnie są te wiersze: o nieustannej pracy pamięci przechowującej rozbite fragmenty wspomnień. Tom zaczyna się wierszem Możliwość, którego tematyka przywołuje reminiscencje wojenne i postać Gottfrieda Benna. To mały traktat o pamięci, o próbie rozmowy żywych ze zmarłymi. Dariusz Czaja pisze: „Poeci czasem widzą to, czego jeszcze nie ma, w widzialnym dostrzegają niewidzialne, a z tej kruchej materii szkicują kontury przyszłości, która dopiero czeka na nas za rogiem”
A. Rosé, morze nocą jest mięśniem serca, PIW, Warszawa 2022