15.02.2024

Nowy Napis Co Tydzień #241 / „Nierozbrojony i niepobity”. Ferdynand Goetel i jego emigracyjna twórczość

1.

W latach międzywojennych Ferdynand Goetel w krótkim czasie dołączył do grona najbardziej rozpoznawalnych twórców „nowej literatury w nowej Polsce”Określeniem tym posłużył się jeden z krytyków w tytule książki opisującej bilans literatury polskiej po odzyskaniu niepodległości. Zob. L. Pomirowski, Nowa literatura w nowej Polsce, Warszawa 1933. W tymże opracowaniu z uznaniem omówiony został również dorobek Goetla.[1]. Szybko zdobył również uznanie za granicą – należał do najczęściej tłumaczonych na języki obce autorów współczesnychPor. Les ouvrages de la littérature polonaise traduìtavant 1900, „Pologne Littéraire” 1933, nr 85/86, s. 6 (w zestawieniu zdecydowanie górował Henryk Sienkiewicz z dwudziestoma siedmioma tłumaczeniami, Stefan Żeromski i Ferdynand Antoni Ossendowski mieli po dziewiętnaście tłumaczonych pozycji książkowych, a Wacław Sieroszewski czternaście; następny w kolejności Goetel z dziesięcioma tłumaczeniami wyprzedzał Juliusza Kadena-Bandowskiego z ośmioma, Andrzeja Struga z siedmioma i Zofię Nałkowską z pięcioma przekładami).[2]. Zrazu pisarz czerpał z własnych wojenno-rewolucyjnych doświadczeń, ponieważ z chwilą wybuchu Wielkiej Wojny znalazł się w Warszawie i jako Galicjanin, poddany monarchii austro-węgierskiej, a więc obywatel wrogiego państwa, został w charakterze jeńca cywilnego przymusowo zesłany w głąb imperium rosyjskiego, do Turkiestanu, gdzie doczekał rewolucji i wojny domowej. Lata spędzone na zesłaniu okazały się nieocenionym przeżyciem, inspirującym całą początkową fazę dojrzałej twórczości. Otwierała ją autobiograficzna relacja z podróży-ucieczki Przez płonący Wschód (napisana w 1921, wydana w 1923 lub 1924), po której nastąpiły dalsze utwory: tomy opowiadań Pątnik Karapeta (1923) i Ludzkość (1925, wydanie II pomnożone, 1930) oraz powieści Kar-Chat (1923) i Z dnia na dzień (1926). Ten właśnie zestaw tytułów wyrobił Goetlowi pisarską pozycję i postawił go w rzędzie najbardziej obiecujących talentów pierwszej dekady międzywojnia – sytuowano go pośród najwyżej cenionych polskich prozaików młodszej generacji. Osiągnięty w kraju sukces miał zresztą przedłużenie za granicąZob. Niezwykły sukces Ferdynanda Goetla w Anglii i Ameryce, „Wiadomości Literackie” 1931, nr 25, s. 1.[3]. Potwierdzeniem międzynarodowego powodzenia były choćby przedmowy do anglojęzycznych wydań powieści Kar-ChatuZ dnia na dzień napisane przez prominentnych wówczas pisarzy: Gilberta Keitha Chestertona (wstęp w The Messenger of the Snow, 1931) oraz Johna Galsworthy’ego (introdukcja do From day to day, 1931).

Zwraca przy tym uwagę aktywność i wszechstronność Goetla, który w dalszym ciągu pisał powieści (Serce lodów, 1930; Cyklon, 1939), uprawiał podróżopisarstwo, a rezultatem jego zamorskich wyjazdów były kolejne książki: Egipt (1927), Wyspa na chmurnej północy (1928) oraz Podróż do Indyj (1933), należące do wybitnych dokonań międzywojennego reportażu geograficznego. Zainteresowanie dramatem znalazło wyraz między innymi w sztuce historycznej Samuel Zborowski (wystawienie i druk 1929; utwór dwukrotnie, w latach 1929 i 1939, reżyserował jeden z najwybitniejszych twórców teatralnych tej epoki Leon Schiller). Goetel regularnie pojawiał się w prasie, drukując swoje teksty w licznych pismach, na przykład w „Tygodniku Ilustrowanym” i w „Wiadomościach Literackich”, w „Gazecie Polskiej” oraz w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym”; przez kilka lat redagował „Przegląd Sportowy”, a także miesięcznik „Naokoło Świata”. Pisał dla Polskiego Radia słuchowiska, które zostały zauważone i docenione (między innymi Wyprawa na strych, 1931; Nurek, 1931, powtórzone 1932; Anakonda S.A., 1938; Czwarty sejm króla Stefana, 1939). Miał również swój udział w rozwoju polskiej kinematografii – do 1939 roku był autorem lub współautorem dwunastu scenariuszy, z których dziewięć doczekało się realizacji. Jako scenarzysta nawiązał współpracę z wybitnymi reżyserami (w tym z Ryszardem Ordyńskim i Józefem Lejtesem), dokonywał adaptacji polskiej klasyki literackiej (Pan Tadeusz, Janko Muzykant), wprowadzał nową tematykę (na przykład „idea harcerska”, rozwój polskiego lotnictwa) i nowe gatunki filmowe (film muzyczny, młodzieżowy, farsa koszarowa) – niekiedy w połączeniu z konwencjami komediodramatu, filmu przygodowego, religijnego. Kilka filmów według jego scenariuszy odniosło sukces wśród publiczności, a obraz Dzień wielkiej przygody został doceniony i nagrodzony w 1935 roku na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w WenecjiZob. K. Polechoński, „Przymierze literatury z filmem”. Przypadek Ferdynanda Goetla, „Studia Filmoznawcze” 2015, t. 36, s. 119–149.[4].

Goetel dał się poznać jako sprawny organizator życia literackiego w odrodzonym państwie. W okresie II Rzeczypospolitej stał na czele dwóch najważniejszych zrzeszeń pisarskich: najpierw pełnił obowiązki prezesa polskiego oddziału międzynarodowego PEN Clubu (w 1930 roku organizował w Warszawie i Krakowie VIII Międzynarodowy Kongres PEN), a następnie przewodził Związkowi Zawodowemu Literatów Polskich. W 1936 roku dostąpił chyba największego zaszczytu – został wybrany do elitarnego grona Polskiej Akademii Literatury, powołanej przez władze państwowe oficjalnej reprezentacji piśmiennictwa polskiego.

Do jego rozlicznych aktywności pod koniec lat 30. XX wieku doszło zaangażowanie polityczne. Wskazywano go jako twórcę nazwy nowej formacji piłsudczyków z okresu po śmierci Józefa Piłsudskiego – Obozu Zjednoczenia Narodowego (znamienne, że Goetel – jak sam zapewniałF. Goetel, Dzieła wybrane, red. K. Polechoński, I. Sadowska, M. Urbanowski, t. 3: Czasy wojny, wstęp W. Bartoszewski, przyp. i posł. M. Gałęzowski, Kraków 2005, s. 253.[5] – nawet do OZN nie wstąpił, choć poparł tworzący się ruch publikowanymi w prasie tekstami).

Jego sympatie dla sanacji można tłumaczyć fascynacją Józefem Piłsudskim, pod którego urokiem pozostawał od lat młodzieńczych. Znacznie więcej kontrowersji wywołał jego tom publicystyczny Pod znakiem faszyzmu (1938), w którym opowiadał się za faszyzmem, głównie w jego wersji włoskiej, rozumianym przede wszystkim jako antidotum na kryzys liberalnej demokracji i słabości parlamentaryzmu, niezdolnych sprostać konfliktom i wyzwaniom współczesności. Sam autor po latach oceniał swą publikację jako „książkę z pewnością błędną, choć z pewnością napisaną cum bona fide”Tamże.[6].

Wrzesień 1939 roku bezwzględnie wywrócił tę sytuację, zwiastując nadejście zupełnie innej rzeczywistości, z którą przyszło się konfrontować w latach II wojny światowej (a nawet później) całej polskiej zbiorowości, w tym również środowisku literackiemu. Od pierwszych miesięcy wojny Goetel zaangażował się w organizowanie pomocy kolegom pisarzom, kontynuując niejako w zmienionych warunkach swoją rolę prezesa Związku Literatów. Był jednocześnie uczestnikiem konspiracyjnego życia politycznego (działał w piłsudczykowskiej organizacji Obóz Polski Walczącej) i kulturalnego (współredagował podziemne czasopismo literackie „Nurt”).

Centralnym i najdonioślejszym momentem całej – nie tylko wojennej – biografii Ferdynanda Goetla, określającym także dalsze jego losy, był udział w pierwszej polskiej delegacji, jaka udała się na miejsce zbrodni do odkrytego przez Niemców Katynia (10–11 kwietnia 1943 roku). Goetel należał do pierwszych (i najważniejszych) świadków prowadzonej w Lesie Katyńskim ekshumacji ciał pomordowanych polskich oficerów i najbardziej znanym z trzech polskich literatów (obok Jana Emila Skiwskiego i Józefa Mackiewicza), którzy tam pojechali. Można uznać, że wśród polskich pisarzy sprawa Katynia zaczęła się właśnie od jego świadectwa, ponieważ był autorem jednego z pierwszych raportów (jego sprawozdanie o charakterze listu otwartego nosi datę 13 kwietnia 1943 roku)K. Polechoński, Ferdynand Goetel w Katyniu, „Arcana” 2009, nr 1, s. 77–101; tenże, Świadectwo pisarza, „Polska Zbrojna. Historia” 2020, nr 2, s. 168–173.[7].

W podjętej przez stronę sowiecką kampanii, mającej na celu ukrycie prawdy o własnym sprawstwie i zrzucenie odpowiedzialności na Niemcy, szczególną uwagę kierowano na uczestników wizji lokalnej w Katyniu. Działania, bez wątpienia sterowane z Moskwy, były skwapliwie podejmowane przez polskich komunistów. Konsekwentnie stosowaną strategią eliminowania niewygodnych świadków była prowadzona na szeroką skalę celowa dezinformacja, przybierająca w pewnych momentach cechy agresywnej, zorganizowanej nagonki, opartej na kalumniach i fałszywych oskarżeniach. Goetel miał doświadczyć ich wielokrotnie, a pierwsze tego typu ataki personalne pojawiły się wkrótce po jego powrocie z Katynia. Wraz z wkroczeniem do Polski Armii Czerwonej, a następnie w nowej rzeczywistości zawłaszczonego przez komunistów państwa pisarz stał się persona non grata. W drugiej połowie stycznia 1945 roku, zaraz po zajęciu Krakowa przez wojsko sowieckie, nastąpiła próba jego pochwycenia. Brał w niej udział poeta Adam Ważyk, w latach wojny działacz i funkcjonariusz komunistyczny, między innymi członek sformowanego w Moskwie Związku Patriotów Polskich, następnie oficer w Głównym Zarządzie Polityczno-Wychowawczym Wojska Polskiego, który z polecenia nowej władzy otrzymał zadanie organizowania życia kulturalnego w Krakowie. Tylko nieobecność Goetla w domu, w którym zatrzymał się po opuszczeniu Warszawy po upadku powstania, uchroniła go przed aresztowaniem, jednak od tego czasu musiał się ukrywać – schronienie znalazł w jednym z krakowskich klasztorów. Był ścigany listem gończym pod zarzutem kolaboracji z Niemcami, a jednocześnie otrzymał nieoficjalnie szczególną ofertę – jeśli zezna, że Katyń jest zbrodnią niemiecką, wszelkie zarzuty wobec niego zostaną wycofane, a on sam będzie mógł bez obaw pozostać i tworzyć w kraju. Ten sygnał utwierdził pozostającego w ukryciu pisarza w przekonaniu, że w powojennej Polsce nie ma dla niego miejsca. W pierwszych dniach grudnia 1945 roku potajemnie, z pomocą struktur konspiracyjnych, z fałszywymi dokumentami ratował się ucieczką. Przez Czechosłowację i Niemcy dotarł na początku 1946 roku do Włoch, gdzie – nie bez kłopotów, związanych właśnie z rozpowszechnianymi pomówieniami o kolaborację – znalazł oparcie w II Korpusie Polskim. Jesienią 1946 roku razem z wojskiem generała Władysława Andersa dostał się do Wielkiej Brytanii i tam pozostał już do końca. W Londynie, gdzie osiadł, należał do wybitnych przedstawicieli niepodległościowego wychodźstwa, swoją postawą i działalnością dając świadectwo prawdzie o sowieckim zniewoleniu, piętnując zdradę Zachodu i upominając się konsekwentnie o wolność dla Polski. Natomiast w kraju stał się obiektem politycznych restrykcji, zaś jego twórczość w całości objęto zapisem cenzuryPor. tenże, Ścigany, szkalowany, przemilczany. Działania komunistów przeciwko Ferdynandowi Goetlowi, [w:] Osaczeni – napiętnowani. Szkice o twórcach w PRL, red. S. Ligarski, Warszawa 2017, s. 9–83.[8].

2.

Goetel od początku nawiązał współpracę z wychodźczą prasą, na łamach której był intensywnie obecny przez piętnaście lat swego życia na emigracjiWięcej na ten temat zob. K. Polechoński, Ferdynand Goetel na emigracji (wśród czasopism, wydawców i w radio), „Arcana” 2011, nr 1 (97), s. 140–156.[9]. Lista periodyków i gazet, w których zamieszczał swoje teksty, obejmuje kilkanaście tytułów polskiej diaspory w Wielkiej Brytanii i w innych krajach Europy, jak również w Stanach Zjednoczonych. Dodać można, że poza wydrukowaniem jednego, ważnego zresztą tekstu (Rozdroże kultury z 1948 roku) pisarz nie kontynuował współpracy z paryską „Kulturą”. Nie tylko ze względu na miejsce zamieszkania, ale też pod względem ideowym najbliżej mu było do „polskiego Londynu”. Autor Kapitana Łuny – poprzez swą postawę i wypowiedzi publicystyczne – należał do strażników niepodległościowego etosu, sprzeciwiając się jakimkolwiek kompromisom w odniesieniu do władz komunistycznych w Polsce. Wyrazem tego był choćby jego podpis złożony pod uchwałą Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, podjętą na nadzwyczajnym walnym zebraniu w Londynie 14 czerwca 1947 roku, zalecającą powstrzymywanie się przed publikowaniem własnych tekstów w kraju. Ta deklaracja określała stanowisko pisarzy-emigrantów oraz ich stosunek do powojennej Polski i panującego w niej porządku politycznego. W myśl tej uchwały przebywający na wychodźstwie polscy literaci zobowiązywali się walczyć „o całkowitą wolność polityczną Polski i tym samym o wolność myśli i słowa w Polsce”; uznali przy tym „za niezgodne z sumieniem narodowym i powołaniem pisarskim ogłaszanie w pismach i wydawnictwach kierowanych przez władze narzucone utworów swoich, dawnych i nowych”Uchwała Zw. Pisarzy, „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” 1947, nr 159, s. 2. [10]. Pisarz należał również do czołowych współpracowników „Wiadomości” – i to może nawet w stopniu znaczniejszym aniżeli uchodził za autora międzywojennych „Wiadomości Literackich” (londyńskie „Wiadomości” były w pewnym sensie kontynuacją warszawskich „Wiadomości Literackich” z lat 1924–1939, prowadzone niezmiennie przez redaktora Mieczysława Grydzewskiego). Mimo że Goetel pisał sporo, a swoje teksty zamieszczał w wielu pismach, tygodnik Grydzewskiego stał się dlań aż po kres życia jeśli nie głównym, to na pewno jednym z najważniejszych miejsc druku w okresie emigracyjnym. Wprawdzie przejściowo bywały okresy, kiedy pisarz więcej swoich prac (literackich i publicystycznych) drukował na łamach innych ważnych pism emigracji niepodległościowej, na przykład w „Orle Białym”, „Życiu”, „Tygodniku Ilustrowanym” czy „Ostatnich Wiadomościach”, jednak – biorąc pod uwagę wszystkie powojenne lata – w „Wiadomościach” publikował zdecydowanie najczęściej i najbardziej systematycznie. Swoistym znakiem identyfikacji z czasopismem był również regularny udział w rozpisywanych przez redakcję ankietachByły to następujące ankiety londyńskich „Wiadomości”: Które z książek (dawnych i nowych, polskich i obcych), przeczytanych od chwili wybuchu wojny, zrobiły na Panu(i) największe wrażenie – i dlaczego? (1948, nr 15); Jak się uczyli współcześni pisarze polscy (1949, nr 16/17); Profile intelektualne pisarzy polskich (1950, nr 14); Ankieta Mickiewiczowska (1955, nr 33); Pisarze emigracyjni a literatura krajowa (1958, nr 26); Nasz stosunek do twórczości Sienkiewicza (1961, nr 5). Poza tygodnikiem Grydzewskiego Goetel wziął udział tylko raz w innej ankiecie: W pracowniach pisarzy polskich na obczyźnie, „Życie” 1953, nr 1. [11]. Goetel cieszył się także sympatią i uznaniem czytelników periodyku. Wyniki przeprowadzonego w 1955 roku głosowania sytuowały go w pierwszej dziesiątce „najulubieńszych pisarzy” londyńskiego tygodnika. Opinia emigracyjna doceniła w nim także wybitnego twórcę, wybierając go w przeprowadzonym w 1959 plebiscycie do tak zwanej Akademii Grydzewskiego, czyli jury nagrody „Wiadomości”.

Goetel był stale obecny w prasie, często wypowiadając się w sprawach polityki, literatury i kulturyZnaczna część tych tekstów znalazła się w następujących tomach edycji zbiorowej: F. Goetel, Dzieła wybrane, t. 5: Pisma polityczne. „Pod znakiem faszyzmu” oraz szkice rozproszone 1921–1955, wyb., wstęp i oprac. M. Urbanowski, Kraków 2006; t. 9: Szkice o literaturze i kulturze. Notatki literackie, wstęp i oprac. K. Polechoński, Kraków 2020 [właśc. 2021]. [12]. W swych wypowiedziach posługiwał się różnymi formami. Były wśród nich artykuły, felietony, relacje, portrety, wspomnienia, laudacje, teksty polemiczne, odpowiedzi na ankiety. W różnotematycznej i wielowątkowej publicystyce wielokrotnie zabierał głos w sprawach ważnych dla narodowej wspólnoty. Zazwyczaj chłodno, spokojnie i z dystansemNa przykład pisząc o „Polskim Londynie”, Goetel deklarował: „[...] będę się starał zachować to samo generalne, »suche« spojrzenie, z jakim spoglądam na cały świat” (tenże, Polski Londyn, „Wiadomości” 1953, nr 18, [przedr. w:] tegoż, Dzieła wybrane, t. 9: Szkice o literaturze i kulturze..., s. 468).[13] analizował sytuację, w jakiej po II wojnie światowej znalazł się polski naród, rozdarty na kraj i emigrację. Jako egzul nie zwalniał się ze swoich obywatelskich powinności – wypowiadał to, o czym w Polsce nie wolno było głośno mówić (warto przypomnieć, że w wolnym świecie Goetel – podobnie jak Józef Mackiewicz – dawał świadectwo prawdy o Katyniu). Parę większych artykułów pisarz poświęcił sytuacji w kraju, który dla polskiej emigracji politycznej stanowił stały punkt odniesienia. Bacznie obserwował zachodzące w powojennej Polsce zmiany, kierując uwagę między innymi na stan kultury i literatury rozwijających się w anormalnych warunkach silnej presji ideologicznej, narzucania wzorców estetycznych, dławienia swobody artystycznej i instytucjonalnej kontroli twórczości. Jako pisarz upominał się o wolność słowa, bezwzględnie tłumioną w Polsce pod rządami komunistów. Bacznie przyglądał się sytuacji międzynarodowej po II wojnie światowej, zwłaszcza konfliktowi Zachodu ze Wschodem oraz politycznemu podziałowi świata, z niepokojem diagnozował kryzys cywilizacji europejskiej, wyrażający się w jej odejściu od swoich fundamentalnych wartości (chociażby we wspomnianym szkicu Rozdroże kultury). Stosunkowo często poruszał problemy polskiego wychodźstwa, w tym szanse zachowania narodowej tożsamości na obczyźnie. Rozpoznanie roli twórców, w tym własnej roli literat na trwałe wygnanego z ojczyzny, skłoniło Goetla do następującego samookreślenia (i ta autodiagnoza jest chyba jedną z najciekawszych i najtrafniejszych formuł charakteryzujących polskiego „prozaika na wychodźstwie”):

Każde wychodźstwo dobrowolne jest aktem protestu, a pobudki jego mogą być różne: społeczne, gospodarcze, osobiste. Nasze są, użyjmy tego niemodnego słowa, patriotyczne. Razem z innymi rodakami staliśmy się rzecznikami pełnego prawa do życia naszego narodu. Zawód nasz, nasza metoda myślenia i wysłowienia czyni z nas ścisłych kronikarzy tego, co było i co jest, oraz ostrożnych wróżbitów. Odpowiedzialność nasza za słowo jest zwielokrotniona nie tylko przez nasze położenie, ale i przez los naszego narodu. Warunki, w jakich znaleźliśmy się, są trudne. Książka nasza do Polski nie dociera. Pisząc dla niewielkiej garści czytelników, składamy jak gdyby archiwum literackie; dopiero kiedyś zostanie ono otwarte i udostępnione tym, których wzięliśmy w obronę. Osobliwy to zaiste przewód sądowy, kiedy obrońca nie ma możności porozumienia się z klientem i musi trwać przy sprawie, kierowany jedynie swą własną hipotezą o prawdzieTenże, Prozaik na wychodztwie [sic!], „Wiadomości” 1957, nr 10; [przedr. w:] tegoż, Dzieła wybrane, t. 9: Szkice o literaturze i kulturze..., s. 488–489.[14].

Jako świadomy swych powinności pisarz Goetel, członek Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, wpisywał się swymi wypowiedziami w system wartości emigracji niepodległościowej – jego sądy i opinie były ważnym elementem walki ideowej polskiego wychodźstwa. Wiele z jego tekstów wpisywało się w główny, najwartościowszy nurt dwudziestowiecznej publicystyki emigracyjnej, okazującej troskę o przyszłość zachodniej cywilizacji oraz podejmującej refleksję nad rolą polskiej kultury i miejscem Polski w Europie.

Jego działalność publicystyczna miała zresztą szerszy wymiar. Choć o tym epizodzie brak dokładniejszych informacji, należy wspomnieć, że Goetel w 1950 roku nawiązał współpracę i – jak można sądzić – zasilał swymi tekstami narodową sekcję polską, istniejącą w ramach Radio Nacional de España, czyli tak zwane Radio Madryt, będące – do czasu powołania i rozwinięcia działalności przez Rozgłośnię Polską Radia Wolna Europa – najważniejszą antykomunistyczną rozgłośnią radiową, nadającą audycje do PolskiSprawa ta była poruszana przez Goetla w listach z września i października 1950 roku do Klaudiusza Hrabyka (zob. Korespondencja K. Hrabyka, Biblioteka ZNiO, Dzieł Rękopisów, sygn. 16328/II).[15].

3.

Publicystyka, choć przez Goetla intensywnie i z powodzeniem uprawiana, bynajmniej nie zdominowała jego dokonań beletrystycznych. Najwcześniejszą literacką reakcją prozaika na niedawne wydarzenia była jego pierwsza książka emigracyjna, wydany w 1947 roku tom Kapitan Łuna zawierający pięć opowiadań. Nowelistyka z obu emigracyjnych tomów, opublikowanego Kapitana Łuny i planowanego, lecz ostatecznie nigdy niewydanego Rozrachunku, układa się w panoramę wojennych i tużpowojennych, głównie krajowych, ale także wygnańczych polskich doświadczeń. Centralnym tematem tomu Kapitan Łuna jest powstanie warszawskie widziane przez pryzmat osobistych losów, obecne między innymi w opowiadaniach Contre coeurBohater. Z tematem tym wiąże się również bezpretensjonalny, bezpośredni w wyrazie, lecz emocjonalnie ściszony, utrzymany w poetyce świadectwa obrazek pod tytułem Exodus, na którego wartość zwrócił po latach uwagę Jacek Trznadel, nazywając go „jedną z najwierniejszych (z autopsji) i najbardziej przejmujących kart opisu Powstania”J. Trznadel, Ferdynand Goetel, [w:] tegoż, Spojrzeć na Eurydykę. Szkice literackie, Kraków 2003, s. 133.[16].

Ferdynand Goetel bez wątpienia zasłużył na miano kronikarza wojennej Warszawy. Panoramiczny, syntetyzujący, możliwie całościowy ogląd wydarzeń tego okresu zawarł w swoim opus pamiętnikarskim Czasy wojny, a także w powieściowych zadatkach, czego potwierdzeniem stały się opublikowane fragmenty Ojca BonawenturySamotności, natomiast w nowelistyce rezerwował przeważnie miejsce na odsłony szczegółowe, cząstkowe i wybiórcze, na przykład Marymontu w opowiadaniu Szopen czy Żoliborza w Exodusie. Polska codzienność okupowanej stolicy w swoich rozlicznych przejawach – obserwowana zazwyczaj od jej nieheroicznej, a często satyrycznej, komicznej czy groteskowej strony – wprowadzana była między innymi w opowiadaniach: Pan Seweryn, Zamach w Colombinie, Brylant, Pączki oraz Kwiat narodu. Możliwości humorysty wysokiej próby potwierdza „kulinarna” nowela Pieczeń, wierna wojennym realiom, choć wyczulona na ich groteskowe przejawy. Tutaj satyryczny obrazek okupacyjnej (a więc nieco nadwerężonej wojenną pauperyzacją) biesiady uzyskuje dodatkową dramatyzację. Tytułowy rekwizyt (a zarazem obiekt zazdrości) umożliwia bowiem gospodarzowi opowiedzenie historii, której niezwykłość wprawia zaproszonych gości w zdumienie, a – co najważniejsze – staranna reżyseria wystąpienia pozwala (w retorycznej rywalizacji) zaznać tryumfu nad antagonistką, majorową Dziarską, tyleż niestrudzoną, ile nudną mówczynią. Rozegrana misternie pod względem dramaturgicznym opowieść ukazuje, jak osobliwie indywidualne (a poniekąd i zbiorowe) losy mogą być związane ze zdobyciem trywialnego jadła. Zawiera też oczywistą konstatację, jak dalece punkty odniesienia i miary się zmieniają – to, co należało do przedwojennej zwyczajności czy pospolitości, w latach wojny wymaga ni mniej, ni więcej tylko (albo aż) heroizmu.

Goetla widzenie ludzkich spraw oscyluje pomiędzy komizmem a tragizmem. Pisarz buduje swój świat na mocnym fundamencie widzialnej i sprawdzalnej rzeczywistości (przypomnijmy w tym miejscu jedno z określeń, którym charakteryzowano autora Wyspy na chmurnej północy – ukutą w okresie międzywojennym przez Jana Emila Skiwskiego formułę „poeta zdrowego rozsądku”J.E. Skiwski, Poeta zdrowego rozsądku, „Pion” 1936, nr 8, s. 2. W tym kontekście można przytoczyć zdanie Karola Irzykowskiego: „Goetel filozofuje głęboko i jak prawdziwy poeta samymi konkretnościami” (tenże, Pochwała twórczości Ferdynanda Goetla, „Tygodnik Ilustrowany” 1936, nr 14, s. 246).[17]). W owym świecie jednak nie wszystko da się racjonalnie zrozumieć i empirycznie albo pragmatycznie wyjaśnić – imponderabilia mają w nim swoje konieczne, niezastąpione i niezbywalne, miejsce. „Zdrowy rozsądek” nie zawsze wystarcza, ponieważ, jak się okazuje, etyczne konflikty i podejmowane wybory mają w ludzkim świecie nierzadko decydujące znaczenie. Widać to wyraźnie w okupacyjnej noweli Zemsta, omijającej z daleka „wielką”, monumentalną historię wojny, działań militarnych i zbiorowych cierpień ludności cywilnej, a kierującej uwagę na kulisy czy obrzeża konspiracji i walki podziemnej – i to w jej prywatnej mikroskali, akcydentalnej „podszewce” ludzko-losowych uwikłań. W tym „tatrzańskim” czy „podhalańskim” (ze względu na miejsce zdarzeń, niektórych bohaterów oraz reprezentowany przez nich system wartości) opowiadaniu raz popełniony błąd, z grubsza dający się określić jako krzywda wyrządzona zlekceważeniem moralnego zobowiązania, a także sprzeniewierzenie się prawdzie, odegranie patriotycznej roli z niskich, choć może nawet nie w pełni uświadamianych pobudek, wywołuje dalekosiężne skutki. W toku wypadków niczym nieubłagane fatum odsłoni się w całej grozie i koniec końców okrutnie dosięgnie sprawcę. Cenne świadectwo lektury tego utworu, drukowanego za życia autora jedynie na łamach prasy, pozostawił Jan Lechoń, który po ukazaniu się opowiadania zapisał w swym dzienniku pod datą 19 października1949 roku:

Pierwsza po wielu latach nie dobra, ale świetna rzecz Goetla: w „Wiadomościach” nowela Zemsta. Czy to życie wymyśliło czy autor – tak czy owak jest to scenariusz wstrząsający, potworny, ale w jakiś wzniosły, nie grand-guignolowy sposób. I bardzo ludzki, i opowiedziany doskonałym, dawnym stylem GoetlaJ. Lechoń, Dziennik, t. 1: 30 sierpnia 1949–31 grudnia 1950, Warszawa 1992, s. 88–89. [18].

Emigracyjna nowelistyka Goetla, mało znana, zasługuje w większości na baczniejszą uwagęCzęść tej twórczości została przypomniana w jednym z tomów edycji zbiorowej: F. Goetel, Dzieła wybrane, t. 2: Opowiadania, wyb., wstęp i oprac. K. Polechoński, Kraków 2005. [19]. Choć trudno ją tutaj szczegółowo charakteryzować, warto zasygnalizować problematykę paru jeszcze tytułów. Rozrachunek ukazywał niemożliwy do wyrównania bilans polsko-niemieckiej wojny. W trakcie dławionego brutalnie powstania jeden z bohaterów, ciężko ranny Niemiec, bezradnie podsumowuje nabrzmiałe stosunki dwóch walczących ze sobą narodów: „To nie jest na siły jednego człowieka. Nie rozrachujemy się. Za późno”F. Goetel, Rozrachunek, „Tygodnik Ilustrowany” (Londyn) 1950, nr 16, s. 7.[20]. Opowiadanie To tu... obrazuje sytuację wygnańczej bezdomność tych wszystkich, którzy – jak polscy żołnierze, walczący u boku zachodnich aliantów – stali się uciążliwi i niepożądani w ustanowionym bez ich udziału, kończącym wojnę pokoju. Mimo że sytuacja narracyjna umieszczona została w Wielkiej Brytanii w już powojennych, emigracyjnych realiach, tematem utworu Dzieci nie płaczą są dramatyczne polskie losy wojenne na terenie Związku Sowieckiego. Tym samym jego autor wpisuje się w krąg tematyczny polskiej literatury łagrowo-zsyłkowej, rozwijanej przez dziesięciolecia – ze względu na obłożenie tej problematyki całkowitym zapisem cenzury w kraju – wyłącznie na emigracji.

Jak już wspomniano, Goetel w okresie emigracyjnym pracował nad dwiema powieściami, Ojcem BonawenturąSamotnością, których nie ukończył (a przez to oba utwory – mimo że zapowiadały się nader interesująco – pozostają właściwie nieznane). Fragment drugiego z wymienionych tytułów autor zdołał umieścić w wychodźczej prasieTenże, Samotność, [fragm. pt.] Pożegnanie, „Orzeł Biały” (Londyn) 1951, nr 51/52, s. 8–9.[21], a kilka dekad później, w latach 90. XX wieku, początkowe rozdziały Samotności, pochodzące ze znajdującego się w posiadaniu rodziny pisarza archiwum, zostały wydrukowane w krajuTenże, Pożegnanie, „Arka” 1994, nr 3, s. 112–118; tenże, Samotność, oprac. I. Sadowska, „Kresy” 1999, nr 1, s. 244–256. [22]. Główna postać, Kowarski, stanowi w pewnej mierze autorskie alter ego, zaś jego zapatrywania i przekonania można uznać za transpozycję poglądów samego Goetla wkomponowanych w fabułę utworu. Powieściowy bohater jest świadkiem, po części także komentatorem i kronikarzem nieludzkiego czasu. Te role zdaje się podsuwać mu niejako zawód i wykształcenie, jako historyk pisze książki, ma przy tym jednak świadomość, że nabyta przezeń wiedza przynosi znikomy pożytek praktyczny. Z sytuacją rozbitka w Warszawie, „mieście zamienionym w zgliszcza”, ukazaną w rozbudowanej części początkowej, kontrastuje kolejny epizod, zawarty w rozdziale II pod tytułem Pożegnanie, umieszczony w „wyzwolonym” i ocalałym od wojennych zniszczeń Krakowie wiosną 1945 roku. Dla Kowarskiego epizod ten jest – zgodnie z tytułem rozdziału – pożegnaniem „z własną młodością, jej uniesieniami, jej ciekawością świata, jej żądzą doznań o życiu i jej wiarą w człowieka”F. Goetel, Samotność, „Kresy” 1999, nr 1, s. 256.[23]. Nastają nowe czasy, z którymi trudno się pogodzić i w których trudno znaleźć dla siebie miejsce, które by nie kolidowało z własnymi przekonaniami. W tymże (drugim) rozdziale powieści Kowarski zapowiada swój wyjazd „do Niemiec... może do Włoch”. Dalsze (zaplanowane, lecz najprawdopodobniej nienapisane) rozdziały miały więc dotyczyć – zgodni z przekazem autora – losów bohatera na obczyźnie, jednak zamysł ten pozostał niestety niezrealizowany.

Drugą z nieukończonych przez Goetla powieści, Ojca Bonawenturę, można traktować jako satyryczną diagnozę wszechogarniającej katastrofy, która rozpoczęła się wraz z wybuchem II wojny światowej. Podobnie jak w Samotności, także i tutaj wizja upadku dawnego świata ukazana została w perspektywie jednostkowej. Wojna dotkliwie naruszyła fundamenty egzystencji głównego bohatera, wywróciła porządek, na którym opierało się całe jego dotychczasowe życie, wywołując psychiczne i duchowe załamanie. Doświadczywszy brutalności czasu, po bolesnych odmianach losu Henryk Filipek zmienia tożsamość, pisząc pewnego dnia w swoim mieszkaniu „na ścianie wielkimi literami:

D.O.M.
Filipek
Hic natus est
O. BonawenturaTenże, Ojciec Bonawentura. (Pierwszy rozdział powieści, która się ukaże w wydaniu książkowym), [w:] Kalendarz polski na rok Pański 1961, Londyn [1960], s. 52. Przemieniony w ojca Bonawenturę Filipek uruchamia zarazem narodowo-literackie rekwizytorium, pozostawione w spadku przez romantyzm. Jego metamorfoza niedwuznacznie naśladuje – w parodystyczny sposób – Mickiewiczowską przemianę Gustawa w Konrada tudzież Jacka Soplicy w księdza Robaka.[24]

W Ojcu Bonawenturze czasy wojny zostały ukazane jako „świat na opak”, w którym przestały obowiązywać dotychczasowe reguły i zasady. Dając – w znanych fragmentach – groteskowy obraz niemieckiej okupacji w Polsce, Goetel w swej satyrycznej kreacji w oczywisty sposób nawiązywał do niektórych cech i właściwości literatury sowizdrzalskiej. Inną tradycję literacką, zaadaptowaną na potrzeby Ojca Bonawentury, rozpoznać można w dawnym romansie łotrzykowskim (pikarejskim) i jego późniejszych kontynuacjach.

4.

Dwa największe, a może też najdonioślejsze dzieła w emigracyjnym dorobku Goetla sytuują się poza domeną fikcji literackiej. Chyba bez większego ryzyka pomyłki można przyjąć, że Czasom wojny (1955) i Patrząc wstecz (wydanie pośmiertne 1966) należy się szczególne miejsce i wybitna ranga. Oba utwory należą do prozy pamiętnikarskiej, koncentrują się na dwóch różnych okresach biografii autora. Pierwsze z wymienionych dzieł objęło lata II wojny światowej (z pewnym rozszerzeniem, wykraczając z jednej strony poza ścisłe ramy chronologiczne), w drugim autor cofnął się w czasy dzieciństwa i młodości, od schyłku XIX wieku po okres Wielkiej Wojny i rewolucji bolszewickiej w Rosji.

W Czasach wojny historia narodu splata się i przenika z biografią autora, który bywa czasem widzem lub statystą, czasem uczestnikiem dziejowych wypadków, obserwując katastrofę z bliska, znalazłszy się w epicentrum tego długotrwałego wstrząsu, który ogarnął Polskę i przeobraził jej oblicze – i daje temu jednostkowe świadectwo. Jednocześnie – jako sumienny pamiętnikarz – stara się nakreślić wielostronny, zróżnicowany, a dzięki temu wyważony i możliwie sprawiedliwy obraz blasków i cieni, jakie stały się udziałem polskiego społeczeństwa pod okupacją. Rys indywidualizmu, charakterystyczny dla całej twórczości Goetla, zakłada suwerenność sądów, co przy odmienności osobistych doświadczeń, różnorodności panujących ocen, rozbiciu opinii i polaryzacji stanowisk gwarantuje integralność obrazu.

Właściwość ta, poparta staraniem o kronikarski obiektywizm, dopuszcza zarazem poglądy odmienne od obiegowych, trudno akceptowalne czy nawet kontrowersyjne. Dostrzegał to poniekąd redaktor „Wiadomości” Mieczysław Grydzewski, który tuż przed rozpoczęciem druku pamiętnika na swoich łamach pisał do Jana Lechonia (w liście z 10 lutego1950 roku): „Teraz zaczynamy drukować wspomnienia [Goetla – przyp. K.P.] o Warszawie z pierwszych lat okupacji – poważne, uczciwe, w pewnym sensie śmiałe”M. Grydzewski, J. Lechoń, Listy 1923–1956, oprac., przyp. i wstęp B. Dorosz, t. 1, Warszawa [2007], s. 298.[25]. Nie uszło to także uwagi autora jednej z wnikliwszych recenzji Wojciecha Gniatczyńskiego, który podkreślał tę właśnie cechę pamiętnika:

Goetel szuka prawdy za wszelką cenę. Dlatego niejedna teza albo przypomnienie jakiegoś faktu w jego książce niejednemu będzie nie w smak. [...] Bezcenną cechą książki Goetla jest to, że nigdzie nie zadowala się on oficjalną wersją, nie powtarza zwyczajowych argumentów, nie podtrzymuje tradycyjnych twierdzeń. Jest to książka jak najbardziej osobista, nie rewizja utartych pojęć, ale próba spojrzenia na czasy wojny na nowo, z dystansu. Jest to książka dla tych, co chcą myśleć o tamtych czasach, a nie dla tych, co szukają gotowych formułek. A przecież – i to jest cecha wielkiego pisarza – nie ma w niej śladu epatowaniaW. Gniatczyński, Tak było... Tak było..., „Wiadomości” (Londyn) 1956, nr 18, s. 2. [26].

Memuary przywołujące, relacjonujące i reflektujące „czasy wojny” zamyka swoiste przesłanie, patriotyczny manifest i zarazem wyznanie wiary emigranta, dla którego udział w narodowej wspólnocie pozostaje warunkiem człowieczeństwa i który w zachowaniu narodowej tożsamości upatruje sensu uczestnictwa w uniwersalnym porządku: „Być Polakiem nie jest to tak wielka rzecz, jak nam się wydaje. Ale przestać nim być znaczyłoby przestać być człowiekiem”F. Goetel, Dzieła wybrane, t.3: Czasy wojny..., s. 321.[27]. W tym ujęciu – wyraźnie powściągliwym wobec demonstrowania narodowej megalomanii – polskość okazuje się więc dla Polaków i niezbywalnym prawem, i powinnością.

Pamiętnik „wojenny” pisany był z bliskiego, kilkuletniego zaledwie dystansu. Opowiadał o wydarzeniach zamkniętych, choć jeszcze nieostygłych, wciąż budzących emocje, nadal wywołujących dyskusje, spory i kontrowersje, przede wszystkim zaś mających dalekosiężne skutki polityczne, odczuwane aż nadto dotkliwie przez polskich emigrantów powojennej doby. W tym kontekście drugie duże dzieło autobiograficzne Goetla jawi się zgoła inaczej, ponieważ jego treść stanowił najwcześniejszy okres życia autora: dzieciństwo i młodość. W tym wypadku autor u kresu życia sięgał pamięcią do własnej najodleglejszej przeszłości, dając świadectwo o czasach, które w chwili pisania dostępne były już nie tak licznym jego współczesnym (zaś dla młodszych pokoleń pozostawały zupełnie nieznane). Ukazując początkowy etap biografii, Patrząc wstecz stało się zarazem ostatnim dziełem pisarza, co prawda nieukończonym, jednak dobitnie wieńczącym jego drogę twórczą.

W odróżnieniu od Czasów wojny ostatni pamiętnik – ze względu na chorobę oczu – nie był przez autora pisany własnoręcznie. Od początku do końca został podyktowany, a zapisanego tekstu autor nie mógł zobaczyć, zatem autobiografia Goetla stała się par excellence „pamiętnikiem mówionym”Zapożyczenie w tym miejscu formuły ze znanych wspomnień Aleksandra Wata oczywiście nie usiłuje sugerować analogii z późniejszym Moim wiekiem, który powstawał inaczej – przede wszystkim w sytuacji dialogu, będąc pierwotnie utrwalaną na taśmie magnetofonowej rozmową autora z Czesławem Miłoszem, poddaną następnie redakcyjnemu opracowaniu (A. Wat, Mój wiek. Pamiętnik mówiony, przedm. C. Miłosz, oprac. L. Ciołkoszowa, t. 1–2, Londyn 1977). Warto zauważyć, że pamiętnik Goetla był dyktowany, zatem jest w pełnym tego słowa znaczeniu „mówiony”. Mimo że formą, specyfiką czasu, miejsca i środowiska, a także charakterem doświadczeń Patrząc wstecz różni się istotnie od wspomnień Wata, kreśli również obraz „mojego wieku”. [28]. Zaznaczyć trzeba, że w latach 50. pisarz zmagał się z jaskrą, która nieubłaganie postępowała, powodując pod koniec życia całkowitą utratę wzroku.

Nieukończone wspomnienia Goetla w swym zasadniczym zrębie obejmują ponad ćwierćwiecze, w każdym razie nie więcej niż trzydzieści lat: od ostatniej dekady XIX stulecia aż po lata 1918–1919. Autor ma poczucie wagi, świadomość doniosłości tego okresu, który zbiega się z początkową fazą jego biografii. Oprócz innych okoliczności na lata te przypada proces odradzania się niepodległościowych aspiracji i wzmożonej aktywności patriotycznej Polaków, zwieńczony odzyskaniem państwowości. Można w tym upatrywać figury losu tak jednostkowego, jak zbiorowego, stąd – w splocie biografii i historii – pamiętnikarskie świadectwo zyskuje na znaczeniu. Goetel należy do pokolenia tych, których udziałem było wywalczenie wolności politycznej. Charakterystyczne, że w dokładnie odwrotnej sytuacji znalazł się autor w momencie powstawania pamiętnika, kiedy to Polska znów doświadczała zniewolenia, co dla Goetla oznaczało powtórzenie – nie tak dawnej przecież – historii, powrót do statusu politycznych wygnańców i kondycji bojowników o wolność ojczyzny.

W swym ostatnim dziele Goetel starał się między innymi odtworzyć – na własnym przykładzie – losy ówczesnego pokolenia polskiej młodzieży, formowanej w szkołach Krakowa i Lwowa, podczas tatrzańskich wędrówek i w trakcie studiów w Wiedniu. Typ mentalno-obyczajowy tej formacji kształtowany był przez pryzmat kluczowych pojęć epoki, impulsy artystyczne, hasła społeczne i narodowe. Wpływ na nią – chyba większy niż szkoła – miały czynniki tak różne jak niepodległościowa konspiracja, praca samokształceniowa i dyskusje światopoglądowe, obyczajowy nonkonformizm, sport i ideologia taternicka. Znaczną rolę musiały odegrać też wybitne osobowości, z którymi Goetlowi dane było się zetknąć. Patrząc wstecz zawiera galerię barwnych postaci, które zaznaczyły się w intelektualnym, kulturalnym i politycznym życiu polskich ziem przełomu XIX i XX wieku – od Adama Asnyka do Józefa Piłsudskiego, od Jacka Malczewskiego do Marii Skłodowskiej-Curie.

Można spostrzec, że w ostatnich latach życia pisarz intensywniej zwrócił się ku przeszłości, własnej i swojego pokolenia. Oprócz przywołanych dopiero co utworów taki charakter miał również na poły publicystyczny, na poły eseistyczno-wspomnieniowy, mozaikowy cykl Notatek literackich, drukowany na łamach „Wiadomości” w latach 1959–1960, łączący – w gawędowym tonie, w swobodnej formie i otwartej kompozycji, bez formalnych znamion początku i końca – elementy szkicu, portretu, obrazka, miniatury, anegdoty, dialogu, fragmentu, reminiscencji czy po prostu notatki. W tym nurcie mieszczą się również publikowane osobno portrety literackie, między innymi Kornela Makuszyńskiego, Juliana Tuwima, Jana Lechonia czy Sergiusza Piaseckiego, a także nieco dłuższe przyczynki wspomnienioweWszystkie te teksty znaleźć można w Goetla Dziełach wybranych, t. 9: Szkice o literaturze i kulturze. Notatki literackie.[29]: Po świecie między wojnami, pisany prawdopodobnie już pod koniec życia, a rekapitulujący międzywojenne podróże, zagraniczne i krajowe, od Egiptu do Indii i od Oslo przez Berlin po Zaolzie, oraz Od Wisły do Tamizy, będący relacją z pisarskich kontaktów Goetla z tygodnikiem Grydzewskiego, ukazanych na tle literackiej konstelacji międzywojennej Warszawy, przygotowany na jubileusz trzydziestolecia „Wiadomości Literackich”, obchodzony w Londynie wśród emigracyjnych współpracowników pisma.

Literackimi powrotami w czasy młodości były też dwie inne książki: częściowo szkic Tatry, zaś w całości powstała w połowie lat 50. powieść Nie warto być małym, w której Goetel starał się oddać ducha epoki oraz okoliczności przygotowujące odzyskanie niepodległości. W zgodzie z realistyczną konwencją, z dbałością o obyczajowy szczegół i koloryt lokalny, jakkolwiek nieraz nieco skrótowo i powierzchownie, przedstawił autor dzieje „buntu młodych”, obserwowanego w „niespokojnych czasach” przed wybuchem I wojny światowej, w ciągu kilku lat, od 1909 do 1914 roku, głównie na terenie Galicji, a także poza zaborem austriackim. W wielowątkową, rozgrywającą się w różnych miejscach fabułę i w losy kilkorga pierwszoplanowych postaci wpisuje Goetel przede wszystkim biografię młodego (i zarazem swojego) pokolenia, któremu przyjdzie zmierzyć się z nadchodzącymi wydarzeniami, zmieniającymi dotychczasową sytuację Polaków pod zaborami. Związane z wyborem życiowej drogi rozterki, ideowe i światopoglądowe poszukiwania, intelektualne i artystyczne aspiracje, jakie są udziałem młodych bohaterów, zostaną po części unieważnione, po części uchylone wobec konieczności opowiedzenia się po którejś ze stron w konflikcie rozgrywanym między racjami jednostki a powinnościami wobec narodowej wspólnoty (w powieści zostało to określone jako „stary spór historyczny: co ważniejsze, elementarz czy karabin”F. Goetel, Dzieła wybrane, t. 6: „Nie warto być małym”, wstęp i przyp. M. Urbanowski, Kraków 2009, s. 169.[30]). Generacyjny konflikt oraz ewolucja postaw młodych urastają do rangi głównego problemu utworu. Nie warto być małym ukazuje ówczesny zwrot, dokonujący się w świadomości polskiego społeczeństwa, który zresztą osiąga wymiar ponadpokoleniowy. Konfrontowani ze sobą powieściowi bohaterowie reprezentują różne postawy i podejmują różne wybory.

Fabuła Nie warto być małym na równych prawach wprowadza bohaterów fikcyjnych i rzeczywiste postacie. W powieściowych epizodach przewijają się między innymi Piłsudski, wywodzący się z ludu pisarz Władysław Orkan oraz parlamentarzysta i wydawca lwowskiego dziennika „Wiek Nowy” Hipolit Śliwiński; na scenie Zielonego Balonika w Jamie Michalikowej występuje Tadeusz Boy-Żeleński; wśród postaci pojawia się stary antykwariusz Taffet z żydowskiej rodziny krakowskich księgarzy, a jeden z epizodów stanowi pogrzeb tatrzańskiego przewodnika Klimka Bachledy w Zakopanem, który zginął w górach podczas akcji ratunkowej.

Wydany na emigracji utwór można uznać za swoisty manifest programu niepodległościowego. Autor kierował go także (a może przede wszystkim) do odbiorcy krajowego. W tym czasie, w ostatnich latach życia, pisarz sceptycznie oceniał rolę, a zwłaszcza możliwości emigracji, uznając za najważniejsze procesy zachodzące w kraju. To, co było udziałem jego pokolenia, mogło powtórzyć się kilkadziesiąt lat później – tak jak to, co wcześniej wydawało się niemożliwe, urzeczywistniło się w 1918 roku. W drugiej połowie lat 50. widoki na odzyskanie suwerenności nie ziściły się, ale ówczesne wypadki dawały nadzieję, że panowanie narzuconego systemu politycznego – podobnie jak na początku XX stulecia – nie jest czymś przesądzonym i nieodwracalnym. Gdy powieść została wydana, jej przesłanie – choć było to pragnieniem Goetla – nie mogło przez „żelazną kurtynę” trafić do młodych Polaków drugiej połowy XX wieku. Jednak zawarty w Nie warto być małym autorski testament wydaje się przesłaniem uniwersalnym, wykraczającym i poza czas przedstawiony powieści, i poza czas jej powstania. Można dopatrzyć się w tym nieoczekiwanej antycypacji wydarzeń, które nastąpiły później, a których autor nie doczekał.

W ostatnich latach życia Goetla powstała ostateczna wersja jeszcze jednej powieści – Anakondy. Zaczęta w okresie międzywojennym, w swym pierwotnym kształcie publikowana była w odcinkach w tygodniku „Kronika Polski i Świata” w 1939 roku, ale jej druk przerwał wybuch wojny. Utwór miał skomplikowane losy i doczekał się aż trzech autorskich wersji. Podczas okupacji w Warszawie Goetel powieść znacząco przerobił, jednak ta (druga) wersja nie ocalała. Do pracy nad dziełem autor powrócił jeszcze raz pod koniec życia.

Kłopoty z publikacją książki skłoniły twórcę do wydania powieści drogą przedpłaty czytelników; wreszcie Anakonda wyszła pośmiertnie w 1964 roku. Powieść o węglu (taki podtytuł nosił utwór, gdy był drukowany w gazetowym odcinku na łamach londyńskiego „Dziennika Polskiego i Dziennika Żołnierza” pod koniec 1959 i na początku 1960 roku) przedstawia losy jednej kopalni węgla kamiennego w Zagłębiu Dąbrowskim oraz związanych z nią postaci w warunkach dekoniunktury lat 30. XX wieku, wywołanej wielkim kryzysem ekonomicznym. Konsekwencją tej sytuacji, dającej się dotkliwie we znaki całej polskiej gospodarce, a szczególnie przemysłowi ciężkiemu, staje się przejęcie powieściowej kopalni Józef przez potężny amerykański koncern z siedzibą w Buffalo, holding bankowo-przemysłowy o wiele mówiącej nazwie Anakonda, którego obszarem aktywności jest przemysł wydobywczy i który powiększa swój stan posiadania, wkraczając na nieznany sobie wcześniej teren Polski. Przykład kopalni, która popada w zależność od zagranicznego kapitału, pozwala w całej ostrości przedstawić warunki życia oraz obraz stosunków społecznych i ekonomicznych w polskim zagłębiu węglowym, a zwłaszcza ukazać – wywołany przejściem dużego rodzimego przedsiębiorstwa w obce ręce – konflikt interesów, ale też różnicę przekonań między nowym, bezwzględnym, nastawionym jedynie na mnożenie zysków właścicielem a przywiązanym do dawnych zasad, poczuwającym się do odpowiedzialności za podległą sobie kopalnię i jej załogę dyrektorem.

Pod względem fabularnym Anakondę potraktować można jako swego rodzaju kontynuację powieści Z dnia na dzień, największego międzywojennego sukcesu literackiego Goetla. Zarazem trudno się oprzeć wrażeniu, że bohater utworu pod pewnymi względami przypomina Cezarego Barykę z Przedwiośnia. Młody Radziejowski, podobnie jak główna postać z powieści Stefana Żeromskiego, powraca ze Wschodu do nieznanej ojczyzny, mając za sobą doświadczenia rewolucji w Rosji; tak jak on należy do pokolenia rozczarowanych kształtem Niepodległej i nie mniej niż on narażony jest na wpływy radykalnych ideologii.

5.

Proza fabularna, a więc głównie powieści i opowiadania, a także memuarystyka nie wyczerpują literackiego dorobku Goetla na emigracji. Wśród jego literackich dokonań osobną kategorię stanowi niewielka pod względem objętości, a trudna do jednoznacznego zaklasyfikowania publikacja zatytułowana Tatry (1953). Dwanaście rozdziałów, względnie szkiców, z których składa się książka, wydobywa charakter i osobliwość omawianego regionu, koncentrując się wokół kluczowych problemów i zagadnień, związanych z położeniem, warunkami naturalnymi, walorami krajobrazowymi, folklorem, kulturą i historią. Jej kompozycja – bliska poetyce gawędy – jest dość swobodna, dopuszcza dygresje i anegdoty. Sposób, w jaki Goetel opracował temat, rozwija kilka wątków refleksji traktowanych raczej szkicowo i bez nadmiernej troski o szczegóły (zwraca uwagę choćby wstrzemięźliwość w posługiwaniu się datami). Wprowadzane w miarę potrzeb wiedza przyrodnicza i historyczna stykają się i przenikają z geografią, socjologią, etnografią, polityką, ekonomią, obyczajowością czy rolą wybitnych indywidualności. Specyfikę Tatr określa wyraźne zaplecze autobiograficzne, istotne oparcie na doświadczeniach własnych autora, który występuje w roli uczestnika, świadka, obserwatora, w końcu też interpretatora ukazywanych zjawisk. Goetel nie kieruje się ambicją przedstawienia erudycyjnej rozprawy, nie dąży do kompletności obrazu, lecz przyznaje sobie prawo do wybiórczej bądź niepełnej wiedzy i subiektywizmu. Często przechodzi od refleksji ogólnej do zbliżenia, operuje konkretem, przedstawia jako ilustrację charakterystyczny szczegół, postać, zjawisko lub zdarzenie. Równocześnie pisarz eksponuje perspektywę personalną, zauważając, że procesy zachodzące na tatrzańskim i podtatrzańskim obszarze dokonywały się za sprawą wybitnych postaci z różnych dziedzin aktywności. Byli wśród nich między innymi artyści i politycy, naukowcy i działacze społeczni, wojskowi i rewolucjoniści. W książce przewija się cały poczet nieprzeciętnych indywidualności, w znacznej mierze ekscentryków i dziwaków; odnotowane zostały różne przejawy (i przykłady) manii, dziwactw i osobliwości zarówno indywidualnych, jak i zbiorowych, obserwowanych w środowisku zakopiańskim.

Dopełnieniem literackich dokonań Goetla jest jeszcze jedna dziedzina twórczości, rozpoczęta w okresie międzywojennym i kontynuowana na emigracji – dramaturgia. Jedyna właściwie ukończona na wychodźstwie sztuka teatralna Goetla, Odmłodzony Mr. Gill, podejmuje oryginalną problematykę, wkraczając w dziedzinę – rozumianej najzupełniej dosłownie – fantastyki naukowej i prezentując jej aspekt scjentyczno-futurologiczny, czyli konsekwencje współczesnego postępu naukowego dla jednostki. Utwór Goetla, określany przez autora także jako komedia, wpisuje się w dyskusję o powinnościach i zagrożeniach nauki (szczególnie medycyny) oraz moralnych granicach naukowego poznania. Według autorskiej wykładni „tematem przewodnim sztuki jest zderzenie się poglądu materialistycznego z humanistycznym idealizmem”List F. Goetla do M. Grydzewskiego z 13.05.1956, [w:] Z listów do Mieczysława Grydzewskiego 1946–1966, wyb., wstęp i oprac. R. Habielski, Londyn 1990, s. 180.[31]. Rozpatrywanym w sztuce problemem staje się odmłodzenie człowieka oraz jego nieprzewidziane i niechciane implikacje. Wykorzystywany w literaturze motyw, obecny choćby w Fauście, został tu jednak potraktowany inaczej niż w dramacie Johanna Wolfganga Goethego. Powrót bohatera do młodzieńczej postaci nie jest u Goetla wynikiem działania sił nadprzyrodzonych, lecz przeprowadzonego na podstawie współczesnego stanu wiedzy i intensywnych badań naukowych eksperymentu medycznego. Wątek faustowski w Odmłodzonym Mr. Gillu ujawnia się ponadto w śmiałym, wręcz zuchwałym ingerowaniu nauki w naturalny porządek, w dążeniu do podporządkowania sobie praw przyrody i kreacji „nowego człowieka”, słowem: w ludzkiej ambicji, uzurpującej sobie wszechmoc równą Bogu. (Jeden z krytyków, Juliusz Sakowski, pisał nawet, że „Goetel pokusił się w swej sztuce o nową wersję Fausta. Obywa się ona bez diabła. Jest to Faust ery atomowej. Potęga wiedzy, coraz zawrotniejsza, staje się nieobliczalna w swej zuchwałości”J. Sakowski, „Odmłodzony Mr. Gill”, „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” (Londyn) 1956, nr 155. Cyt. za tenże, Wety i odwety. Autorzy, książki, nagrody, Paryż 1976, s. 121. [32]).

Utwór przeszedł pomyślnie próbę sceny, jednak drukowany był tylko na łamach czasopismNa emigracji nieduży fragment utworu opublikował początkowo w 1955 roku londyński „Warsztat Teatralny”, w roku następnym sztukę w całości zamieścił w trzech kolejnych odcinkach wydawany w Mannheim w Niemczech Zachodnich „Dodatek Tygodniowy »Ostatnich Wiadomości«” (1956, nry 1–3); po latach inną, zmienioną przez autora wersję Odmłodzonego Mr. Gilla wydrukował krajowy miesięcznik „Dialog” (1996, nr 3). [33]. Dramat wystawiony został dwukrotnie w 1956 roku dzięki staraniom środowisk emigracyjnych, w bardzo zbliżonym terminie, lecz w różnych, odległych od siebie miejscach świata, nawet na innych kontynentach: w Domu Polskim w Buenos Aires (w reżyserii Walerii Fuksy) i w Londynie w ramach Warsztatu Teatralnego (w reżyserii Reginy Kowalewskiej). Po tych dwóch emigracyjnych premierach w 1956 roku Odmłodzony Mr. Gill nigdy już nie powrócił na scenę; nigdy również nie były drukowane ani nie zostały wykorzystane w wystawieniach teatralnych przygotowane tłumaczenia sztuki na języki angielski i niemiecki.

Siedemdziesięcioletnie życie pisarza zamknęło się 24 listopada 1960 roku. W Londynie na nabożeństwie żałobnym w polskim kościele Brompton Oratory, a następnie na cmentarzu Fulham North Sheen zasłużonego twórcę licznie żegnała polska emigracja. O ile na wychodźstwie Goetel cieszył się zaufaniem i pozycją wybitnego twórcy, w Polsce na przywrócenie mu dobrego imienia trzeba było czekać niemal trzy dekady od jego śmierci, aż do rozpadu systemu komunistycznego. Stało się to faktem – po długich zabiegach i wysiłkach – 19 czerwca 1989 roku w Warszawie, na zebraniu Polskiego Oddziału PEN Clubu, któremu autor w okresie międzywojennym przez siedem lat przewodniczył. Jeszcze później, dzięki staraniom rodziny, prochy pisarza wróciły z Londynu do kraju i 13 grudnia 2003 roku spoczęły u podnóża Tatr, na zakopiańskim cmentarzu zasłużonych na Pęksowym Brzyzku. Miejsce ostatniego spoczynku nie było wybrane przypadkowo, jako że w młodości przyszły literat aktywnie działał w Sekcji Turystycznej Towarzystwa Tatrzańskiego, uprawiał górskie wędrówki i taternictwo, odnosząc sukcesy w zdobywania tatrzańskich szczytów.

Ci, którzy mogli obserwować pisarza w ostatnich latach życia, jak Maria Danilewiczowa, wieloletnia kierowniczka Biblioteki Polskiej w Londynie, a jednocześnie bibliograf, krytyk i historyk literatury, dostrzegali u niego rys niezłomności, nieugiętości: „Jako człowiek utrwalił się w naszej pamięci bohaterskim stawianiem czoła kalectwu i chorobie. Obce mu były kompleksy, obsesje, roztkliwianie się nad sobą. Nie budził litości. Imponował”Wypowiedź w: O Ferdynandzie Goetlu, [w kolumnie:] Środa literacka, „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” (Londyn) 1960, nr 298, s. 3. [34].

Po śmierci Goetla Zygmunt Nowakowski, pisarz, publicysta i felietonista, w „polskim Londynie” uznawany za sumienie emigracji i niezłomnego strażnika niepodległościowego etosu (z tego też powodu nazywany „Emigreytanem”), wypowiadał o twórcy Ludzkości następującą opinię: „Do samego końca nie dał się zmóc ani wiekowi, ani chorobie”Z. Nowakowski, „Z dnia na dzień”, „Dziennik Polski i Dziennik Żołnierza” (Londyn) 1960, nr 287, s 2. [35]. Natomiast Tymon Terlecki, wybitny krytyk literacki i teatralny, a przy tym działacz emigracyjny, odejście autora Nie warto być małym określił celnie, a lapidarnie: „Umarł nierozbrojony i niepobity”O Ferdynandzie Goetlu...[36].

Szkic pochodzi z kwartalnika „Nowy Napis. Liryka, Epika, Dramat” nr 19, rok 2023.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Krzysztof Polechoński, „Nierozbrojony i niepobity”. Ferdynand Goetel i jego emigracyjna twórczość, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2024, nr 241

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...