07.05.2020

Nowy Napis Co Tydzień #048 / Węzły i sploty

Warkocz to dwudziesta, jubileuszowa książka poetycka w dorobku Wojciecha Banacha. Bydgoski poeta jest obecny w poezji polskiej już piątą dekadę. Debiutował w 1977 roku arkuszem Chwilowy obraz świata. Od tamtego czasu różnie mu się wiodło: doświadczył kilku literackich sukcesów, ale po wprowadzeniu stanu wojennego postanowił usunąć się z życia publicznego. Wrócił do publikowania zbiorów w latach 90. zeszłego wieku, lecz książki wydawał rzadko, raz na trzy, cztery lata. Zmieniło się to w drugiej dekadzie XXI wieku. W ciągu ostatnich trzech lat opublikował następujące zbiory wierszy: Śmierciochron, Strzępy i pąki, Warkocz, a także ukazał się wybór jego poezji: Plac Piastowski i inne wiersze.

Warkocz to książka na pewno inna od poprzednich, choćby od wspomnianych. Właściwie jest ona w całości poświęcona kobietom i relacjom damsko-męskim. O tym mówią tytuły poszczególnych wierszy: Kobiety wirtualne, Warkocz, Ona mówi, Kobieta i mężczyzna, List (2) do Wymyślonej, Rozmowa z gwiazdą, Samarytanka, Trzy kobiety. Banach chyba przez długi czas zastanawiał się, czy w ogóle ją wydać, jakby nie był pewny jej poetyckiego potencjału. Albo nie był pewny, czy wypada mu zaprezentować książkę tak różną od poprzednich. Już na wstępie muszę go uspokoić: opłacało się.

Kto może być zawiedziony lekturą Warkocza? Ci czytelnicy, którzy pamiętają wiersze Banacha umiejscowione w konkretnej scenerii miasta. Aglomeracja pełni w nich funkcję labiryntu. Podmiot liryczny gubi się w niej po to, żeby odnaleźć… wiersz. Gubi się – oczywiście symbolicznie, bo Banach całe życie mieszka w Bydgoszczy, topografię miasta zna lepiej niż niejeden rasowy przewodnik. A do tego jest jeszcze kolekcjonerem starych pocztówek. Najwięcej w jego kolekcji jest tych z motywami bydgoskimi, które zresztą opublikował już w kilku albumach. Tamte podróże, zawarte w albumie, to podróże w przeszłość miasta z powikłaną historią, na rynku którego przez lata królowały symbole Cesarskich Niemiec. Ale nieraz też motywy podpatrzone na pocztówkach eksponował w poezji. Wtedy okazywało się, jak ważna w jego liryce jest kwestia czasu. Kartka pocztowa stawała się punktem wyjścia, stacją początkową. Z wiekiem Banach stał się nawet swoistym mistrzem w grze czasem, bo w sensie poetyckim stara się uchwycić jeden z najważniejszych elementów naszej egzystencji: przemijanie. Ale, że to nie przypadek, a prawie pięć dekad niezwykle konsekwentnie wykonywanej żmudnej pracy, przekonać może tytuł jego debiutu, który wyłuszczyłem na początku: Chwilowy obraz świata. Już wtedy poeta wiedział, że ta chwila jest kluczowa. Jest wspomnieniem, które trwa w człowieku, jakby zostało uchwycone przez obiektyw aparatu, podobnie jak kadr, który może stać się motywem pocztówki.

Warkocz to książka inna od tamtych, chyba bardziej tajemnicza. Na czarnej okładce umieszczony zostaje warkocz komety. A więc tytuł książki ma dwojakie znaczenie: chodzi o kobiecy warkocz, chodzi też o kosmiczność kobiet. W tytułowym wierszu Banach zapisze:

Od dawna

niczym nagły iskrzący pomysł

pojawiał się w moich snach

[…]

tłumaczący sny

snuli hipotezy o tajemniczej kobiecie

lub komecie zwiastującej nieszczęście

a ja kolejny raz z szaloną nadzieją

błądziłem ukryty

między ziemią a niebem

Warkocz pełni podwójną funkcję, ale oznacza nieszczęście. Ten fragment brzmi dramatycznie, tak jak dramatyczna jest kondycja duchowa współczesnego człowieka, a nawet uściślając – znakiem czasów jest fatalna kondycja duchowa mężczyzny. Poeta upatruje swoje szczęście w kobiecie, tymczasem to jest iluzja, jak powie podmiot liryczny w innym fragmencie tego wiersza, to „miraż / grożący pętlą / splecioną z wielowiekowej historii”. To jest strasznie powikłany splot, prawdziwy węzeł gordyjski, bo historia zna tysiące przykładów ludzi będących w stanie desperacji. A co ich przywiodło na skraj przepaści, pod samotnie stojące drzewo? Złudzenie, że jest miłość, bo przecież syreny tak słodko śpiewają, usypiają czujność żeglarzy, zapraszają ich do siebie, a potem bezwzględnie wykorzystują każdą słabość. Ich białe kości oglądają nowi żeglarze i niczego się nie uczą, są oszołomieni śpiewem, łatwo wpadają w sprawnie zastawione wnyki.

Tych Banachowych wierszy, w których mężczyźni są w desperacji, przez prawie pięć dekad uzbierało się całkiem sporo. Przypomnę choćby znakomity List, który znalazł się w Wyborze wierszy z 2004 roku. Poeta przedstawia w nim historię śmierci trzech osób, w tym Zdzisława, który „zawisł / na problemie / skręconym przez rodzinę oraz firmę”. Sploty, o których pisze Banach mają wydźwięk bardziej ogólny, ale częściej pejoratywny. Kobiecy warkocz jest symbolem życia, witalności, magii, zachęty, miłości, która jest na wyciągnięcie ręki, na długość warkocza – tymczasem to pozór. Świat relacji damsko-męskich jest bardziej skomplikowany. W biblijnej przypowieści o Samsonie jego siłą były długie, gęsty włosy. Wiedziała o tym Dalila, której zawierzył, oddał serce. W czasie gdy Samson spał, Filistynka obcięła mu włosy, co sprawiło, że stał się bezsilny, został pojmany przez współplemieńców kobiety i uwięziony. Czy nie właśnie o tym mówi Banach; o tym, że mężczyzna jest bezsilny wobec uroku kobiety, a gdy źle trafi, nieszczęście gotowe? Samson, gdy miał oczy, to w istocie był ślepy, dopiero później, gdy został przez swoich wrogów oślepiony, w pewnym symbolicznym sensie – przejrzał. Jego dramat jest oczywiście paralelą ludzkiego losu. Nie musi być aż tak źle.

Ale powróćmy do relacji damsko-męskich. W wierszu Ona mówi zostaje przytoczona ciekawa wypowiedź:

Nie chcę zakochać się

Nawet jeśli połowa z tego jest

prawdą Połowa z tej połowy

i tak dalej dalej W końcu

nawet jeśli ułamek procenta

to i tak za dużo dla mnie

trudno sobie z tym poradzić choć

przecież miłość polega na braku symetrii

W tym krótkim tekście widać, jak skomplikowanym procesem jest miłość, jaki to wielki dar i ciężar zarazem. Ludzie pragną miłości, ale jednocześnie się jej boją. Pragną uczucia, ale wiedzą, że może ono też przysporzyć cierpienia. Z tekstu przebija coś jeszcze, a mianowicie matematyczne wykształcenie autora, który zainteresował się poezją w czasie studiów inżynieryjnych odbytych w połowie lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku na Akademii Techniczno-Rolniczej w Bydgoszczy (obecnie Uniwersytet Technologiczno-Przyrodniczy). Oczywiście miłość wymyka się matematyce, nie ma równania, za pomocą którego można by ją zapisać. Natomiast podoba mi się spostrzeżenie, że uczucie nigdy nie jest symetryczne, zawsze jedno kocha mocniej, choć tego też nie można policzyć, a jedynie wyczuć. I właśnie ta asymetria często staje się przyczyną dramatu.

Pisałem już, że Banach zrezygnował z zabiegu, któremu był wierny przez lata, odszedł od opisywania topografii miasta. Rozumiem to. Mogłaby ona zakłócić pewien naturalny rytm tej kosmicznej opowieści, która posiada walory uniwersalne. Tylko w jednym wierszu (Nocne parki) pojawi się miejsce, które fizycznie istnieje na mapie Bydgoszczy (Park Księżycowy). Sama jego nazwa jest już magiczna:

Moje pół księżyca

                            – zaćmione

Twoje pół księżyca

                            – błyszczące

Pół mojej prawdy

                            – uśpione

Pół Twojego kłamstwa

                            – kuszące

 

W przestrzeni granatu

                            – kosmiczne latawce

W Parku Księżycowym

                            – dwoje na huśtawce

Ten wiersz musiał chyba szczególnie spodobać się wydawcy zbioru (Wydawnictwo Pejzaż), skoro zdecydował się dołączyć do książki „kosmiczną” zakładkę. Na niej właśnie utwór został wydrukowany powtórnie. Taki jest klimat tej historii, lekko bajkowy, ale trudno nie zgodzić się, że jest to poezja wysokiej próby, gdyż poeta świetnie wyławia magiczne chwile, których doświadcza kobieta i mężczyzna. Cały dramat pomiędzy dwojgiem rozgrywa się pod gwieździstym niebem, na którym czasami można wypatrzeć „kosmiczne latawce”. Banachowa kobieta i mężczyzna są samotni niczym Adam i Ewa, jedyne, co mają – to siebie, albo chociaż wydaje im się, że tak jest. Uchwyceni w tej jednej chwili na huśtawce, połączeni niewidzialną nicią – świadomością, że ta magiczna chwila zaraz przeminie.

Banach ma talent do nadawania swoim zbiorom ciekawych tytułów, krótkich i symbolicznych. Tak oceniam tytuły jego poprzednich zbiorów: Slalom, Symultana, Skrzyżowanie, Śmierciochron. Podobnie Warkocz – to słowo jest niezwykle nośne i metaforyczne zarazem, choćby ze względu na wszelkie sploty (na przykład słoneczny), plątaniny, spiętrzenia i węzłowatości, wreszcie komplikacje natury ludzkiej i problemy w nawiązywaniu relacji. Jest to tytuł, z którego przebija dramat, jakiejś powikłanie, które może trwać w nieskończoność, wydłużać się lub zostać gwałtownie ucięte. Ale czy życie we dwoje musi oznaczać wyłącznie problemy? Otóż nie, nie sprowadzałbym zawartości tej niewielkiej książeczki tylko do nich, gdyż jej lektura przyniesie czytelnikowi też chwile radości. Banach znakomicie nauczył się balansować, wie, że nie może zanadto przygnieść czytelnika ciężarem wierszy. Poniższy króciutki wiersz (Erotyk poświąteczny) odbieram jako świeży i nie silący się na oryginalność przejaw humoru:

Jeśli lubisz zupy

– zapraszam do rosołu

 

Na razie rozebrałem

choinkę

W wierszu *** [To nie była ona] opowie o historii z końca lat pięćdziesiątych zeszłego stulecia, w którym sześcioletni chłopiec przypatruje się występom ludowego zespołu pieśni i tańca; tam wypatruje dziewczynę z „grubym czarnym warkoczem”. Ten wiersz można potraktować jako preludium do wiersza tytułowego. Zagłębiając się w lekturę, trudno nie utożsamić podmiotu lirycznego z autorem, skoro w wierszu pojawia się konkretna data (1959), a Banach urodził się dokładnie sześć lat wcześniej. Przywołanie tego wspomnienia pozwala na odbycie podróży do swych źródeł, do korzeni, z których wyrasta. Dzięki takiemu wspomnieniu czytelnik widzi, a jeszcze bardziej czuje, z jak autentycznym i uczciwym twórcą ma do czynienia. Z twórcą, który nie musi niczego udawać, niczego wymyślać i do niczego się przymuszać. Poezjowanie przychodzi mu w sposób naturalny, wyrzuca z siebie kolejne wiersze nie po to, żeby coś udowodnić, ale żeby przekazać nam jakąś cząstkę siebie. I chyba najważniejsze: jeśli twórca lubi wycieczki do ogrodu dzieciństwa, do tej magicznej krainy, to jego poezja prawie zawsze na tym zyskuje.

W przeszłości wiersze Banacha często cechował dystans do siebie samego i otaczającego świata. Nieraz podkreślano, że jest on poetą wyrachowanym i w pewnym sensie osobliwym, tak jak osobliwe – wśród lirycznego bractwa – było jego techniczne wykształcenie. W jego poetyckim wachlarzu dominowały tematy polityczne, społeczne, egzystencjalne. Poeta chętnie i na swój niepowtarzalny sposób lubił komentować rzeczywistość, umiejętnie przy tym wykorzystując skłonności do korzystania z ironicznego języka. Jego błyskotliwe i mocne puenty doczekały się licznych komentarzy krytycznoliterackich. Chyba ponad wszystko uwielbiał jednak temat miejskiej wędrówki, odkrywania jego zakamarków. Może w jego poetyckim repertuarze trochę brakowało wierszy pełnych czułości, tekstów niezbyt skomplikowanych, ale szczerych, w których można by zawrzeć intymne zwierzenie. I dlatego Warkocz tym bardziej zaskakuje. Niektóre z wierszy zawartych w zbiorze są w lekko onirycznym klimacie, jak choćby Późna – wczesna wizyta; z bydgoskiego autora wychodzi zresztą przewrotność, która jest jego znakiem rozpoznawczym:

Obok snu

pojawiłaś się dopiero

nad ranem

W czasie snu podmiot liryczny zostaje nawiedzony przez dziewczynę z jego książki. Oferuje jej możliwość pozostania, ale zaznacza:

[…]

 

tylko nie wyobrażaj sobie

że będę cię kochał

 

już nawet nie pamiętam

co to znaczy

Podczas lektury Warkocza kilka razy naszła mnie refleksja, że to nie jest zbiór wierszy napisany dla wszystkich, on jest napisany dla kobiet, a nawet – co wynika z jednego z tytułów – dla trzech kobiet (jeśli oczywiście potraktujemy go w sposób dosłowny). To oczywiście żart. Zamykam ten niewielki zbiór i szczerze go polecam. Wszystkim czytelnikom, bez wyjątku.

Wojciech Banach, Warkocz, Bydgoszcz: Wydawnictwo Pejzaż, 2020.

Okładka książki "Warkocz"

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Bartłomiej Siwiec, Węzły i sploty, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2020, nr 48

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...