11.06.2020

Nowy Napis Co Tydzień #053 / (Nie)kończące się opowieści

Płynność ponowoczesności chyba nigdy wcześniej nie była tak namacalna jak teraz – w czasie pogłębiającego się kryzysu. Rzeczywistość przeistacza się ze znanej w nieznaną, coraz bardziej radykalnie zacierając i tak już przecież niepewne granice między doświadczeniem a symulacją, człowiekiem a awatarem. Czy potrafimy zagospodarować przestrzeń online tak, by zyskała ona status świata, w którym bliskość nie byłaby tylko mniej lub bardziej efemeryczną iluzją albo powidokiem? Czy dramat spotkania twarzą w twarz z Innym na wirtualnej scenie może rozegrać się na dotychczasowych zasadach? I – last but not least – czy stare opowieści zadziałają w nowym porządku oraz pozwolą nam go oswoić? To tylko kilka z wielu pytań, jakie powracają w performansach studentek i studentów Wydziału Reżyserii Dramatu z krakowskiej AST, realizowanych w ramach projektu „Młodzi w Starym online”. Twórczynie oraz twórcy w światowym kanonie literackich narracji szukają zarówno (p)odpowiedzi, jak i obrazów, snów oraz modlitw, poprzez które nie tyle odganiają coraz wyraźniejsze widma nadciągającej katastrofy, ile nadają jej kształty oraz kolory – niekoniecznie apokaliptyczne.

ZoomowiskaZoomowisko – to neologizm wymyślony przez Stary Teatr. Wyłonił się on z połączenia nazwy popularnej platformy do telekonferencji Zoom oraz słowa „widowisko” i odnosi się do spektakli teatralnych realizowanych właśnie przez tę platformę.[1] są odpowiedzią na świat bez widowisk (nie licząc – rzecz jasna – codziennych medialnych spektakli ze szpitali i Sejmu). YouTube staje się nowym The Globe i sceną otwartą w jednym. Aktorki oraz aktorzy nie opuszczają własnych terytoriów, które to tracą właściwą im prywatność – przekształcają się w wirtualne nie-miejsca, codzienne scenografie dla mniej lub bardziej niecodziennych historii. W tej sytuacji nie dziwi, że to domom oraz relacjom między wnętrzem a zewnętrzem i dalej – między swojskością a obcością szczególnie uważnie przyglądają się reżyserki oraz reżyserzy kolejnych spektakli, czego przykładami są prace Anny Mazurek (Dom dzienny, dom nocny) oraz Kacpra Romaniuka (Przestrzenie).

Zdjęcie ze spektaklu

W patchworkowej powieści Olgi Tokarczuk narracja rozwija się jak nieokiełznane, nieprzewidywalne kłącze, wędrując między mikrokosmosami jawy i snu z jednej strony oraz między gatunkami z drugiej. Anna Mazurek i Olga Ciężkowska (dramaturżka) wydobywają z dzieła noblistki te fragmenty, w których niepostrzeżenie zaciera się granica między śnionym a przeżywanym. Przestrzenie realności oraz wyobraźni nachodzą na siebie, zupełnie jakby mrok pochłaniał światło albo jakby ciemność rozjaśniały strumienie porannego słońca. Tytułowy dom jest przede wszystkim źródłem niekończących się opowieści. Ramy spektaklu stanowi dialog, który główna bohaterka (Aleksandra Nowosadko) prowadzi ze swoją sąsiadką Martą (Ewa Kolasińska). Pierwsza kobieta jest kolekcjonerką snów i opowieści, druga – starą gawędziarką, będącą ucieleśnieniem Wielkiej Matki, która należy do alternatywnego continuum czasowo-przestrzennego, podporządkowanego już nie zasadzie linearności, ale cykliczności – a co za tym idzie – prawom oraz kaprysom natury.

Kadr ze spektaklu „Dom dzienny, dom nocny”

Twórczynie rozpisują swoje zoomowisko na okna-pokoje, które zajmują cztery postaci i czarny kot. Konwencja rozmowy online, w której uczestniczki oraz uczestnicy zarazem pozostają w sieci wzajemnych zależności, jak i kreują osobne przestrzenie, dobrze oddaje polifoniczność książki Tokarczuk. Wydaje się, że jednocześnie mamy tutaj do czynienia z subtelnym nawiązaniem do codziennych dramatów z telekonferencji, rozgrywających się w pandemicznej rzeczywistości. Ekscentryczna wróżka-perukarka (Beata Malczewska), być może jedna z osobowości Marty, uparcie dopytuje: „widać mnie?!”. Jej niepokój staje się pretekstem do metafizycznej refleksji o słowach i zmysłach oraz ich udziale w doświadczaniu świata, a także o procesach nadawania mu sensu. Strategię dramaturgiczną Ciężkowskiej oraz Mazurek można by opisać jako balansowanie między konkretem a abstrakcją albo jako wychylanie się ku poetyce mitu przy jednoczesnym trwaniu w bliskości z tym, co „tu i teraz”. Mikronarracje otwierają się tutaj – tak jak w książkach noblistki – na wielkość wszechświata, a może raczej wielość światów. Czy mapa snów może stać się mapą znaczeń?

Nie przypadkiem zresztą to wokół motywu snu jako doświadczenia z pogranicza fikcji i rzeczywistości budowana jest dramaturgia tego spektaklu. Rytm wyznacza tutaj naprzemienne gaszenie oraz zapalanie światła. Jest to rozwiązanie tyleż oczywiste i niejako tautologiczne wobec tytułu, co niezwykle sugestywne. Kontrast jasno-ciemno wpisuje się w sensualną alegorię codzienności, której trajektorie przekraczają ustalone podziały na zwyczajne i niezwyczajne. Szczególnie wyraźnie widać to w rozdrażnionej alkoholem wyobraźni pijaka (Stanisław Linowski), ale też – a może przede wszystkim – w uruchamianym przez Martę żywiole opowieści. Bohaterka zakotwicza swoje historie w namacalnym detalu, by następnie rozpłynąć się w szaleństwie zmyślenia.

Tytułowy dom – zarówno u Tokarczuk, jak i w spektaklu Mazurek – jest wyobrażony jako oddychająca tkanka. To przestrzeń, w której – a właściwie z którą – się żyje i umiera. Mroczna, wilgotna piwnica, chociaż zainfekowana śmiercią, pachnie latem – obietnicą powrotu. Dom ma swoją tożsamość, ale też mroczne zakamarki – symbole tego, co abiektalne, czyli wstrętne i niepożądane. Ucieleśniając przestrzeń, Tokarczuk uruchamia dialektykę somasarx z jednej strony oraz wnętrza (wnętrzności) i zewnętrza z drugiej. Relacje między nimi ulegają ciągłym przemieszczeniom, przez co niemożliwe staje się wyznaczenie nienegocjowalnej granicy między „ja” (domem) a światem, ale też między tożsamością a jej fizjologicznym rewersem. Ciężkowska i Mazurek lepią swoje zoomowisko właśnie z tych fragmentów prozy noblistki, w których ujawnia się anachroniczność binarnych podziałów zorganizowanych wokół opozycji natura – kultura. Ich adaptacja, mimo że osadzana w wirtualnej realności, uderza zmysłowością.

Czasownika „lepić” użyłam nieprzypadkowo. Narracja w tym spektaklu wyraźnie wypływa z ciała, które jest nie tyle medium, ile – tak jak dom – źródłem podmiotowego życia i opowieści. Narratorka kompulsywnie pochłania kolejne owoce. W końcowych fragmentach zastanawia się, w jaki sposób śmierć wtargnie w ciało sąsiadki, aby przeciągnąć je na swoją stronę: może kobieta zje zatrute jabłko? W przejmującym monologu syn Marty opowiada o doświadczeniu bólu jako tym, które odciąga od umierania. Picie wody na kacu urasta tutaj do rangi czynności fundamentalnej – realność pragnienia wyrywa „ja” z marazmu utracjusza. Świat przedstawiony w zoomowisku Mazurek stwarza się na przecięciu duchowości oraz cielesności, trwając w procesie wiecznego formowania się i jako taki ciągle wymyka się poznaniu – tak jak Inny.

W trzydziestominutowej adaptacji Domu dziennego, domu nocnego ze szczególną siłą wybrzmiewa wątek empatycznego współodczuwania z drugim człowiekiem. Podzielony na kilka okien ekran staje się metaforą (nie)możliwej bliskości, którą dopełnia dialog między narratorką a Martą. Kiedy pierwsza uparcie dopytuje sąsiadkę o leki, ta opowiada baśń o nieśmiertelnej jaszczurce. Kobiety, chociaż sobie nieobojętne, mówią różnymi językami. Być może z tego powodu wróżbiarka występuje w zoomowisku jako odrębna postać – jakby narratorka dzieliła Martę na to, co w niej oswojone i to, co magiczne, a zatem nieprzekładalne na wspólny kod. Bohaterka Malczewskiej jest wyraźnie marginalizowana – jak współczesna Kasandra, której nikt nie chce słuchać. Jednocześnie jej wypchnięcie na boczny tor opowieści można rozumieć jako uznanie autonomii Innego.

Spektakl Mazurek wydaje się przede wszystkim zapisem próby „dotknięcia” drugiej osoby poprzez jej narracje. W zoomowisku Kacpra Romaniuka mamy natomiast do czynienia z powidokami bliskości. Sytuacja pandemiczna współgra z opowieścią o utraconej miłości: izolacja jest tutaj tyleż kwestią narodowej kwarantanny, co miłosnego przesilenia. Reżyser niejako odkrywa romantyczność przymusowej samotności, a reprezentantami nowego porządku czyni rozłączonych kochanków (Marta Ojrzyńska oraz Maciej Charyton). Punktem wyjścia do opisu rzeczywistości poprzez jej niemedialną i niewidowiskową powszedniość stają się fragmenty powieści Georgesa Pereca, czyli Rzeczy oraz tytułowych Przestrzeni.

U Romaniuka, tak jak u francuskiego pisarza, nic się nie dzieje albo raczej: dzieje się znaczące – definiujące tożsamość – nic. Wstawanie z łóżka, smażenie omletów, obieranie ogórka, mycie zębów. Reżyser, opowiadając historie swoich bohaterów poprzez bliskie im rzeczy i przestrzenie, tworzy katalogi codzienności, ale – inaczej niż w książkowych oryginałach – nie odczarowuje jej przezroczystości. Perec pozostaje nieufny wobec rutyny oraz traktuje ją jako rodzaj znieczulenia, na które remedium znajduje w pisaniu – ćwiczeniu uważności na detale. Romaniuk komponuje zaś swoje zoomowisko jako serię obrazów, układających się w – zapewne celowo – nieznośną alegorię banalności istnienia oraz upiorności kwarantanny. Jednocześnie udaje mu się poprowadzić dramaturgię spektaklu w taki sposób, by stał się on także spójną opowieścią o nietrwałości jako zasadzie organizującej rzeczywistość w jej ludzkim i materialnym wymiarze. Żadne miejsce nie jest dane nam na zawsze, przedmioty się gubią, ludzie odchodzą, obecność zastępują jej ślady. Pragnienie posiadania rzeczy oraz oswajania przestrzeni wydaje się wyrazem utopijnej wiary w możliwość sprawowania kontroli nad światem, szyciem jego fragmentów na własną miarę.

Co ciekawe, w jednym z kadrów zoomowiska Romaniuka pojawiają się Bieguni Tokarczuk. „Bieguństwo” łączy się jednak tutaj nie tyle z nomadyczną naturą człowieka jako pielgrzyma czy z podróżą bez możliwości powrotu (zaprzeczeniem Odysei), ile ze stanem symbolicznej bezdomności, odnoszącej się tutaj do życia, które stale jest gdzieś indziej – poza zasięgiem bohaterów pożądających rzeczy i przestrzeni. W konstelacyjnej powieści Tokarczuk droga biegunów, wpisana w narracyjny labirynt fragmentów, dekonstruuje stabilną wizję holistycznego sensu oraz radykalnie otwiera wędrujący podmiot na nieznane i nieprzewidywalne. U Romaniuka bycie w ruchu wydaje się zaś przekleństwem, metaforą trwania w konflikcie ze światem.

Tak jak w spektaklu Mazurek ucieleśniony dom jest przestrzenią współodczuwającą z „ja”, tak w zoomowisku Romaniuka mieszkanie wydaje się Innym, którego trzeba spacyfikować i oswoić, a tym samym podporządkować antropocentrycznemu pragnieniu kontroli. W obu przedstawieniach mamy zaś do czynienia z mniej lub bardziej dosłownymi nawiązaniami do narodowej kwarantanny. Miejsce, w którym mieszkamy, bywa więzieniem, ale również bezpieczną wyspą i jako takie staje się źródłem tożsamościowych narracji o doświadczeniu izolacji oraz o zerwanym kontrakcie ze wspólnotowym światem, a także o potrzebie jego odnowienia.

O. Tokarczuk, Dom dzienny, dom nocny, Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie, reż. A. Mazurek, premiera: 20.04.2020.
Dramaturgia: Olga Ciężkowska
Obsada: Ewa Kolasińska, Beata Malczewska, Aleksandra Nowosadko, Stanisław Linowski

G. Perec, Przestrzenie, Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie, reż. K. Romaniuk, premiera: 5.05.2020.
Obsada: Marta Ojrzyńska, Maciej Charyton

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Alicja Müller, (Nie)kończące się opowieści, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2020, nr 53

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...