09.07.2020

Nowy Napis Co Tydzień #057 / „Kwiaty rozłączki”. Zbiór anty-miłosny 

Wydanie książki w wydawnictwie Ha!art jest możliwe w dwóch przypadkach. Po pierwsze propozycja musi być uzasadnionym „dziwactwem”, wpisującym się w reguły avant-popu, literatury eksperymentalnej, intermedialnej lub potencjalnej. Przy czym, nawet jeśli czytelnik, który przywykł do tradycyjnych gatunków i form może mieć kłopoty z odnalezieniem się w tych niejasnych konwencjach, to nie może odmówić autorom Ha!artu pomysłowości w wykorzystywaniu bieżących, literackich trendów dla własnego pisarstwa. Na tym obszarze w Korporacji naprawdę dużo się dzieje, bo Ha!art od lat specjalizuje się w wyszukiwaniu interesujących literackich „nowości”. Drugi przypadek związany jest z literaturą zaangażowaną społecznie (lewicującą, liberalną). Jest to tak zwana literatura młodych, w której poruszane są tematy współczesności widzianej z perspektywy i poprzez pryzmat doświadczeń i problemów pokolenia pisarzy dopiero wkraczających na scenę literacką. Ostatni rok pokazał też, że stajnia Ha!artu ma się lepiej niż dotychczas. Wystarczy wspomnieć debiuty Anny Mazurek, Natalki Suszczyńskiej czy Patryka Kosendy. 

Pamiętając o wspomnianym na początku podziale, Kwiaty rozłączki Aleksandry Wstecz umieścilibyśmy gdzieś pomiędzy, na pograniczu. Wstecz w swojej debiutanckiej, krótkiej formie łączy bowiem cechy obydwu przypadków. I jak przystało na debiut Ha!artu, wychodzi jej to świetnie. 

Adam Kaczanowski (pod pseudonimem Adam Remis) tak pisał o Kwiatach rozłączki na łamach „Magazynu Wizje”:

Przede wszystkim odkrywam tu dla siebie trzy rzeczy. Chciałbym żebyśmy mówili o nich, rozmawiając o Kwiatach rozłączki. [Są to:] Pytanie o przycisk wstecz oraz o biedarośliny. Pytanie, czy wszystko trzeba przeżyćA. Remis (A. Kaczanowski), Czy wszystko trzeba przeżyć?, http://magazynwizje.pl/aktualnik/adam-remis-aleksandra-wstecz/ [dostęp: 8.05.2020]. [1]. 

Wspomniane trzy pytania to te, które zwykliśmy sobie zadawać w chwilach kryzysu. Czy można cofnąć czas i postąpić inaczej? Czy z kryzysu można wyjść wzmocnionym? Czy za każdym razem trudne momenty trzeba „przepracować”? Moglibyśmy je sprowadzić do wspólnego mianownika, czyli do pytania o rolę życiowego doświadczenia – o to, czy budowanie naszej osobistej narracji jest procesem integrowania złożonych aspektów naszego życia i akceptowania go w całej pełni. Jeśli tak, debiut Aleksandry Wstecz nie tylko tworzy unikalną formę, aby o tym zaświadczyć, ale też rekonstruuje ten trudny proces.

Trzeba zwrócić uwagę na niejasny status gatunkowy zbioru. Te wyimki to poezja czy proza? Zapis tekstu odwołuje nas do poezji, z kolei wewnątrztekstowa narracyjność jest po stronie prozy. Być może, pamiętając, że omawiamy publikację Ha!artu, w ogóle nie powinniśmy się nad tym zastanawiać – płynność gatunkowa i rodzajowa jest przecież sztandarową cechą wydawanych tam książek. Tyle że intuicja podpowiada, że za gatunkową niejasnością w tym przypadku stoi coś więcej niż awangardowość – coś, co nie daje spokoju. 

Kwiaty rozłączki na pierwszy rzut oka to poezja-wydmuszka, z której ktoś wypuścił powietrze – nie ma tu metafor, literackiego zniekształcenia, które pobudza wyobraźnię i zachęca do zatapiania się w tekście. Nie ma tego, czego zwykle szukamy, sięgając po książki. W tym kontekście można powiedzieć, że jest to zbiór pozbawiony tradycyjnych atrybutów literackości. A więc o co chodzi z tomem Aleksandry Wstecz? Czy to proza poetycka? I to nie do końca, bo autorka wyrzeka się tradycyjnego poetyzowania. Spójrzmy choćby na fragment:  

Moja przyjaciółka:
Gdybyś nie wyszła za mąż, to nie byłoby teraz tragedii.

 

Moja ciotka, która jest ginekolożką, powiedziała, że
poznaje po pochwach, czy komuś się dobrze ze sobą
żyje.
Czy się w pochwie dobrze układa.
Odpowiedziałam:
I mówisz mi to dopiero teraz?

Mamy tutaj do czynienia z przedstawieniem całkowicie realistycznym – minimalistycznym obrazkiem, w którym zawiera się esencja tego, co chce przekazać pisarka. Czy to zatem (u)prozowana poezja? Niech będzie, ale tylko na potrzeby tego tekstu. Chodzi mi raczej o to, że u autorki Kwiatów rozłączki wszystko jest jakoś „na odwrót”, a mimo to – posłużę się słowami Kaczanowskiego: „Czytam i od razu chcę, żebyście też przeczytali”Tamże.[2]. 

Myślę, że ukazanie „nagiego życia” w literaturze, a nade wszystko połączenie autentycznego, ludzkiego doświadczenia z niezwykle sugestywną mocą poetyckiej refleksji to trudna umiejętność. Debiut Wstecz wydaje mi się realizacją tej wizji (odsunięcia z tekstu zbędnej „literackości”) – i jest tak z konkretnego powodu: bo życie nie wygląda tak, jak chciałaby tego poezja, rozstania nie wyglądają tak, jak się je zwykle opisuje. W bezsensie utraty, rozczarowaniu i bólu rozstania nie ma chyba miejsca na literacką namiętność, a na pewno nie ma miejsca na udawanie. Liczy się ocena, dystans. 

Wstecz dokonała ciekawej rzeczy, ponieważ w prozatorskie fragmenty tchnęła moc poetyckiej refleksji. Nawet jeśli zarzucimy jej surowość i oszczędność formy, to i tak nie można oskarżyć jej wierszy o brak lirycznej nadbudowy. Nawet jeśli się jej tylko domyślamy, to ona tam jest. Właśnie dlatego z poezją Aleksandry Wstecz jest trochę jak z prozą Barbary Klickiej: obie pisarki proponują czytanie literatury inne niż to, do którego przywykliśmy. Dlaczego? Właśnie dlatego, że zwykle oczekujemy od tekstu, że „przeniesie” nas do przestrzeni pozatekstowej, że każde literackie zniekształcenie trzeba będzie rozwikłać, że każde słowo lub fraza nie mogą znaczyć tego, co zapisane. W takich przypadkach nieustannie zadajemy sobie pytanie: „co autor miał na myśli?”. Jednak zarówno w debiucie Wstecz jak i prozie Klickiej nie musimy obracać każdego słowa w myślach, wszystko to, o czym chcą powiedzieć obie pisarki mieści się właśnie w ich tekstach. 

Nie znajdziemy zatem w poezji Wstecz ckliwej historii o rozstaniu. Kobieta, którą poznajemy, nie doprasza się o więcej uwagi, nie wyolbrzymia swoich uczuć, nie próbuje zrobić z siebie świętej, nie opowiada, jak liryczne potrafią być rozstania. Niczego nie przeinacza, mówi, jak jest. A to, co chce powiedzieć, jest namacalne, bliskie, zanurzone w nurcie życia. 

O wierszach z Kwiatów rozłączki można powiedzieć, że to zbiór anty-miłosny. Dlatego, że z jednej strony opowiada o doświadczeniu rozstania, ale w pewnym sensie też dlatego, że opisywanej tam rozłące towarzyszy poczucie pustki i obojętności wobec uczucia, które (patrząc wstecz) kryło w sobie namiętność i pasję. Z jednej strony Wstecz przekonuje nas, że miłość, jak każde ludzkie doświadczenie, w którymś momencie się kończy, pozbawiając minioną relację wyjątkowości, a z drugiej, że być może nie można w ogóle sensownie mówić o bólu pożegnania, jak tylko z pozycji chłodnego dystansu. 

Wracając jednak do trzech postawionych na wstępie pytań – Wstecz w niezwykle sugestywny sposób przekonuje, że opanowanie kryzysu, choć bywa momentami bardzo bolesne, pozwala głębiej doświadczać i zanurzyć się we własnej historii. Życie po rozstaniu nie jest takie samo jak wcześniej – będzie nas jednak tak długo przenosiło wstecz i hamowało, aż zdołamy się pogodzić z tym, że wyobrażeniom jest daleko do rzeczywistości. 

Kwiaty rozłączki są prawdziwym treningiem oswajania się z utratą. Autorka wyciągnęła ze swojej historii uniwersalną prawdę o relacjach międzyludzkich. Z dystansem, na chłodno opowiada o całej gamie trudnych emocji, próbie odnalezienia siebie i pogodzenia się z tym, co minęło. 

 

A. Wstecz, Kwiaty rozłączki, Ha!art, Kraków 2020.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Paulina Dąbkowska, „Kwiaty rozłączki”. Zbiór anty-miłosny , „Nowy Napis Co Tydzień”, 2020, nr 57

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...