Nowy Napis Co Tydzień #076 / Wiersz to dla mnie plik
Zuzanna Sala, Adam Leszkiewicz: Pierwsza Pana książka pochodzi z 2005 roku, roku powstania YouTube’a; kolejna, o tytule Poezja cybernetyczna – z 2007. Najnowszy tom wierszy cybernetyczny spin, wydany został w bieżącym roku – czyli w czasie, gdy z powodu pandemii na dłuższy czas większa część naszego życia społecznego przeszła na zdalny, internetowy tryb. Jak w tym czasie zmieniało się Pana podejście do cybernetyki (emblematycznej dla Pana twórczości) oraz intermedialności – które same intensywnie się w tym czasie zmieniały i rozwijały? Czy jest Pan w stanie z tej perspektywy ocenić, które intuicje i pomysły były owocne, a które okazały się ślepymi uliczkami?
Roman Bromboszcz: Cieszy mnie pytanie o książki. Powstanie YouTube’a zwiastuje nastanie epoki Web 2.0 wraz z jej oddaniem inicjatywy użytkownikowi. Moja pierwsza produkcja książkowa była wynikiem inspiracji ruchem art-zinowym, którego odnogę znalazłem w Poznaniu. Poezja cybernetyczna to raczej katalog aniżeli książka autorska. Okładkę do niego zaprojektował Łukasz Podgórni, który również tu występuje obok mnie i Szczepana Kopyta, Tomasza Misiaka, Marka Florka. W 2007 miałem pierwszą wystawę indywidualną w galerii AT w Poznaniu. Mój najnowszy tom został wydany w maju równolegle do zaostrzeń epidemiologicznych. W książce pojawia się wirus, którym zarażony jest tekst, dlatego mamy pourywane słowa. Moje podejście do cybernetyki wciąż się zmienia, był czas, kiedy zwątpiłem w sens poezji cybernetycznej, zacząłem poddawać w wątpliwość aktualność cybernetyki, na co remedium przyniosło zainteresowanie się cyberkulturą. Zastanawia różny stosunek do tego samego pola Rosjan i Amerykanów jeszcze w czasie przed odwilżą 1989 roku. Amerykanie widzieli nawet miejsce dla Boga w scybernetyzowanym świecie, ale równolegle poszerzali kontekst tego, gdzie cybernetykę można zastosować. Dla Rosjan cybernetyka współgrała z postępem i realizacją utopii marksizmu, ale doświadczali jej przez pryzmat zdań logicznych, wzorów i schematów technicznych. Aktualnie jestem w impasie, bo chciałbym się zająć rzeczywistością wirtualną, ale mam zaległą, do napisania, książkę naukową. Ścieżką ślepą nazwałbym drogę po której się idzie, lecz w pewnym momencie dostrzegamy, że idziemy jakby do tyłu. Prawdopodobnie wpadłem w coś w rodzaju pułapki, bo nadal tworzę poezję wizualną. Zdaję sobie sprawę, że powinienem ten paradygmat radykalnie przekroczyć.
Które z podejść (amerykańskie czy radzieckie) byłoby panu zatem bliższe? Na postawie lektury cybernetycznego spinu można odnieść wrażenie, że wiara w żadne z nich nie do końca jest dziś możliwa; że od samej technologii nie możemy wymagać utopijnych ambicji, skoro zdecydowanie nieutopijna rzeczywistość takie projekty weryfikuje. Zresztą wrażenie momentu zmiany, nie do końca pokojowego przejścia – to napięcie, które także, jak się zdaje, można wyczytać z Pana książki.
Zastanawia mnie, w jaki sposób powinno się widzieć kontynuację cybernetyki współcześnie. Czy po prostu zastępuje ją cyberkultura, czy też przychodzą porządki drugiego i trzeciego rzędu, włączające w obręb rozważań, także wcale nie nowe, refleksje nad teorią chaosu, fizyką kwantową i tym podobne. Niewiele widzę w niej miejsca na utopię, choć niewątpliwie okres komunizmu w Federacji Rosyjskiej i w ogóle zimna wojna przyniosły pewne projekty, w szczególności badania kosmiczne, które nie zostały zrealizowane i chyba nie zostaną pomimo różnych przedsięwzięć związanych z lotami w kosmos, na przykład Space X.
Pańska praca artystyczna od zawsze była intermedialna: przeplatają się w niej porządki graficzne, językowe, foniczne. W ostatnim tomie (cybernetyczny spin) umieścił Pan QR-kody odsyłające do plików dźwiękowych – pozornie? – niezwiązanych z samymi tekstami poetyckimi. Czym w tej perspektywie jest wiersz? Jakie są jego granice, jaki jest jego potencjał komunikacyjny?
Jeśli chodzi o QR-kody w cybernetycznym spinie to ja je firmuję jako wykonane komputerowo, to znaczy przez starej daty pierwsze komputery, ale jest to ironia. W zasadzie bardzo podoba mi się poszerzanie środków, interferencje, konwergencja mediów. Przy czym ostatnio, z dwóch niezależnych stron zaczęto prowadzić dyskursy związane z postmediami i medialnymi hybrydami. To jest nowy kontekst, w który będę starał się wejść, a naukowo zaczynam w nim partycypować już teraz, w książce naukowej. Postaram się nad tym nadążyć w twórczości artystycznej, ale na razie muszę poświęcić się nauce. Postmedia i media hybrydyczne to elementy układanki, w której dotychczas rozumiane media przekształcają się na różne sposoby. Moja dotychczasowa intermedialność to jakby skostniała faza, kostium dokonanej już całościowej przemiany, w jaką uwikłana jest sztuka współczesna i codzienność. Wiersz to dla mnie plik. Pozostaje pytanie, jakie ma rozszerzenie. Mam dystans do poezji, nazwijmy ją tradycyjną, choć pierwsze moje poważne lektury poezji współczesnej to Herbert, Różewicz, Szymborska, Ficowski i Białoszewski. Staram się, wyruszając z pola poezji jako literatury, czymś na wzór fraktala, dotrzeć do innych pól ekspresji, wliczając w to powieść eksperymentalną, muzykę elektroniczną, poezję wizualną i performance. Z jednej strony z chęcią zrezygnowałbym zarówno z pojęcia „poezja cybernetyczna”, jak i ze słowa „wiersz”, z drugiej strony takie wymazanie przestało być możliwe, ponieważ powstała seria rekordów, zapisów na serwerach i w publikacjach, która mnie, chcąc nie chcąc, ukształtowała. Potencjał komunikacyjny literatury wydawanej w paruset egzemplarzach jest niski. Wydaje mi się, że by zakomunikować coś światom, potrzeba innego medium, na przykład powieści.
Zdaje się, że potencjał komunikacyjny tej literatury jest niski nie tylko ze względu na niewielkie audytorium, ale także z powodu samego kształtu tych komunikatów. Niesłychanie często nawiązują one do estetyki glitchu. Czy ta „usterkowość” komunikatu ma być rodzajem metakomentarza do tego, jak wyglądają współczesne realia komunikacyjne w ogóle?
Glitch stał się obecnie czymś niezwykle popularnym. Myślę, że on już nikogo nie szokuje ani nie odstręcza, stał się naszym chlebem powszednim. Sztuka przepełniona jest różnego rodzaju strategiami subwersji, przechwyceń, wywrotowości, zakłóceń. Prawdopodobnie literatura, tak jak to było w XX wieku, jest nadal w tyle za tym, co bieżące w twórczości artystycznej.
Medium od zawsze było istotne nie tylko w Pana twórczości artystycznej, ale także w jej recepcji. Obecność tej problematyki jest na tyle silna, że wiele tekstów krytycznych czy kulturoznawczych, omawiających Pana książki, skupia się głównie na nim. Innymi słowy: krytycy piszą przede wszystkim nie o tym, „co”, a „jak” w tej poezji się dzieje. Czy rozpoznaje Pan w tym pewną pułapkę poezji cybernetycznej? Z drugiej strony: czy są jakieś tematy lub wątki, które powinny przy lekturze Pana poezji zostać poruszone, a dotychczas były skrupulatnie pomijane przez krytykę?
Tak jak próbowałem naświetlić, problematyka medium przestaje być istotna, dlatego że przechodzimy do kondycji postmedialnej i hybrydowej. Moje dotychczasowe produkcje książkowe i artystyczne w dużej mierze badały możliwości medium, ale przyszedł czas na coś w rodzaju zanegowania tego paradygmatu. Nieuniknione jest zadanie sobie pytania, jak coś zostało zrobione, jeśli nie jest tak zrobione, jak to się robi zazwyczaj. Rzeczywiście, krytyka moich utworów wpada w pułapkę, jaką im każdorazowo przygotowuję. Niemniej i tym razem miałbym na oku wskazanie czegoś w rodzaju szarady do rozwiązania. W ostatniej książce posługuję się słowami, które czerpię z dwóch autorów. Chciałbym, żeby został poddany analizie mój związek z nimi.
Zapewne nie chodzi o Zbigniewa Herberta, a jednak on także jest obecny – utwór kończący cybernetyczny spin zostaje nadpisany na jego Przesłaniu Pana Cogito. Ten – i nie tylko ten – Pana wiersz przywołuje raczej zagrożenia rzeczywistości cybernetycznej. Nie czuje się tu – często obecnego w utworach niektórych twórców poruszających się w podobnych rejonach – ducha zgrywy, ludycznej radości z nowych, nieograniczonych możliwości rzeczywistości cybernetycznej. Mamy tu raczej pesymizm, partyzancki opór z wewnątrz tej rzeczywistości, powagę, nawet patos.
Raport z oblężonego miasta Zbigniewa Herberta potraktowany jest jako pewna rama do dość swobodnych inskrypcji na żywym ciele. Staram się pokazać w tym utworze, który pojawia się jako ostatni, atmosferę z jednej strony schizofrenii paranoidalnej, z drugiej ewentualną przyszłość społeczeństw, w których nadużywa się form kontroli i inwigilacji obywateli. W tym wierszu, tak jak i w wielu innych dominują mroczne odmiany świadomości, ale daleki jestem od opisywania wprost zagrożeń. Co więcej, w lirykach obecne są groteska i ironia. Staram się nie formułować stanowiska za lub przeciw stechnologizowanej rzeczywistości. Ona jest tutaj faktem, który afirmuję, wchodząc z nią w różnego rodzaju gry. Odżegnuję się od zgrywy, ale to nie oznacza, że nie korzystam z dystansu.
Wielu poetów zaangażowanych w tworzenie poezji cybernetycznej (między innymi poprzez inicjatywę Perfokarta) odeszło w stronę poezji bardziej „analogowej” i wybrało ostatecznie inne dykcje poetyckie. Literatura cyfrowa była dla nich rodzajem etapu w rozwoju twórczym. Jak to jest w Pana przypadku? Wydaje się Pan obecnie najbardziej związany z korzeniami tych ruchów (chociaż przecież niejednokrotnie wydawał Pan na papierze). Co w 2020 roku do zaoferowania ma poecie droga problematyzowania medium?
Brakuje w tym pytaniu szczegółów związanych z nazwiskami, osobami postawionymi jako uczestnicy. Niektórzy z Perfokarty zaczęli tworzyć cyber-żulerstwo, do którego ja się też początkowo przyłączyłem, by później śledzić jego dokonania. Myślę tu o Łukaszu Podgórnim i Leszku Onaku, a także o Piotrze Płucienniczaku. Następne lata pokażą, co ci trzej będą robić w przyszłości, bo wydaje mi się, że ich zetknięcie z kolektywem i uczestnictwo w nim pozostawiło ziarna, które staną się krzewami. Inni uczestnicy kolektywu są równie ważni. Myślę o Mironie Tee, Karolu Firmantym, o Michale Brzezińskim i Dominiku Popławskim. Ciekawą drogę rozwoju mogą pokazać Monika Sadowska, Ewa Sonnenberg i Kamil Brewiński. Niewielka część przedsięwzięcia, jakie zaczęło się w 2005 roku, nie tworzy, nazwijmy to, cyfrowo. Choć powinienem powiedzieć, że wszyscy aktualnie tworzymy cyfrowo, stąd chęć ogłoszenia przeze mnie manifestu 3.0. Każdy jest poetą cybernetycznym, bo każdy przetwarza i tworzy w chmurach obliczeniowych, w bańkach społecznościowych. Współcześnie mierzymy się z problematyką sztucznej inteligencji. Chcąc nie chcąc, jesteśmy konfrontowani z doskonałością narzędzi, których siłą napędową jest algorytm. W tej perspektywie należy się spodziewać coraz szerszej prezentacji czegoś, co Stanisław Lem nazwał literaturą bitniczą.
R. Bromboszcz, cybernetyczny spin, Warszawa 2020.