W nowej serii Biura Literackiego „Klasycy europejskiej poezji” ukazał się pierwszy w polszczyźnie książkowy wybór wierszy Skóra byka katalońskiego poety Salvadora Espriu w przekładzie Filipa Łobodzińskiego. Więcej informacji na stronie Biura Literackiego.
A może ten długi
wywalony jęzor
szydzi z nas i chce
wina dostać kroplę?
Mamy go jeszcze trochę.
W cieniu wisielca w Sefarad
nakryliśmy biesiadny blat,
bo my, czciciele mądrych kart,
cenimy jadło, śpiew i żart.
Po judaszowsku każdy z nas
drugiego zwie: umysłu as.
Z głębin, minąwszy giętki kark,
cytronu kwas wpływa do warg.
Błony żółciutkie po sam skraj
szczelnie skrywają kilka jaj.
A my, serdeczni niczym małż,
prawimy sobie czuły fałsz.
Noc – pora, gdy czas chory jest:
wiatrowskaz zastygł w niemy gest.
Ząb lśni jak stal. Każde z nas chce
wierzyć, że dobrze nam, nie źle.
Górką inwestujemy śmiech
w figle niewinne niczym grzech.
Choćby mieć słów sparciałą nić,
łatwo jest zwój porządny wić!
Czasem ktoś zadrży, zaklnie i
stwierdzi: „gnat” w słowie „magnat” tkwi,
takich przemyśleń zjadasz kiść
i tracisz zmysł, jak dalej iść.
Chory na serce bije w dzwon,
że tylko duszę czeka zgon.
Badam sam siebie. Dobrze choć,
gdy w paproć zmienię się lub w troć,
lub może w psa, co gryzie kość,
gdy odpoczynku mam już dość.
Na łeb opornym spada kloc
uczonych racji z wiedzy proc.
Lecz ja, wrażliwy niczym wosk
wobec napływających trosk,
bo tu szlak kontra, a tu pro –
już wiem: czas iść stąd prędko, sio.
My cali w dymie, choć jest chłód,
gdy zabijemy pierwszy głód.
Zjadłszy, rzucam karty na stół
i gramy. Ja smętny jak wół,
bije mnie as, po całym dniu,
brzęczy moneta; trututu.
I teraz nas pytasz,
czy próchnem nadziei
da się rozświetlić
mrok lochów marazmu
wspaniałej duszy?
Tego ci nikt nie wyłuszczy.