Nowy Napis Co Tydzień #093 / Poczta poetycka (4)
Natalia K.
Liryka ze swojej natury przekształca i zniekształca rzeczywistość, ale jeśli upaja się swoim własnym kształtem, jeśli napawa się możliwościami jego zmieniania i przekształcania, wcześniej czy później może prowadzić do zapatrzenia się w siebie. Do narcyzmu. Do maniery. Do nudy. Niekiedy zaś liryka, najszczersza nawet i najuczciwsza, zapada się w sobie, ale to wyłącznie w sobie, tak głęboko, że wytwarza formy karykaturalne względem siebie samej. Wypaczone względem autora, jego planów, zamierzeń, obietnic, zapowiedzi i tak dalej. Na przykład żal, skądinąd pożywna w liryce potrawa, tu pojawia się w wierszu pod tytułem „Żałuję” – w samym tytule. Czytam: „Żałuję, / tak chce do tego wrócić. / Złapałeś, / Mnie całą” i „Żałuję, / że nie czułam jak serce, / rękę, / mi dałeś”, ale nie widzę żalu. Nie czuję żalu. Jest użalanie się nad sobą albo po prostu – lamentowanie. Niewątpliwie jest także czułość, pewnie ogromna i ważna, wyrażona jednak zbyt prosto, przy pomocy tego, co wielu ludziom z żalem przeważnie kojarzyć się może: z koniecznością wyboru, a więc i utraty, rezygnacji, z sercem, zapewne pękniętym, z gestem wyciągniętej ręki, zapewne odrzuconej albo nigdy niewyciągniętej (także: wyciągniętej zbyt późno, po czasie). Nieco inaczej: z żalu powstaje obraz tego żalu, ale być może nikt nie dostrzega w nim ważnej rzeczy: swojego własnego żalu. Ani żalu Natalii K. Może warto poczytać lirykę pisaną przez innych poetów? Rozejrzeć się – w świecie, w literaturze. Czytelnik także może żałować – na przykład lektur, których nie przeczytał, bo był zajęty czytaniem wierszy Natalii K. Czy tak być musi?
W innych wierszach autorki („Miłość na jawie”, „Kochać” i „Do kogoś”) ważna rzecz: muzyka. To warto docenić. Na początek to wiele. Na poważnie – nie w tej formie. Może nie teraz. Ale – muzyka, więc może warto śpiewać dalej?
Piotr K.
Przede wszystkim wiele tupetu. Wobec piszących i czytających poezję teraz – ten brak zaufania: jakby nie znali innych wierszy niż te z nadesłanego zestawu. Tak całkiem – jakby nie znali. Tymczasem znają. Właśnie tak się składa. Wiele obojętności wobec poezji teraz nieczytających, czyli poetów i czytelników umarłych. Jakby nie pisali i nie czytali. Jakby nigdy nie żyli. Tupet wraz z obojętnością, nie mnie orzekać, wynikającą z zadufania czy osobliwie nabytego doświadczenia, rodzi lekceważenie, które sprawia, że powstają wiersze w tym rodzaju: „Zaczniemy spokojnie – spoglądając z góry. / Rozbujamy nogą księżycowe chóry. / Do ostatnich granic napełnimy szklanki / i będziemy śpiewać słodkie kołysanki”. Albo w tym rodzaju: „Miał królewicz ją ratować, / dobyć miecza, serce zdobyć. / Ale wolał ze stajenną / w świeżym sianie się położyć”. Przez wiersze liryczne Piotra K. przemawia zasada, która wydaje się odporna na wszelkie argumenty i wszelką wiedzę: tą zasadą jest wzgarda. I głos, słabe wołanie: czytać więcej, żyć intensywniej, mniej pisać.
Gabriel K.
Wiele przesadzonych rzeczy w tym świecie, nadmiernych – jeśli „Bóg”, to „ze złotych promieni”, jeśli „chochoł” to „zrodzony z nicości”. Czasem i to przemawia, przytoczę więcej: „Wszystkiemu króluje Bóg ze złotych promieni, /Złoty chochoł zrodzony z nicości, / Nigdy się nie nasyci, / Bo pusty jest w środku. / Nosi wiele imion, / I wcale nie jest tym czym się nam wydaje, // Chce wszystkiego bo nie ma niczego”. Plus konwencja psalmu, świadoma, przemawiająca z tytułu samego utworu „Psalm Złotego Chochoła” – tak aby było patetycznie, aby i brzmiało jak psalm, i jak psalm znaczyło. Albo gdzie indziej, w cyklu „Zabójca” – „Pierwszy z szeregu, / Młody i piękny bóg./ W nic nie wierzy, / Żyje dla przyjemności, / Żyje dla wolności, / Jest chwilowy i rzadki, / Jak spadająca gwiazda” – tu interesująco spotyka się wyrazistość obrazu z jego przerysowaniem, czas wzniosły z czasem kiczu, monstrualność i jej karykatura. Tak mi się wydaje, tak sądzę. Moja asekuracja jest prosta: nie mieszkam w autorze. Wiele obrazów z pisania Gabriela K. widzę wyraźnie, jak choćby ten z cyklu „Zabójca”: „Przegnał świat / W końcu wszyscy stanęliśmy przeciw sobie, / Na wypalonych pustkowiach gdzie kiedyś były miasta”. Także w pamięci one powracają. Inne zaś widzę mniej wyraźnie, bo jest ich na przykład zbyt dużo. Osaczają i przez to niweczą się same: góry, otchłanie („otchłanie krzyków”), krew, Mitra, piękne kobiety, „hebanowe skóry”, „śmierć i życie”, „ogień i krzyk”, „dom bez granic” – zbyt długi to orszak. Zbyt wystrojony tłum, hałaśliwy. Kiedy myślę, jaki autor wychodzi ze swoich wierszy, to widzę wokalistę Black Sabbath, Ozzy’ego Osbourne’a, ale wtedy, kiedy już zdziwaczał i dał się namówić na udział w reality show, i jego żona w dzień jego urodzin przystroiła mu pokój wstążkami i balonami, jak to w dzień urodzin, na co Ozzy wszedł do tego pokoju i rzekł coś w tym rodzaju: „cóżeś ty nawyprawiała, kobieto, ja jestem księciem heavy metalu, a ty mnie tu rozwieszasz papier i balony?”. Tak to widzę. Czy tak ma być? Nie wiem, ale widzę właśnie taką postać.
Czasem, choć rzadko, Gabriel K. połączy te dwa porządki, ten patetyczny i kostiumowy z tym zwykłym, życiowym, i puści do czytelnika oko, jak tu: „Ułamał głowę jednemu Król Beton, / A potem drugiemu, a potem wziął ich na jebanie / Do swoich komnat”. Mnie to przekonuje, mnie to się podoba. Albo tu: „My mieliśmy noże i siekiery, / Krzyczeliśmy „pomścimy Olimpię”. / A król był w rzeźbionej srebrnej zbroi, / I koronie splecionej ze złotych drutów”.
Czego w tych wierszach nie ma? Przerzutni. Ani jednej. Przydałaby się. Nawet dla sportu. Czym jest przerzutnia? Warto, żeby autor sam przeczytał o niej w książkach albo w sieci. Może mu się przyda.
Arkadiusz O.
Bywają w poezji podróże w głąb siebie, czasem zbyt uciążliwe dla czytającego, bo mieszkanie przysposobione dla niego okazuje się zbyt ciasne i przez to nie może tej przestrzeni uczynić mieszkalną, nie może rozpakować ani nawet zabrać bagaży tych, co chciałby, czasem zaś może okazać się zbyt rozległe, i wtedy mieszka mu się kłopotliwie. Jak to w zbyt dużym mieszkaniu. Bywają też podróże na zewnątrz, jak w wierszu „niepewność/pewność”, kiedy rzecz polega – między innymi – na stawianiu drogowskazów, na mówieniu o punktach: „przejdziemy się kiedyś po peryferiach” „i patrzyłem na Tarchomin”. Krótko, konkretnie. Stwierdzenia, orzekania. To potrzebne. A pokazywanie? Co widzi czytający? Co ma zobaczyć? Co otrzymuje? Czytający widzi, jak „bałwany ulepione śmiały się / w twarz przechodniom” albo widzi „pod warstwą białej piany / bursztynowa fantazja / i znika powoli szara substancja podłoża”. Albo widzi „placek na niebie”, który „nucił znowu swoją melodię” lub „bałwany ulepione”, które „śmiały się / w twarz przechodniom”. Czy Arkadiusz O. chciałby mieć takiego przewodnika w swojej podróży po mieście, parku albo lesie? Czy chciałby pójść na wycieczkę obok osoby, która go prowadzi, mówiąc właśnie o tym i właśnie tak? – ogólnikami? Mówiąc to, co i tak przecież widzi – sam, bez tej osoby? Nie jestem pewien. To nudne. Nawet piękna, świetnie zaplanowana wycieczka, nawet podróż całego życia i spacer za miasto mogą być utrapieniem, kiedy przewodnik nudzi. Przewodniku, jeśli chcesz nim być, pokaż mi coś, czego nie widzę, czego nie wiem – tego chce czytający: i w lesie, i w muzeum. Towarzysz podróży – tej na zewnątrz, i tej do wewnątrz.
Czytający może także odrzucić zaproszenie do domu, do podróży. Na przykład wiersz „nikt szczególny” rozpoczyna się od zapisu, powtórzonego potem jeszcze raz, a mianowicie „nie robię niczego niezwykłego”. To skoro z ciebie tak nieciekawy człowiek – może powiedzieć czytający – to ja dziękuję, bo ja jestem upierdliwym chłopakiem, kapryśną dziewczyną, albo odwrotnie, ale tak czy inaczej – dziękuję, ja z tobą chodził nie będę, bo z takim nieciekawym i marudnym gościem nikt by chodzić nie chciał. Może się tak stać i może się okazać, że czytający wcale nie jest ani upierdliwy, ani kapryśny, ale nie interesuje go zaproszenie.
Wiersz „sen przed końcem świata”, najdłuższy w nadesłanym zestawie – urokliwy, przez wzgląd na zdolność do panowania nad obszerniejszą fakturą tekstu, także przez wspomnianą umiejętność pokazywania, jak tu: „a później robotnicy zabrali swoje elektryczne piły / i odjechali dostawczą furgonetką / rozeszliśmy się wszyscy /w swoją stronę”. Albo tu: „mówiłaś głośno / które gałęzie podciąć i których / nie wycinać wcale / bo chcieli wyciąć wszystko / drzewo po drzewie, gałąź po gałęzi”. Właśnie tu czytający może odwrócić się do przewodnika i powiedzieć: „tak trzymaj!”.
„ciemna płachta nad / miastem / w cieniu klonu stawiam / niedopite piwo” – zapisał Arkadiusz O. w odmiennym wierszu, w jeszcze innym zapisał: „i wracałem powoli do domu, te ptaki / wciąż nie chciały usiąść na wyższej gałęzi”. I dobrze zapisał. Dom czy mieszkanie tak często wraca w nadesłanych wierszach, że może by tak czytającego z tego domu czy mieszkania wyprowadzać częściej? To i owo mu szepnąć, dać mu drogowskaz, a resztę niech sam sobie zobaczy, dośpiewa. Ale aby tak było, trzeba go z tego domu czy mieszkania wypuścić. Nawet jeśli świat zewnętrzy również może okazać się dla niego nudny, to niech nudzi się sam. Niech sam zobaczy.
Na adres pocztapoetycka@instytutliteratury.eu możecie nadsyłać zestawy liczące maksymalnie pięć wierszy (prosimy o pliki w formatach *.doc, *.docx lub *.odt). Wasza twórczość trafi do Romana Honeta – jednego z najważniejszych współczesnych poetów. Honet wraz z zespołem Instytutu Literatury zajmie się oceną wierszy oraz udzielaniem porad warsztatowych, które znajdziecie na łamach „Nowego Napisu Co Tydzień”.
Autorzy najlepszych tekstów zostaną docenieni płatną publikacją na portalu nowynapis.eu.