15.04.2021

Nowy Napis Co Tydzień #096 / Recenzja tomu „Księga ramion deszczu” Dariusza Muszera

Dariusz Muszer to pisarz nietypowy, bo od lat tworzący w dwóch językach – polskim i niemieckim. Jeżeli jakiegoś twórcę określić można mianem obywatela świata, to z pewnością tego urodzonego w Górzycy autora. Jest to obywatel świata nie tylko w sensie geograficznym, ale przede wszystkim w kontekście bogactwa życiowych doświadczeń, czy uprawianych rodzajów i gatunków literackich, których wachlarz w przypadku Muszera jest doprawdy szeroki.

W młodości przyszły twórca związany był z Wielkopolską. To tam ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Studiując, debiutował jako poeta na początku lat osiemdziesiątych na łamach pisma „Wprost” – periodyku wydawanego przez Niezależne Zrzeszenie Studentów Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza (rok później w innym czasopiśmie zadebiutował z kolei jako prozaik). Na uczelni zaangażował się także w działalność opozycyjną, między innymi biorąc udział w strajku studentów uczelni poznańskich w 1981 roku. W kolejnych latach parał się różnymi zajęciami, często jednak związanymi z twórczością literacką, pełniąc między innymi funkcję instruktora teatralnego lub organizując konkursy poetyckie czy kluby literacko-artystyczne. Pod koniec lat osiemdziesiątych został oskarżony przez ówczesne władze o wydawanie i rozpowszechnianie bez wymaganego zezwolenia czasopisma „Echo Strzelec”. Sprawa, która miała miejsce w 1988 roku, była jednym z ostatnich procesów o naruszenie prawa prasowego, jakie rozegrały się w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Zanim sąd zdążył wydać wyrok w tej sprawie, Muszer wyjechał do Niemiec, gdzie pozostał na stałe. Obecnie mieszka w Hanowerze.

Taki oto był „geograficzny” fundament przyszłej dwujęzyczności pisarza. Muszer jako twórca od zawsze angażował się w różne formy działalności. Jest autorem kilkunastu tomików poetyckich oraz wielu powieści. Zarówno lirykę jak i prozę tworzy w obu językach: polskim i niemieckim. Udziela się także jako publicysta, eseista czy krytyk literacki. Z kolei jako tłumacz dokonywał między innymi przekładów książek szwajcarskiej pisarki Corinne Hofmann (w tym Żegnaj Afryko czy słynnej Białej Masajki), a także pisarza Artura Beckera, czy Galsana Tschinaga – mongolskiego poety i eseisty narodowości tuwińskiej piszącego po niemiecku. Wydał również Baśnie norweskie, czyli zbiór podań ludowych rodem z krainy fiordów. Książka zawierała kilkadziesiąt reprezentatywnych utworów wyselekcjonowanych pieczołowicie przez Muszera z szerokiego kanonu północnych baśni. Zbierał je przez niemal trzy dekady, niejednokrotnie przemierzając Norwegię w celu dokonania kwerendy.

Również najnowsza Księga ramion deszczu stanowi rodzaj odległej literackiej podróży autora. Tym razem jeszcze odleglejszej, zarówno w czasie jak i przestrzeni, bo aż do Japonii, gdzie od setek lat uprawiane jest haiku – tradycyjna, minimalistyczna sztuka poetycka jednoznacznie kojarząca się z Krajem Kwitnącej Wiśni. Dariusz Muszer, zapraszając czytelnika na wyprawę do tej krainy mini-poezji, objawia dwa oblicza z bogatego repertuaru swych twórczych wcieleń: poety i tłumacza. Jako poeta przedstawia swoje wiersze, jakie powstawały na przestrzeni niemal czterech dekad, od 1983 do 2020 roku. Utwory, w których pisarz mierzy się ze starodawną formą haiku, pogrupowane są w cztery segmenty odpowiadające kolejnym porom roku. Znajdziemy w nich wiersze przedstawiające rozmaite spostrzeżenia i opisy sytuacji, często zwyczajnych, codziennych, takich jak skrzący się śnieg, czy ukazujące opadające jesienne liście. Oto kilka przykładów haiku z części Wiosna:

 

Czarny ślimak
piaszczystą drogą pełznie.
Będzie pierwszy.

Zapach dymu.
Przez zieloność krzaków
zagląda kiełbasa.

Wiatr szarpie zielenią.
Tyle miałbym dziś wrażeń,
gdybym był drzewem.

Do snu pod krzakiem
układa się włóczęga.
Dobrze ukrył rower.

 

Jak nietrudno dostrzec, w tych czterech utworach przewijają się motywy natury, spostrzeżenia na temat życia zwierząt oraz roślin, ale także scenki przyziemne i codzienne doświadczane przez poetę. Błahe? Poniekąd. Ale taka też jest istota haiku, które w lakoniczności formy, w utworach z zasady złożonych z kilku zaledwie słów, stara się przemycić krótką, acz głęboką i błyskotliwą, a przede wszystkim szczerą myśl. Czy myśli Muszera zbierane przez wiele lat są szczere? Z pewnością. Czy głębokie i błyskotliwe? W tym względzie bywa w tym tomie różnie. O ile w niektórych wierszach można odnaleźć liryczną prostotę spojrzenia na świat (jak w utworze o ślimaku podążającym drogą – być może metaforą życia ludzkiego), o tyle inne mogą wywołać w odbiorcy niezrozumienie i dystans (jak dwuzdaniowe przywołanie kiełbasy, będące prawdopodobnie wspomnieniem wiosennego ogniska).

Ogółem docenić należy starania Muszera w przedstawieniu polskiemu odbiorcy tradycji haiku, sztuki przecież wciąż orientalnej i niezbyt bliskiej rodzimemu odbiorcy. Ilu współczesnych czytelników żyjących w kraju nad Wisłą słyszało o tworzącym w XVII wieku Bashō Matsuo – piewcy piękna natury, Issie Kobayashim, Busonie czy Shikim? A to postaci należące do tak zwanej „Wielkiej Czwórki” japońskiego haiku. Muszer w drugiej części swojej książki (również podzielonej na pory roku) umieszcza wiersze dawnych mistrzów, oddając im swoisty hołd i propagując ich twórczość. Odnajdziemy tu 74 kompozycje japońskich poetów. Co warte odnotowania, wszystkie w nowym przekładzie, a niektóre po raz pierwszy publikowane w języku polskim. Jest to więc nie tylko gratka dla miłośników haiku, lecz także dla wszystkich, którzy chcieliby się zaznajomić z tą formą poetycką.

Wiedza o haiku – zarówno wśród polskich miłośników literatury, jak i wśród literaturoznawców – pozostaje wciąż względnie skromna. Jej rozwój na polskim gruncie zaczął się stosunkowo późno, bo w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Wcześniej ta forma poetycka pozostawała na marginesie zainteresowań nadwiślańskich poetów. Wśród nielicznych dawnych dwudziestowiecznych twórców znających haiku wymienić można Czesława Miłosza i Juliana Przybosia. Piotr Michałowski w swoim studium Polskie imitacje haiku wśród poetów próbujących subtelnie nawiązywać do japońskich wzorców wymienia Marię Pawlikowską-Jasnorzewską czy Ryszarda Krynickiego, którego twórczość z biegiem lat ewoluowała w kierunku postępującego minimalizmu. Za najistotniejsze „programowe wyzwanie” rzucone haiku uznaje jednak wydany pośmiertnie zbiór Stanisława Grochowiaka pod tytułem Haiku-images. Jak stwierdził badacz, w tomiku tym Grochowiak wskazał ciekawy wariant adaptacji polegający na syntezie obcych sobie kultur i wielokierunkowym polemicznym dialogu z tradycjąP. Michałowski, Polskie imitacje haiku, „Teksty Drugie” 1995, s. 42. Zob. https://rcin.org.pl/Content/67065/WA248_73250_P-I-2524_michalowski-polskie_o.pdf [dostęp: 14.01.2020].[1].

U Muszera obserwujemy nie tyle dialog, co hołd. Ale z hołdu tego wynika właśnie próba pewnej syntezy kultur, ukazania w naszym kręgu kulturowym formy odmiennej, nietypowej, zawierającej w sobie bogactwo japońskiej tradycji. A w bogactwie tym dostrzec można nierzadko myśli uniwersalne i ponadczasowe. Choćby w tym wierszu, który skreślił Issa:

 

Nie martwcie się –
Wszak liście też spadają
bez szemrania.

 

Rzecz o nieuchronności przemijania zaklęta w ledwie kilku słowach i w obrazie opadających liści. Niesie ze sobą wrażenie ciszy, spotkania z naturą, spokoju. A także pocieszenia wynikającego z metafory zestawiającej kruchość ludzkiego bytu z przeznaczeniem delikatnego i nietrwałego liścia.

W innym miejscu napisze Buson:

 

Pora na zimno.
Do mojej lampy przestały
zaglądać komary.

 

Oto w obliczu chłodu zanika życie. Pozostaje samotność wobec światła lampy. A może i to światło niebawem zgaśnie? Znów słowa proste i biorące swój początek najpewniej w spostrzeżeniu poczynionym lata temu wieczorową porą przez japońskiego poetę. Siła prostoty pozwala na zbudowanie kompletnego obrazu i na wejście do ciszy ocienionej izby.

Jak zauważali badacze haiku oraz kodyfikatorzy specyfiki tej formy, do jej naczelnych cech konstytutywnych należy zaliczyć: zwięzłość, refleksyjną obrazowość, obecność elementów świata natury czy subtelny dowcip. Te wszystkie elementy znajdziemy w wierszach obecnych w Księdze ramion deszczu. Z dwóch podróży proponowanych przez autora zbioru, to ta w czasie i przestrzeni do krainy wielkich mistrzów wydaje się bardziej fascynująca, pomimo tego książkę tę można polecić każdemu, kto pragnie spotkania z poetycką i kulturową odmiennością.

 

D. Muszer, Księga ramion deszczu, wydawnictwo FORMA, Szczecin 2020.

okładka książki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Maciej D. Woźniak, Recenzja tomu „Księga ramion deszczu” Dariusza Muszera, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 96

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...