Cantus
Sezony; przeźroczyste, słodko-słone od młodej krwi,
trwające bez końca zimy i rozświetlone, oszałamiające
czerwcowe wieczory, zapach posypanych makiem bułek
z piekarni na Kocmyrzowskiej, anielska polichromia głosu
dochodzącego zza ściany dziecinnego pokoju;
dzień po dniu lekko obracające się planety
losu.
Najgłębiej tkwi milczenie.
Teraz wiem, że zamykała w nim
ból. Ta niepokojąco obca cisza,
zielone, skośne oczy i kości policzkowe
ginące w zaokrąglającej się z latami twarzy,
mogły być echem surowych stepów wędrujących
przez jej krew i płaskie, nieodgadnione twarze tatarskich
jeńców osiedlonych w podgrodziu Częstochowy w XIV wieku.
Jej układające się w loki brązowe włosy wyprostowały się
gdy zaczęły siwieć i gry ja dorosłem.
W szkolnych zeszytach zapisywała dziesiątki cytatów,
jakby chciała odgrodzić się od zdrady pospolitości,
utworzyć wokół siebie welon utkany ze skrawków mapy
obiecanej podróży.
Czy szukała w tych słowach siebie innej,
prawdziwszej? Czy przeciwnie, zanurzona bez reszty w sobie,
smakowała siłę zadziwiającej urody ludzkich
pragnień?
Czy w tych zeszytach w kratkę pełnych słów zapisanych
równym, zdecydowanym pismem, zamknięte było
niewysłowione niespełnienie?
W końcu lat 70. XX wieku swoim synom i mężowi powiedziała
z uśmiechem (którego ślad szybko zginął) o swoim podziwie
dla dwóch obcych mężczyzn: Karola Wojtyły
i Andrzeja Łapickiego. Nie byłem już dzieckiem;
Nie rozumiałem?
Matka Boska Częstochowska (spędziła z nią młode lata
pod Jasną Górą), była najprawdopodobniej jej stryjenką
lub, obok Babci Broni, ukochaną ciotką.
Bieda, umierający na raka ojciec, wojna i niemiecka okupacja.
Wreszcie, przesypujące się przez spierzchnięte dłonie,
dziesiątki lat znieczulającego upokorzenia, którym imperium,
o nazwie nie wartej zapamiętania, sowicie raczyło podbitych.
Dojrzał czas i planety niezauważalnie otarły się
o marność rzeczy.
Patrzę na należące do niej drobne przedmioty
skrupulatnie opisane odręcznymi uwagami – medalik,
korale, broszka, książeczka Tomasza z Kempis.
Czy to jej czułość i oddanie zrodziły we mnie niecierpliwość
i nieustępliwą dumę?
Mówić i być
rozumianym.
Przecież rozmawiam już tylko z Tobą,
Mamo.
Co mogę opowiedzieć o świecie jeśli nie gram
nawet najmniejszej roli
w Twoich dziecięcych snach, nie dzielę Twojej trzyletniej
miłości do plastikowej lalki-krakowianki i lęku siedemnastolatki
przed przybyłymi na kwaterę krasnoarmiejcami.
Nie wpinam Ci we włosy białej róży byś mogła w 1950 roku powiedzieć: tak,
repatriantowi z uralskich lasów.
Wypełniam swój los,
choć nie jesteśmy już sobie
przeznaczeni.