Nowy Napis Co Tydzień #002 / Adresat zmarł
„Adresat zmarł”. Tak zaczyna się pierwszy szkic Tadeusza Różewicza (Zostanie po mnie pusty pokój), poświęcony „Staremu Poecie”, czyli Leopoldowi Staffowi. Jest to wspomnienie wieloletniej przyjaźni i opowieść o dniu, w którym młody jeszcze poeta dowiaduje się o śmierci nestora polskiej poezji. Zostawmy na chwilę kwestie „młodości” i „starości”, bo to rzecz do pewnego stopnia umowna. W jednym ze wspomnień Różewicz nagle zdaje sobie sprawę, że pisze o zmarłym przyjacielu jako o „starym poecie”, a czyni to, będąc… w jego wieku. Wszystkie te wypowiedzi, opublikowane w zbiorze Przygotowanie do wieczoru autorskiego, przywołuję, aby ukazać paralelę między dwoma spotkaniami – bardzo różnymi, ale przecież podobnymi dzięki zbieżności wyników, skoro w obu wypadkach owocem jest poetycka korespondencja. Dodajmy, że mowa o rozmowie w dosłownym sensie spóźnionej. Ale przecież poetyckie dialogi odbywają się poza czasem, mimo że zostały naznaczone konkretną datą, a także określonym miejscem w biografii. Różewicz prowadzi poetycki dialog z autorem Wikliny, Jan Polkowski rozmawia z twórcą Niepokoju, a czasami pojawia się jeszcze ktoś czwarty – jak Czesław Miłosz – choćby w tle prowadzonej rozmowy.
Dialog i spór
Konwersacja jest zasadniczo uprzejma, a nawet pełna podziwu, a przecież dominuje spór – oczywisty, skoro rozmówców dzielą nie tylko epoki, życiowe wybory i poetyka, ale także postawa wobec świata. Różni ich wszystko, a zbliża stosunek do poezji jako najważniejszej ze sztuk. Bo lirykę wszystkich wymienionych poetów zaliczamy do literatury „poważnej”, a więc takiej, która nie ogranicza się do słownej gry czy czytelniczej strategii, ale próbuje obwieścić coś istotnego na temat ludzkiej kondycji. Tak właśnie potraktował młodszego kolegę Czesław Miłosz w wierszu Różewicz(tom To), pisząc:
nie ma pobłażania
dla frywolności form
zabawności ludzkich wierzeń
chce wiedzieć na pewno.
Ów brak frywolności wynika z powagi pytań o życie i śmierć, dobro i zło, istnienie lub nieistnienie Boga i innych tego rodzaju zagadnień etycznych i metafizycznych, które zwykliśmy nazywać egzystencjalnymi, w nowoczesnych dyskursach antropologicznymi, a w bardziej staroświeckim języku – religijnymi (religijnymi niekoniecznie w sensie konfesyjnym). To dlatego nawet pełne miłości i przyjaźni wypowiedzi Różewicza o Leopoldzie Staffie wypełnione są ukrytą i jawną polemiką, Różewicz złośliwie komentuje metafizyczne skłonności Miłosza, a Polkowski – mimo rewerencji i podziwu – nie może nie spierać się z Różewiczem. Zbyt wiele dzieliło młodego i zapalczywego poetę, którego antykomunizm spowodował, że został pierwszym poetą debiutującym poza cenzurą PRL, od starego poety związanego z „Polską lubelską”, nazywanego w latach 50. „najmłodszym klasykiem”, który w latach 60. roztrząsał dylematy konsumpcjonistycznej cywilizacji przesytu na Zachodzie, podczas gdy inni buntowali się przeciwko brakowi wolności na Wschodzie.
Na dziewięćdziesiąte trzecie urodziny autora Niepokoju, wspominając, że pierwszym tomem poezji, jaki zakupił w życiu, było Regio, Polkowski napisał: „Od początku obcowania z Różewiczem miotały mną sprzeczne uczucia. Różewicz dawał ku temu sporo podstaw, bo jego poezja opiera się na sprzecznościach – prawdziwych i pozornych”. O szczegółach konfliktu jeszcze będzie mowa, a w tym miejscu odnotujmy tylko, co Różewicz pisze, wspominając dzień śmierci przyjaciela i nieudaną próbę napisania wiersza Pamięci Leopolda Staffa („wiersz był nierówny, ciemny, coraz bardziej zagmatwany”):
Chciałem w tym wierszu wyrazić powiązania między poetą i światem. Stary Poeta świat przyjmował, nie odrzucał i nie szamotał się. Nie rozbijał świata. Łączył, wiązał, nasycał harmonią, której ten świat w sobie nie miał. Jestem przeciwieństwem Starego Poety. W poemacie, który piszę, jest dużo mojej ciemności i mało harmonii. Jest tęsknota do światła. To znaczy do wyjaśnienia. To jest wiersz o nim i o mnie. Piszę, piętrząc sprzeczności. I tylko to mogę mu ofiarować (T. Różewicz, Zostanie po mnie pusty pokój).
Są to wyznania bardzo szczere i dramatyczne jednocześnie. Prawdziwa rozmowa nie może unikać obcości, nawet jeśli jest z gruntu przyjazna i szuka porozumienia. Tak bywa nawet w rozmowach z Bogiem, szczególnie w poezji Tadeusza Różewicza, co widać w „nieudanym” poemacie poświęconym przyjacielowi, którego brulion „o nieustalonym tytule” Związany… Przywiązany… został zacytowany we wspomnianym szkicu. Przytoczenie nie pozostawia wątpliwości: jest to poemat o jednoczesnej fascynacji i przerażeniu Bogiem i śmiercią. I na koniec tej frazy poeta pyta: „Czy cała frazeologia tej epoki nie pokrywała wewnętrznej niemocy?”. Jest to pytanie retoryczne, a odnieść je można również do młodzieńczej retoryki samego autora, który naśmiewając się z poetów Młodej Polski i Skamandra, powiada, że „najszybciej starzeją się utwory, do których użyte zostały kostiumy i maski”. Zarówno wybór, jak i sam wstęp do poezji Staffa świadczą o ars poetica Różewicza, mówiącego wprost o sytuacji „końca tańca poezji” po drugiej wojnie światowej:
Odejście w takich granicznych sytuacjach od specjalnego języka „poetyckiego” dało te utwory, które nazywam utworami bez maski, bez kostiumu. Krytycy mówili u nas o „sprozaizowaniu” poezji. Była to opinia powierzchowna i błędna. Właśnie utwory powstałe w sytuacjach krańcowych, granicznych, utwory „sprozaizowane” stworzyły poezji możliwość dalszej wegetacji, a nawet życia (T. Różewicz, Kto jest ten dziwny nieznajomy).
Wstęp pochodzi z roku 1963 i jest dalszym ciągiem idei „śmierci poezji po Oświęcimiu”, co w poetyce miałoby objawiać się przede wszystkim śmiercią metafory. Wydaje się, że nawet w twórczości samego prawodawcy klepsydra została naklejona przedwcześnie (po 1945 roku ówczesna krytyka literacka zarzucała mu naśladowanie Przybosia, a nie nowatorstwo). Idea „śmierci poezji” została doklejona ex post, w interpretacjach twórczości Różewicza już po 1956 roku, pod wpływem Theodora Adorna. To za nim Różewicz utrzymywał, że kultura Zachodu okazała się bezradna wobec totalitarnego ludobójstwa i przestała mieć znaczenie (ale pisali wyłącznie o faszyzmie, nie zauważając osiągnięć komunizmu w tej dziedzinie – przeciwnie: pokładali w nim nadzieję). Stąd trud jej odbudowy, także formalny (w latach 50. związany z ideologią komunistyczną). Jak wokół każdego wielkiego poety i wokół niego narosły błędne odczytania i legendy do dziś powtarzane w szkole, a nawet w pracach naukowych. Współczesne badania tej twórczości częściowo usuwają późniejszy werniks komentatorów oraz mitotwórczą działalność samego poety.
Równie nieprawdziwe są legendarne „przyjacielskie” i „pełne przekomarzań” stosunki poetyckie Staffa i Różewicza. O ile autor Niepokoju w wypowiedziach odautorskich wyrażał się z wielką rewerencją o „Starym Poecie”, o tyle w swej twórczości wyśmiewał i szydził z poetyki przyjaciela, często boleśnie wykrzywiając sens jego poezji lub pomijając jej istotne wartości, a już najdotkliwiej w Appendiksie do Szarej strefy. Nic więc dziwnego, że Małgorzata Baranowska wprost zapytała: „Nie rozumiem, dlaczego Różewicz, kochający Starego Poetę, teraz w taki sposób po nim pisze. Nie rozumiem, dlaczego pisze sprejem po Staffie”. Sprawę tę dogłębnie zbadał i przedstawił Piotr Pietrych w artykule Stary Różewicz czyta starego Staffa i co z tego wynika?, który ze zdumieniem zauważa powierzchowną lekturę wierszy Staffa i dziwi się przedrzeźnianiu starszego kolegi. Powstaje pytanie: czemu to szyderstwo miało służyć? Wydaje się, że bezwzględność poetów wobec kolegów nie tyle jest funkcją zazdrości o sławę, poczytność czy nagrody, co skutkiem kategoryczności poetyckich przekonań. Pole negocjacji jest wyjątkowo wąskie. Absolutna pewność co do własnej ars poetica owocuje nietolerancją wobec innych artystów.
Spóźniona rozmowa?
A cóż w tym dziwnego, że poeta pisze o poecie albo że dopisuje coś do cudzych wierszy, że skory jest do rozmowy? Zdaniem Polkowskiego istotą kultury jest rozmowa z przeszłością. Dialog z umarłymi powoduje, że kultura jest żywa i zachowuje nieprzemijającą wartość. W odpowiedzi na wiersz Różewicza ***[Próbowałem sobie przypomnieć…] autor Rozmowy… odpowiada:
Po przebudzeniu czekam
aż pierwsze dzienne słowo
obmyje świat
milczę
aż ożyje
żarliwy gwar
umarłych.
Podobną postawę reprezentuje Różewicz. Gdyby tylko zebrać w osobny tom pogaduszki Różewicza z Mickiewiczem, Słowackim, Norwidem – by wymienić tylko romantyków, z którymi gawędził koryfeusz awangardy – można by wydać całkiem pokaźny tom. Mamy prawo wierzyć, że „te dialogi nie ucichły wraz ze śmiercią poety i będą rozbrzmiewały do końca świadomego istnienia świata” (J. Polkowski, Wstęp do antologii wierszy Różewicza). Również Polkowski niejedno pytanie zadał swoim poprzednikom, takim jak Aleksander Wat, Kazimierz Wierzyński, Jan Lechoń czy Józef Wittlin. To właśnie emigrantów pytał dwudziestoparoletni debiutant:
No dobrze powiadam
ale mówcie panowie co słychać
w Polsce?
(*** [odwiedzają mnie czasami…]; tom To nie jest poezja)
Jeśli więc trzeba przywołać akurat przypadek Staffa, to uzasadnienie bierze się z czegoś innego niż tylko z pragnienia porozumienia ponad czasem. W 2018 roku Jan Polkowski na zlecenie PIW pracował nad wyborem wierszy autora Lamentu. I chociaż obcowanie z twórczością poety trwało już wiele lat, to uważne wczytanie się w całą jego spuściznę stało się katalizatorem powstania poetyckiego cyklu – serii odpowiedzi na wiersze Różewicza. Rozmowa ta nie ma charakteru konfrontacyjnego, a przynajmniej nie zawsze, bo po upływie lat zacierają się polityczne podziały, a nawet rany wynikające z poczucia, że się zostało zdradzonym w czasach sowieckiego zniewolenia. Młodzieńczy zarzut „nihilistycznego egoizmu” i ucieczki od polskiego losu został zastąpiony wspólnym namysłem nad niepojętą sprzecznością związaną z uprawianiem poezji – „zbędnej czynności pisania wierszy”, której całe życie poświęcił zarówno starszy, jak młodszy poeta. Dla tego ostatniego ważna jest również muzyczna natura dzieła Różewicza, wbrew brutalności języka programowo szorstkiego i „antypoetyckiego”. Szept i milczenie – główne dzisiejsze płaszczyzny porozumienia – wyparły światopoglądowe starcie sprzed lat.
Mimo tak wielu przeciwieństw rozmowa jest pełna czułego zrozumienia, a nawet współczucia, o czym świadczy wiersz-introdukcja, wyodrębniony kursywą, nieposiadający bezpośredniego odnośnika w żadnym konkretnym utworze Różewicza, ale mocno zakorzeniony w jego biografii. Więcej – jest to właściwie jedyny utwór, który w pierwszych wersach naśladuje dykcję z ostatniego okresu starego poety, dykcję wykorzystującą gawędziarską bylejakość słowa, naśladującą powszechne wielosłowie mediów i życia codziennego. Stary poeta zagaduje śmierć w godzinę śmierci, bo banalność niemetafizycznego świata dowodzi swej realności wyłącznie na poziomie horyzontalnego wymiaru codziennego życia, bez pionu wertykalnych odniesień. Milknie poeta, milczy śmierć, przybyła wraz z całym dworem przeszłych wcieleń, poeta się krząta, a ostatnie słowo – ostatnie słowo poety! – nie chce zaistnieć w formie znaku, summy, przekazu ostatecznego sensu. Bezradne milczenie anioła (przetrwał jedynie jako „anioł uśmiechu”) pieczętuje pusty testament jak notariusz nicości. A przecież poeta przez całe życie szuka słowa, które wyrazi sens życia i śmierci!
Ostatnie wersy wiersza Polkowskiego są z jednej strony okrutne, bo sugerują metafizyczny rozpad poetyckiego świata Różewicza (rozpad, o którym poeta tyle pisał, ale tym razem jest to koniec definitywny), a jednocześnie pojawia się nutka nadziei, związana ze zmarłą matką. Dla obu poetów matka była postacią centralną, a jej mocna wiara posiada moc ocalającą, o czym można przeczytać w wielu wierszach zarówno Polkowskiego, jak i Różewicza. Osłaniająca potęga matczynej miłości i modlitwy – oto jeden ze wspólnych tematów.
Kim jest poeta w czasie pisania
Jedną z dramatycznych rozmów jest polemika o miejscu poety w świecie. Nie chcę odbierać Czytelnikom przyjemności odkrywania konsekwencji obrazów używanych przez Różewicza i Polkowskiego oraz wyciągania osobistych wniosków z lektury, ale na kilka spornych miejsc należy spojrzeć uważniej. Różewicz powiada w pierwszej strofoidzie (różewiczolodzy nazywają ją często skupieniem – odpowiednikiem dawnej zwrotki, cząstki bardziej regularnej), że twórczość zakłada odwrócenie się, a może raczej wzięcie w nawias wszystkiego, co jest chaosem i zgiełkiem świata (podobną ideę ujawnia w innym wierszu Polkowski – Niech przepadnie zgiełk). Niepokoi jednak pewna zauważalna sprzeczność. Według obowiązującego poglądu ars poeticaRóżewicza, w tym przede wszystkim sprozaizowaniu wierszy, sugeruje bliską łączność z rzeczywistością, jej przemożny wpływ na poezję, która przestała być „tańcem metafor”. Różewicz podobno bliski jest „prozie życia”, jak sądzą niektórzy interpretatorzy. Jakże więc: czym jest rzeczywistość dla poezji? I o jakiej „nieporządnej” rzeczywistości mowa? Dlaczego należy się od niej odwracać? Przecież to ów skłębiony świat wydawać się może jedynym światem Różewicza. Ta sprzeczność powinna dawać do myślenia Czytelnikom poezji: nie zawsze deklaracje twórców idą w parze z realizacjami, a czasami wyznania bywają niespójne.
Trzecia strofoida odwołuje się do skojarzeń z teorią ewolucji Darwina – poeta jakby wyłania się z biologicznego tła ludzkości: nieporadny, wstrząśnięty spotkaniem – a może zrozumieniem – materialnej (?) istoty rzeczy. Usłyszawszy „oddech wieczności” (o czym mówi koniec wiersza) – być może dzięki jakiemuś stanowi zbliżonemu do przeżycia mistycznego (?) – boi się zdradzić z tak zdobytą wiedzą, która może go ośmieszyć (w oczach bliźnich?) albo przestraszyć (o czym była już mowa w drugiej strofoidzie). Rzecz w tym, że to, co zobaczył (czy też pojął w sposób raczej poza- lub ponadracjonalny), nie jest dla niego samego do końca zrozumiałe. Dlatego czytelnik też pozostaje w stanie pojęciowego zawieszenia, bo skoro dla samego poety jego wizje są niezupełnie jasne, to i odbiorca utrzymywany jest w niepewności.
Reasumując, wiersz powiada, że istnieje jakiś skłębiony świat oraz rzeczywistość jakościowo inna, do których dostęp posiada poeta, choć niekoniecznie jest w stanie zdać sprawę z ich istoty. A może z jakichś powodów nie chce zdradzić sekretu? Tym samym wszystkie interpretacyjne domniemania czytelnika wydają się niepewne, poza stałym elementem Różewiczowskiego wyznania: poeta posiada wgląd w Tajemnicę (jest to bardzo romantyczna idea u „antyromantycznego” poety), ale transcendencja daje się wyrazić poprzez odczucie jej braku, nieobecności, skrytości – w sferze niejasnych podejrzeń. Tego rodzaju sygnały nie należą w jego poezji do rzadkości – podobnie jest w wierszu ***[rzeczywistość którą widziałem…] z tomu Regio, o tyle bardziej dramatycznym, że wprost mówiącym o wizji obecności „twarzą w twarz” i jednoczesnym doświadczeniu słabości, niemocy oraz niemożności kontaktu z Jezusem, po którym został jedynie jakiś ślad ryby narysowanej na piasku.
Polkowski odpowiada na obraz „odwróconego poety” ideą wtopienia się w „światło”, bliżej niesprecyzowaną metaforą „jądra świata” i ewangelicznym „nasieniem Boga” – a wszystkie te przenośnie, jak domniemamy, egzystują w innej przestrzeni, którą w pełni poznamy, przechodząc przez ścianę śmierci. Tylko poecie dostępne jest takie zjednoczenie już za życia. Światło od zawsze było synonimem Boga i Platon użył tylko obiegowego obrazu. Święty Piotr powiada, że słowo Boga jest jak nasienie, które na nowo powołuje człowieka do wiecznego życia (1 P 1,23). A skoro wszystkie przenośnie wskazują na jakiś punkt sanctum, można przypuszczać, że mowa o obcowaniu z niewyrażalnym miejscem kontaktu z istotą rzeczywistości, ukrytą za zasłoną widzialnego świata. Zauważmy, że poeta, mimo użycia abstrakcyjnych pojęć metafizycznych, wyraźnie odnosi je nie do Absolutu (a więc kategorii filozoficznej, intelektualnego konstruktu uczonych), ale do chrześcijańsko rozumianego Stwórcy. A więc jednak doświadczenie transcendencji – a nawet poczucie jedności – jest możliwe? Wiersz Polkowskiego przekonuje, że tak. Czym jest jednak to schronienie-roztopienie się w Bogu? Obraz nie jest jednoznaczny. Z jednej strony mowa o bliskości kontaktu, chwilowym przejściu poza granicę śmierci (a więc do wieczności?), a z drugiej – o ukryciu się w bezpiecznym miejscu, możliwości mimikry, wtopienia się, kamuflażu.
W przeciwieństwie do wiersza Różewicza, w którym poznana istota rzeczywistości jest raczej groźna i niejasna, a poznana prawda może nawet straszna, owocująca poczuciem słabości, w odpowiedzi młodszego poety mowa jest o bezpieczeństwie i możności wyrażenia się w słowie własnego doświadczenia. Jest w przesłaniu Polkowskiego jakaś konsekwencja, skoro poeta znajduje się w takiej przestrzeni (Miłosz może powiedziałby o „drugiej przestrzeni”), która jest niedostępna dla Zła i może dlatego objawia się w niej Prawda. Rodzaj tej przestrzeni nie jest sprecyzowany i tylko jednoczesne aluzje do Światła i Słowa wskazują na jej istotę. Obie przenośnie bliskie są obrazowaniu z Nowego Testamentu, zwłaszcza w Ewangelii według św. Jana, w której o Jezusie-Słowie mówi się jako o Światłości Świata. To w tak rozumianym Bogu znajdują miejsce wszystkie ludzkie dzieje i w Nim można je poznać, aby zrozumieć nasz los.
Poeta wprawdzie odczuwa pokusę zamknięcia się w ciemnej stronie języka, bo miłość do mrocznej mowy jest formą ucieczki, ale jednak wierzy, że można pokonać tajemnicę języka i poddać go dążeniu do jasności, nagiąć do sensu nadawanego przez wolę. Już Adorno zauważył (przy okazji analizy wierszy Friedricha Hölderlina i Stefana Georgego), że język posługuje się własnymi regułami, raczej nieracjonalnymi, i poeta musi je przezwyciężać, aby być komunikatywnym i przedstawić własną prawdę, nadając językowi swój porządek. Jest to próba sił, bo poeci „chcieliby nieustannie, aż po kres języka, wcielać weń podmiot i jego ekspresję”. Konsekwencją takich zmagań (a widać to w wierszu Polkowskiego) jest milczenie lub ciemna metafora – jeśli zwycięża mowa i skrajna subiektywność. Panowanie poety nad niejasną materią języka prowadzi do metafory objawiającej zrozumiały sens.
Dziwność tego przeżycia, jego niesamowitość, nie jest tylko doznaniem przyjemnym, bo ma swoją stronę mroczną, przejmującą, nawet groźną. Mistycy, poeci i ludzie religijni często nie znajdują języka, za pomocą którego mogliby opowiedzieć o swoim doświadczeniu Boga. Dlatego filozofowie religii mówią o mysteriumtremendum, a więc o lęku, i o mysteriumfascinosum, czyli niezwykłej sile przyciągania, pragnieniu, jakie wywołuje w człowieku spotkanie z bóstwem. W przypadku wiersza Różewicza niekoniecznie musi chodzić o przeżycie strictereligijne, ale o jakieś nadzwyczajne poznanie istoty rzeczy (objawienie się istotnej prawdy o świecie?), które może budzić podobny wstrząs emocjonalny.
Obaj poeci w gruncie rzeczy opowiadają o doświadczeniu niepewności naszego poznania Prawdy, o którym pisał już Platon. To w obrazie jaskini, w której uwięzione są zmysły, Platon próbował nas przekonać, że poznajemy tylko cień bezładnej rzeczywistości, a nie ją samą (tu Różewicz daje wyraźne sygnały, że o taką rzeczywistość mu chodzi). Platoński mit opowiada, że niektórzy śmiałkowie wypuszczają się na obserwację istoty rzeczy, ale oślepia ich potężne światło Prawdy i nie są w stanie przekazać współbraciom swego doświadczenia. Dlatego Różewicz milczy na temat meritumswojego doświadczenia-odkrycia-zrozumienia i niczego się z jego wiersza na ten temat nie dowiadujemy.
Polkowski inaczej: zdradza, że dane mu jest poznanie (a może tylko przeczucie?) sensu naszego czasu i naszego losu. Więcej: że ten rozpoznany sens i los jest nie tylko poznawalny, ale może być wyrażony w języku. I tylko dodaje, że potęga „niezniszczalnych słów” go onieśmiela i dlatego się przed nią broni i pisze niechętnie, mimo miłości do polszczyzny. Co ciekawe, to dziwne miejsce i ten dziwny kontakt pozwalają na jakieś zjednoczenie z Tajemnicą i rodzą pokusę pozostania w niej. Z tego drugiego świata, z tej „drugiej przestrzeni” jakoś nie chce się wracać.
Podkreślmy jeszcze raz podobieństwa i różnice: tremendumjest wspólne, bo transcendencja (mówiąc językiem filozofów) albo bóstwo (mówiąc językiem religii) to nie jest czułostkowe doznanie dla pensjonarek. Romantycy przywrócili powagę platońskiej idei „poetyckiego szału” – cennego daru bogów, dzięki któremu poeta otrzymuje wskazówki umożliwiające zrozumienie istoty rzeczy. W naszych racjonalnych czasach tego rodzaju wyznanie zostałoby zdiagnozowane jako szaleństwo lub paranoidalny egotyzm i dlatego Różewicz wyraźnie sygnalizuje groźbę ośmieszenia. Niemniej zarówno w poezji Różewicza, jak i Polkowskiego pojawiają się częste aluzje do głosu Boga (jest to zresztą bardzo biblijne rozumienie kontaktu z bóstwem) czy kontaktu z niepoznawalną racjonalnie Prawdą, która rodzi fascinosum. Czy poznana rzeczywistość jest poznawalna i przekazywalna w ludzkim języku – to już kwestia różnicy poetyckich postaw i wiar, podobnie jak skutek jej poznania dla ducha poety: zakłopotanie lub poczucie bezpieczeństwa wynikającego z rozpoznania istoty swego losu i losu wspólnoty. Sam Różewicz pisze sprzeczne rzeczy na ten temat: raz przyznaje się do takich stanów, a innym razem szydzi z „gaszenia światła rozumu”, czego rzekomym dowodem są religijne poszukiwania Miłosza (wiersz Zaćmienie światła z tomu zawsze fragment. recycling). Polkowski inaczej: od czasu do czasu stara się znaleźć językowy ekwiwalent dla doznań trudno wyrażalnych w języku wytrenowanym przez normy racjonalnego dyskursu, języku wykluczającym zapis duchowego pejzażu.
Dalsza część tej polemiki Polkowskiego znajduje się w konfrontacji z wierszem Różewicza ***[Próbowałem sobie przypomnieć…]. Wiersz ten to żarliwe wyznanie wiary w język, a jego boskie, kreacyjne i opisowe możliwości związane są nie z senną podświadomością, ale z jasnym dniem; nie z marzeniem, a z realnością. To wyznanie należy do poetyki Polkowskiego, wyrażanej niezwykle często i bardzo chętnie. Tak więc od pytania o rolę poety doszliśmy do kwestii potęgi słowa. Pokusa milczenia jest tak silna jak pokusa wyrażania siebie w języku. W tym wierszu zawarte są również kolejne spory i niechęć do pewnych ulubionych tematów Różewicza. Niewinnie brzmiący fragment:
Tylko nicość sama
nikomu
o sobie
opowiada
jest w gruncie rzeczy zapisem niezgody na Różewiczowską fascynację nicością, przywoływaną w wielu miejscach z taką samą siłą, z jaką mamy do czynienia w przypadku spotkania z bóstwem. Wyrazem tego oczarowania Nicością jest stosowanie wielkiej litery.
Poeta emeritus
Nie jest pewne, czy Polkowski, pisząc odpowiedź na zagadkowy wiersz, miał na myśli polemikę, a właściwie napaść Różewicza na Miłosza. Pod koniec życia Tadeusz Różewicz napisał całą serię szyderstw pod adresem kolegi poszukującego metafizycznych uzasadnień, a do najokrutniejszych należą wiersze: drugie poważne ostrzeżenie (tom zawsze fragment. recycling) oraz ***[Mistrz Jakob Böhme…] (tom szara strefa). Cechą charakterystyczną niemal wszystkich tych wierszy jest niechęć, którą przejawia autor Widziałem Go do „poezji metafizycznej”, przynajmniej w wersji proponowanej przez noblistę i jego naśladowców:
takie ambaje
ciągle się dobrze sprzedaje
na krakowskim rynku
pod pomnikiem Adama.
Wydaje się, że nie chodziło o osobistą antypatię, a przynajmniej nie tylko. Gwałtowność walki wynika z powagi zagadnienia. Jeśli czasami mamy wrażenie, że jest to bezlitosny boks, to bez wątpienia w kategorii wagi superciężkiej. Różewicz nie ukrywa, że stawka jest najwyższa, bo chodzi o życie, a nawet o życie wieczne i… ocalającą rolę poezji. A lustrzanym odbiciem zagadnienia „Bóg” jest dla Różewicza kwestia „Poezja”.
Polemika zaczyna się niby niewinnie, od otwierającego tom (zawsze fragment. recycling) wiersza poeta emeritus, z dedykacją dla Czesława Miłosza. I właśnie dedykacja jest sprawą kluczową, bo sugeruje, do kogo zwraca się poeta. A opowiada historie niby banalne:
podchodzą do niego
dwie kobiety
pytają czy czyta biblię
czy wierzy w piekło
koniec świata raj na ziemi.
Nie jest jasne, czy sens tych strof zamyka się w samej odmowie konfrontacji z wyuczonymi formułkami przeszkolonych sekciarzy, którzy nie potrafią sprostać intelektualnemu wyzwaniu poważnej rozmowy, czy jest to drobna złośliwość pod adresem sekciarskich inklinacji Miłosza i jego zainteresowań „obrzeżami religii”. Byłaby to jednak stosunkowo łagodna forma krytyki w porównaniu z innymi wspomnianymi już wierszami, choć zestawienie religijnych propagandystów o niskim poziomie intelektualnym z czytelnikiem mistycznych dzieł Emanuela Swedenborga wydaje się dość obraźliwe dla Miłosza. Jeśli tak, to ten fragment wiersza wpisuje się w cykl wypowiedzi „mickiewiczowskich”, czyli jest to sprzeciw wobec paplania o sprawach ważnych, a może najważniejszych. Różewicz w tempusfugit (tom Wyjście) przytacza anegdotę na temat Mickiewicza, zaproszonego przez francuskiego pisarza do salonu na pogawędkę o Bogu. „O Bogu przy herbacie nie rozmawiam” – miał odpowiedzieć pan Adam.
Utwór otwiera pogodny opis beztroskiego, choć nieco banalnego życia emeryta, ale to tylko spokojny prolog do drugiej połowy wiersza, która niepokoi swymi obrazami: nieustanną rozmową z wielkimi duchami przeszłości i złowrogim (?) spotkaniem z ptakiem, którego zachowanie nie mieści się w konwencji natury:
wtedy przylatuje
kruk
przeciąga czarnym piórem
po jego ustach
zamyka je
i odlatuje.
Kim są „umarli poeci” i co robi w tej opowieści kruk? Nie jest to ptak z bajek, lecz z Biblii i z twórczości co najmniej dwóch poetów: Mickiewicza i Poego (sławny poemat Edgara Allana Poego Raven tłumaczyło pół tuzina polskich poetów; w utworze mamy do czynienia z sugestywną metaforą samotności i utraty). Biblijny kruk jest ptakiem nieczystym, nawet przeklętym (zwłaszcza w apokryfach i kabale), choć występuje także jako wybawca proroków, których karmi na pustyni i chroni przed głodem. W mitach na ogół symbolizuje niepokój, chorobę, śmierć, wojnę, złe wróżby lub przeczucia, ale także samotność i długowieczność – a więc pełny zestaw problematyki poetyckiej Różewicza. Kruk to jakby jego ptak herbowy. Ale sądząc po wzmiance o zmarłych poetach (i częstych wzmiankach o Mickiewiczu), najważniejsze skojarzenie nasuwa się z sytuacją z Małej improwizacji:
Cóż to? Jaki ptak powstał i roztacza pióra,
Zasłania wszystkich, okiem mię wyzywa;
Skrzydła ma czarne jak burzliwa chmura,
A szerokie i długie na kształt tęczy łuku.
I niebo całe zakrywa –To kruk olbrzymi – ktoś ty? – ktoś ty, kruku?
Ktoś ty? – jam orzeł! – patrzy kruk – myśli moje plącze!Ktoś ty? – jam gromowładny! –
Spojrzał na mnie – w oczy mię jak dymem uderzył,
Myśli moje miesza – plącze –
(Dziady, część III, akt I, scena 1)
Jest to scena dwuznaczna. Z jednej strony mamy do czynienia z postacią przeszkadzającą, straszną, demoniczną, ale przecież w tym konkretnym przypadku kruk spełnia pozytywną rolę – odstrasza od grzechu! Wszak Konrad unosi się na skrzydłach pychy i wiemy, że przy następnej próbie tylko modlitwa ludzi i aniołów, a także niecierpliwość Szatana uchroni go przed straszliwym bluźnierstwem i całkowitym potępieniem (to Szatan nie wytrzymuje napięcia i za Konrada wypowiada obraźliwe porównanie Boga do cara). W takim kontekście pojawienie się złowróżbnego ptaka należy ocenić pozytywnie, skoro przestrzega współczesnego poetę przed buntem, ochotą zmierzenia się z Bogiem, próbą wydarcia Mu władzy i wiedzy, oskarżeniem o całe cierpienie i zło świata.
„Emerytowany poeta” (który przez całe życie wadził się z Bogiem) wybiera więc łagodność, pojednanie, a przede wszystkim milczenie i – co ważne! – to samo radzi nieco starszemu koledze – Miłoszowi szukającemu natchnienia u heretyków. Byłby więc kruk ptakiem napomnienia? Wysłańcem niebios, przestrzegającym przed pychą, czyli intelektualnym roztrząsaniem niezbadanych tajemnic, sekretów niepojętych dla rozumu? jest to uzasadniona interpretacja. Wiemy, że i taką – pozytywną – funkcję spełnia w chrześcijańskiej tradycji. Kruki – jak pisze Jakub de Voragine w Złotej legendzie – uratowały św. Benedykta od niechybnej śmierci głodowej, karmiąc go przynoszonym chlebem, a nawet wydziobując mu z rąk zatrutą hostię! Nie jest wykluczone, że tego rodzaju przestrogę kieruje Różewicz i do siebie, i do kolegi po piórze. Wszak obaj – na różne sposoby – wadzili się z Bogiem, i może dobrze by było, aby nawiedził ich kruk przestrogi. Tak brzmi jedna z możliwości interpretacji tego wiersza.
Polkowski z wiersza Różewicza wybiera inne akcenty – te, które są mu bliższe. Po pierwsze, kładzie nacisk na pragnienie rozmowy z wielkimi duchami. Jest to poniekąd standard wśród starych poetów – podobnie jest i w Pochodzie duchów Polkowskiego, i w tomie Koniec lata w zdziczałym ogrodzieJarosława Marka Rymkiewicza. Również stary Herbert w geście pożegnania wspomina „dostojnych szamanów którzy znali sekret / zaklinania słów” (Do Ryszarda Krynickiego. List). Późna poezja Różewicza też pełna jest takich dialogów. Z kim rozmawia stary poeta? Ze sobą i z duchami. Inni rozmówcy są mniej ekscytujący, bo cóż mu takiego powiedzą, czego by jeszcze nie wiedział? A Wielkie Cienie znają Tajemnicę, sekret Życia i Śmierci.
Polkowski przy tej okazji zwraca uwagę na nieodwracalność naszych wyborów, gestów, czynów i słów. Konfrontacja z Wielkimi już niczego nie zmieni w naszym życiu, a przestrogi przychodzą za późno. Poeci dają drugie życie swoim poprzednikom, ale czy są w stanie ich ożywić? W pewnych warunkach – tak. Zakończenie jest dwuznaczne, bo i wynik poetyckiego wysiłku mówi o podejrzanym sukcesie: wszak uratowane szczątki poprzedników to proch, a poeta je zbierający został nazwany „urną”. Ostateczna mądrość – jak u Koheleta – polega na zrozumieniu, że kresem wszystkiego jest śmierć, „marność nad marnościami”.
Zakończenie wiersza Polkowskiego jest również inną interpretacją ostatnich wersów wiersza Różewicza, niż została przeze mnie przedstawiona. Tym razem kruk nie jest zbawczym ptakiem ratującym przed bluźnierstwem czy śmiercią, ale jej zwiastunem, jak w klasycznych podaniach i legendach ludzkości. To przeciw nicości poeta zbiera słowa i ludzi, przeszłość i teraźniejszość, losy wielkie i banalne, aby wydobyć jedno słowo sensu, które wyrazi śmierć.
***
Rozmowy z Różewiczem poruszają jeszcze wiele innych wspólnych tematów, czasami utrzymanych w podobnym duchu (dotyczy to na przykład związków z matką – jest to jeden z istotnych rysów poezji Różewicza i Polkowskiego) albo miejsc spornych, jak stosunek do historii Polski w XX wieku. Rozmową, ciągnącą się od wielu lat, kierują jednoczesne fascynacja i sprzeciw. Jeśli jednak lektura pozostawia czytelnika w poczuciu szacunku, to niewątpliwie z powodu powagi sporu. Nie ma w nim „pobłażania / dla frywolności form”.
Fragment Posłowia do tomu: Jan Polkowski, Rozmowy z Różewiczem.