Poetyka przestrzeni „Lalki”. Wprowadzenie do tematu
Po uwzględnieniu faktu wielokrotnego opisywania, warszawskich zwłaszcza, realiów, w których rozgrywa się akcja Lalki, można byłoby z całą stanowczością stwierdzić, że na temat przestrzeni w powieści Prusa napisano już wiele. Kłopot w tym, że dotychczasowe ustalenia odnoszą się nie tyle do Prusowego operowania przestrzenią jako kategorią artystyczną w takim rozumieniu, jakie nadało jej XX-wieczne literaturoznawstwo, ale właśnie do realiów
Największe bodaj – bo w jakimś stopniu pionierskie – zasługi dla badania przestrzennych aspektów Lalki przypisać należy pracom (ale też staraniom jak najbardziej realnym) warsawianisty Stefana Godlewskiego. To jego inicjatywom zawdzięczamy wiszące do dziś na Krakowskim Przedmieściu tablice pamiątkowe ku czci Wokulskiego i Rzeckiego. Godlewski, można by powiedzieć, przechadza się po Warszawie z powieścią Prusa, a zestawiając literackie opisy z rzeczywistością (przedwojennej) Warszawy (ewentualnie uwzględniając przy tym zmiany, jakie zaszły w przestrzeni miasta od czasów powstania utworu do czasów sobie współczesnych), identyfikuje lub lokalizuje poszczególne punkty świata przestrzennego powieści. Analogicznym tropem podąża między innymi Paweł Waszak. Badacze ci, nawet objaśniając semiotykę warszawskiej przestrzeni drugiej połowy XIX wieku, pozostają w zasadzie na poziomie, który moglibyśmy określić jako „referencjalny” czy realistyczny – za każdym razem celem zasadniczym pozostaje dla nich bowiem przybliżenie czytelnikowi realiów świata Lalki, a zwłaszcza tych jego elementów, które współczesnym pisarzom mogły wydawać się oczywiste, natomiast dla odbiorców współczesnych będą już niezrozumiałe, a przynajmniej nieoczywiste.
Na przeciwległym biegunie należałoby umieścić książkę Ewy Paczoskiej (2012), która w swoich badaniach sporo uwagi poświęca funkcji przestrzeni w powieści Prusa. Paczoska czyta Lalkę przez pryzmat pewnych doświadczeń kulturowych i lekturowych. Przy wielu znakomitych pomysłach interpretacyjnych trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że w niektórych miejscach badaczka zbyt łatwo posługuje się utartymi określeniami, które wprawdzie są wygodne dla toku narracyjnego, ale w odniesieniu do utworu są w gruncie rzeczy określeniami o charakterze metaforycznym lub umownym, nie zawsze mającymi uzasadnienie w tekście.
W zasadzie wszystkie prace, w których rozpatruje się aspekty przestrzenne powieści Prusa, traktują tę problematykę w sposób wybiórczy. Z bogatego świata utworu omawiane są w nich jedynie niektóre elementy – rzecz jasna w oderwaniu od całości. Brakuje z pewnością pracy, która potraktowałaby przestrzenny świat Lalki jako pewną całość, system. Praca taka musiałaby siłą rzeczy przybrać postać obszernej monografii.
Trudno byłoby zaprezentować taki system w postaci krótkiego artykułu, postaram się jednak wskazać choćby niektóre elementy wspomnianego świata. W niektórych przypadkach wywód może przy tym mieć postać szeregu pytań, a nie gotowych odpowiedzi.
Gdzie mieszka Wokulski albo wycieczka wzdłuż Traktu Królewskiego
W zasadzie u źródeł pomysłu na niniejszy artykuł leży ufundowana przed drugą wojną światową staraniami Stefana Godlewskiego, a po wojnie przywrócona, tablica pamiątkowa ku czci Wokulskiego na domu przy ulicy Krakowskie Przedmieście 4, dlatego, mimo iż należałoby zapewne rozpocząć rozważania od zjawisk bardziej ogólnych, pozwolę sobie zacząć od omówienia tego pozornie oczywistego aspektu.
Dom, w którym miałby mieszkać Wokulski, rozpoznaje Godlewski na podstawie następującego fragmentu:
Wszystko to roiło się między dwoma długimi ścianami kamienic pstrej barwy, nad którymi górowały wyniosłe fronty świątyń. Na obu zaś końcach ulicy, niby pilnujące miasta szyldwachy, wznosiły się dwa pomniki. Z jednej strony król Zygmunt, stojący na olbrzymiej świecy, pochylał się ku Bernardynom, widocznie pragnąc coś zakomunikować przechodniom. Z drugiego końca nieruchomy Kopernik, z nieruchomym globusem w ręku, odwrócił się tyłem do słońca, które na dzień wychodziło spoza domu Karasia, wznosiło się nad pałac Towarzystwa Przyjaciół Nauk i kryło się za dom Zamoyskich jakby na przekór aforyzmowi: „Wstrzymał słońce, wzruszył ziemię”. Wokulski, który w tym właśnie kierunku wyglądał ze swego balkonu, mimo woli westchnął przypomniawszy sobie, że jedynymi wiernymi przyjaciółmi astronoma byli tragarze i tracze, nie odznaczający się, jak wiadomo, zbyt dokładną znajomością zasługi Kopernika
B. Prus, Lalka, oprac. J. Bachórz, t.1, Wrocław–Warszawa–Kraków 1991, s. 399–401. [2].
Według badacza
Z ustępu tego wynika przede wszystkim, że Wokulski mieszkał po „parzystej” stronie Krakowskiego Przedmieścia, skoro wyraźnie czytamy, że wyglądał z balkonu w kierunku zachodnim
S.Godlewski, L.B. Grzeniewski, H. Markiewicz, Śladami Wokulskiego. Przewodnik literacki po warszawskich realiach „Lalki”, red. L.B. Grzeniewski, Warszawa 1957, s. 46–47. [3].
Trudno się z Godlewskim nie zgodzić. Warto jednak zwrócić uwagę na inne jeszcze aspekty rzeczonego fragmentu. Chodziłoby tu przede wszystkim o swoistą binarną opozycyjność w konstrukcji świata przedstawionego, która jest dostrzegalna również w przytoczonym opisie. W jego dwóch pierwszych zdaniach trzykrotnie pojawia się liczba dwa (dwie ściany kamienic, dwa końce ulicy, dwa pomniki). Przy czym owe pomniki, chociaż oba nazwane zostały „szyldwachami”, to jest porównane do wartowników, należy rozpatrywać raczej na poziomie symboliki, i to jako motywy bardziej antynomiczne niżeli tautologiczne. Wprawdzie oba poświęcone są postaciom historycznym, lecz ich (postaci) status oraz atrybutyka samych pomników są zdecydowanie różne: Zygmunt III to chrześcijański władca (nawiasem mówiąc, jego zasługi dla Polski są przynajmniej wątpliwe), Kopernik – uczony, którego poglądy i odkrycia stały często w sprzeczności z oficjalną, popieraną autorytetem Kościoła doktryną. Na warszawskim pomniku Zygmunt III Waza trzyma w rękach miecz (a w zasadzie szablę) i krzyż, które w intencji twórców należałoby zapewne traktować jako alegorie władzy duchowej i politycznej (ziemskiej), a które w jakimś stopniu można również rozpatrywać jako atrybuty jego panowania, w czasie którego Rzeczpospolita doświadczyła wielu wojen, zaś sam władca pozostawał pod przemożnym wpływem zakonu jezuitów… Kopernik z kolei trzyma w ręku atrybut astronoma – globus. Przy tym, o ile postaci króla dałoby się przypisać pewien „dynamizm”, to w przypadku pomnika Kopernika akcentuje się jego „nieruchomość” (nieruchomy jest nie tylko sam astronom, ale i trzymany przez niego globus).
Linia fabularna powieści rozwija się przede wszystkim wzdłuż Krakowskiego Przedmieścia, po osi wyznaczanej przez pomniki-szyldwachy, w kierunku od Starego Miasta (mieszkanie przy Rynku i sklep starego Mincla na Podwalu – w przypadku Rzeckiego, piwnica Hopfera – w przypadku Wokulskiego) do końca (a w zasadzie początku Krakowskiego Przedmieścia). Ewa Paczoska interpretuje taki rozwój biografii Wokulskiego jako drogę „od walczącego «dziecięcia Starego Miasta» do adepta wiedzy nikomu w tym mieście niepotrzebnej”
W Liście do Redaktora „Kuriera Warszawskiego” Prus pisał, że właściwszy byłby tytuł Trzy pokolenia, jako że byłby zdecydowanie bardziej adekwatny do zawartości
Góra i dół…
W Pamiętniku starego subiekta Rzecki opisuje okoliczności, w jakich poznał Wokulskiego:
Pamiętam (był to rok 1857, może 58), zaszedłem raz do Hopfera, u którego pracował Machalski.
– A gdzie pan Jan? – pytam chłopca.
– W piwnicy.
Zaszedłem do piwnicy. Patrzę, mój pan Jan przy łojówce ściąga lewarem wino z beczki do butelek, a we framudze majaczą jakieś dwa cienie: siwy starzec w piaskowym surducie, z pliką papierów na kolanach, i młody chłopak z krótko ostrzyżonym łbem i miną zbója. To był Stach Wokulski i jego ojciec
B. Prus Lalka, oprac. J. Bachórz, t. 2, Wrocław–Warszawa–Kraków 1991, s. 22–23. [9].
Na kolejnych stronach Rzecki opisuje okoliczności towarzyszące odejściu Wokulskiego z winiarni Hoppera:
Dziwne było jego pożegnanie ze sklepem; pamiętam to, bo sam po niego przyszedłem. Hopfera ucałował, a następnie zeszedł do piwnicy uściskać Machalskiego, gdzie zatrzymał się kilka minut. Siedząc na krześle w jadalnym pokoju słyszałem jakiś hałas, śmiechy chłopców i gości, alem nie podejrzewał figla.
Naraz (otwór prowadzący do lochu był w tej samej izbie) widzę, że z piwnicy wydobywa się para czerwonych rąk. Ręce te opierają się o podłogę i tuż za nimi ukazuje się głowa Stacha raz i drugi. Goście i chłopcy w śmiech.
– Aha! – zawołał jeden stołownik - widzisz, jak trudno bez schodów wyjść z piwnicy? A tobie zachciewa się od razu skoczyć ze sklepu do uniwersytetu!… Wyjdźże, kiedyś taki mądry… Stach z głębi znowu wysunął ręce, znowu chwycił się za krawędź otworu i wydźwignął się do połowy ciała. Myślałem, że mu krew tryśnie z policzków.
– Jak on się wydobywa… Pysznie się wydobywa!… – zawołał drugi stołownik.
Stach zaczepił nogą o podłogę i po chwili był już w pokoju. Nie rozgniewał się, ale też nie podał ręki żadnemu koledze, tylko zabrał swój tłomoczek i szedł ku drzwiom.
– Cóż to, nie żegnasz się z gośćmi, panie doktór!… – wołali zanim stołownicy Hopfera.
Szliśmy przez ulicę nie mówiąc do siebie. Stach przygryzał wargi, a mnie już wówczas przyszło na myśl, że to wydobywanie się z piwnicy jest symbolem jego życia, które upłynęło na wydzieraniu się ze sklepu Hopfera w szerszy świat
Tamże, s. 30–31 [10].
Już na poziomie narracji Rzeckiego „wydobywanie się z piwnicy” przez Wokulskiego rozpatruje się w kategoriach symbolicznych – wzbogacone jest dodatkową semantyką. Rzecki je odczytuje przez pryzmat życia swojego „Stacha”. Warto może jednak przyjrzeć się mu również z nieco innej perspektywy – w kontekście całości utworu.
Młody Wokulski chce porzucić pracę w winiarni i wstąpić na kursy przygotowawcze do egzaminów na uniwersytet. Zatem jego ruch ku górze jest też, z innej perspektywy, ruchem ku wiedzy, nauce
Najwyraźniej widać to w przypadku nurtującego, zwłaszcza Ochockiego, problemu skonstruowania machiny latającej z materiału o ciężarze większym od powietrza. Ochocki jest w świetle całości utworu naukowcem-idealistą, chcącym „przypiąć ludzkości skrzydła”. Ta sama idea – z małym jednakże zastrzeżeniem – stała się też celem życia profesora Geista, który chciałby jednak przyszłe machiny latające, wykonane z materiału lżejszego od powietrza, podarować tylko „prawdziwym ludziom”, to jest przyszłej idealnej społeczności, pozbawionej przywar ludzi mu współczesnych. W odróżnieniu od Ochockiego, który w pewnym sensie przystosowuje swoje koncepcje do realiów rzeczywistego świata, Geist wydaje się naukowym szarlatanem albo idealistą-marzycielem, naukowym romantykiem.
Sam Wokulski próbował w młodości rozwiązać problem sterowania balonami – jedynym znanym wówczas rodzajem statku powietrznego. Motyw balonu pojawia się na kartach powieści Prusa jeszcze kilkakrotnie i zawsze w powiązaniu z osobą Wokulskiego. Podczas pobytu w Paryżu bohater widzi unoszącą się „poza Tuileryjskim ogrodem, ogromną czarną kulę, która szybko szła w górę, zatrzymała się pewien czas i powoli opadła na dół”
Jeśli przyjąć, że kategoria góry związana jest w świecie powieści Prusa z obszarem nauki, wiedzy czy mądrości, to należałoby poddać reinterpretacji kilka przynajmniej elementów tego świata. I tak, skoro podczas swojej przechadzki po Powiślu bohater widzi w górze budynki uniwersyteckie, to znajdują się one jak gdyby „na swoim miejscu”. Podobnie ma się rzecz z rozmową Wokulskiego z Ochockim w Ogrodzie Botanicznym. Wiemy z doświadczenia pozatekstowego, że ogród botaniczny pełni funkcje edukacyjne. Warszawski ogród botaniczny pozostawał w czasach Prusa pod zarządem Uniwersytetu. Bohaterowie – rozważając kwestie związane z nauką – usytuowani zostali na górze/wzgórzu, z którego rozciągał się widok na Łazienki.
Jeśli już mowa o Łazienkach, to sam park – pamiętajmy, iż w świecie powieści usytuowany jest poniżej Ogrodu Botanicznego – to obszar związany ze sferą uczuć. Wokulski przyjeżdża tu niemal codziennie, by zobaczyć spacerującą pannę Izabelę, a jego duszą targają w tym miejscu przeróżne namiętności. Już choćby z tego powodu przestrzeń należałoby zakwalifikować jako obszar w pewnym sensie „romantyczny”…
Jeśli obszar „góry” i ruch ku górze wiążą się w świecie powieści Prusa z kategorią wiedzy, nauki i najogólniej rozumu, to obszar „dołu” i ruch ku dołowi powinny wiązać się z pierwiastkiem uczuciowym i, najogólniej rzecz biorąc, „romantycznym”. Migawki z młodości Wokulskiego, jakie poznajemy za pośrednictwem Pamiętnika starego subiekta, najczęściej ukazują głównego bohatera powieści w przestrzeni piwnicy. To w piwnicach odbywają się nielegalne zebrania młodzieży, na których przemawia najczęściej pan Leon. Na jednym z takich spotkań ma miejsce następująca sytuacja:
Co się tam działo, dobrze nie wiem, bo najdziksze fantazje przebiegały mi po głowie. Marzyło mi się, że pan Leon mówi, jak zwykle, o potędze wiary, o upadku duchów i o potrzebie poświęcenia, czemu głośno wtórowali obecni. Zgodny chór jednakże osłabnął, gdy pan Leon zaczął tłomaczyć, że należałoby nareszcie wypróbować owej gotowości do czynu. Musiałem być bardzo nietrzeźwy, skoro przywidziało mi się, że pan Leon proponuje, ażeby kto z obecnych skoczył z Nowego Zjazdu na bruk idącej pod nim ulicy, i że na to wszyscy umilkli jak jeden mąż, a wielu pochowało się za beczki.
– Więc nikt nie zdecyduje się na próbę?!… – krzyknął pan Leon załamując ręce.
Milczenie. W piwnicy zrobiło się pusto.
– Więc nikt?… nikt?…
– Ja – odpowiedział jakiś prawie obcy mi głos.
Spojrzałem. Przy dogorywającej świeczce stał Wokulski
Tamże, s. 36. [14].
Wokulski decyduje się na czyn, który ma w sobie pewien pierwiastek samobójczy, a który ma być jednocześnie próbą gotowości do „czynu” w takim sensie, w jakim pojmowali go romantycy, i swoistą próbą wiary. Ruch ku dołowi, na który decyduje się bohater, jest w gruncie rzeczy obarczony elementem autodestrukcyjnym, jest ruchem ku śmierci. Identycznie zresztą wygląda sytuacja w przypadku niedoszłej próby skoku z balonu Giffarda.
Taką interpretację obszaru dołu i ruchu w dół potwierdza również opowiadanie o zaklętej pannie i kowalu, które z ust Węgiełka słyszą Wokulski i Izabela w ruinach zasławskiego zamku. Wejście do podziemi znajdowało się – według tej legendy – na dnie potoku pod wielkim kamieniem. Leżąca w podziemiach panna pogrążona była w stanie ni to snu, ni to śmierci. Natomiast kowala, który skoczył do tych podziemi, spotkała ostatecznie śmierć
Stolica nowoczesności i ruiny…
Rozdziały prezentujące pobyt Wokulskiego w Paryżu zawierają szereg rozważań bohatera dotyczących stolicy Francji. W relacjach narratora Wokulski postrzega miasto nad Sekwaną w sposób naturalistyczny – na podobieństwo zjawisk przyrodniczych („Zatem wielkie miasto, jak roślina i zwierzę, ma właściwą sobie anatomię i fizjologię”
Ale kompozycja powieści Prusa pozwala doszukiwać się, a nawet sugeruje, jeszcze inną opozycję. Wprost z Paryża, wezwany listownie przez prezesową Zasławską, jedzie Wokulski do jej wiejskiego majątku (Zasławek). Sam majątek prezesowej wydaje się raczej być w jakimś sensie podobny do Paryża, niż stanowić jego przeciwieństwo. I jeden, i drugi jawią się na kartach powieści jako społeczne utopie, w których trud ludzki nie jest marnowany, praca jest doceniana (Paryż), a człowiek, nawet niskiego stanu, jest szanowany przez innych. Krajobrazy i stan przyrody w Zasławku i okolicach można w gruncie rzeczy zakwalifikować jako wyjęte wprost z bukolicznych opowieści (zwłaszcza opisy przejażdżek Wokulskiego i Izabeli po stawie łódką, do której podpływały łabędzie). Z drugiej jednak strony jest to stan w pewnym sensie „przejściowy”, krajobraz ten jest bowiem raczej odpowiednikiem romantycznego pejzażu wewnętrznego, mentalnego i zmienia się w zależności od stanów uczuciowych bohatera.
Romantyczny „trop” jest tu o tyle istotny, że w pobliżu Zasławka i Zasławia znajdują się ruiny zamku, do których podróżuje towarzystwo bawiące u prezesowej. Już same ruiny są jednym z typowych elementów przestrzeni romantycznej (by przywołać tu ruiny zamku Horeszków w Panu Tadeuszu Mickiewicza czy ruiny zamku w Panu zamczyska Goszczyńskiego). W przypadku motywu ruin zamku w powieści Prusa trzeba dodać, że ich romantyczną semantykę konstruuje się także przez ludową legendę, którą opowiada w nich Wokulskiemu i Izabeli Węgiełek. Opowieść ta, już choćby z powodu swojej ludowej genealogii, może być traktowana jako kolejny element o romantycznej proweniencji, a może raczej o romantycznej semantyce – w odniesieniu do całości powieści i zarysowanego w niej ścierania się dwóch sposobów postrzegania świata i dwóch głównych typów ludzkich postaw. Zresztą sama narracja Węgiełka poprzedzona jest krótką konfrontacją dwóch różnych sposobów (naukowego i ludowego) tłumaczenia czy interpretacji widocznych na kamieniach brunatnych plam. Wokulski tłumaczy ich obecność rudą żelaza, natomiast Węgiełek mówi, że są to ślady krwi
Romantyczna „semantyka” ruin zasławskiego zamku konstruowana jest także przez cytat z wiersza Do M* Mickiewicza, który Węgiełek ma umieścić na znajdującym się wśród nich olbrzymim kamieniu. Napis ten ma przy tym stanowić pamiątkę niespełnionej, romantycznej miłości, jaka łączyła przed laty prezesową Zasławską i stryja Wokulskiego
Zestawienie przez Prusa w układzie powieści obok siebie rozdziałów dotyczących uprzemysłowionego i opatrywanego na kartach powieści semantyką nauki i postępu Paryża oraz prezentowanych w kategoriach romantycznych Zasławka i zasławskiego zamku wydaje się mieć charakter zamierzony. Jego celem była zapewne potrzeba wielopoziomowego konfrontowania postawy romantycznej i pozytywistycznej, a także dwoistości natury głównego bohatera, który w pewnym sensie „szamoce się” między tymi dwoma obszarami.
Lokusy
W świecie przestrzennym Lalki obok miejsc charakteryzowanych w sposób przynajmniej pozornie realistyczny pojawiają się i takie, które już na pierwszy rzut oka wydają się opatrzone jakąś dodatkową symboliką. Przy czym ich powieściowa semantyzacja pozostaje w zgodzie z ich kulturowymi konotacjami. Do miejsc takich zaliczyć możemy chociażby kościół, do którego idzie Wokulski w Wielką Sobotę „na groby”, by spotkać kwestujące tam hrabinę i Izabelę, czy ruiny zasławskiego zamku, w których słucha z Izabelą opowieści Węgiełka. Tu ograniczymy się do omówienia pierwszego z nich.
Już sam widok kościoła wywołuje w Wokulskim stan pewnego zadziwienia. (myśli, „że jak kiedyś na ziemi pracowały potężne siły, dźwigając z płaskiego lądu szczyty gór, tak kiedyś w ludzkości istniała inna niezmierna siła, która wydźwignęła tego rodzaju budowle”
Przestrzeń kościoła przybiera w narracji bardzo zróżnicowaną postać. Narrator, opisujący w tym momencie świat takim, jakim widzi go Wokulski, pisze, że
Zdawało się Wokulskiemu, że w tej chwili widzi przed sobą trzy światy. Jeden (dawno już zeszedł z ziemi), który modlił się i dźwigał na chwałę Boga potężne gmachy. Drugi, ubogi i pokorny, który umiał modlić się, lecz wznosił tylko lepianki – i – trzeci, który dla siebie murował pałace, ale już zapomniał o modlitwie i z domów bożych zrobił miejsce schadzek
Tamże. [21].
Zaznaczyć trzeba, że taki obraz otaczającego świata „dostępny” jest dla bohatera w zasadzie tylko w kościele. Byłoby to zatem miejsce, gdzie możliwe staje się poznanie prawdy, co w wymiarze religijnym jest w gruncie rzeczy jedną z podstawowych „właściwości” świątynnej przestrzeni.
W planie wyrażenia wyprawa Wokulskiego do kościoła ma charakter „intertekstualny”, a cała scena przesycona jest cytatami i aluzjami zaczerpniętymi z Nowego Testamentu (głównie z ewangelii).
Po wejściu do wnętrza świątyni bohater zadaje sobie w myślach pytanie „A czymże ja jestem, zarówno obcy im wszystkim?…”. I od razu otrzymuje na nie, wyrażoną co prawda w trybie przypuszczającym, odpowiedź: „«Może jesteś okiem żelaznego przetaka, w który rzucę ich wszystkich, aby oddzielić stęchłe plewy od ziarna» – odpowiedział mu jakiś głos”
Opis kościelnego wnętrza kształtowany jest na podobieństwo ewangelicznej sceny wypędzenia przez Chrystusa przekupniów ze świątyni jerozolimskiej:
I zobaczył w różnych punktach świątyni stoły okryte dywanami, na nich tace pełne bankocetli, srebra i złota, a dokoła nich damy siedzące na wygodnych fotelach, odziane w jedwab, pióra i aksamity, otoczone wesołą młodzieżą. Najpobożniejsze pukały na przechodniów, wszystkie rozmawiały i bawiły się jak na raucie
B. Prus, Lalka…, s. 171. [24].
Miejsce kupców zajmują w tej scenerii damy z arystokratycznych rodów, które zbierają tu datki na cele charytatywne (ochronki dla dzieci). Czynność ta wypełniana jest jednak w sposób powierzchowny. W gruncie rzeczy, tak jak przed wiekami, odbywa się tu bowiem swoisty handel, a rolę „towaru” pełnią towarzyszące dostojnym damom młode dziewczęta z „dobrych rodzin”, które „sprzedają” tym sposobem swoją rękę, a przynajmniej flirtują z potencjalnymi adoratorami i kandydatami na mężów
Scena przy stoliku hrabiny nie zamyka motywu kościelnego. Zamiast wyjść ze świątyni, Wokulski siada w konfesjonale stojącym w bocznej nawie, nieomal naprzeciw stolika panny Izabeli i hrabiny. Również i to miejsce spełnia – tu w odniesieniu do bohatera – swoje kulturowe funkcje. Siedzący w konfesjonale Wokulski widzi bowiem świat i ludzi takimi, jacy są w rzeczywistości. Teologiczno-liturgiczna rola konfesjonału polega najogólniej na tym, że siedzący w nim kapłan uosabia Chrystusa i jedynie pośredniczy w sakramencie pokuty. Tym samym, upraszczając, moglibyśmy przyjąć, że znajdujący się w konfesjonale jest w pewnym sensie „wyposażony” w boskie atrybuty – w tym we wszechwiedzę. Wokulskiemu zdaje się przy tym, że słyszy wypowiadane przez leżącą w kościelnej ciemnicy/grobie figurę Chrystusa pod adresem biedaków słowa błogosławieństw i przebaczenia.
Scena w kościele ma, obok typowo referencyjnej funkcji, polegającej na prezentacji elementów obyczajowości religijnej niektórych warstw społecznych doby popowstaniowej, również charakter symboliczny, a przestrzeń świątynna została tu ukształtowana jako genius loci, spełniający w planie semantycznym utworu swoje kulturowe funkcje.
Podróże w przestrzeni – uwagi o semantyce środków transportu w Lalce
Nieodzownym elementem wszelkiego mówienia o przestrzeni i badania relacji przestrzennych w literaturze jest kwestia sposobów czy środków przemieszczania się bohaterów i zagadnienia związanego z ruchem jako takim
Bohaterowie Lalki przemieszczają się w bardzo różny sposób: pieszo, konno, powozem (własnym, cudzym lub wynajętym), pływają łódką czy wreszcie podróżują pociągiem lub latają balonem (ten przypadek znamy jednak tylko z opowieści Wokulskiego). Dobór środków transportu uzależniony jest przede wszystkim od rodzaju przestrzeni, jaką musi przebyć dany bohater, oraz od celu takiego przemieszczania się
Spośród całego powieściowego repertuaru środków transportu w sposób szczególny wyróżnia się zwłaszcza pociąg. Jeździ nim przede wszystkim Wokulski, który podróżuje w ten sposób z Warszawy do Paryża, z Warszawy (wróciwszy uprzednio – pociągiem wprawdzie, ale ta podróż nie jest w powieści opisywana – z Paryża) do Zasławka i wreszcie – z Łęckimi i Starskim – do Krakowa. Z punktu widzenia relacji bohatera do panny Izabeli, podróże te układają się nieomal na kształt heglowskiej triady „teza – antyteza – synteza”. Jadąc do Paryża, Wokulski w pewnym sensie „ucieka” od Łęckiej (wszelkie jego działania w stolicy Francji również opisywane są jako ciągła ucieczka przed jej wspomnieniem, „cieniem”). Druga podróż to droga w przeciwnym kierunku – do Izabeli. Za trzecim razem mamy podróż wspólną, która – z powodu umizgów Starskiego i Łęckiej – kończy się jednak już w Skierniewicach. Wspólną cechą wszystkich trzech podróży jest fakt, że zaczynają się one w porze wieczornej.
W przypadku ostatniego wyjazdu Wokulski podąża właściwie w tym samym kierunku, co za pierwszym razem
***
Praca niniejsza stanowi jedynie bardzo pobieżny szkic i uwzględnia jedynie niektóre elementy i aspekty z bogatego spektrum powieściowej przestrzeni. Autor zdaje sobie sprawę z faktu, że w zasadzie każdy z elementów świata przestrzennego Lalki wymagałby bardziej szczegółowego rozpatrzenia z perspektywy powieściowej gramatyki.
Artykuł opublikowany w: „(Nie)zwykły zamazywacz papieru”. W 100. rocznicę śmierci Bolesława Prusa (1847–1912), red. M. Burta, M. Kryszczuk, V. Machnicka, Pracownia Wydawnicza WH UPH w Siedlcach, Siedlce 2014, s. 91–105.