20.02.2020

​​​​​​​Szeroka rozpiętość zaangażowania. O pewnej medianie

W Medianach, swej najnowszej książce poetyckiej, Krzysztof Siwczyk – jeden z najważniejszych przedstawicieli poetów roczników siedemdziesiątych – staje przed nowym problemem, widocznym w często stawianym pytaniu: jakie poetyckie narzędzia wybrać, by do problemów uniwersalnych dla nowoczesności włączyć własne, egzystencjalne rozterki? Jak na otaczający nas świat spojrzeć jako na przestrzeń, w której obecna może być indywidualność? Wyczuwa się, że kluczowym spośród tych problemów jest znalezienie się rzeczywistości nad przepaścią, w stanie kryzysu, w którym nie ma możliwości powrotu do przeszłości po to, by naprawić ówczesne błędy. Są one bowiem nieodłącznym elementem człowieczeństwa, tak samo, jak jego punkty orientacyjne: bojaźń przed samotnością i tęsknotą, wojna lub stany wobec niej ekwiwalentne. Korzystanie z dobrodziejstwa istnienia niezgodnie z jego przeznaczeniem, wyjście poza to, co legitymizowane przez moralność, wedle podmiotu lirycznego przyczynia się do nastania konfliktu, podania w wątpliwość nowoczesności, „wyświecenia […] / faktycznych wieczności, dymu palonych smół, / wielkiego wzniecenia ciemności”K. Siwczyk, Mediany, Kraków 2018.[1]. Innym obliczem tych negatywnych, analizowanych przez poetę zjawisk jest sprowadzenie życia człowieka do poziomu wymiany dóbr materialnych i zamknięcie go w błędnym kole pracy. Głównym celem staje się wtedy zapewnianie sobie korzyści materialnych poprzez wspomnianą pracę, pozwalającą pozostać w tym układzie.

Mediany to portret człowieka, który początkowo znajduje się w stadium umożliwiającym wybór oraz symultaniczne pozostawanie w kilku układach sił. Jednak później zostaje on skazany na hermetyczną strukturę sensów ze względu na nieunikniony fatalizm i swój ograniczony ze wszech stron horyzont poznawczy. Nad tym poziomem refleksji, koncentrującym się na zawężeniu ruchów „ja”, sytuują się również inne równorzędne, które można nazwać „zanieczyszczeniami myśli nowoczesnej”. Między innymi wyróżnia się na tym polu antyredukcjonistyczna postawa lirycznego „ja”, która nie zgadza się na wykluczenie i unifikację – zrównywanie wszystkiego i wszystkich. Docenienie różnorodności i, co za tym idzie, indywidualizmu to krok w stronę uprzytomnienia sobie, że każda siła (myśl, idea) skierowana w jakimś kierunku nie pozostaje bez odzewu, a czasem może nawet skrzywdzić, zadziałać wbrew zamierzeniom nadawcy. Los „ja” w Medianach determinuje bycie częścią eksperymentu zwanego „ponowoczesnością” – eksperymentu, nad którym unosi się widmo totalnej eksterminacji. Zgubą czasów obecnych jest infantylizm – dziecięca wiara w możliwość spójnego, bo nieznającego wyjątków systemu. Nicość czai się tam, gdzie brak szerszego spojrzenia, kompleksowej wrażliwości, czułości na to, co nieobecne, udręczone, skrzywdzone i kalekie.

Pomysł na Mediany to właśnie spojrzenie na podmiot i czytelnika tych wierszy jako tych, którzy w przyjętej systematyce uznawani są za tło, nie będąc częścią dominanty świata i przecząc przyjętym założeniom. W Medianach na światło dzienne wychodzą więc wstrząsające zapowiedzi katastrof, za które nikt nie bierze odpowiedzialności. Wydarzenia te będą tragiczne wyłącznie w oglądzie zdroworozsądkowym. Podmiot Median uważa, że w narracji powszechnie postulowanej jawić się będą one zgoła odmiennie, chociażby z powodu przetworzenia ich znaczeń przez środki masowego przekazu. Inną trudnością, jaka pojawia się, gdy „ja” Median pragnie autentycznie, mimetycznie przedstawić zachodzące zdarzenia, a tym samym sprzeciwić się obecnemu stanowi rzezy, jest ludzka podatność na ułudę, zakłamanie, działanie „topornych przedmiotów pobudzenia” i skłonność do zaprzeczania temu, co faktyczne.

Słowo poddane poetyckiej obróbce przez Siwczyka jest warstwowe, dlatego niektóre z jego warstw, najczęściej te najgłębsze, są nieprzyswajalne, wyłącznie zasugerowane, a ich istnienie jest wyłącznie kwestią wiary. Pozostaje ono bowiem w semiotycznych otchłaniach, które znajdują się bardzo głęboko w porównaniu do poziomu oferującego relatywną równowagę dla lirycznych wyznań. Nie jest to jednak rzecz poetyckiej metody, ale część tego, co Siwczyk chce nam przekazać o współczesności. Poetę interesują różnice między dosłownością a figuratywnością, owa „reszta” powstająca przy zderzeniu poetyckiej wrażliwości i przenikliwości z zimną tkanką rzeczywistości. Wskazuje to, że Mediany Siwczyk pomyślał jako kontrapunkt w swojej poezji – antyideologiczny postulat, którego celem jest podkreślenie, że interesuje go wyłącznie droga wytyczona przez siebie samego, na własnych warunkach, a także aktywność niepolegająca na ferowaniu wyroków, a na weryfikacji i wiwisekcji tego, co oferuje mu świat. „Świadomość” jego lirycznej persony i idiomatyczny repertuar chwytów są przedstawiane metaforycznie w wierszach z Median i są traktowanejako wystrój wyobraźni, wystrój domu „skąd nie dalej ma do siebie / niż krwi kropla do spadania”.

Medianami autorinauguruje inną czasoprzestrzeń, by zilustrować nią ogląd sytuacji, w jakiej znalazła się nowoczesność, oraz konsekwencje coraz bardziej rozpowszechniających się tendencji, wśród których wyłania się między innymi zrównanie egzystencji z powtarzaniem czy zanik myśli twórczej („Tymczasem minęła nowoczesność, zjawiła się kwadra / twojego życia, w której rzeczywiście stać cię na niewiele / więcej niż podglądanie reprodukcji czyjegoś życia, / skończonej przygody, ubranej w fatałaszki tragedii”). Mediany pokazują, że składniki naszej wyobraźni i mentalności, które powinny być pomocne w przeżywaniu świata, są w istocie naszym przekleństwem. To jakości zbyt kruche, płynne i chętne do zmienienia swej formy czy kształtu przy najlżejszym nacisku. Demaskowana przez Siwczyka tymczasowość tego, co w założeniu ma być dla nas zasadnicze, jest przyczynkiem do akcentowania mglistości dyskursu, który jest podwaliną naszej rzeczywistości. Obszary jego poetyckich zainteresowań oraz pole jego poetyckiego widzenia poszerzone są tu o ekstatyczno-psychotyczne ciągi zdarzeń. Decydujące stają się również impulsy w percepcji „ja”, ruchy niewykonywane mechanicznie, ale z pełną gracją i wyczuciem chwili tak zwanego „momentu wiecznego”, w którym przeczucia oraz intuicje odpowiadają naoczności.

Praca języka, praca wyobraźni, którym swój kształt zawdzięczają Mediany, to także analiza kondycji systemu komunikacji czy kluczowego w nim zjawiska, a mianowicie faktu, że opór wobec politycznych tendencji pojawia się dopiero wówczas, gdy rezultaty ich działania nasilają się i nie można im już zapobiec. Nikt nie reaguje odpowiednio wcześniej, przez co człowiek zaczyna przypominać owada chorobliwie zdążającego do intensywnego źródła światła i tracącego nim zainteresowanie, gdy jego blask niknie. „Ja” liryczne nie interesuje w Medianach teraźniejsza, uchwytna obecność czy zanurzenie w teraźniejszości, ale trwanie rozróżnialne, konkretne, zwodnicze przekształcenia w sferach pozapojęciowych oraz przede wszystkim kontrapunktyczność pozaludzkiego i magicznego do międzyludzkiego i trywialnego.

Te i inne źródłowe dla swojej dykcji metody powołuje Siwczyk po to, by ukazać możliwości psychosomatycznego wymiaru polityczności literatury. Jego zdaniem całym sobą trzeba optować za danymi racjami, by w literackiej ekspresji były one słyszalne, by przebiły się przez kolejne tropy i obrazy („Mówisz i masz / od razu odpowiedź, to jest to, co pozostaje po ekspresji / ciała, to świadectwo zaangażowania, ktoś podjął ryzyko, / które może się opłaciło”). Wypowiedź poetycka ma tu charakter zwierciadlany – twórca przegląda się w niej i ad hoc widać go w pełnej krasie, z całą wymową ideową jego dzieł. Niewyraźne są tylko kontury, meritum wszak ukazuje się w sposób klarowny. Łagodna powierzchowność lirycznego „ja” pozwala na eskalację w tych utworach treści niewykraczających poza abstrakcyjne obrazowanie. Treści – dodajmy – warunkujących siłę tego poetyckiego głosu, siłę świadomą odpowiedzialności literatury i ważkości zadań, jakie przed nią stoją. Wydaje się, że prawdziwe zaangażowanie poznać można tylko po głębokim i sukcesywnym myśleniu, które nie jest możliwe do przekazania w prostych konstatacjach. Jednym z przykładów potwierdzających tę postawę jest pogląd wyrażony w jednym z wierszy, że bestialstwu wyrządzanemu istotom żywym czy każdej materii organicznej towarzyszy destrukcja światopoglądów, wyzbycie ich dotychczasowego silnego ugruntowania w etyce.

„Ja” liryczne w Medianach nie posiada punktów zaczepienia, jego wszelkie nadzieje są płonne, sensy pojawiają się w sposób nieskoordynowany. Poznawaną przez niego przestrzeń przepełniają oznaki brutalności oraz efekty działania siepaczy nieznających miłosierdzia, czego konsekwencją jest zderzanie „oswojonego” z „obcym”, dotychczas przez podmiot niespotykanym. Wędruje po bardzo dobrze sobie znanych ścieżkach, choć miejsca, do których trafia, są zupełnie inne, niż wcześniej je zapamiętał. Jeżeli wierzyć tym doświadczeniom, to przed głosem w tej poezji dominującym nie ma żadnej obiecującej przyszłości. Dzieje się tak dlatego, że wszystko, co święte, zostało pogrzebane wraz z umarłymi, zabitymi w eskalacjach zła. Każdy, kto miał swój udział w nastaniu tej degrengolady, teraz ukrywa się, udając, że „chciał zostać / czymś innym, grzebiąc w sobie byle czym się da”, by znaleźć jakiś składnik swego bycia, który zaświadczy o pozytywnym wymiarze istnienia. Powszechny rachunek sumienia, dokonujący się na kartach Median, podsumowanie zysków i strat przez społeczeństwo obywatelskie, instytucje demokratyczne, gospodarkę kapitalistyczną i przede wszystkim przez niewyróżniającą się indywidualność tak zwanego szarego człowieka prowadzą do wniosku, że rozgoryczenie wyznacza rytm współczesności.

Jeżeli widzieć Mediany jako spojrzenie na tu i teraz, to nasuwa się jeden wniosek, wprost wyrażony w tych wersach: „nie tak miało być, nie takie były plany, zasoby i kompetencje”. Uwiódł nas język nowoczesności, repertuar jej motywów i środków – zdaje się mówić „ja” w tym tomie. Zapomnieliśmy jednak, że każde pojęcie musi do czegoś odsyłać, musi być odzwierciedlone, czego naszej epoce jako pewnej koncepcji ideowej niestety brakuje. Teraźniejszość to czas niemy, ponieważ nie wchodzi w dialog z człowiekiem, pozostawia go samemu sobie, ponadto wydaje się spełniać tylko w bezkresie i bezsensie. Jest to czas pełen momentów zmuszających „ja” do zamknięcia się w sobie, momentów oferujących mnogość doznań do tego stopnia rozpraszających jego uwagę, aż podmiot staje się rozbity, a jego siły nikną. Receptą na to jest przeczekanie lub wypatrywanie dogodniejszej chwili, przeorientowania się rzeczywistości, wejścia ludzkości na inne tory. Innym sposobem jest wysyłanie swych słów w świat, zaświadczanie o sobie i początku ciemności narracją o końcu języka i pewnego paradygmatu wysłowienia, za którym stoi interes prywatny, ukryte intencje przyświecające każdej wypowiedzi.

Siwczyk skupia się na zobrazowaniu, jak działa świadomość jego lirycznego „ja”, które chce pozostawać w ścisłym zwarciu z rzeczywistością. Podmiot chce ciągle trzymać rękę na pulsie wydarzeń i wchłaniać je po to, by nie stać się człowiekiem znużonym samym sobą. Nie chce on poddać się, odejść od refleksji, a przez to pozbawić się wszystkiego, co nadawało sens jego istnieniu i innym, udającym, że nic się nie zmieniło. Okazuje się, że codzienność nadal może go określać („Wyraźny obraz w lustrze, najpierwsze oblicze, / choć robiłem wiele, żeby wyprzeć, wiedzieć, ale nie uwierzyć, / jak już to nic nie robić, nie utrudniać, najważniejsze nie szurać”). „Ja” Siwczyka chce być kimś znaczącym w układzie sił rządzącym światem, choć uwodzi go prostota powierzchowności. Woli zachowawczość, niewychylanie się, uśrednienie i zachowanie stanu constans. Chce działać, ale nie wie jak. Widzi, że coś nie działa tak, jak powinno, ale nie potrafi temu zaradzić. Dostrzega dysonans chociażby już u siebie, pomiędzy własnym wnętrzem i zewnętrzem, ale obawia się, że jakakolwiek reakcja pogłębiłaby ów kryzys, dlatego pozostaje w tle wydarzeń. Jest człowiekiem niedecyzyjnym, „wydrążonym”, „everymanem”, którego postawę inni ośmieszają („Ależ jak można tak zupełnie odwrócić się, / nie brać pod uwagę najprostszych układów / relacji, wiesz ty co”). Przyrównują go do wypalonego ognia („Sam szedł cień tylko, spalił się jak kukła / w atomowym miasteczku, głownia syczała, / żar możliwości rył w asfaltowisku, szedł, / a potem biegł na oślep, raczej bez pomysłu, / co dalej niby”). Sytuacja poetycka Median to doświadczenie człowieka, który utracił życiową siłę i znalazł się wśród odpadków, ruin, trupów i kurzu. Ponadto dotknął go triumf eskapizmu i ciszy, które przeistoczyły go w człowieka–maszynę, posiadającego tylko dwa tryby: aktywności i unieruchomienia, przełączane przez kogoś z zewnątrz – władczą instancję odbierającą mu wolę.

*

Potencjał poezji Siwczyka – tym bardziej w przypadku Median – lokowany jest w emocjach i uczuciach niemożliwych do porównywania i przeniesienia na inny język, z reguły upraszczający je. W tym sensie tytuł tego tomu ma być dla nas ostrzeżeniem. Poeta pokazuje, jak zaciera się linia oddzielająca człowieka od przestrzeni do tego stopnia, że stają się oni jednością. Stopień obecności wnętrza i zewnętrza w tych wierszach zbliża się do wartości środkowej. Rozmontowując tradycyjne opozycje, Siwczyk włącza się w refleksję nad rolą wirtualności, sztuczności, widmowości i tymczasowości ludzkiego trwania. „Ja” wykreowane na stronicach Median ukazuje swój mikroświat, równocześnie go afirmując i negując, a także podkreślając płynność i umowność wszystkiego, czego doświadcza. Stąd sekwencje, z których Siwczyk buduje swoje teksty, są tak nieintegralne i podatne na podważenie (a z nim na unicestwienie), gdyż tylko tak można skutecznie zobrazować bankructwo idei i przejrzałość koncepcji budujących nasze myślenie o współczesności. Zarówno myślenie totalne (uogólniające), jak i myślenie uwzględniające inność są – zdaniem lirycznego „ja” – tak samo błędne. Dotychczas nie odnaleźliśmy jeszcze mediany pomiędzy tymi biegunami. Wbrew tytułowi jednego z wierszy, nie ma „czystych sytuacji”. Każda z nich, jako konwencjonalne przeżywanie codzienności, posiada liczne paralele z innymi incydentami i ich cechami. Rzadko kiedy mamy do czynienia z prawdziwymi i niemieszącymi się w medianie wydarzeniami szczególnymi, niepowtarzalnymi, zachodzącymi spontanicznie i wychodzącymi poza ciąg spodziewanych wydarzeń. I tak wnoszenie i ustawianie szafy pozostają w symbolicznej i dającej do myślenia relacji z trudem wojennej walki oraz ostatnim pożegnaniem z najbliższą osobą („Przez morza i muliste rzeki sunął kordon rekrutów / armii znoju, nudy lat czczych, suchotników na plaży / (…) kiedy podnoszę krawędź indyjskiej szafy, ojciec podkłada filc / jak ogień pod twierdzę nie do zdobycia, tak twierdzę, / żeby go zachować w pamięci, poniedziałkowego zdobywcę”).

Wedle Median dominacja trybu aprobatywno-kontemplacyjnego (nie tylko w poezji) sprawia, że człowiek staje się coraz bardziej zaślepiony i pretensjonalny. Swoje ostrze krytyki kieruje w złym kierunku, dlatego jego społeczne zaangażowanie jest zwykle karkołomne. Woli poniechać krytyki i oporu, oddać się kojącej niewiedzy oraz marzyć, a nie działać, by zachować nienaruszoną strefę komfortu, ów „cud trwania, właśnie w tu i w teraz”. Zdecyduje on również utylitarystycznie poprzestać na średniej i hipotetycznym złotym środku („Nic ponad pragmatyzm, wszystko poniżej / poziomu gruntu, wyszło właśnie na górę, / ślimaczy się dzień roztropnej afirmacji”). W efekcie „ja” Median dociera do ślepej uliczki, zaczyna cierpieć na apatię, wierzy w emanacje zła i w to, że nadrealistyczne sny mogą się urzeczywistnić:

Pastoralna ruina, z której wybiegają w czas barachła
jak potencjalne diamenty, reorganizowane państwo
w apatii dryfuje właśnie pod gardło pochodu na placu
apelowym […], gdy próbowałem zerkać przez blejtram na zupełnie białe,
poniechane płótno, nic nie dawało się poznać

Dynamika Median jest inna niż poprzednich tomów Siwczyka z powodu pojawienia się w jego twórczości innych dominant. Tym razem „ja” liryczne nie ma „punktu zero”, ale wciąż jest w środku, w samym centrum teatru świata, w którym wszystko przesuwa się przed nim, dając mu ułudę nieskończoności i nieśmiertelności. Karnawalizacja jako jeden z głównych wątków Median przyczynia się do zwrotu w kształcie materii twórczej, którą operuje Siwczyk. W tomie pojawia się przeświadczenie o tym, że niektóre rewolucyjne myśli są jałowe, moralne zalecenia mogą być najzwyczajniej płonne, a to, co naprawdę ważne, może być uznane za niebyłe („Nie przeczę, / gdy po latach trzeba wreszcie zrobić przegląd rzeczy / i przekonań, wiem jak odpowiednie dać słowom / nieistnienia”). Nie każdy utwór literacki musi być polityczny wprost, by nadal był zaangażowany. Celem w Medianach jest to, by być Na przecięciu arterii, zachować średnią, a z nią wartości skrajne, osiągające maksymalne wychylenie w stosunku do centrum. Podtrzymywanie błędnego, zamkniętego układu wymiany informacji, w którym każdy kreuje się na nadawcę i odbiorcę (gdy chodzi przecież tylko o psychotyczną stymulację zmysłów, o poczucie się kimś ważnym) to zdaniem lirycznego „ja” triumf pustki, fragmentaryczności, nieodpowiedzialności („Nic nie ma na uwadze chodliwa ciżba, / w którą wnikam od razu po wejściu w śródmieście”). Jest to także zwycięstwo odrażających, niewypartych elementów przeżywania świata („Do przekazania są morałki, tymczasem / brak przedmiotu refleksji, trasa średnicowa, muldy po zawałach, / szeptane wieści z końca, wyskakuje non stop informacja, w szale / po poboczu skacze gałgan”).

Mimo tych przemyśleń, „ja” wciąż podtrzymuje myśl, że trzeba wniknąć w główny nurt oraz podjąć starania, by utrzymać się na jego powierzchni, trwać w nim i płynąć na równi z innymi. Należy również przekuć swą niewolę w pozorne posłuszeństwo, a równocześnie być uwięzionym, zatrzaśniętym w samym sobie, niepodatnym na zmiany, „korekty”, sprawne przetasowanie sił nośnych w naszej cywilizacji śmierci. W Medianach „ja” chce ująć w nawias lub ironiczny cudzysłów napływający z zewnątrz pulsacyjny szum wytrącający z równowagi. Środek, o którym ciągle mowa w tej książce, prowadzi podmiot do uznania współczesności za krematoryjną (jeżeli podążyć za tytułem wiersza Paczka z Krematorii). Jako sposób na swe spełnienie widzi ona wypalenie brudu ukrytego w jej licznych szczelinach, bycie aseptyczną. Oznacza to, że nie pozwala ona na to, by istniały w jej ramach organizmy jakkolwiek jej zagrażające, oraz na wyniesienie na piedestał wszystkiego, co dewaluowane. Nie zgadza się ona na istnienie sił krwiożerczych, wysysających energię po to, by każdy, kto ją ceni, stał się „manekinem”, a więc bytem automatycznym, pozbawionym autonomii i działającym tak, jak go wyuczono. Obecne czasy stają się w Medianach „pokazowym panoptykonem, który zasiada za stołem / jednowymiarowej prezentacji”.

„Ja” Siwczyka w tych okolicznościach na wszystko przytakuje i, parafrazując tytuł jednej z książek Marka Bieńczyka, „potrafi odnaleźć swoją stratę”. Nie wybiera czułości a brak bodźców, pragnąc wyemancypować się z siebie. Pełne dobroci reakcje na jego krzywdę szybko zapomina, uważając, że są one kierowane do niego wyłącznie dlatego, że ktoś chce od niego coś uzyskać lub wyegzekwować. Zło i negatywizm, które go otaczają, zaświadczają wyłącznie o posługujących się nimi i im sprzyjających, a nie o nim czy o innych, dotkniętych przez nich. „Ja” w Medianach, zaznając „ekstazy lęku”, wskazuje tak na jeden z przypadków, w których uśrednienie jest nieludzkie. Jest to fakt, że ofiara nie może dzielić winy ze swym oprawcą. Ponadto esencją najnowszego tomu Siwczyka nie są tylko sceny dantejskie, jakie się tu rozgrywają, na przykład „przejrzyste widzenie”, czy wewnętrzne rozbicie lirycznego „ja”, a zaakcentowanie tego, że nie ma jednej czasoprzestrzeni. Istniejemy w ich „grząskim” tyglu, polu ich konfrontacji, co czyni nas emigrantami z tego, co nam przynależne, z własnego (idiomatycznego) osadzenia na scenie świata i przyjętego systemu wyobrażeń. Jesteśmy obserwatorami (a nawet uczestnikami) walki między „zmęczonymi najemcami blaszaka, którzy pisali / potem entuzjastyczne kartki z dalekiej północy”, a „gryzoniami waty, lepiącymi posążki / imperatorów z kasztanów”.

Budulcem Median jest poszukiwanie z nadzieją nowych sposobów wyrazu („Z nas będą ludzie / skutecznej metody.”K. Siwczyk, Mediany, Kraków 2018.[2]), które będą kontynuacją tego, co już przez tego poetę dokonane, lecz także wyposażające jego liryczne „ja” w konstatacje eksponujące nowe spoiwa jego wyobraźni. Z drugiej strony, dryfowanie jego poetyckiego języka po centrach i peryferiach przestrzeni czy gry z językiem i czytelnikiem, od których przecież nie stroni, naznaczone są myślą, że świat przedstawiony – „świat ujęzyczniony” – obrazuje pozytywne i negatywne konsekwencje liberalizmu i kapitalizmu. Są to rodzaje przystawania na mediany, na jakości przebrzmiałe i na brak interwencji. W tym zakresie można szukać odpowiedzi na pytanie o przyczyny i cele spajania Median. Z jednej strony widoczny jest tu obraz beznadziei, a także aksjologiczno-teleologicznej pustki („W niewyraźnej mgiełce / drugich i trzecich planów nie dzieje się szczególnie wiele, / choć właśnie tam lokujesz sporo nadziei, w oddali, / z jakiej zjawić winien się kształt znacznych przeobrażeń”).  Z drugiej strony, przez zauważyć można udawanie, że na dobre wyjdzie każdemu porzucenie naznaczenia przez zaangażowanie, jak również chęć ukonstytuowania siebie (jako poety i człowieka) na tezach gorzkich, prawdziwych, ale trafnych. Ważną rolę odgrywają tu także diagnozy czy narracje niemożliwe do identyfikacji i postrzegane jako zamach na Sens („I ja, też coś zrobię z siekaczami, spiłuję, / zdejmę dyby ortodoncji, będzie wyprostowane, / jak się nie ułoży, to nie wiem co i jak, / mam na porcie służbówkę na zmiany, słucham”).

Gdy „ciało świata” toczy zgnilizna, podmiot liryczny zdaje sobie sprawę, że powiedzieć o tym wprost, to popaść w rozpacz. Dlatego też wybiera on tytułową medianę, jaką stają się mutacje w obrębie metafor, które między wersami sugerują, o czym jest tak naprawdę mowa. Dowodem, by tak twierdzić, jest kursywa użyta w jednej z fraz: „tętniące jądro / ideologii rozkoszy władającej prawdziwą historią”. Poeta pyta więc, dlaczego unikamy ryzyka, godząc się na sterowanie nami przez innych („Idzie po nas pismo, czekamy na konkretne wytyczne, / póki co jednak cokolwiek, zdawkowe nawet sugestie / przyjmiemy bez reszty, oddani do ostatka, zawierzeni / porządkowi znikania”). W tej perspektywie mediana to figura przewrotna, wskazująca, że nie uśrednienie a wyjście przed szereg, dążenie do zmian na własną rękę, to postawa najbardziej chwalebna („Wola twoja ograniczona do zapewne najwłaściwszych intencji, / ale nie powoduje większych perturbacji w litej wierzchni / aury”). Mediany to poetycka opowieść o byciu niepotrzebnym, o ukrytej pod zwałami śmieci emanacji piękna, o niedosiężności estetycznych wyżyn (chociażby spod znaku złotego wieku malarstwa europejskiego). Książka mówi też o tęsknocie za metafizycznym horyzontem, o kontraście między mikrociałem człowieka a gargantuicznym wymiarem otaczających go zjawisk, o zagraceniu czasoprzestrzeni, o nadmiarze generującym dezorientujący pył, który podkreśla wszechobecną dekonstrukcję, czy wreszcie o wielkiej ciszy, jaka panuje na świecie, pomimo starań o jej stłumienie. Są to wątki, które wyjaśniają i dopełniają poprzednie tomy Siwczyka, pozwalają złączyć w całość jego zakotwiczenie w tradycji poezji hermetycznej, niedosłownej i eliptycznej oraz tak zwanej „wysokiej” (rodem z najwybitniejszych dokonań poetyckiego modernizmu).

K. Siwczyk, Mediany, Kraków 2018, s. 48.


 

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Przemysław Koniuszy, ​​​​​​​Szeroka rozpiętość zaangażowania. O pewnej medianie, Czytelnia, nowynapis.eu, 2020

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...