Udowadniać wyższość pędzla Degasa nad pędzlem Rafaela
Krzysztofowi
Łowiliśmy wszystko wzrokiem; jak te rybki, żółwiki; kto kogo
pierwszy wyłowi z sieci. Stukały w klawisze dzięcioły palców.
Można było zamiast tego, obejrzeć dobry film, przebrnąć
przez ciekawą książkę, zweryfikować pozycje wydawnicze,
albo wybrać się w podróż. Odwiedzić stare śmieci.
Ale, nie! – my chcieliśmy udowadniać wyższość pędzla Degasa
nad pędzlem Rafaela, by nasze ciała zmieszały się z całym tym
balastem farb i werniksów, świateł i cieni, w półświatek myśli.
Chcieliśmy zmieniać muzea jak rękawiczki, patrzeć na wszystko
trzeźwym okiem. Nie cackaliśmy się ze sobą, gdyż ograniczał nas
czas (tak różny dla naszych kontynentów). Był niczym bieg rzeki
dzielony na: stąd i stamtąd. Gdy nagle stamtąd mogło skończyć się
właśnie w tym miejscu!
Jak sztuczne kwiatki na klombie, które pragną (choć jeden raz)
narodzić się z cebulki, by zwabiać pszczoły i motyle. Cały ten rój.
A nocą, niczym świetliki zapalać pod brzuchem miłosne latarenki.
A nie, jak te psy! – obwąchiwać się tylko z daleka.