Upadłe anioły
To nie jest już miłość
To tylko ciągła rozpacz
Po drugiej stronie lustra
widzę wciąż te same anioły
Od lat żyją samotne
Zbrzydły i mają pomarszczone twarze
Swoją starość niczym mędrcy epoki
oswajają w wyśnionych dziewczętach
Od czasu do czasu
w swoim długim milczeniu
ożywiają metafory i pejzaże miast
A kiedyś łączyło je poczucie wspólnoty
z powodu braku ojców
Często siedząc przy kieliszkach
przywoływały edypowe wojny
i wtedy były nawet sobie bliskie
jak ścieżki wydeptane w polu
o których zapomnieli leniwi oracze
Dziś mają złamane skrzydła
A przecież nie żyły we mgle
ani w zimnym deszczu
Utkwiły więc jak tępe noże
w zimnych płetwach ryb
Zabrakło im chleba do podziału
Ostatnie jego okruchy
zjadły zdziczałe gołębie
Teraz łączy je samotność
dwóch przeciwległych brzegów
Pośrodku ściętego drzewa wyrasta cierń
wyrwany z korony chrystusa
I pozostał im jedynie krzyż
Giętki jak kręgosłup