07.06.2022

Cyprian Norwid – Zbigniew Herbert. Próba

[…] czas idzie… śmierć goni,

A któż zapłacze po nas – kto? – oprócz Ironii.
Jedyna postać, którą wcale znałem żywą,
Pani wielka – i zawsze w coś ubrana krzywo –
Popioły ciche stopą lekką ruszająca,
Z warkoczem rudym, twarzą czerwoną miesiąca.
Ta jedna! […]


Cyprian Norwid, „Do Walentego Pomiana Z.”
C. Norwid, Do Walentego Pomiana Z., zwierzając mu rękopisma następnie wyszłe w XXI tomie Biblioteki Pisarzy Polskich [w:] tegoż, Vade-mecum, oprac. J. Fert, Lublin 2004, s. 139.[1]

[…]

Apollo śni mi się po nocach,
z twarzą poległego Persa


mylne są wróżby poezji
wszystko było inaczej


inny był pożar poematu
inny był pożar miasta
bohaterowie nie wrócili z wyprawy
nie było bohaterów
ocaleli niegodni


szukam posągu
zatopionego w młodości


– pozostał tylko pusty cokół –
ślad dłoni szukający kształtu

 
Zbigniew Herbert,
„Do ApollinaZ. Herbert, Wiersze wybrane, wybór i oprac. R. Krynicki, Kraków 2005, s. 13.[2]

Przygotowując ten tekst, miałem spore wątpliwości. Otóż zmieniły się kryteria rozmowy o literaturze. To, co niegdyś było oczywistością, dzisiaj nabrało charakteru wypowiedzi podejrzanej. Może jest to świadectwo czyśćca literackiego, o którym mówił w jednym ze swoich wywiadów telewizyjnych Zbigniew Herbert. Niegdyś szalenie atrakcyjne zestawienie dwóch pisarzy, dzisiaj sprawia istotne problemy. Zresztą tak jak rozmowa o literaturze w ogóle. Niekoniecznie ze względu na rozmaite kryzysy aksjologiczne, jakich jesteśmy świadkami we współczesnym świecie. Niekoniecznie ze względu na kryzysy metodologiczne dzisiejszych nauk humanistycznych.

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że zarówno twórczość Cypriana Norwida, jak i Zbigniewa Herberta, jest silnie związana z poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie: „czy Polacy mogą się wybić na niepodległość?”. Kiedy pojawia się zwątpienie w zasadność tego pytania postawionego przez Józefa Pawlikowskiego, kiedy zapominamy, iż kategoria niepodległości była pojmowana w różnych znaczeniach, w niepamięć idą słowa autora Promethidiona, Pan Cogito pogrąża się w niebycie. Jak gdyby po raz kolejny aktualne stały się słowa Bolesława Micińskiego:

Pozbawieni wartości prawdziwej, tj. niewymiernej, ludzie dali się uwieść wielkości wymiernej, tj. pozornej. Pozbawiony pokory, miłości, nadziei i wiary w ostateczną sprawiedliwość i cel istnienia – czas nasz dał się uwieść wielkościom wymiernym, małym, które narzucił mu totalizm – w rozmiarach stadionów, w rozciągłości autostrad i chamstwa. I tak jakby na świni ogromnej, siedząc okrakiem na pozłacanym bydlęciu bestii apokaliptycznej – wjechali wodzowie, kopnięciem buta rozwalając wrota przyszłościB. Miciński, Uwagi o polityce [w:] tegoż, Pisma. Eseje, artykuły, listy, Kraków 1970, s. 163.[3].

*

 W liście poetyckim Norwida Do Bronisława Z. znaleźć można następujące słowa:

„Co piszę?” – mnie pytałeś; oto list ten piszę do Ciebie –
Zaś nie powiedz, że drobną szlę Ci dań – tylko poezję!
Tę, która bez złota jest uboga – lecz złoto bez niej,
Powiadam Ci, zaprawdę jest nędzą-nędz…
Zniknie i przepadnie obfitość rozmaita,
Skarby i siły przewieją, ogóły całe zadrżą,
Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie,
Dwie tylko: poezja i dobroći więcej nic…
Umiejętność nawet bez tych dwóch onych zblednieje w papier,
Tak niebłahą są dwójcą te siostry dwie!…C. Norwid, Do Bronisława Z. [w:] tegoż, Pisma wszystkie, t. 2, zebrał, tekst ustalił, wstępem i uwagami krytycznymi opatrzył J.W. Gomulicki, Warszawa 1971, s. 238.[4]

A oto fragment drugiego listu poetyckiego – tym razem pióra Zbigniewa Herberta:

[…]
nasze zeszyty szkolne szczerze udręczone
ze śladem potu łez krwi będą
dla korektorki wiecznej jak tekst piosenki pozbawiony nut
szlachetnie prawy aż nadto oczywisty

uwierzyliśmy zbyt łatwo że piękno nie ocala
prowadzi lekkomyślnych do snu na śmierć
nikt z nas nie potrafi obudzić topolowej driady
czytać pisma chmur
dlatego po śladach naszych nie przejdzie jednorożec
nie wskrzesimy okrętu w zatoce pawia róży
została nam nagość i stoimy nadzy
po prawej lepszej stronie tryptyku
Ostateczny SądZ. Herbert, Do Ryszarda Krynickiego – list [w:] tegoż, Wiersze wybrane…, s. 250.[5]

Te dwa listy poetyckie są istotnymi ogniwami w dialogu o kształcie i funkcji poezji, sztuki samej. Dialogu podejmującego heroiczny sprzeciw wobec tradycji romantycznej, wobec formuły Maurycego Mochnackiego: „słowo stało się ciałem, a Wallenrod – Belwederem”. Heroiczny sprzeciw wobec modelu poezji Mickiewiczowskiej, tego modelu, z którym przecież zerwać chciał sam autor Konrada Wallenroda. Tego modelu, w którym niejednokrotnie mieściła się twórczość i Norwida, i Herberta, chociażby poprzez poetykę dialogu czy sprzeciwu.

Dwa listy poetyckie podejmują problematykę związków sztuki, dobra i piękna, związków sięgających jeszcze tradycji antycznej. Wiersze Do Bronisława Z. Do Ryszarda Krynickiego – list nie są przecież tylko epizodami w dorobku ich autorów. Mimo upływu lat, odmienności poetyk, zadziwiająco bliska jest fraza poetycka tych utworów, jak gdyby realizujących zalecenie Czesława Miłosza:

[…] przystoi abyśmy prowadzili
Palcem wzdłuż liter trwalszych niż kute w kamieniu,
Jak też abyśmy zwolna wymawiając głoski,
Poznawali prawdziwe dostojeństwo mowyCz. Miłosz, Lektury [w:] tegoż, Gdzie wschodzi słońce i kędy zapada, Kraków 1980, s. 67.[6].

Troska o prawdziwe dostojeństwo mowy, w czasach Norwida jednako zagrożonej przez gorączkę romantyczną, epigonów Mickiewicza i zaściankowy patriotyzm, w czasach Herberta uwikłanej przede wszystkim w „bełkot z trybuny” i partyjną nowomowę, to programowe i realizowane w praktyce cechy twórczości obydwu pisarzy.

Czy świadomy udział w dialogu o kształcie i funkcji sztuki to dużo czy mało, by zestawiać ze sobą twórczość autora Promethdiona Pana Cogito? I to dzisiaj, kiedy można odnieść wrażenie, iż prawdziwe są gorzkie słowa Jacka Kaczmarskiego:

Wszystko wolno! Hulaj dusza!
Do niczego się nie zmuszaj!
Niczym się nie przejmuj za nic!
Nie wyznaczaj sobie granic!
I nie próbuj nic zrozumieć,
Nie pochodzi – mieć – od – umieć.
Możesz wierzyć lub nie wierzyć,
Nic od tego nie zależy.

Nie wyznaczaj sobie zadań –
Kto się nie wspiął – ten nie spada,
A kto pragnie być na szczycie –
Będzie spadał całe życie.
Nie stać cię na luksus troski,
Jesteś wszakże dziełem boskim,
No a Boga przecież nie ma,
Więc to tyle na ten tematJ. Kaczmarski, Postmodernizm [w:] tegoż, Ale źródło wciąż bije…, Warszawa 2002, s. 351.[7].

A powiedzieć trzeba wprost, iż Kaczmarski pojawia się tu nieprzypadkowo: to jeszcze jeden wyznawca boga ironii, świadomy losów tego bóstwa, kiedy „przyszli barbarzyńcy. Oni też bardzo cenili bożka ironii. Tłukli go obcasami i wsypywali do potraw”Z. Herbert, Z mitologii [w:] tegoż, Wiersze wybrane…, s. 119.[8].

*

Paralela: Norwid – Herbert była przez pewien czas obecna w refleksji o literaturze polskiej. Niewykluczone, że o jej popularności decydowały względy całkowicie pozaestetyczne, sytuujące refleksję o sztuce w perspektywie ideologicznej, w perspektywie „walki z tyranią i władzą nieludzką”. Czy niechęć niegdysiejszych władyków Polski do Norwida i Herberta może być uznana za wystarczającą argumentację na rzecz poprawności owej paraleli – nie sądzę. Przynależność do bynajmniej nie elitarnej grupy artystów źle obecnych w oficjalnej wizji historii literatury polskiej nie jest tutaj żadnym sensownym argumentem – pamiętać o tym należy co najwyżej ze względu na uczciwość wobec przeszłości.

Ponadto nie mogę oprzeć się podejrzeniu, iż samo mówienie o Norwidzie czy Herbercie spełniało funkcję… nobilitującą mówiącego. Tylko czysto praktyczne względy zadecydowały o tym, że o Norwidzie wypowiedziano więcej głupstw niż o Herbercie – deklarujący się jako miłośnicy pisarza mieli bowiem po temu… więcej czasu. Natomiast dzieje recepcji obydwu mogą być cenną wskazówką dla tych rozważań. Nie przez litość, lecz by pewnych nazwisk nie przypominać, pominę tu rozmaite wypowiedzi kuriozalne, chyba bez szkody dla samego wywodu.

„Jak bida – to do Norwida”, kiedy nie wiedziano już, co powiedzieć, powtarzano fragment Herbertowskiej Kołatki, zapominając, że formuła: „tak – tak, nie – nie” obecna jest także w Mojej piosnce (II) Norwida. Zaiste, niebłahym wyzwaniem byłoby zebranie w antologii wszystkich utworów dedykowanych wcale nie tak dawno Zbigniewowi Herbertowi czy Panu Cogito, co tworzyłoby w ten sposób istotny układ odniesienia dla podobnej publikacji poświęconej NorwidowiPor. „Głosów-zbieranie”. Wiersze o Norwidzie. 1841–1980, oprac. A. Mierzejewski, Z. Sudolski, Warszawa 1983.[9]. Myślę, że byłby to może nużący w lekturze, lecz ważny dokument historycznoliteracki. Jako się rzekło: paralelę Norwid – Herbert w historii literatury polskiej zwykło się uważać za tak oczywistą, że nieomal naturalną. A jednocześnie wciąż nie brakuje tu zastrzeżeń. Przynajmniej ta pozorna oczywistość domaga się dopowiedzeń.

*

Istotne wątpliwości znaleźć można w mądrym i wyważonym szkicu Józefa Ferta Norwid – Herbert:

Tytuł szkicu zakłada związek Herberta z Norwidem. Ale czy naprawdę coś ich łączy prócz obiegowego sądu o Norwidzie jako tym najbardziej współczesnym, czyli – potencjalnie – o Herbercie jako późnym wnuku […] samotnika z Chevaleret.

Takie analogie i wnioskowania radują wprawdzie serce i ożywiają wyobraźnie, ale czy przynoszą wiedzę istotną i – w granicach dyscypliny – pewną? I czy paralela ta ma oparcie w głębinowej korespondencji między poetami?J. Fert, Norwid – Herbert. Epizod z guzikami [w:] tegoż, Norwidowskie inspiracje, Lublin 2004, s. 183–184.[10]

Gdzież szukać owej „głębinowej korespondencji”? W różnicach światopoglądowych? Wszak Norwid był ortodoksyjnym katolikiem, co w konsekwencji zaowocowało tym, iż twórczość stricte religijna jest chyba najpośledniejsza w jego spuściźnie. Natomiast Herbert niejednokrotnie ocierał się o antyczny poganizm, wybierając klasycystyczny sceptycyzm. A może korespondencja ta daje się zauważyć w skłonności obydwu pisarzy do tych samych środków stylistycznych i gatunków? W powadze, z jaką obaj podejmowali problematykę niegdysiejszą, rozumianą jako całość dorobku społecznego ludzkości? Polegającą na formułowaniu dramatycznych, nie zawsze miłych odpowiedzi na pytania o tak zwane przeklęte polskie problemy?

Bowiem straszliwe, a chyba nieobce Herbertowi, słowa zapisał Norwid w liście do Michaliny Dziekońskiej:

Wszystko, co patriotyzmu i historycznego dotyczy uczucia, tak wielkie i wielmożne jest w narodzie tym, iż zaiste że kapelusz zdejmam przed ulicznikiem warszawskim – ale – ale wszystko to, czego nie od patriotyzmu, czego nie od narodowego, ale czego od społecznego uczucia wymaga się, to jest tak początkujące, małe i prawie nikczemne, że strach wspominać o tym!

[…]

Jesteśmy żadnym społeczeństwem.

Jesteśmy wielkim sztandarem narodowym.

Może powieszą mię kiedyś ludzie serdeczni za te prawdy, których istotę powtarzam lat około dwanaście, ale gdybym miał dziś na szyi powróz, to jeszcze gardłem przywartym chrypiałbym, że Polska jest ostatnie na globie społeczeństwo, a pierwszy na planecie naród.

Kto zaś jedną nogę ma długą jak oś globowa, a drugiej wcale nie ma, ten – o! – jakże ułomny kaleka jest!

Gdyby Ojczyzna nasza była tak dzielnym społeczeństwem we wszystkich człowieka obowiązkach, jak znakomitym jest narodem we wszystkich Polaka poczuciach, tedy bylibyśmy na nogach dwóch, osoby całe i poważne – monumentalnie znamienite. Ale tak, jak dziś jest, to Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł – i jesteśmy karykatury, i jesteśmy tragiczna nicość i śmiech olbrzymi… Słońce nad Polakiem wstawa, ale zasłania swe oczy nad człowiekiemC. Norwid, list do Michaliny z Dziekońskich Zaleskiej, 14 listopada 1862 [w:] tegoż, Pisma wszystkie, t. 9, s. 63–64.[11].

Stąd już bardzo blisko do pełnych goryczy słów Herberta:

Rów w którym płynie mętna rzeka
nazywam Wisłą. Ciężko wyznać:
na taką miłość nas skazali
taką przebodli nas ojczyznąZ. Herbert, Prolog [w:] tegoż, Wiersze wybrane…, s. 150.[12]

Ostatecznie obydwu pisarzy łączyła postawa civitas, postawa obywatelskiego sprzeciwu wobec ironicznej uwagi z Herbertowskich Ornamentatorów: „[…] nie jest sprawą sztuki / prawdy szukać to są rzeczy naukiZ. Herbert, Ornamentatorzy [w:] tegoż, Wiersze wybrane…, s. 71.[13].

Co więcej, w obydwu przypadkach prowadziło to do zarzutu braku „ciepła serca”. Podobne rozumienie funkcji sztuki przy pietyzmie dla człowieka i detalu – to już chyba bardzo dużo. Pewne jest jedno: ani jednemu, ani drugiemu twórcy nie przysporzy niczego pozorna analogia, ale też nie wypada udawać, iż nic ich nie łączy… poza niechęcią części społeczeństwa polskiego (jak gdyby to było mało).

Dla mnie istotną inspiracją jest nagranie na płycie Zbigniew Herbert czyta swoje wierszeWydawca: Radio Kraków, PRK 005.[14]; tutaj, prócz autorskich interpretacji własnych wierszy, zapisane zostały recytacje utworów Juliusza Słowackiego, Tadeusza Gajcego, a wreszcie Cypriana Norwida. Czytamy w notatce pióra Tomasza Burka dołączonej do nagrania:

Jakże to zastanawiające, jakże poruszające, kiedy się słucha, których to polskich poetów imiona i które ich wiersze przywoływał Zbigniew Herbert w okrąg swego żywego jeszcze, a zamierającego, gasnącego niezabawem głosu. One towarzyszyły człowiekowi i poecie na drogach życia, dojrzewania i rozwoju. Stanęły więc przy nim także w godzinie spełnień – ostatecznych. Nuta dostojna Norwida. Tak niezwyczajny pod piórem romantyka, rzeczowy tok Sowińskiego w okopach Woli. Tkliwe, najtkliwsze, przy tym nabiegłe goryczą przedwczesnej wiedzy, pożegnanie ze światem idącego na dziejowe zatracenie żołnierza armii podziemnej, żołnierza-poety Gajcego (Przed snem).

Przepowiadając na głos sobie i nam, słuchaczom, takie a nie inne utwory, odsłaniał Herbert źródła, z których aby się napić, trzeba przyklęknąć, źródła nieskażonej mowy narodu – tej, którą naród rozmawia z Bogami swoich przeznaczeńT. Burek, W te dni przedostatnie, notka dołączona do płyty.[15].

Nieprzypadkowo tekst Tomasza Burka nasycony jest aluzjami do utworów Norwida, a nie chodzi tutaj li tylko o tonację elegijną. Nieprzypadkowo również tytuł wypowiedzi przywołuje Fortepian Szopena, poemat o sensie i przeznaczeniu sztuki. Wedle krytyka język dziewiętnastowiecznego pisarza jest nadal aktualny przy rozmowach o rzeczach z ważnych – najważniejszych, kiedy idzie o rzecz istotną, nie zaś o kreację mówiącego.

Zasadne są wątpliwości w szkicu Ferta, tonacja wypowiedzi Burka nie jest tylko kunsztowną stylizacją. Bez wątpienia jest nad czym się zastanowić. W nie tak bardzo odległej przeszłości autor Vade-mecum i autor Pana Cogito należeli do najczęściej przywoływanych pisarzy polskich, dzisiaj ich dorobkowi przysługuje w potocznej świadomości jeden epitet: twórczość trudna. Nie da się ukryć – ten epitet niesie poważne konsekwencje, jak w gorzkim utworze Kazimierza Wierzyńskiego: Na co pan czeka, na karierę Norwida, / Już pan ją zrobił, nikt pana tu nie znaK. Wierzyński, Quai D’Anjou [w:] tegoż, Sen mara. Poezje, Paryż 1969, s. 70.[16]".

Otóż na zasadzie niepisanej konwencji pisarzy trudnych zwykło się unikać, wychodząc z założenia, że wystarczająco trudne jest życie codzienne. Na pewno bez Norwida i Herberta historia literatury polskiej byłaby o wiele łatwiejsza. Ale jednocześnie zostalibyśmy pozbawieni dwu, jakże różnych, lecz jednocześnie równie dramatycznych biografii artystycznych.

Byłoby zatem czymś niestosownym udawanie, iż tych pisarzy nic nie łączy, bowiem istotna jest tu chociażby refleksja wpisana w Norwidowski wiersz, zaczynający się od dramatycznego pytania, „Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie”:

Więc mniejsza o to, w jakiej spoczniesz urnie,
Gdzie? kiedy? w jakim sensie i obliczu?
Bo grób twój jeszcze odemkną powtórnie,
Inaczej będą głosić twe zasługi
I łez wylanych dziś będą się wstydzić,
A lać ci będą łzy potęgi drugiéj
Ci, co człowiekiem nie mogli cię widziéć…

III
Każdego z takich jak Ty świat nie może
Od razu przyjąć na spokojne łoże,
I nie przyjmował nigdy, jak wiek wiekiem,
Bo glina w glinę wtapia się bez przerwy,
Gdy sprzeczne ciała zbija się aż ćwiekiem
Później… lub pierwéj…C. Norwid, [Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie] [w:] tegoż, Pisma wszystkie, t. 1, s. 236.[17]

A w dwojakim porządku nad tą refleksją wypada się zadumać – jako nad tematem twórczości Norwida i Herberta, a także jako nad losami recepcji obydwu pisarzy.

Zarówno Norwid, jak i Herbert poszukiwali oparcia dla swoich poetyckich i życiowych systemów w przeszłości, w tradycji kultury judeochrześcijańskiej i antycznej. Obydwu jednako bliskie były hermeneutyka podejrzeń, weryfikacji uznanych wzorów oraz szczególna umiejętność lektury ruin i pamiątek przeszłości. Jednocześnie obydwaj byli silnie osadzeni w teraźniejszości, przeszłość nie była dla nich ucieczką ani utraconym rajem.

Norwid został określony nieprzypadkowo „pisarzem wieku kupieckiego i przemysłowego”, „pisarzem wieku pary i elektryczności”Por. Z. Stefanowska, Norwidowski romantyzm, Pisarz wieku kupieckiego i przemysłowego [w:] tejże, Strona romantyków. Studia o Norwidzie, Lublin 1993.[18]. Dana mu była szansa obserwowania narodzin cywilizacji nowożytnej, przemian kultury ludzkiej i samej natury człowieka, uczestniczącego w zupełnie nowym systemie wartości. Prawda o tych przemianach ukazana została między innymi w wierszu Grzeczność ze zbioru Vade-mecum:

I
Znalazłem się był raz w wielkim chrześcijan natłoku,
Gdzie jest biuro lasek, płaszczów i marek;
– Każdy za swój chwytał zégarek,
Nie ufając… bliźniej ręce i oku!

II
Jeden tylko Mąż zwrócił moją uwagę –
Z przezornością albowiem szczególniejszą
Łączył wdzięki względność, i powagę
W niczym od chrześcijańskiej nie zimniejszą –


III
„Któż jest? – pytam – tyle uprzejmy dla gości,
Śród podejrzewających się bliźnich owych? –”
*   *   *   *   *   *   *   *   *   *   *   *   *   *   *
(Był to strażnik figur-woskowych
Z pobliskiego Muzeum-Ciekawości!…)C. Norwid, Grzeczność [w:] tegoż, Vade-mecum…, s. 91.[19]

Natomiast Herbertowi dane było obserwować już konsekwencje kultury masowej:

Ma rację Mircea Eliade
jesteśmy – mimo wszystko
społeczeństwem zaawansowanym

magia i gnoza
kwitnie jak nigdy


sztuczne raje
sztuczne piekła
sprzedawane są na rogu ulicy


w Amsterdamie odkryto
plastykowe narzędzia tortur


dzieweczka z Massachusetts
przyjęła chrzest krwi


katatonicy siódmego dnia
stają na pasach startowych


porwie ich czwarty wymiar
karetka z ochrypłą syreną


przez Telegraph Street
płyną ławice brodaczy
w słodkim zapachu nirwanyZ. Herbert, Pan Cogito o magii [w:] tegoż, Wiersze wybrane…, s. 206.[20].

Otóż nie mogę się oprzeć dotkliwemu wrażeniu, iż wiersze prezentujące doświadczenia Pana Cogito są w rzeczywistości konsekwencją świata ukazanego w zbiorze Vade-mecum. Zgodnie z Norwidowską formułą: „Przeszłość jest i dziś, i te dziś daléj”C. Norwid, Przeszłość [w:] tegoż, Vade-mecum…, s. 15.[21]; alić przywołanie tej formuły byłoby bezpodstawne, gdyby obydwaj pisarze nie posługiwali się przy analizie społeczeństwa okresu kultury masowej zbieżną logiką, bliską perspektywą poznawczą. Po wtóre; przywołanie tej formuły byłoby bezzasadne, gdyby obydwaj pisarze nie posługiwali się językiem, którego reguły wyznacza troska o „urodę koniunktiwu”, to znaczy zdominowanym przez reguły retoryki klasycznej. Retoryka klasyczna nie oznacza tylko troski o kunsztowną budowę wypowiedzi, jej urodę, ale także o jej prawdziwość.

*

Istotna wskazówka interpretacyjna znajduje się w następujących słowach Norwidowskiego Promethidiona:

I tak ja widzę przyszłą w Polsce sztukę,
Jako chorągiew na prac ludzkich wieży,
Nie jak zabawkę ani jak naukę,
Lecz jak najwyższe z rzemiosł apostoła
I jak najniższą modlitwę anioła.


*


Pomiędzy tymi praca się stopniuje,
Aż niepotrzebne prace zginąć muszą;
Ze zbudowania w duchu się buduje,
Smak się oczyszcza i żądze się głuszą,
Przyroda niema jest uszanowaną
I rozebrzmiewa czyn długą hosanną!…C. Norwid, Promethidion. Rzecz w dwóch dialogach z epilogiem [w:] tegoż, Pisma wszystkie, t. 3, s. 445–446.[22]

Dla Norwida jego polemiczna twórczość miała charakter utylitarny, to znaczy była elementem inicjacji, wtajemniczenia w prawdy uniwersalne, a także w prawdy społeczne, dotyczące kultury i narodu. Przenikliwie uchwycił to Stanisław Brzozowski, pisząc:

Utwory Norwida są jak mowa ruin.

Bo i zwaliska mówią. Mówią opuszczeniem, samotnością, ciszą… Ale nie dochodzi do nas ta ich mowa. By nawet milczenie słyszeć, trzeba je zbudzić. […]

Ruin istotą jest obecność wieków. Kto ruiny budzi, wieki budzi.

Słowo Norwida jest jak odpowiedź wieków na pytanie trafunku. Jest jak wieki omszone, poważne i nieprzewidziane.

Znamy traf, który porusza. Nie znamy tego, co poruszonym może być w ruinachS. Brzozowski, Cyprian Norwid. Próba [w:] tegoż, Kultura i życie. Zagadnienia sztuki i twórczości. W walce o światopogląd, wstępem poprzedził A. Walicki, Warszawa 1973, s. 149.[23].

I dalej:

Inicjujących dziś nie ma – są tylko rajfurzy; toteż słowa nie bierze nikt w czystości, lecz w ogniu bólu oczyszcza się ono dopiero. Dlatego w zetknięciu człowieka ze słowem tyle kłamstw dziś, pomyłek i martwoty.

[…]

Prawem zasadniczym romantyzmu polskiego jest ocalenie narodu, któremu nic prócz słowa nie pozostało, w słowie i przez słowo.

Słowo jest organem prawdy, w nieustannym i żywym stosunku z nią pozostającym. Ocalić naród w słowie jest to ustalić stosunek do niej, w niej i przez nią go umocnić. Słowo bowiem, jeżeli naprawdę jest słowem – ciałem się stanieTamże, s. 158.[24].

I Norwidowi, i Herbertowi bliskie było rozumienie języka artystycznego jako „mowy bogów”Pełne znaczenie tej formuły przypomniał Ryszard Przybylski. Por. tenże, Klasycyzm czyli prawdziwy koniec Królestwa Polskiego, Warszawa 1983, szczególnie s. 15–91.[25], a jednocześnie jako najdoskonalszego z instrumentów, umożliwiających zabieg inicjacji w świat piękna i prawdy.

Dlatego u Norwida pojawia się namysł nad sposobem funkcjonowania „ołowianej litery”, jako jeden z pierwszych pisarzy polskich zauważa agresywność reklamy. Natomiast Pan Cogito rozmyśla nad „estetyką hałasu”, a jego twórca pisze Elegię na odejście pióra atramentu lampy. Troska o „mowę bogów” w obydwu przypadkach prowadzi do wypracowania indywidualnych hermeneutyk poetyckich, umożliwiających egzegezę przekazów przeszłości, dzieł sztuki, ruin wreszcie. Nie twierdzę, że nie bywała to hermeneutyka „obłędna”, szczególnie w przypadku Norwida, uwikłanego w filozofię romantyczną. Utwory przypowieści i ciemne alegorieOkreślenia Michała Głowińskiego. Por. tenże, Ciemne alegorie Norwida [w:] Cyprian Norwid. W setną rocznicę śmierci poety. Materiały z sesji poświęconej życiu i twórczości C. Norwida. 27–29 października 1983, red. S. Burkot, Kraków 1991.[26] umożliwiają i u Norwida, i u Herberta nie tylko namysł nad samą naturą języka, ale także nad elementarnymi regułami komunikacji społecznej.

Obydwu pisarzy łączy bowiem szczególna sytuacja debiutu. Norwid należy do drugiego pokolenia romantyków; spóźniony debiut Herberta sytuuje go w perspektywie debiutu po Tadeuszu Różewiczu. I Norwid, i Herbert skazani są na poszukiwanie własnego języka poetyckiego i odpowiedzi na „przeklęte polskie pytania”. Prowadząc poetycki dialog z poprzednikami, dotyczący jednako sfery etyki i estetyki, obydwaj wypracowali własny, sugestywny język poetycki, którego elementy można stosunkowo łatwo zawłaszczyć chociażby na użytek instrumentalnego traktowania literatury; jednocześnie „mówienie Norwidem”, tak jak „mówienie Herbertem”, ma charakter nader powierzchowny.

Niebagatelnym problemem są tutaj dwie biografie artystyczne, fascynujące, miejscami zagadkowe, niekiedy uwikłane w politykę, ale przede wszystkim w tragedię egzystencji. Dwie biografie ludzi dialogu, w najmniej sprzyjających po temu okolicznościach wypowiadających swoje „wielkie NIE”. I wreszcie podejrzenie, że obydwaj pisarze rozminęli się ze swoją historią, do jej interpretacji wybierając nie zawsze fortunne narzędziaPor. Z. Stefanowska, Spór o powstanie [w:] tejże, Strona romantyków. Studia o Norwidzie, Lublin 1993.[27]. Autor Quidama borykał się z oceną powstania styczniowego równie nieporadnie jak autor wiersza Bezradność; obydwaj nie raczyli przyjąć do wiadomości faktu, iż zmianom w ich czasach uległa etyka walki, nie było tu już miejsca dla etyki rycerskiej.

To chyba aż nadto, by mówić o związkach między tymi twórcami i myślicielami, niemieszczącymi się do końca w rozmaitych uporządkowanych wizjach historii literatury. Tutaj i Norwidowi, i Herbertowi przypadła dość kłopotliwa rola „nad-kompletowych aktorów”, wypowiadających nie zawsze stosowne kwestie. Postaci równie kłopotliwe jak Józef Bem, który powraca w dostojnym rytmie Norwidowskiego heksametru w recytacji Zbigniewa Herberta.

Chyba nieprzypadkowo można odnieść wrażenie, iż Herbertowski Pan Cogito kroczy po ścieżkach wytyczonych w Vade-mecum, chociażby w poszukiwaniu Źródła:

Kiedy błądziłem w Piekle, o którym nie śpiewam
Dlatego, że mi klątwy się pierw w usta kleją,
Jak muchy brzydkie, które ze skwarów szaleją –
I nie śpiewam dlatego, że – nim pocznę – ziewam;
Kiedy błądząc przeszedłem kolumnadę-nudów
Długą i prostą – tudzież kaprysów-przedsienia
I niedogasłych w piasku cmentarz-wielkoludów,
Ruszających się sennie… pod brukiem z kamienia;
Gdy przemierzyłem kroki memi przedpokoje
Nerwów-głupich, co ciągle przymierzają stroje,
A nie są nigdy na czas ubrane weselny!…
– Gdy przestąpiłem nędzy-próg, kłamstwa-podwoje
I mijałem już zbrodni-labirynt bezczelny,
Po-oklejany zewsząd wyrokami prawa – –
Znalazłem się na miejscu, gdzie pod stopą lawa
Stygła – i szedłem dalej w powietrzu i porze,
I świetle – które były rzetelnie bez-Boże!…
– Na podobieństwo łanów zwęglonych wulkanem
Lub morza, co zatęchło postępem wstrzymanym
Morza fal, które stojąc poglądały wzajem –
Zadziwione niezwykłym głębi obyczajem –
Jak Sfinksy – – zaś nad niemi pelikanów nieco
Z otwartymi gardłami, co schły od pragnienia,
I gwiazd parę czerwonych, które w otchłań lecą,
Gasnąc…
… tam szedłem – (spomnieć trudno bez wytchnienia!…) –
Szedłem tam – – kędy? wątpiąc… gdy roślinka drobna
Blada i do niewprawnie wyszytej podobna
Szepnęła mi: „jest źródło” – a dalej w parowie,
Poczułem cóś… jak wilgoć.
Z tejże samej strony
Śmiech mię doleciał gorzki i szmer przytłumiony
I obaczyłem męża z rękoma na głowie,
Jak kiedy kto przenosi całą swoją siłę
W stopy własne – – ten deptał modrą źródła żyłę –
Jakoby wstęgę, która mu sandał oplotła
Lub szargała się w prochu, gdzie ją stopa wgniotła –
Śmiech człowieka był wściekły, wymowa odrębna:
Coś jak łoskot za trumną noszonego bębna,
Którym pobrzmiewał sarkazm, chrypnąc z nienawiści:
Patrzcie!… jak Duch-stworzenia obuwie mi czyści!C. Norwid, Źródło [w:] tegoż, Vade-mecum…, s. 117–118.[28]

Analogiczne sytuacje napotkać można w świecie poezji Herberta. Także i tutaj niejednokrotnie pojawia się ewidentne splugawienie elementarnych wartości kultury europejskiej.

*

Pora na podsumowanie dróg poetyckich obydwu wędrowców, chociaż Norwidowi bliższa była postawa pielgrzyma, zaś Herbertowi podróżnika. W tym przypadku związek między dwoma pisarzami nie polega na bezpośrednich aluzjach literackich, ale na bardzo podobnym rozumieniu istoty i funkcji sztuki, na samotnym podejmowaniu tych samych problemów, na poetyckim dialogu z obowiązującymi współcześnie systemami estetycznymi.

Bogowie antyczni w obydwu przypadkach spozierają „źrenicami białymi jak strumień”. Nie stanęły chaty wzniesione na Norwidowskim „ogniwie polskim” przedstawionym w Promethidionie; głos Kołatki wywołał tylko puste echo – jak gdyby obydwaj twórcy zanadto zaufali poezji i pięknu, jak gdyby mimowolnie stali się ofiarami siły fatalnej romantyzmu polskiego. I tak oto Pan Cogito przeszedł przez świat tropem wyznaczonym przed laty przez Norwidowskie Vade-mecum, niekiedy zataczając się lekko, niekiedy zbaczając z drogi wytyczonej przez swego poprzednika. Szli obydwaj w towarzystwie tej samej osoby – „pani wielkiej, i zawsze w coś ubranej krzywo” – ironii, najstraszliwszej pomocnicy słabych i bezsilnych. A droga była prosta, wytyczona przed wiekami, prowadziła przez ruiny tych samych opuszczonych miast, przez te same świątynie dawno zapomnianych bogów, wyznaczały ją takie punkty, jak Piękno, Prawda i Dobro, z oddali przyglądał się wędrowcom z życzliwym uśmiechem cień Sokratesa, obserwującego ich heroiczne zmagania, świadomego, iż Syzyfa można sobie wyobrazić szczęśliwym…

I chyba tyle można o tym uczciwie powiedzieć, pozostając na bezpiecznym gruncie metafor, rezygnując chwilowo z klarowności i precyzji wywodu historycznoliterackiego, za którym kryje się gorzka wiedza:

mylne są wróżby poezji
wszystko było inaczej

inny był pożar poematu
inny był pożar miasta
bohaterowie nie wrócili z wyprawy
nie było bohaterów
ocaleli niegodni

Na pewno książka prezentująca związki między twórczością Norwida i Herberta czeka na napisanie. Na pewno nie będzie tu można pominąć próby odpowiedzi na pytanie: jakie jest miejsce poezji i dobroci w epoce „zmiany władzy” – by przywołać tytuł niewesołej diagnozy naszej rzeczywistości pióra Alvina ToffleraPor. A. Toffler, Zmiana władzy. Wiedza, bogactwo i przemoc u progu XXI stulecia, tłum. P. Kwiatkowski, Warszawa 2003.[29]. Znamienne jest dla mnie chociażby to, iż ta praca autora Szoku przyszłości musiała – mimo nieprawdopodobnego rozwoju technik elektronicznych – aż cztery lata czekać na swoje polskie tłumaczenie. Jakbyśmy znowu znaleźli się w krajuz Norwidowskiej ody: „Kraj! – – gdzie każdy-czyn za wcześnie wschodzi, / Ale – książka-każda… za późno!C. Norwid, Do spółczesnych (oda) [w:] tegoż, Pisma wszystkie, t. 2, s. 182.[30].

Jak gdyby historia zaczęła się powtarzać, wbrew myślicielom zapowiadającym jej koniec:

Tegoż roku podróżowałem po Polsce – dwóch nas było: ś.p. Władzio Wężyk i ja – mieliśmy z sobą kilkadziesiąt tomów książek, mianowicie historii dotyczących kroniki pamiętników. Szlachcic jeden, bardzo szanowny obywatel i dobry sąsiad, i dobry patriota, zobaczywszy podróżną biblioteczkę naszą, ruszył głową i mruknął: „To chleba nie daje!…C. Norwid, Pamiętnik podróżny [w:] tegoż, Pisma wszystkie, t. 6, s. 211.[31]

Ostatnie pytanie: ile czasu przyjdzie czekać na edycję pism wszystkich Herberta. Norwid zmarł w roku 1883, edycja pism wszystkich przygotowana przez Juliusza Wiktora Gomulickiego została zamknięta dopiero w 1976 roku, wcześniejsze przedsięwzięcia Zenona Przesmyckiego przerywały dwie wojny światowe. Jak na razie po obydwu pisarzach „pozostał tylko pusty cokół”. Nie mnie sądzić, czy to dużo, czy mało…

 

marzec–kwiecień 2006

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marek Adamiec, Cyprian Norwid – Zbigniew Herbert. Próba, Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...