15.07.2022

Kos i święty Kevin

A jeszcze kos i ten jego święty Kevin.

Kos frunie w przestrzeni, ale tak bezbrzeżnej,

że nie wie gdzie uwić gniazdo.

Co dostrzegł w koronie ugiętych ku niebu palców?

Czym skusił konar wyciągniętego nieruchomo ramienia?

Czy zapuszczone w ziemistą pustkę korzenie stóp obiecywały przetrwanie?

 

Czy odnalazł wreszcie rajskie Drzewo Wiedzy?

 

I czy krążące w jego wnętrzu soki życia były mu zapowiedzią poznania?

Czy też był jedynie boskim posłańcem z misją wystawienia świętości na próbę?

A może - wspomniawszy chłód minionych nocy i tknięty współczuciem -

przysiadł na dłoni Kevina, by ją ogrzać?

A później otulić jeszcze pierzyną słomy, na której złoży jaja?

Czy ciepły puch wyklutych i wiecznie głodnych piskląt

wplecionych w sieć życia dopełnił bezruch świętego ramienia?

A skoro rzecz cała mogła się zdarzyć,

przedstaw sobie, że jesteś kosem. Lecz którym?

Niepomnym siebie, czy też przeszywanym wiecznym poczuciem lęku?

Czy opuszczając gniazdo w poszukiwaniu żeru czuje niepokój serca?

Z dala od dłoni Kevina trwoży się o los potomstwa,

którego jedynym obrońcą jest blask aureoli?

Czy wysiłkiem myśli odrywa się od bólu nawet krótkiej rozłąki?

Sam, odbity w głębiach walki o byt, modli się o moc zawierzenia.

Modlitwą jest trzepot jego skrzydeł,

ponieważ w obliczu świętości zapomniał samego siebie,

zapomniał jak smakuje strach.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Stefan Trzos, Kos i święty Kevin, Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...