14.08.2022

Krytyk to rola archaiczna?

Gdy piszę o powieści, wierszach, twórczości jakiegoś pisarza lub poety, robię to w tym celu, by poznać człowieka w jego różnych rolach społecznych, w społeczeństwie i poza nim, jego wnętrze i typ współżycia z rzeczywistością, jego zasady i powinności moralne, czyli odsłonić swą współczesność i siebie. Poznanie poprzez literaturę, która sprzeniewierzyła się człowiekowi i mówi do niego zagadkami, urojeniami, abstrakcją, dziwadłami, jest zajęciem umysłowym bardzo podatnym na spekulacje i wymysły. Ale w ten kozi róg zapędzić się da tylko ten, kto nie przestrzega hierarchii, nie zdaje sobie sprawy z tego, co w literaturze najważniejsze, a co mniej ważne. Wyodrębnienie najwartościowszych jej elementów nie wyczerpuje całej artystycznej energii dzieł literackich.

Kamieniem węgielnym twórczej działalności jest ustalenie hierarchii, którą XXI wiek wciąż sprasowuje. Hierarchia coraz ociężalej się odradza – jej kręgosłup pęka, zanika, kostnieje. Jest w tym pewna prawidłowość: utrąceniu ulegają te hierarchie, które były przyjmowane na siłę z zewnątrz, bez wewnętrznego uzasadnienia, mądrego przyzwolenia, bez duchowego, bez psychicznego i umysłowego wysiłku, bez korelacji z logiką i charakterem dziejów. Hierarchia jest tym, co choć wypracowywane jest przez wielu, staje się własne jak krew.

Rozum nie jest jedynym „złotym środkiem” w krytyce literackiej, zwłaszcza wtedy, gdy za jego pomocą chcemy ustalić drabinę wartości w sztuce pisarskiej. Rozum poddaje się przy próbie precyzyjnego określenia: szczęścia, prawdy, miłości, a poza tym literatura nie uznaje odbioru poprzez definicję i formułki; trzeba ją ogarniać, a nie rozdrabniać w drobiazgowej analizie, ku czemu najczęściej skłania się rozum. W percepcji literatury i ustanawianiu hierarchii powinna brać udział cała osobowość, która doskonalona staje się czułym na słowo i świat instrumentem. Nie chciałbym, aby mylono sprawę doskonałości z politycznym czy religijnym fanatyzmem. Człowiek jest istotą wewnętrznie rozszczepioną i chodzi o to, by pozwolić mu takim być.

Życie uczy, że słowo nie zawsze zawiera wartość. Nie tkwi ona w zapewnieniach, deklaracjach, programach, lecz wykrystalizowuje się na styku idei i rzeczywistości, wyrazu i czynu – więc żywa hierarchia ma coś z procesu zachodzącego w człowieku. Onże, sam na sam ze sobą, wydobywa się z okalającego chaosu za pomocą tego, co nazywamy wartością (ludzką potrzebą). Dalej wyłania się przeszkoda: czy brać potrzeby każdego z osobna? Czy wszystkich za jednym zamachem? Ta druga metoda jest najłatwiejsza i najpopularniejsza, ale prowadzi do alienacji literatury i jej rozminięcia się ze współczesnością. Toteż krytyk literacki nie powinien i nie jest w stanie być dla wszystkich. Jego zadaniem jest trafiać do każdego z osobna, a w takim razie krąg odbiorów krytyki zmniejsza się. Jednak „zysk” kulturalny wzrasta, bo ci, którzy odnoszą tekst krytycznoliteracki do swych przekonań i wyobrażeń, realnie włączają się w proces powstawania hierarchii. A ponadto są oni rzeczywistymi nosicielami wartości literackich i autentycznymi kreatorami kultury.

Hierarchia nie przejawia się wyłącznie wtedy, gdy czytamy książki, słuchamy symfonii, oglądamy film – podczas tych seansów można swą osobowość kształtować, gruntować lub „rozrzedzać”. Hierarchia to głównie sposób życia wewnętrznego, które wyłania się na zewnątrz.

Straż

Nie chciałbym widzieć literatury w muzeum ani jako ozdobnika żywotów snobów, ani jako narzędzia w rękach nihilisty. Literatura powinna służyć ludziom, odkrywać im ich własne myśli, ich małość i dumę; pokazywać im, że wyłączyli się z procesu dochodzenia do wartości lub że uczestniczą w nim. Taka literatura wymaga czystości intencji, ale i odpowiednio ambitnego poziomu artystycznego utworów wywołujących różnorodne konsekwencje.

Słowo „straż” traci swój wielki sens, który oznaczał, że straż to „obowiązek czuwania i ruszania na pomoc”, wskazywał na aktywność kogoś trzymającego straż. Słownik języka polskiego (pod redakcją Mieczysława Szymczaka) definiuje „straż” tak: ‘strzeżenie kogoś lub czegoś przed niebezpieczeństwem, […] pilnowanie kogoś, żeby nie uciekł’, a tym samym dowodzi, że w interesującym nas słowie jest więcej pasywności i bierności, niż bywało dawniej.

Krytyka ma obowiązek czuwania i ruszania na pomoc literaturze, a nie biernego kibicowania i rozdawania komplementów lub przygan. Krytyk naprawdę czuwa, jest gotowy włączyć się w proces, wytrącający czy raczej tworzący wartości i hierarchię, która nie może być ani absolutnie sztywna, ani absolutnie względna. Względność potocznie rozumie się jako dopuszczalność wszystkiego, ale mało kto pamięta, że to niepełna definicja. Jeżeli mówię o względności w literaturze, to mam na myśli wielość środków wyrazu i przekazywania sensów, które ujawniły się i ujawniają w dziejach kultury (diachronicznie). Lecz w ograniczonym czasie, weźmy na przykład naszą współczesność, względność odpada, ponieważ nasz czas nie może być wypowiedziany przez coś względnego lub dowolnego. Nie powstanie dzieło epoki, jeżeli pisarz nie upora się ze względnością, a chaosu nie przetworzy w porządek.

Krytycznoliterackie czuwanie byłoby zatem uśmierzaniem, niwelowaniem świadomości, że wszystko jest względne; bo jeśli wszystko jest względne, to nic nie ma sensu. Każdy z nas odczuwa istnienie jakiejś granicy (intelektualnej, moralnej, uczuciowej), pisarze i poeci powinni ją określić i poszerzyć, by nastąpił rozwój ludzkich istot.

Czas krytyki

W literaturze - przed i za nią - stoi czytelnik, a krytyk literacki jest jednym z jego rozmówców. Swoistość utworów umożliwia prowadzenie rozmowy intymnej i społecznej, w czasie i przestrzeni. Wszystko, co autentyczne w kulturze, jest dialogiem i zarazem zachętą do niego. Im mniejsza rozmowność kultury, tym łatwiej się zasklepić i zapomnieć o ruchu i czasie.

Dialog z literaturą nie wyczerpuje zadań krytyki, bo nie wystarczy rozumienie utworów, zaproponowanie jakiejś interpretacji motywów, wyodrębnienie problemów i ich układów, wreszcie języka. Wartość literatury sprowadza się w odniesieniu do relacji między ludźmi i między grupami społecznymi, także jako stan świadomości i potrzeb – ale nie tylko takich, które wynikają z doraźności. Konieczność i prawdziwość potrzeb jest wypadkową przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Odwlekanie realizacji potrzeb, aż do nieokreślonej przyszłości, jest tak samo groźne, jak zamykanie ich w archiwach lub tłumaczenia świata wciąż tą samą historią, lub przypominanie tych samych faktów. To prowadzi do zarozumialstwa, uczy umysłowego niechlujstwa, powoduje schematyzm i zastój.

Nie powinniśmy zgadzać się na wszystko, co niweczy prawdę i ogranicza rozwój, co jest nieprzydatną abstrakcją, bezmyślną produkcją „wartości” i robieniem literatury „pod linijkę”.

Postuluję, by krytycy mieli szczególnie na uwadze to, co wytrzymało próbę czasu w przeszłości lub ma szansę dotrzeć do przyszłości. Zdaję sobie sprawę z ogólności tej kategorii, ale krytyka, jako dziedzina humanistyczna, nie może posługiwać się aptekarskimi odważnikami wartości, czyli przyjąć jeden szczegółowy system wartościowania. Gdyby było to możliwe, należałoby odrzucić precz krytyków, odpowiednio zaprogramować komputery i niech piszą recenzje, szkice, eseje, książki o literaturze! Czy wtedy oceny i wartościowanie będą wreszcie obiektywne? Ależ nie, ponieważ istnieje tendencja do schematycznego porządkowania, które staje się nieznośne, a przy tym wyklucza wyraźny czynnik ludzki. I jakkolwiek byśmy snuli refleksję o zadaniach krytyka literackiego, to mimo że jego osobowość zawsze jest elementem niepewnym, w żaden sposób nie można jej pominąć.

Nie łudzę się, że głos krytyki jest donośny i dużo znaczy. Jedni z niej kpią, drudzy udają obojętność, trzecim bardzo na niej zależy. Ale jaki jest dokładny udział krytyki we współczesnym życiu literackim, tego precyzyjnie nie wie nikt. Pewien jestem także tego, że funkcje krytyki zostały „rozpisane” przez instytucje, za którymi kryją się setki osób.

Kiedy świat na gwałt depersonalizuje się, znika odpowiedzialność, tym bardziej krytyka literacka powinna przeciwstawiać się temu procesowi, a wzmóc starania o humanizowanie rzeczywistości. Bez tego nie zaistnieje wartościowanie autentyczne. Oddalimy się od niego jeszcze bardziej, a zbliżymy, jeżeli nastąpi powrót do człowieka szanowanego jako niepowtarzalne, godne indywiduum. Hitleryzm i stalinizm skrajnie dowiodły, że traktując człowieka zbiorowo, kolektywnie i bez dostrzegania w ludzkiej masie poszczególnych jednostek, zabijamy prawdę i dobro, niszczymy osobowość – ostatecznie tłumimy wolę twórczego i wspólnotowego działania oraz zdolność do tworzenia, nie tylko sztuki.

Mowa krytyka

W humanistyce piękne, mądre, przenikliwe i ekspresyjne jest to, co nagromadzone w sercu, wydarte z niego i odpowiednio zapisane. Dobra literatura zwykle utrwala skarby serca i umysłu, których szlachetność zależy zarówno od danego człowieka, jak i społeczeństwa (mówiąc ogólnie: od uwarunkowania kulturowego). Literatura utrwala wartości i – tu narażam się na anachroniczność – rozgranicza dobro od zła. Nie ma czystej autonomii tekstu literackiego; wypreparowanie z niego prawie wszystkiego, co składa się na „pobliże” człowieka (jego dylematy, sny, otoczenie i tym podobne) jest egoizmem. Myślę inaczej niż ten domniemany esteta. Przewaga estetyzmu oznacza niedojrzałość twórcy lub jego przejrzałość. Ci wszyscy poeci i pisarze, którzy wprowadzali do swych utworów brzydotę i codzienność byli w istocie wielkimi moralistami. W ich dziełach dobro i zło jest wyraźne, ale nigdy do końca określone. Na tym między innymi polega fenomen literatury, że symbolizuje, że jednocześnie zamyka i otwiera; jej długowieczność odróżnia ją od nauki i wielu innych wytworów ludzkości. Zajmowanie się literaturą ma w sobie coś z kapłaństwa, z badania wieczności i perspektyw czasu.

Zadaniem krytyki jest wymierzyć sprawiedliwość literaturze (od wersów i wersetów po granice jej objętości). Krytyk nie powinien wydawać tylko werdyktów (o czym pisałem powyżej). Dana pozycja wchodzi do historii literatury lub nie wchodzi. Przy osądzaniu, jak w każdej takiej sytuacji, powinna być przywoływana argumentacja, która w krytyce literackiej nie może trzymać się szablonów. W takim razie wyinterpretowany sens, język, motywy są tylko argumentami, nie zaś sednem działalności krytyka. Dynamizm literatury i życia wyklucza posługiwanie się zastygłymi pojęciami, domagając się mówienia zgodnie z żywotnością słowa, niewyczerpanymi możliwościami jego kombinacji. Przy tym dla krytyka pojawia się trudny do przekroczenia próg: jakiego używać języka, by sprostać nowej literaturze? Na pewno powinien być to język dyskursu, ale ten domaga się intelektualnych formuł, usankcjonowanych, konwencjonalnych pojęć. Toteż wydaje mi się, że nieunikniony jest przymus wychodzenia poza utarte sformułowania i, jeśli potrzeba, używania krytycznoliterackich metafor, wypróbowywania intuicyjnie wyczutych „przedpojęć”, które w trakcie rozwoju literatury mogą późnej przeobrazić się w pełnoprawne, przyswojone przez literaturoznawstwo pojęcia i terminy.

W kształtowaniu się języka krytycznoliterackiego, obok osobowości krytyka, bierze udział konkretne dzieło literackie. Z doświadczenia wiem, że wyłącznie niektóre (czytaj też: nieliczne) utwory wywołują potrzebę mówienia o nich odnowionym językiem. Bo jakże pisać odkrywczo o wierszach czy opowiadaniach, które są zaledwie poprawne?

By krytycy przyszli w sukurs literaturze, muszą natężyć swą duchowość, w sobie odnajdywać zapał, problemy, wizje życia i wartości. Ta przeciwwaga stawia czoło entropii, daje opór inercji, w jakiej znalazł się nasz świat myśli i uczuć. Opór jest atrybutem rodzenia cielesnego i artystycznego, moralnego i intelektualnego.

Przeciwko alienacji

Jak usiłuję tu wykazać, krytykowi nie wolno ograniczać się do stwierdzenia, że wiersz ma ciekawą metaforykę, zaś powieść interesującą fabułę, a następnie ile nagród otrzymał autor. Odczytywanie tekstów literackich pociąga za sobą przyznawanie się do wiedzy lub niewiedzy o człowieku, wiąże się z odsłanianiem tej lub innej tajemnicy o nim, z odszyfrowywaniem symbolizacji w tekście, taką a taką znajomością technik literackich i ich funkcjonowania w utworze.

Postuluję wszechstronność i otwartość krytyka, bo nie jest on tylko dla pisarza, ani dla samego siebie, ani tylko dla przyszłych historyków literatury – jest także reprezentantem i głosicielem pewnego typu odczytywania literatury. Każda jego recenzja lub szkic jest pokazem, wyłożeniem – na ogół nie wprost – zasad obcowania z literaturą. Chociażby to powyższe, nauczycielskie zadanie krytyki przekonuje, że nie można jej zepchnąć do roli podrzędnej i usługowej.

W naszym życiu kulturalnym krytyka była i jest potrzebna (niektórym, być może, wydaje się ona biurokratycznym przeżytkiem!). Wbrew jednak owym „awangardowym” mniemaniom sądzę, że nic nie potrafi zastąpić krytyki literackiej. Trzeba tylko, by była ona w mniejszym stopniu radosną twórczością wszystkich chętnych, którzy mają jako takie pojęcie o literaturze, a w większym rządzącą się własnymi regułami, mającą odrębny język i temat rzeczywistą twórczością. Krytyk jest partnerem pisarza – obaj są wrażliwi na słowo i świat, obaj noszą w sobie pytania epoki. Dzieli ich jedno: rodzaj wypowiedzi, czego konsekwencje odzwierciedlają się w czasie. Nawet o wybitnym krytyku, o jego dziele i roli w życiu literackim zapomina się szybko, gdy o wybitnym pisarzu pamiętają dziesięciolecia. Oddziaływanie krytyka z natury rzeczy jest ograniczone w czasie i przestrzeni. I jeszcze jedno: działalność krytyka, bez względu na poziom, stronniczość, zawsze jest korzystna dla pisarza lub poety, bo jakiekolwiek wystąpienie mniej lub bardziej dynamizuje istnienie ich twórczości. Naiwni optymiści twierdzą, że dobra literatura zawsze się jakoś przedrze ku nowym dniom, co jest absurdem. W życiu wrzuconym w wir przypadków poczucie nonsensowności wciąż narasta.

Komfort psychiczny i nagminne stosowanie wybiegów odpowiada zobojętnieniu na duchowość własną i drugiego człowieka. Krytyk powinien zwalczać ten komfort zwłaszcza w odniesieniu do literatury i jej twórców, a więc włączać się w proces rozwoju osobowości swojej i cudzej: bo rozwój społeczny, ekonomiczny, gospodarczy, państwowy łączy się z duchowym doskonaleniem każdego obywatela czy po prostu osoby należącej do danej wspólnoty.

Alienacja i zagubienie w świecie krytycznoliterackim bierze się też stąd, że nie wiadomo, na czym oprzeć sens pisania o literaturze. Na potrzebie wartościowania, porządkowania, informowania? Czy dlatego, że kiedyś uprawiano ten rodzaj pisarstwa i nie wypada go odrzucić? Mój sąd na ten temat jest taki, że sens uprawiania krytyki literackiej zasadza się na chęci współudziału w określaniu tego wszystkiego, co wzbogaca człowieka, podnosi poziom jego samoświadomości i z czym istota ludzka może skonfrontować swoje odczucia świata. Tak, tylko i aż skonfrontować, bo literatura nie uczy, nie narzuca, lecz daje do porównania jakieś zapisane widzenie rzeczywistości. I dopóki przynajmniej częściowo się z nim utożsamiamy, dopóty zawierające je dzieło literackie jest żywe. Po lekturze wydaje się nam, że oto znowu sporo się nauczyliśmy. Ale jest zupełnie odwrotnie: to czytelnik każdorazowo uczy literaturę, wypełnia sobą jej bardziej lub mniej wyrazisty zarys. Pod tym wyrażeniem rozumiem cechy utworu literackiego, które:

1)   pozwalają zobaczyć w nim siebie,

2)   pozwalają przekładać go na sensy ogólniejsze,

3)   pozwalają widzieć, jak przenikają się sensy literackie z praktyką życiową.

Wykrycie i określanie tego zarysu jest również zadaniem krytyka.

Czynnik samorozwoju

Literatura, jak każdy godziwy wytwór człowieka, jest środkiem – narzędziem samodoskonalenia. Jeżeli by tak nie było, to po co te tony zadrukowanego papieru i setki instytucji zajmujących się literaturą? Czyżby literaci byli i żyli wśród nas, ponieważ tak wypada? Pytania tego typu można by mnożyć, a to dlatego, że kręci się, kręci nasza literacka machina, a rzadko kto przystaje i zastanawia się nad jej ruchami lub przestojami.

PS Powyższy szkic ma charakter postulatywny, dlatego zrezygnowałem w nim z konkretnych przykładów literackich. Poruszane tu kwestie znane są w dziejach myśli. Przypominając je, próbowałem uwzględnić teraźniejszość oraz przyszłość krytyki i… literatury – a już najdokładniej status czytelnika i jakość czytania.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Zbigniew Chojnowski, Krytyk to rola archaiczna?, Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...