Poetycka apokalipsa Jarosława Iwaszkiewicza
Poezja Jarosława Iwaszkiewicza ostatniego okresu twórczości ponawia sytuację nierozumienia, której dramatyzm intensyfikuje to, że „ja” mówiącym w wierszach bywają zwierzęta: „bocian”, „lis”, „pies”, „wilk”. Stany wewnętrzne podmiotu lirycznego nabrzmiewają nierozumieniem, które zrównuje osoby i zwierzęta. Nierozumieniu towarzyszy poczucie tajemniczości, znaczone chociażby hybrydycznymi tworami wyobraźni, ale także odczuwanie tego, co zwyczajne, jako czegoś świętego; a może lepiej byłoby powiedzieć – świątecznego. Wiele liryków Iwaszkiewicza to xenie, wiersze-podarunki, które powstawały z myślą o konkretnych osobach. Wzajemne obdarowywanie się prezentami wiąże się wszak z różnymi świętami.
Wskazuję na te kwestie, aby podkreślić, że Iwaszkiewicz w swoich utworach nie dążył do elitaryzmu. Stawiając się po stronie tych, którzy nie rozumieją, nie wiedzą, nie mają wpływu na bezwzględny nurt istnienia, poeta wykluczał się z garstki wybrańców, którym zostało coś objawione. Trudno to uznać za fałszywą skromność, to raczej akt pokory, stan trwogi przenikniętej rozpaczą i nadzieją. Iwaszkiewicz w swojej poetyckiej apokalipsie nie przyjmuje roli profety, proroka, egzegety lub wyjątkowego uczestnika zdarzeń ostatecznych, jest jakby pośród większości, którą dotyka podobny los.
Śmierć niemalże od początku była podstawowym punktem odniesienia dla wizji, myśli i stylu Iwaszkiewicza. Apokaliptyczność jego twórczości, a zwłaszcza poezji, jest konsekwencją ciekawości eschatologicznej, która podąża za pytaniem: czy umrę cały? Ciekawość eschatologiczna poety nie ogranicza się do wyobrażeń chrześcijańskich, jak na przykład w cyklu Garść liści wierzbowych[1], gdzie przestrzeń przemienia się w teren cmentarza Odyna – skandynawskiego boga poległych wojów, poezji, rolnictwa: „na górach Odyna kasztanowy las”[2]. Trwoga apokaliptyczna odznaczyła się w symbolice tytułu tomu z 1963 roku Jutro żniwa, który nawiązuje do agrarnej wyobraźni Iwaszkiewicza, jak i do obrazu z Apokalipsy:
I wyszedł inny anioł ze świątyni,
wołając głosem donośnym do Siedzącego na obłoku:
„Zapuść Twój sierp i żniwa dokonaj,
bo przyszła już pora dokonać żniwa,
bo dojrzało żniwo na ziemi!”[3]
Elementy apokaliptycznej scenerii pojawiają się w Mapie pogody i Muzyce wieczorem. W poemacie Azjaci polegli w wielkiej bitwie pocieszają się: „Podobno mają zatrąbić anioły”[4], dzieląc się tym samym swą wiarą w zmartwychwstanie. W Nowym Testamencie, jak i w wielu wyobrażeniach plastycznych, trąby są instrumentem obecnym w przedstawieniach Sądu Ostatecznego – symbolizują zapowiedź zmartwychwstania[5]. Dalej rozlega się „Brzmienie trąb złocistych”[6], które towarzyszy Iwaszkiewiczowskiemu sérénité, stapianiu się każdego bytu w jedność: „Kiedy obok nas ziemia i niebo przeminą”[7].
Wizja Ziemi i Układu Słonecznego w fazie kosmicznej agonii z mocą ujawniła się w Plejadach z 1942 roku w wojennym cyklu o metafizycznym zwątpieniu. Świadomość ostatecznego końca planet i ich gwiazdy przywraca miarę spraw, którym ludzie zwykle przypisują najwyższe znaczenie i z powodu których są w stanie toczyć wojny, wzbudzać w sobie nienawiść. Niknięcie wagi problemów życia w perspektywie katastrofy kosmicznej, która nastąpi za pięć miliardów lat, jest stanem, procesem obrazowanym przez Starego Poetę w Mapie pogody i Muzyce wieczorem.
Świadomość końca galaktyk stwarza wrażenie wiru. W krajobrazach wierszy krąży ptactwo, wirują wiatry i światy. Ta kosmiczna eschatologia, biorąca pod uwagę nieludzkie, bo niewyobrażalne miary czasu, spełnia funkcję konsolacyjną. Ma stanowić argument rozjemczy, ale może przekształcić się w źródło nihilizmu. Skoro wszystko ulegnie zagładzie – nic nie ma sensu, życie nie ma powagi i niezniszczalnej, dającej się określić racji. Nihilistyczne rozdarcie jest widoczne już w Piosence dla zmarłej (włączonej pierwotnie do cyklu Z księgi dnia z 1929 roku).
Poczucie nieważności i unieważniania się imponderabiliów życia zostaje sugestywnie ujęte w poemacie lirycznym Stary poeta[8]. Odczuwalny jest w nim tragizm w kontekście własnej śmierci, skończenia się wszystkiego. Jednocześnie poeta kreuje sens całkiem odwrotny od tego, o którym czytamy w Apokalipsie św. Jana, według której każdy człowiek będzie osądzony podług swoich uczynków. Dla bohatera mówiącego w wierszach Iwaszkiewicza bardziej liczy się to, co zrobią z nim i pamięcią o nim ci, którzy zostaną wśród żywych.
Jego poezja nie chce lub nie może kreować świata poza doświadczeniem cielesności, nawet wobec „nocnej trwogi” przeżywanej przez starca. Język Iwaszkiewicza do końca pozostał, jak to określił Czesław Miłosz, „zachłanny na barwy, dźwięki, smaki i zapachy”[9]. A jest napisane: „Jeżeli według ciała żyjecie, pomrzecie; jeżeli zaś przez ducha popędy ciała poddacie umartwieniu, żyć będziecie”[10].
Jednocześnie wierszy Iwaszkiewicza nie opuszcza poczucie znikomości życia, które w postawie chrześcijańskiej jest kluczowe. „Opatrznościowa sensowność historii”, jak to formułuje Miłosz[11], nie jest całkiem obca poetyckiemu światu Iwaszkiewicza. Broniąc się przed apokaliptycznym porażeniem, poeta żywi się wspomnieniami, „pokarmami ziemskimi”, napełnia swą wyobraźnię cyklicznością obserwowanych zjawisk, które charakteryzuje rytmiczny nawrót pór roku i następstwo pokoleń, a także naturalna logika dnia i nocy, świtu i zmierzchu. Przewidywalność i powracalność w przyrodzie niesie pocieszenie, ucisza i tworzy mapę dobrej pogody. Kontrapunktowo w późnych wierszach poeta stosunkowo często odnotowuje złą pogodę: deszcz, wiatr, zachmurzenie oraz chłód. Pochwała zwyczajności jest gestem przeciwko trwodze kończenia się wszystkiego, co było znajome, określone, przyswojone i dlatego stosunkowo najpewniejsze: „[…] Ach nie ufaj pogodom / Zawsze najpewniejsze / Ze wszystkich szczęść i wielkich i małych – najmniejsze […][12].
Apokalipsa oznacza ostateczne rozstrzygnięcie walki dobra ze złem, rywalizacji Szatana z Bogiem, a więc wielką przemianę, po której nic już nie będzie takie, jakie było. Poetycka apokalipsa Iwaszkiewicza dokonuje się jakby w zaciszu. Poeta igra z apokaliptycznymi hiperbolizacjami. Kiedy więc pisze o „Nowej Rzeczywistości”, lekko i żartobliwie nakłada na sytuację apokaliptyczną scenerię świata stechnicyzowanego: „[…] Jaki nacisnąć guzik /gdy przychodzi nocna trwoga? / przez który czarny czy srebrny głośnik / odezwie się trąba boga? […]”[13]. Poetycka apokalipsa polega tu na przeistaczaniu się świata natury w świat sztuczny, świat znieczulony, pozbawiony różnorodnych form życia:
[…]
To nawet nie boli
ten świat bez motyli
bez zmierzchnicy bez ważki
bez chrabąszczy
bez gąszczy bez gąsienic
[…][14]
Nawet symbol zmartwychwstania, może także Zbawiciela i krzyża, to „żeliwny kwiat ostateczny”, który „wykwitnie” z nie wiadomo jakich kłączy. W konsekwencji zamiast „konwalii”, „irysów”, „peonii”, „anżelek” będą „kontakty guziki”. Przewrotna apokalipsa poety nie oznacza zatem przemiany świata na lepsze, toteż apeluje o nieprzyspieszanie żadnych naturalnych procesów: „[…] Nie trzeba nic zrywać wyłączać / samo się wszystko skończy”[15]. Ten „nowy” świat staje się szary i zimny, w niczym nie przypomina kolorowego i bogatego Nowego Jeruzalem[16].
Wrażliwość ekologiczna (tu pochodzenia franciszkańskiego) znamionuje wyczulenie na objawy zagłady, której autorem jest człowiek. Apokalipsa podaje plagi i kataklizmy przyrody obejmujące całą ludzkość i planetę. Do tego zagadnienia w jakiś sposób nawiązuje Iwaszkiewicz w dłuższym wierszu pod tytułem W kościele[17] – monologu poety z milczącym Bogiem, opierającym się na przypomnieniu, że kiedy Bóg stworzył świat, orzekł, że jest on dobry. „Ja” mówiące parafrazuje tę sentencję biblijną na modłę estety: „stworzyłeś taki piękny świat”, ale jego stan obecny jest katastrofalny. Poeta skarży się, ponieważ mierzi go nadmierna migracja ludzi („Dlaczego oni tak latają / całymi gromadami? / Z miejsca na miejsce?”), zanieczyszczanie środowiska naturalnego („Dlaczego robią nieczystości do wody?”), a także rozwijanie się agresji. Poświadcza też, że zło czynią sami ludzie; nie rozumie zaś, dlaczego Stwórca pozwolił, aby ono się dokonało.
W Apokalipsie odnajdujemy zapisy, z których wynika, że niemała część ludzkości, mimo plag, znaków i masowej śmierci,„nie odwróciła się od dzieł rąk swoich: mianowicie od oddawania czci Boskiej demonom i bożkom, które nie mogą widzieć ni słyszeć, ni chodzić; a więc ludzie nie odwrócili się od zabójstw, które popełniali, ani od magii, którą uprawiali, ani od rozpusty i kradzieży swoich”[18].
Nieco dalej jest napisane, że źli to ci, którzy „sprowadzają zatratę na ziemię”[19]. To oni, bałwochwalcy, mają być ukarani i unicestwieni. Iwaszkiewicz, posługując się miarą ludzką, nie obnaża jednak złej woli człowieka i jej konsekwencji, lecz bezsilność Boga wobec faktu, że Jego dzieło stworzenia jest niweczone. Co się stanie ze złymi? Tekst Apokalipsy zamyka wizja Nowego Jeruzalem. Poza jego murami „pozostaną psy, czarownicy, nierządnicy, mordercy, bałwochwalcy i wszyscy ci, którzy kochają kłamstwo i czynią je”[20].
„Psy” w Biblii mają symbolikę „raczej negatywną”[21], zaś w poezji Iwaszkiewicza jak najbardziej pozytywną. W wierszach przychodzą duchy zdechłych psów, pies wyje na czyjąś śmierć, dzieli los człowieka i ludzkie nierozumienie zachodzących zmian („psy epok nie znają”[22]). Obracanie wzroku podmioty lirycznego ku psom i innym zwierzętom uzmysławia sens eklezjalny, jak i apokaliptyczny: „Ty bowiem mówisz: «Jestem bogaty» i «wzbogaciłem się», i «niczego mi nie potrzeba», a nie wiesz, że to ty jesteś nieszczęsny i godzien litości, i biedny i ślepy, i nagi”[23].
Zrównanie statusu psów, czarowników i tak dalej z „kochającymi kłamstwo” naprowadza na problem moralności sztuki i artysty. Poecie nieraz doskwierała sztuczność i iluzyjność dzieła sztuki. Psia symbolika w utworach Iwaszkiewicza opowiada o wielu sprawach, które go dręczyły.
W opisach Apokalipsy gwiazdy są strącane i gasną, jak tu: „[…] i słońce stało się czarne jak włosienny wór, a cały księżyc stał się jak krew. I gwiazdy spadły z nieba na ziemię, podobnie jak drzewo figowe wstrząsane silnym wiatrem zrzuca na ziemię swe niedojrzałe owoce”[24].
I trzeci anioł zatrąbił:
i spadła z nieba wielka gwiazda, płonąca jak pochodnia,
a spadła na trzecią część rzek i na źródła wód.
A imię gwiazdy zowie się Piołun.
I trzecia część wód stała się piołunem,
i wielu ludzi pomarło od wód, bo stały się gorzkie.
I czwarty anioł zatrąbił:
i została rażona trzecia część słońca
i trzecia część księżyca i trzecia część gwiazd,
tak iż zaćmiła się trzecia ich część
i dzień nie jaśniał w trzeciej swej części,
i noc – podobnie[25].I piąty anioł zatrąbił:
i ujrzałem gwiazdę, która z nieba spadła na ziemię,
i dano jej klucz od studni Czeluści[26].[ogromny smok] „Ogonem swym zmiótł z nieba trzecią część gwiazd i zrzucił je na ziemię”[27].
Niebo apokaliptyczne traci gwiazdy, które nie oznaczają już harmonii i wiecznych praw. Są symbolami ducha (światło w ciemności), pojawiając się w liczbie mnogiej, „symbolizują duchowe wojsko zmagające się z ciemnościami”[28].
Należy wyrazić nadzieję, że kiedyś powstanie studium o gwiazdach w świecie literackim Jarosława Iwaszkiewicza. W utworach wcześniejszych funkcjonują one jako znaki kulturowe lub jako obraz niewzruszoności praw. W lirykach ostatnich odgrywają rolę zgoła inną, nieco podobną – przynajmniej w sensie obrazowo-estetycznym – do tej, którą spotykamy w Apokalipsie. W cyklu Mapa pogody rozpościera się apokaliptyczny krajobraz umiejscowiony na Sycylii. W jej pejzażu wyróżnia się wulkan Etna[29]. Ten obszar Iwaszkiewicz portretował przez dziesiątki lat może przede wszystkim dlatego, że „pozwalały” mu one określić siebie, swoje przeżywanie świata i własne myślenie o nim. Tym razem sycylijska sceneria staje się przestrzenią apokaliptyczną, w której morze wskazuje na odległość człowieka od Boga, płomienie wulkanu rysują katastrofę ostateczną, nad którą nieboskłon został pozbawiony świecącej, wydawało się niegdyś, wieczności. Tutaj gwiazdy jeszcze krążą, ale już spadają, co podmiot wiersza bardziej słyszy, niż widzi: „razem będziemy słuchać gwiazd i piór szelestu”. Domyślać się można, że „gwiazdy” i „anioły” są tu raczej tożsame, jak to dzieje się w cytowanych wyżej fragmentach Apokalipsy.
Jest u Iwaszkiewicza jakieś parcie ku anielskości, którą poetycko oddaje potrzeba lotu, wznoszenia się, co uobecnia się w ostatnim cyklu poety pod tytułem Wieże. Zatrzymajmy się jednak nad innym motywem. W wielu wierszach Iwaszkiewicza zapada noc, której nie rozświetla gwiezdne światło. W cyklu Mapa pogody pojawiają się„I błyskawice i mgła…”[30], „mgła czarna”[31], a zarazem trwający proces zamrażania, znieruchomienia, zlodowacenia i towarzyszące temu przerażenie. Błogosławienie pogodą jest życzeniem, pragnieniem, igraniem słowem „pogoda”, ponieważ nie są to znaki uzyskanego spokoju. „Pogoda” jest otoczką tragedii, wezwaniem do przyjęcia tego wszystkiego, co się stać musi w spokoju:
Pogoda czasu niechaj będzie z tobą
twego czasu i czasu gwiezdnych zegarów, pogoda klepsydry, którą odwraca sędzia
Joanny[32], przestrzeń od nas do nas, zaćmienie do zaćmienia, czasu skurczonego w
sprężynie i czasu
zebranego w gasnącym słońcu
pogoda pogoda[33]
Jasność fraz „pogodowych” jest pozorna, kryje się w nich treść żałobna i apokaliptyczna. Poeta znów przeciwstawia czas jednostki czasowi kosmicznemu, który nie jest już identyczny z wiecznością. Gromadzą się jednak paradoksy i oksymorony – sprzeczności, które przechodzą w jakiś jeden wyobrażalny wymiar. „Gwiazdy” zeszły na Ziemię, czyli podlegają tym wszystkim regułom, jakie na niej obowiązują. Bezgwiezdność zamyka cykl tytułowy i cały tom wierszy Mapa pogody:
Rozbiegły się plejady po niebie jak owce
Łabędź odleciał w przestrzeń gwiezdną smugą
Ty – nie zostawiaj mnie tutaj samego
Gdy odlatują gwiazdy i bogowie[34]
Poeta pozostaje samotny i nagi (w sensie duchowym i egzystencjalnym) pod nocnym niebem. O wiele bardziej doświadcza opuszczenia przez „wiarę, nadzieję, miłość” niż w cyklu Plejady napisanym z 1942 roku. We frazie o odlatujących „gwiazdach i bogach” dosłyszeć można stwierdzenie o „zmierzchu bogów”, o zaniknięciu świata idei i marzeń, którym przez wieki można było objaśniać losy i sens człowieczeństwa. Bezgwiezdne niebo jest pustym miejscem, w którym odsłoniły się zaprzepaszczone złudzenia. W tej tragicznej sytuacji jedynie prostota słowa, a więc mówienie o prawdzie, wewnętrznej samotności człowieka, który uświadomił sobie, że wszystko, czym żył, było i jest podszyte nicością, jest ostatecznym powołaniem poety. Pocieszenie, niestety marne, idzie stąd, że temu, który osiągnął „dno” poznawcze, jest dane dzielić się swoim nieprzekazywalnym doświadczeniem.
W wierszu zwieńczającym ostatni tom Jarosława Iwaszkiewicza, Muzyka wieczorem z cyklu Wieże, również czytamy o bezgwiezdnym niebie:
[…]
Na białych wysokościach błękitne imadła
W rozbłysku wspominają losy zakończone,
O pozwól mi raz jeszcze, Ty, gwiazdo upadła
Zaświecić sercem w moje własne strony.
Człowiek jak pies bezradny czeka przeznaczenia,
Nad jego głową linie planety się łączą,
Naszych gwiazd nie odróżnia od innych promieni,
Już zgasły. Sprawy ludzkie tak oto się kończą.[35]
Tonacja elegijna wzbogacona zostaje o ton apokaliptyczny, który niewiele ma wspólnego z zagładą, a raczej ujawnia związek z eschatologiczną nadzieją. Jej wzbudzenie jest jednym z celów Apokalipsy. Umierający podmiot broni się przed rozmywaniem, plątaniem się i mieszaniem wszelkich form. Umieranie jest oddane jako zlewanie się świata umierającego z tłem. Indywidualne „ja” przestaje być odróżnialne. Wyjściem z tego bezformia, entropii, ujednolicenia jest poetycki lot nad wieżami – plan cyklu przedstawiał się następująco: „1) wieża krakowska 2) wieża gotycka 3) Laura 4) wieża wiejska”. Wieże symbolizują domowienie się człowieka, jego duchowe aspiracje, potrzebę świata idealnego, a także ideę zmartwychwstania.
Jednakowoż Iwaszkiewicz w tej sytuacji nie odwołuje się do Apokalipsy św. Jana, lecz do wizji apokaliptycznej z Księgi Daniela. Powtarzane wielekroć „nie rozumiem” w przedagonalnej chwili zmienia się w olśnienie: „[…] rozumiem zatajone w gąszczach i zaroślach / Przemieniające słowa proroka Daniela […]”[36]. Prawdopodobnie chodzi o słowa: „Ty zaś idź i zażywaj spoczynku, a powstaniesz, by otrzymać swój los przy końcu dni”[37].
Iwaszkiewicz nie deklaruje tu jednoznacznie wiary, przypomina Adama Mickiewicza, który „szukał takiej wieży Tabor / Gdzie by mu się kościotrup przeistoczył w ducha”. Poeta do jakiegoś stopnia identyfikuje się z Mickiewiczem. Widzi siebie w jego duchowym poszukiwaniu i podobnie jak on w Stepach Akermańskich, które aluzyjnie powracają przez całą twórczość Iwaszkiewicza, nasłuchuje głosu: „[…] A liście wiatr cmentarny po polu przegania / I słychać tylko wycie. I nie słychać grania”[38]. Nie słychać „grania”, a więc muzyki, trąb, sensownych, dających czytelny i zapowiadany przez Pismo znak, dźwięków. Zarówno poetycką apokalipsę Iwaszkiewicza, jak również jego wiarę-niewiarę przenika brak gwarantowanej pewności i nieugaszona niczym nadzieja. Zaświadcza o tym wsłuchiwanie się poety w okolice swej egzystencji na krótko przed śmiercią.
jesień 2003