Ze starego miasta
mówiły o ciężarze zmęczonych dłoni
rozmowa trwała dopóki się dotykały
pęknięta poręcz i zniszczona jak klatka schodowa kobieta
przestały się widywać
gdy drogę na piętro Bóg oznaczył czarnym szlakiem
potem zaglądała Jadzia spod czwórki
składała ręce w intencji lecz poszła
za świętą panienką w odpustowej ramie
pająki zawiesiły trampolinę ciszy
sen zaczął się wyginać i szarpać
coraz częściej kot służył do płaczu
nachalnie ocierając o łzy chciał być pod opieką
ale kończyła się karma i powietrze
zamykało już usta przed łyżką z jedzeniem
chmury weszły przez okno kiedy nie mogła już wstać
a potem słońce
w zimnym pokoju wyrosła jabłoń pod którą wierzyła miłości
pierwszy zobaczył ją listonosz
Tekst został pozyskany w ramach programu Tarcza dla Literata.