26.09.2019

Nowy Napis Co Tydzień #016 / Po co nam pokolenia?

Rozmowa Józefa Marii Ruszara z dr. hab. Romanem Bobrykiem, prof. Michałem Januszkiewiczem, dr Małgorzatą Peroń, dr. hab. Radosławem Siomą, prof. dr hab. Zofią Zarębianką

Józef Maria Ruszar: Jeszcze pięćdziesiąt lat temu kategoria pokolenia literackiego była jedną z najważniejszych kategorii literaturoznawstwa, historii literatury – za jej pomocą patrzyliśmy na rozwój literatury narodowej czy nawet europejskiej. Świętej pamięci Kazimierz Wyka był jednym z koryfeuszy, którzy spopularyzowali to pojęcie i uczynili je tak ważnym.

Zofia Zarębianka: Może warto przypomnieć, że pierwszym, który operował kategorią pokolenia był Antoni Potocki, natomiast Kazimierz Wyka podniósł to pojęcie do rangi literaturoznawczej kategorii opisowej, przy pomocy której dokonywano podziału literatury, zwłaszcza w odniesieniu do XX wieku, ale również romantyzmu. I to do pewnego momentu rzeczywiście funkcjonowało. Ja – w mojej praktyce dydaktycznej – tą kategorią posługuję się w dalszym ciągu, ale dla celów przede wszystkim porządkujących, żeby usystematyzować proces historycznoliteracki, tę całą magmę – ale coraz bardziej zdaję sobie sprawę z niefunkcjonalności tegoż pojęcia, zwłaszcza w odniesieniu do literatury najnowszej, czyli tej po 1989 roku.

Józef Maria Ruszar: Tak, ale ta wcześniejsza literatura XX wieku ewidentnie poddaje się takiej kategoryzacji, zwłaszcza, że takie wyznaczniki pokolenia, o których Wyka mówił, jak zbliżona data urodzenia, tak zwane przeżycie pokoleniowe – to jednak świetnie opisuje zwłaszcza XX wiek.

Zofia Zarębianka: Tak. Wyka zwracał przede wszystkim uwagę na to tak zwane „przeżycie generacyjne”, czyli takie wydarzenie, historyczne czy polityczne, które ogniskowało wokół siebie świadomość dużej grupy ludzi, którzy w danym momencie wchodzili w dorosłość, czyli byli jeszcze na tyle młodzi, że właśnie to wydarzenie mogło kształtować ich wrażliwość, ich sposób postrzegania rzeczywistości, ich sposób myślenia o świecie.

Józef Maria Ruszar: Światoodczucie, światopogląd, światoobraz – to wszystko było kształtowane właśnie przez to, co nazywamy przeżyciem pokoleniowym. Od tego czasu minęło jednak sporo lat, a zmiany cywilizacyjne i  kulturowe spowodowały, że powoli ta kategoria traci na znaczeniu.

Radosław Sioma: To jest kategoria metodologiczna. Kiedy Wyka zaczynał nad nią pracować – zresztą Wyka nie jest sam, mamy Frydego, który pisze tekst o dwóch pokoleniach awangardy, bardzo ważny artykuł w tym kontekście – to już powstają metodologie, które są właściwie apokoleniowe: powstaje formalizm, zaczyna powstawać psychoanaliza przedwojenna, z pracą Bychowskiego o Słowackim. Nasuwa się w ogóle pytanie, na ile używanie kategorii pokolenia w Polsce po ’45 roku jest związane ze specyficznym przeżyciem historii – a nawet już nie historii, bo druga wojna światowa w latach tuż powojennych nie jest historią, ale najbliższą pamięcią. To jest bardzo ważne. Przy czym ja lubię tę kategorię – gdy mówię o pierwszym pokoleniu modernistów, drugim, zwłaszcza trzecim. To byliby między innymi Witkacy, Szaniawski, Jaworski, Grabiński… to pojęcie bardzo ładnie pokazuje, jak Młoda Polska przechodzi, niezależnie od przełomu awangardowego, w coś zupełnie innego, zachowując niektóre swoje cechy. Oczywiście nie da się mówić o literaturze powojennej bez kategorii pokolenia wojennego, ale jednocześnie potem przyjdą kolejne metodologie, które będą szły w stronę badań kulturowych, przyjdzie konstruktywizm, który w ogóle osłabia realność historii literatury. Przy czym kiedy robię wykład z Dwudziestolecia Międzywojennego albo z Młodej Polski, to pracuję tą kategorią – ona mi bardzo ładnie w punkcie wyjścia ustawia dzieje naszej literatury, jednak pod koniec ją zawieszam, bo muszę pokazać rzeczy, które się ujęciu pokoleniowemu nie poddają.

Zofia Zarębianka: A ja muszę powiedzieć, że kiedy ja robię wykład z Dwudziestolecia Międzywojennego, to kategorii pokolenia w odniesieniu do tego okresu zasadniczo nie używam, poza wspomnieniem Frydego, natomiast posługuję się kategorią grupy literackiej, i  dopiero od roku ’44, czyli od wejścia pokolenia wojennego, zaczynam operować tym pojęciem pokolenia, i  ono wydaje się funkcjonalne aż do Nowe Fali, czyli aż do roku ’68, a potem zaczyna się to znowu dziwnie rozjeżdżać.

Józef Maria Ruszar: Chyba tak, i  padło określenie, które jest kluczowe dla naszej rozmowy, to znaczy „pokolenie wojenne”. Niewątpliwie jest to – jeśli chodzi o literaturę polską – najważniejsze pokolenie w XX wieku, a jednocześnie ta kategoria pokolenia przyłożona do tej generacji jest bardzo silna między innymi dlatego, że są pewne drobiazgi, który mogłyby w świadomości ludzi zacierać pojęcie pokolenia – zwróćmy uwagę, że to jest pokolenie, które, po pierwsze, startuje w życie literackie w długim okresie, a po drugie – w niezwykle dramatycznych okolicznościach. Najpierw mamy tych poetów warszawskich, którzy startują najwcześniej, jeszcze w czasie wojny, są bardzo młodziutcy…

Zofia Zarębianka: …„Sztuka i  Naród”, Baczyński…

Józef Maria Ruszar: …Gajcy i  inni. Co jest jeszcze charakterystyczne: że prawie wszyscy giną. Borowski jest właściwie jedynym z tych znaczących, którzy przeżyli. Później wchodzą ci, którzy mieli późniejszy start przede wszystkim ze względu na swoją prowincjonalność, tutaj Różewicz jest bardzo dobrym przykładem; wychodzi z lasu i  zaczyna wchodzić w życie literackie… Jan Józef Szczepański, i  inni. I trzecia fala: Białoszewski i  Herbert, którzy dopiero de facto po ’56 roku mogą wejść w życie literackie – nie dlatego, że wcześniej nie piszą, tylko dlatego, że są jeszcze inne zawirowania historyczno-polityczne.

Zofia Zarębianka: Tu się zarysowuje pewien paradoks, dlatego że i  Herbert, i  Białoszewski należą generacyjnie jeszcze do pokolenia wojennego – Herbert się tu jeszcze załapuje, mimo że był troszeczkę młodszy – natomiast obydwaj przez długi czas byli przyporządkowani do tak zwanego pokolenia „Współczesności”, czyli pokolenia roku ’56, o którym warto może powiedzieć, że w momencie, kiedy Błoński wprowadził to pojęcie, to używał go w znaczeniu pejoratywnym, mówiąc, że to jest pokolenie pozbawione jakiegokolwiek wspólnego programu – i  to był zarzut.

Józef Maria Ruszar: Chciałbym poruszyć jeszcze jedną kwestię: wydaje mi się, że jednym z bardzo ważnych wyznaczników pokolenia jest sposób jego wykształcenia. Kiedy patrzymy na pierwsze pokolenie romantyków, to widzimy, że jest nieprawdopodobnie wykształcone. Taki Mickiewicz może być profesorem i  w Lozannie, i  w Paryżu. Krasiński nie musi chodzić do żadnych szkół, to szkoły przychodzą do niego. Słowacki – i  Krzemieniec, i  Wilno. To jest coś nieprawdopodobnego i  w porównaniu z nimi to drugie pokolenie romantyków jest straszliwie niedokształcone. Kiedy myślę o pokoleniu wojennym to bardzo często myślę o tym, że wykształciło ich międzywojenne gimnazjum. Jeżeli popatrzymy, jak wybitne jest to pokolenie, to trzeba pamiętać o tym, przez jaką szkołę oni przeszli. I co się stało później z tymi pokoleniami?

Roman Bobryk: W zasadzie trudno ocenić, co się stało. Już sama kategoria pokolenie „Współczesności” czy pokolenie ’56 jest troszeczkę na wyrost i  związana chyba tylko z okolicznościami samego książkowego debiutu.

Józef Maria Ruszar: Czyli wydarzenie polityczne jest tutaj jakąś cezurą…

Roman Bobryk: …jest cezurą, która służy w ogóle sformułowaniu tego określenia pokolenie „Współczesności” czy Pokolenie ’56 (bo te określenia funkcjonują zamiennie), natomiast sama kategoria pokolenia już w tym momencie uległa jakiemuś rozmyciu i  w przypadku tego, co mamy później, poza Nową Falą (tu muszę zgodzić się, że jest to zjawisko na tyle spójne, że jego odrębność na tle poezji polskiej XX wieku jest bardzo wyraźna) o jakiejś wspólnocie pokoleniowej w ogóle nie można mówić.

Michał Januszkiewicz: Pojęcie pokolenia literackiego wydaje się kategorią interpretacyjną, a nie opisową. Nie jest to mocna kategoria, raczej próba interpretacji tego, co dzieje się w literaturze, właściwie z perspektywy historycznej. Samo pojęcie pokolenia literackiego nabiera zabarwienia wręcz nieco metaforycznego. Przecież w istocie trudno mówić o pokoleniu w rozumieniu tego pojęcia, jakie znajdujemy w socjologii, gdzie od dawna mówiło o trójpokoleniowości w danym momencie historycznym czy kulturowym: że istnieje pokolenie dziadków, dzieci i  wnuków, i  te pokolenia socjologicznie ujmuje się w pewnych wyraźnych ramach czasowych, co około dwadzieścia lat… natomiast jeśli spojrzymy na te pomysły periodyzacyjne – bo to przecież jest rodzaj periodyzacji – dotyczącej literatury powojennej, to te pokolenia pojawiają się czasem co kilka lat, co jest, z uwagi na samo znaczenie pojęcia…

Józef Maria Ruszar: …socjologicznie podejrzane.

Michał Januszkiewicz: Między ’45 a ’48 to pokolenie wojenne, potem „Pryszczaci”, potem ’56, potem mamy cztery lata między ’56 a ’60, bo pojawia się Orientacja Poetycka Hybrydy – czy to są w istocie pokolenia? To słowo należy oczywiście utrzymać, bo ono się skonwencjonalizowało dzięki Wyce, natomiast używamy go w taki chyba metaforyczny sposób, który już wszyscy zaakceptowaliśmy i  to pojęcie pokoleń przede wszystkim sprawdza się w dydaktyce, w naszych pomysłach periodyzacyjnych, przy próbie uchwycenia najważniejszych zjawisk.

Józef Maria Ruszar: Ale wracając w takim razie do ’56 roku. Czy naprawdę nie widzicie państwo żadnej wspólnoty, jeśli chodzi o ideologię artystyczną, tych, którzy debiutowali po ’56 roku? Abstrahując od Białoszewskiego i  Herberta, którzy ciągną się w ogonie pokolenia wojennego.

Małgorzata Peroń: Myślę, że znamienne jest tutaj to, że każdy z tych pięciu poetów debiutujących w tym symbolicznym czasie miał swoje wprowadzenie ze strony krytyków, i  myślę, że dzisiaj ta kategoria pokolenia jest trochę historyczna, natomiast dzisiaj, kiedy patrzymy na literaturę najnowszą, to same badania literaturoznawcze nie skupiają się na pełnym oglądzie literatury, bardziej jesteśmy chyba nastawieni na to, co wyjątkowe, oryginalne, indywidualne – to widać nawet w podtytułach rozpraw naukowych, gdzie pojawia się dopisek: „fragment”, „szkic” czy „próba dania obrazu”. Częściej przyglądamy się tym pojedynczym biografiom, szukając indywidualności. Kategoria pokolenia łączy się z byciem we wspólnocie, i  tę wspólnotę tworzyło konkretne wydarzenie historyczne, doświadczenie i  – tak jak pan powiedział – wykształcenie szkolne. Kiedy ja czytam poetów pokolenia ’56, widzę nawiązania, odniesienia na przykład do kultury antycznej, do ich wcześniejszych lektur, natomiast literatura po ’89 chyba dokonała, zwłaszcza poezja, tego symbolicznego gestu, który zaproponował Świetlicki, należący do grupy „bruLionu”. „Nie chcemy Słowackich, nie chcemy Mickiewiczów”. Jak w tym programowym wierszu Dla Jana Polkowskiego. Boli mnie ząb, ja jestem najważniejszy. To indywidualne „ja” jest dla mnie przeciwieństwem pokolenia i  wspólnoty. Trudno nam jako badaczom znaleźć kategorię pokolenia, bo coraz rzadziej się nią posługujemy, może jak pisarze – nie potrafiąc dać wielkiej, świetnej powieści… kiedy czytam współczesną prozę, to zbudowana jest ona nawet pod względem struktury z mikro-opowieści, spojrzeń, puzzli, które mają się złożyć na obraz, ale jest to tak jak u Różewicza: zawsze fragment.

Józef Maria Ruszar: W takim razie co można powiedzieć o Nowej Fali, jako o takiej ostatniej…

Zofia Zarębianka: …może Nowa Fala byłaby tutaj jedynym przykładem zwartego pokolenia, w odniesieniu do którego można by operować w sensie hard, kiedy to pojęcie nie jest metaforyczne, nie jest używane na zasadzie miękkiego pojęcia, tylko rzeczywiście w odniesieniu do Nowej Fali można by mówić o pokoleniu. Tutaj mamy i  podobną datę urodzenia – to jest pierwsze pokolenie twórców urodzonych już po wojnie lub pod sam koniec wojny – między ’44 a ’48, i  mamy wyraźne przeżycie generacyjne, a właściwie nawet dwa: z jednej strony mamy Marzec ’68, to jest bardzo mocne doświadczenie, ale potem jeszcze zintensyfikowane przez Grudzień ’70.

Józef Maria Ruszar: Czyli znowu wydarzenia polityczne.

Zofia Zarębianka: Zewnątrz-literackie. Ale to jest charakterystyczne w ogóle dla tej periodyzacji, że ona się posługuje i  odwołuje do wydarzeń zewnątrz-literackich, a nie do wydania jakiegoś tomiku, jak w przypadku wydania Ballad i  romansów Mickiewicza.

Michał Januszkiewicz: To jest właśnie bardzo ciekawe, że kategoria pokolenia literackiego nie jest do końca literacka, ale jest interdyscyplinarna czy jakoś pośrednia, mieści się na przecięciu historii, historii literatury, krytyki literackiej, socjologii przede wszystkim…

Józef Maria Ruszar: …i w takim razie również politologii.

Radosław Sioma: Myślę o pisarzach, którzy nie poddają się takiemu pokoleniowemu zaszeregowaniu. Przyszły mi do głowy dwa przykłady. Z jednej strony – Tytus Czyżewski, który właściwie nie wiadomo, do którego pokolenia należy. To jest rocznik 1880, pisze jakieś młodopolskie wiersze, potem bardzo dobry dramat Śmierć Fauna, ważny dla krytycznej fazy Młodej Polski, ale to zarazem nasz awangardysta, i  to jeden z najlepszych…

Zofia Zarębianka: …futurysta, formista…

Radosław Sioma: …tak jest, i  jest jeszcze inny przykład: Fredry i  Mickiewicza. To jest to samo pokolenie, gdzie najważniejszym wydarzeniem, tym pierwszym, będzie rok 1812. I tu jest zupełnie inny sposób przeżycia, bo Fredro jest żołnierzem, i  to jest bardzo istotne. Czasami myślę, że ten głos Fredry jest niesłyszalny, właśnie ze względu na odmienność doświadczenia, dlatego, że on był między innymi żołnierzem, w przeciwieństwie do naszych wielkich patetyków…

Józef Maria Ruszar: …którzy albo uciekli z powstania, albo nie dotarli, bo było za wiele kobiet po drodze.

Radosław Sioma: …ale on o tym zaczyna pisać bardzo późno, we wspomnieniowych Zapiskach starucha bodajże. Pan Jowialski jako przeżycie Powstania Listopadowego… w ogóle nie zostaje tak odebrany, Cieszkowski na niego napada, jeśli mnie pamięć nie myli, właśnie z powodu tego dramatu. Mamy dwa ekstrema tego samego pokolenia: Mickiewicz i  Fredro. A Czyżewski już w ogóle się nie daje tu zmieścić… próbuję Czyżewskim pokazać, że ta kategoria jest tylko częściowo adekwatna już w momencie powstawania. Takich przykładów oczywiście znaleźlibyśmy w polskiej literaturze znacznie więcej.

Zofia Zarębianka: Istnieje jeszcze – jako wyznacznik pokolenia – świadomość czy auto-świadomość uczestników danej formacji. W tym zakresie można by chyba przywołać przykład pokolenia 1910 roku. Miłosz pisze w którymś wierszy z Trzech zim: „z tragicznego jesteśmy bowiem pokolenia”.

Józef Maria Ruszar: Mówimy o pierwszej wojnie światowej, więc znów o wydarzeniu historycznym, militarnym, politycznym…

Zofia Zarębianka: Ale które ich ukształtowało w jakiś sposób.

Józef Maria Ruszar: Pierwsza wojna światowa w naszym polskim rozumieniu jest zupełnie inna niż Francuzów czy Niemców, z banalnego powodu: wprawdzie zapłaciliśmy niezwykle wysoką cenę, ale dostaliśmy potężną nagrodę w postaci niepodległości i  dlatego te ofiary nie są postrzegane jako złożone na marne, tak jak widzą to Francuzi… ale wracając do bliższych nam czasów: nie po raz pierwszy tu padło, że ostatnim pokoleniem, o którym możemy tak mówić – przynajmniej na początku, bo potem te indywidualności poszły w różnym kierunku – jest Nowa Fala. A co z „bruLionem”, co później?

Michał Januszkiewicz: Nie jest tak do końca, bo w tych zwyczajowych podziałach pokoleniowych pojawiały się sugestie o istnieniu pokolenia ’76, potem ’81, ‘89… i  to wszystko nasuwa taką myśl, że w gruncie rzeczy pojęcie pokolenia literackiego jest kategorią bardziej konstruktywistyczną niż taką, której przysługuje realne istnieje, w tym sensie, że wystarczy, że odnajdziemy w historii czy kulturze określoną datę, moment, mniej lub bardziej ostry, w którym coś istotnego się wydarzyło, i  na tej podstawie możemy już konstruować wyobrażenie o tym, że to zdarzenie danego okresu jest już fundujące dla danego pokolenia. W tym sensie może się okazać, że pokolenia mogą być po prostu konstruowane przez historyków literatury, socjologów literatury, krytyków literatury w sposób dowolny. Może więc to być kategoria retoryczna służąca nawet pewnym manipulacjom. Nie pamiętam dokładnie, ale był taki pomysł, który zrodził się w czasie Nowej Fali, kiedy władza usiłowała przeciwstawić się popularności pokolenia Nowej Fali, która była wiązana jednoznacznie politycznie – i  usiłowano wykreować w tym samym czasie inne pokolenie, które miało dowodzić stabilizacji społecznej, radości istnienia, to jest epoka gierkowska, która daje poczucia szczęścia społecznego… i  wtedy Nową Falę możemy zdystansować, proponując zupełnie inny pomysł na to pokolenie.

Józef Maria Ruszar: …ale to się nie udało.

Michał Januszkiewicz: …to się akurat nie udało.

Józef Maria Ruszar: Ale chciałbym, żebyście się państwo wypowiedzieli na temat „bruLionu”. Czy to jest pokolenie, czy tylko grupa…?

Małgorzata Peroń: Chyba tylko grupa, ponieważ jako pierwszy zaproponował programowo wyjście ze wspólnoty, postawienie na bycie indywidualne… dobrym przykładem jest Świetlicki, który mówi o skierowaniu na siebie. Oczywiście ma swoich naśladowców literackich, ale myślę, że o tej literaturze po ’89 roku można już mówić tylko w kategoriach wspólnoty tematów. Kiedy gdzieś widzimy biograficzność. Albo kiedy poeta bardziej kieruje się w stronę eksperymentu związanego z językiem, można by go trochę przypisać do tradycji Białoszewskiego, potem Andrzeja Sosnowskiego, Lipszyc byłby takim przykładem… ale bardziej widziałabym literaturę po ’89 jako tylko wyspy tematyczne, ale nie pokoleniowe, bo co by łączyło tych pisarzy? Myślę, że może w prozie coraz częściej pojawia się taka kategoria pokolenia transformacji, dzieci urodzone w ostatnich latach późnego PRL, te osoby wydają swoje debiutanckie książki, mam tutaj na myśli na przykład Znaki szczególne Pauliny Wilk, w których powraca ona do dzieciństwa, tworząc katalog przedmiotów kojarzących się z tym okresem. Ale jeśli popatrzymy na roczniki siedemdziesiąte, autorów urodzonych w roku 1970 czy troszeczkę później, to ta literatura jest chyba zbyt zróżnicowana, nawet dla badaczy, żeby można było znaleźć dla nich wspólnotę doświadczenia – ważnego, istotnego dla wszystkich.

Radosław Sioma: Padło słowo „roczniki”. Kategoria pokolenia, która sama w sobie nie jest ostra, często nie obejmuje różnych zjawisk literackich, w „rocznikach” jest osłabiona jeszcze bardziej. Są roczniki siedemdziesiąte. Pokolenie „bruLionu”, czyli roczniki sześćdziesiąte. Częściowo związane z późną kontestacją PRL, jak Podsiadło, który jest ważnym w tych rocznikach poetą, ale jednocześnie już dystansującym się do kategorii wspólnotowości. To jest kategoria, która prawdopodobnie nie zniknie, bowiem dzieje muszą być porządkowane, w jakiś konceptualny sposób, i  ważne jest to, co mówił Michał: że to jest kategoria w dużej mierze konstruowana, kategoria pewnego sporu, czasami ideowego, jak Świetlickiego z Polkowskim…

Józef Maria Ruszar: Ale Polkowski nie należy do żadnej z tych grup.

Radosław Sioma: …ale jest punktem odniesienia.

Roman Bobryk: Ja bym się zastanowił, co i  w jaki sposób pozwala w przypadku Nowej Fali i  „bruLionu” w ogóle mówić o pokoleniowości. Czy to jest jeszcze jakieś przeżycie pokoleniowe? Wydaje się mi się, że chodzi o wspólnotę, ale natury szeroko rozumianej stylistyki. Może bardziej w języku trzeba by było tutaj szukać źródeł konstruowania tych formacji.

Zofia Zarębianka: Ale jeśli chodzi o język, też masz różne nurty w „bruLionie”. Masz „barbarzyńców” i  „klasycystów”, więc gdzie jest ta wspólnota językowa?

Józef Maria Ruszar: Z jednej strony jest Koehler i  ewidentne czerpanie z tradycji, a z drugiej strony…

Zofia Zarębianka: …na przykład Podsiadło. Ale w odniesieniu do „bruLionu” sądzę, że trafniejsze jest posługiwanie się określeniem formacja niż pokolenie. Tym bardziej, że to nie jest tak, że oni wszyscy się urodzili na przestrzeni kilku lat. Między nimi różnice wieku są spore. Wencel, który bywa jakoś szeregowany do tej formacji, jest przecież młodszy.

Józef Maria Ruszar: Stąd też było moje pytanie o Polkowskiego: czy jego jesteśmy w stanie zakwalifikować go do którejś z tych generacji czy formacji…

Zofia Zarębianka: Tak naprawdę on był zawsze osobny.

Józef Maria Ruszar: W takim razie ostatnie pytanie: jeśli nie ma już pokoleń, to czy będziemy z tego powodu płakać?

Radosław Sioma: Nie. Myślę, że będziemy wracali do tej kategorii, będziemy jej bronić, że nie da się – przynajmniej w historycznoliterackim opisie – zupełnie z niej zrezygnować. Ale będziemy się fascynować literaturą zupełnie z innych powodów niż przynależność pokoleniowa.

Zofia Zarębianka: Ja włożę kij w mrowisko na zakończenie, i  wspomnę tylko o poetach topoi. Grupie poetów związanych z czasopismem „Topos”, połączonych mniej więcej wspólną datą urodzenia, urodzeni między rokiem 1964 a 1967, więc podobnie jak brulionowcy, no i  ludzie, którzy mają bardzo wyraźną świadomość ideowej – podkreślam: ideowej – wspólnoty. I tu pytanie: czy ta grupa topoi jest pokoleniem, czy jest tylko grupą, czy formacją, środowiskiem „Toposu”?

Małgorzata Peroń: Myślę, że – wracając do postawionego pytania – dla badaczy literatury, dla krytyki literackiej jest to zadanie jeszcze ciekawsze, bo praca z tekstem literackim, kiedy wiem, że poeta należał do danego pokolenia, troszeczkę zawężam mój proces badawczy. Natomiast tutaj mamy tak wiele tematów, możliwości badania, haseł pojawiających się wokół literatury: spotykamy poetów „ośmielonej wyobraźni”, za chwilę poetów nurtu cybernetycznego, poezji feministycznej, eko-krytyki… w tym gąszczu tematów, różnych nurtów, zadanie badacza literatury wydaje mi się jeszcze ciekawsze i  oczywiście znacznie trudniejsze

Michał Januszkiewicz: Ja nie mam z tych zupełnie problemu. Sądzę, że zasadnicze propozycje tych pokoleń, które się już przyjęły po 1945 roku nadal pozostaną i  mogą być sprawnym narzędziem dydaktycznym czy porządkującym historię literatury. Na pewno też jest tak, że dzisiaj myślimy w kategoriach pewnych zwrotów w humanistyce, w literaturze, co wydaje się nawet bardziej poręczne, ale na pytanie o to, czy istnieje jeszcze możliwość mówienia o pokoleniach w przyszłości, to jedną z odpowiedzi jest to, że pokolenie – o czym państwo tu wszyscy mówili – to także pewnego rodzaju wspólnota. Co z tego, jeśli mamy te same doświadczenia kulturowe i  historyczne, jeśli nie dzielimy ich z innymi, jeżeli nie są one wymieniane, nie są impulsem do budowania wspólnoty – jeżeli nie są, to trudno mówić o pokoleniu. Natomiast jeżeli – co jest przecież rzeczą możliwą – wydarzą się takie zdarzenia, czy zjawiska, które staną się pretekstem do dyskusji o budowaniu wspólnot, to myślę, że kategoria pokolenia może powrócić.

Roman Bobryk: Szczerze mówiąc, kategoria pokolenia nigdy nie była mi do niczego potrzebna – może z powodu specyfiki prowadzonych zajęć dydaktycznych… Jeśli miałbym posługiwać się podobnymi kategoriami, to chyba wygodniejsze byłoby pojęcie, które ukuł w latach 70. Aleksandar Flaker z uniwersytetu w Zagrzebiu, który mówił o formacjach stylistycznych, w bardzo szerokim znaczeniu (w odróżnieniu od „pokolenia” może być ona bardziej „rozciągła w czasie”) – z tym że to jest pojęcie zawsze obejmujące jakąś zbiorowość, podczas gdy ja zajmuję się raczej jednostkami, konkretnymi twórcami i  utworami, i  na ich przykładzie pokazuję specyfikę poetyki danego autora.

Józef Maria Ruszar: Twardej konkluzji więc nie mamy. Historycznie pewnie będziemy się posługiwać takim pojęciem, dydaktycznie też, zwłaszcza jeśli chodzi o wiek XX, czy XIX, a co będzie – to się dopiero zobaczy.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Józef Maria Ruszar, Po co nam pokolenia?, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2019, nr 16

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...